sobota, 29 stycznia 2022

Georges Simenon - Maigret hésite

 

Mówię do córki:

- Popatrz,  rano oglądałam wiadomości z czeskiej telewizji, w pracy rozmawiałam po włosku, po południu obejrzałam film rosyjski, a teraz czytam książkę po francusku. Co by nie mówić, za komuny by się tak nie dało...

A ona mi na to swoim stałym tekstem:

- Chwalisz się czy żalisz?

No i tak to podyskutowałyśmy o możliwościach, jakie daje XXI wiek 😁

Tymczasem sprawdzam w blogowej wyszukiwarce i okazuje się, że ostatniego Maigreta czytałam w 2018 roku! Jak też mogłam go tak zaniedbać? Ważne jednak, że cierpliwie stoi na regale i czeka. Od początku był w nienajlepszym stanie - większość kupiona w antykwariatach - no, a te 30 czy 40 lat na półkach też urody nie przydały. 

Zaznaczałam sobie kółeczkiem już posiadane, ale jeśli chodzi o przeczytane, to wiadomo jedynie o tych, które opisałam na blogu (czyli od roku 2010). Dokładnie 38 sztuk. Przy czym, jak wiadomo, ja i tak zapominam, więc mogę czytać od nowa również kryminały. 

Ten to właśnie kryminał być może wcześniej czytałam, bo przynajmniej początek wydał mi się znajomy, ale końcówki nie pamiętałam, więc OK 😂

Historia tu jest taka, że Maigret dostaje anonimowy list, gdzie jest mowa o grożącym niebezpieczeństwie, być może morderstwie - ale bez żadnych szczegółów. List jednak został napisany na dość szczególnym papierze i szybko zostaje odnaleziony adwokat, który go zamawia w luksusowym sklepie papierniczym. Ech, co za czasy (lata 60-te), jakie wszystko było proste, swoją drogą. Adwokat jest zdziwiony wizytą komisarza, dalej nie wiadomo, kto się posłużył papierem jego kancelarii, ale Maigret zaczyna się przyglądać bogatemu domowi państwa Parendon i dostrzegać niepokojące oznaki zbliżającego się kryzysu...

Morderstwo istotnie zostanie dokonane, a do wykrycia sprawcy przyczyni się... inwalida mieszkający naprzeciwko i z nudów obserwujący przez okno ruchy w mieszkaniu vis-à-vis. Całkiem jak w Oknie na podwórze

Moja córka też miała ostatnio tego typu śledztwo, tyle, że nie przez okno, a przez wizjer na klatkę schodową. Twierdzi, że do mieszkania naprzeciwko (do Grażyny) zapukali sąsiedzi z góry, on ubrany do wyjścia, ona po domowemu, Grażyna otworzyła, coś mówili, "domowa" weszła do środka, do salonu, jej mąż stał dalej na klatce, drzwi nie zamknęli, Grażyna najpierw grzebała w WC, potem ubrała się i wyszła zamykając drzwi na klucz i razem z mężem tej z góry gdzieś poszli z torbą dużą. Córka twierdzi, że zamordowali "domową" i wynieśli w tej torbie. Z góry słychać poruszenia, ale że to tylko jej mąż tam jest. 

😁😁😁 

Jeśli spotkam kogoś z bohaterów dramatu, doniosę!

Początek:

Koniec:

No w strasznym stanie. Usprawiedliwieniem niech będzie, że po pierwsze często już takie były, gdy je znajdowałam w antykwariacie, a po drugie - rozpadają się zazwyczaj podczas czytania.


Wyd. Presses de la Cité, Paris 1968, 184 strony

Z własnej półki (z antykwariatu, nabyte 18 czerwca 1988 roku za 500 zł równiutkie)

Przeczytałam 27 stycznia 2022 roku

 Z włoskiej Wikipedii dowiedziałam się, że był to 68-my tom z serii o Maigrecie.




NAJNOWSZE NABYTKI

Byłam oddać książki w bibliotece na Królewskiej i połaszczyłam się na węgierską powieść ze stolika "do brania". No co począć, bratanki zawsze ciągną - a nigdy o tym konkretnym nie słyszałam. Może przeczytam i sama z kolei wyniosę? A może gdzieś w domu jeszcze upchnę?


DOMOFON praski

No proszę, Havel na Wawel 😀



Poza tym nie jest dobrze, bo łeb nap... - a ja przecież na pociung muszę 😱

Co za żywot przeklęty!


wtorek, 25 stycznia 2022

Jan Jungmann - Holešovice - Bubny v objetí Vltavy

 

Pana Jungmanna znam od dawna - nie żeby osobiście, ale on często się wypowiada na historyczno-praskie tematy w reportażach czeskiej tv - ma bardzo charakterystyczny sposób mówienia (może wadę wymowy? patrz poniżej na filmiku), więc nie trudno go było zapamiętać. Więc ten pan Jungmann Jan jest historykiem i pracuje w Muzeum Miasta Pragi, a musicie wiedzieć, że gdy byłam w Pradze po raz pierwszy, to zaraz drugiego dnia, ze względu na migrenowe okoliczności i konieczność rezygnacji z uprzedniego planu, udałam się do tego muzeum i obejrzałam wystawę. Wystawie towarzyszyło takie właśnie wydawnictwo - to nie była wystawa akurat o Holešovicach (ta była wcześniej), tylko o innej dzielnicy, ale któraś z kolei, a przy każdej z nich muzeum wydawało taki piękny album. Mam ich osiem - jak widać na zdjęciu - i chyba nawet żadnego mi nie brakuje. Aczkolwiek zdobywanie ich było proste i nie było. Już wtedy w 2016 roku oglądałam je w muzealnym sklepie, ale ani mi się śniło przecież, że będę do Pragi wracać i gromadzić związane z nią wydawnictwa, prawda?

Potem co roku do muzeum wracałam, bo zawsze była jakaś ciekawa wystawa, ale nie było mowy o kupowaniu albumów, bo ciężkie to i wielkie. Jak cholera 😁 Więc rozwiązałam ten problem inaczej czyli zakupami online z wysyłką. A jeden nawet przeczytałam, ten o Żiżkowie. W 2017 roku, więc jeśli będę kontynuować w takim tempie, to już do 2052 roku będę miała serię obcykaną (ale ludzie tak długo nie żyją)...

Więc przeczytałam, stare archiwalne zdjęcia wyoglądałam i okazało się, że jeszcze dużo mam do obejrzenia w realu. A przynajmniej z tego, co zostało z dawnych czasów, bo stare Holešovice prawie już nie istnieją. Przy czytaniu notatek nie robiłam - ja się chyba już nigdy tego nie nauczę - nie pozostaje mi nic innego, jak usiąść przy biurku i znów strona po stronie przejrzeć wszystko i wynotować.

O ile tak na co dzień, gdy wyjazd jest jeszcze odległy, staram się nie tęsknić za Pragą i za dużo o niej nie myśleć, o tyle oglądanie zdjęć nie są najlepszą metodą na zapomnienie 😁 więc mnie trochę w niedzielę rozmarzyło. Ale nie ma się co smucić, jeszcze tylko 115 dni.


To są tak porządne wydawnictwa, nie tylko kredowy papier (stąd i waga), nie tylko sztywne grube okładki i jeszcze obwoluta, ale również dodatki w postaci reprodukcji starych map plus wkładka po angielsku.

Wyd. Muzeum hlavního města Prahy 2014, 213 stron

Z własnej półki (kupione 2 grudnia 2019 roku za 405 koron; na dzisiejsze to będzie około 76 zł)

Przeczytałam 23 stycznia 2022 roku


Znalazłam na You Tube kawałek mojego ulubionego programu Z metropole, opowiadający o małym fragmencie Holešovic, o takiej części dzielnicy, która zniknęła bezpowrotnie. Zaraz na początku możecie zobaczyć pana Jungmanna i usłyszeć, jak mówi.

 

Trafiłam też na wykład o rozwoju urbanistycznym Holešovic (znajdę półtorej godziny, żeby to obejrzeć... albo nie znajdę).

 


Słuchajcie, słuchajcie!

Napisał do mnie Ali Omar:

Pokój z tobą

Nazywam się Ali Omar, jestem kierownikiem banku w Dubaju. Skontaktowałem się z Tobą w sprawie konta należącego do obywatela Twojego kraju. Ten człowiek zmarł 13 lat temu i nie wspomniał o nikim, kto odziedziczy fundusz. Bank kazał mi szukać krewnych zmarłego klienta. Ale nikogo nie znalazłem. Jeśli nikt nie narzeka, konto zostanie zablokowane i przesłane do pliku administracyjnego. Więc postanowiłem cię przedstawić. Napisz na mój osobisty adres e-mail, abym mógł przesłać informacje i wyjaśnić, w jaki sposób potrzebuję twojej pomocy (aliommrr@gmail.com).
 
Muszę zaraz, szybciutko odpisać - martwię się trochę, czy aby na pewno nikt nie narzeka!

 

Słuchajcie, słuchajcie po raz wtóry!

Serial rosyjski obejrzałam. Mało, że serial, to wręcz SAGĘ! W sensie dzieje rodziny, a nawet dwóch, na przestrzeni kilkudziesięciu lat - zaczyna się to wszystko w latach 60-tych. Melodramat z 2010 roku, 16 odcinków - a ja to wszystko zdzierżyłam. Sama sobie się dziwię. Mało tego - teraz szukam kolejnych tego typu - w sensie, żeby właśnie jakaś rodzinna saga była. Chyba mię coś porąbało 😂 

Serial nazywał się Piąta grupa krwi (Пятая группа крови) i charakteryzował się następującą żeńską przypadłością - co która się przespała z jakimś parniem, to zaraz była w ciąży. W dodatku parień obowiązkowo był żonaty, stąd wszelkie problemy. Ale dobra, wciągnęło mnie i już.

 

DOMOFON praski a' la pewien rodzaj krzyżówek, których nie cierpię, z tym ukośnym podziałem pól 😣 To jest strasznie mylące!

A u nas w klatce (dla królików) też mieszka pani Sobestowa, na ostatnim piętrze. Nie wiem, jakim cudem udało mi się zapamiętać jej nazwisko z przedhistorycznych czasów, gdy jeszcze były listy lokatorów. 

Skoro już o klatkach mowa to ciekawostka - Havel miał kiedyś wyrazić się o blokach/osiedlach per králíkárny i to mu popularności w społeczeństwie nie przydało, że takie z niego bogate książątko było, a prostym ludem gardził...


sobota, 22 stycznia 2022

Joanna Chmielewska - Autobiografia tom I: Dzieciństwo

Powiem Wam, że jednak wolę czytać kryminały Chmielewskiej niż wspominki z żywota, bo łatwiej wtedy znoszę jej sposób pisania, te emocje, które nią targają, wybuchają, rozszalały się wycia, piania i ryki, kłębi się we mnie szaleństwo, jelito długie zwija się w dodatkowe węzły, ta cała przesada etc. Co jest do przyjęcia w humorystycznej wymyślonej fabule, to nie bardzo mi pasuje przy opisie prawdziwych wydarzeń. A już rozmowa z liszką w maliniaku mnie rozwaliła kompletnie.

Dodatkowo wkurzało mnie, że czynione co i rusz uwagi, że ten motyw wykorzystała autorka w tej książce, a tamten w tamtej - bo oczywiście z moją sklerozą nie pamiętam czy to bohaterów czy wątków. A wyobrażam sobie, że bardziej ode mnie fanatyczne wielbicielki twórczości J.Ch. znają to wszystko na pamięć. Kojarzę z dawnych, bardzo dawnych czasów lekkiej prehistorii internetu takie forum jej miłośniczek, gdzie omawiane było wszystko, co tylko możliwe 😁 Ach, myślę sobie, poszukam szybciutko - i patrzcie, ono jeszcze żyje! 

Czy te z Was, które Autobiografię czytały i jednocześnie znają też Słoneczniki, również miały wrażenie, że jest w tych dwóch książkach jakaś wspólna nuta? Może tak mi się zdaje jedynie dlatego, że po części opowiadają o tych samych czasach - świeżo powojenna szkoła.


Początek:


Koniec:

Wyd. Vers (chyba, trudno odczytać, w ogóle jakaś firma-krzak: może założona tylko dla wydania Chmielewskiej? nie ma na nią żadnych namiarów w książce), Warszawa 1993, 317 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 22 stycznia 2022 roku

 

Co wstaję, to z bólem głowy (covid?). Dwa razy w tym tygodniu pozwoliłam sobie na zażycie Magicznej Pigułki (bo do roboty jednak trzeba), ale ileż można. Toteż dziś rano zadowoliłam się zwykłym Ibupromem, który oczywiście nic nie dał. Może będzie lepszy do wyczyszczenia żelazka (klik)...

Z bólem nie tylko głowy, ale również serca spędzam więc wolny dzień w łóżku - tak biało za oknem, poszło by się na spacerek 😕 A' propos, potoczyłam się w zeszły weekend obadać sprawę basenu na Bronowiance. Bo na ich stronie była cena 12 zł za godzinę, ale ostatnie informacje dotyczyły 2019 roku, więc nie bardzo wierzyłam w ich aktualność. I słusznie. Obecnie 20 zł (czyli, kurde, więcej niż na AGH, gdzie trzy baseny, jacuzzi i w ogóle, a tu jeden mały!). Co do karnetu dla seniorów - no co, niedługo będzie mi się należał - pani na recepcji nic nie wiedziała jeszcze, ale za to wyjaśniła mi, że normalny karnet, obojętnie czy na 5x czy na 10x, jest ważny tylko miesiąc. A to mnie zaskoczyła, bo myślałam, że dopóki nie wychodzę całego. Jedyny plus tego basenu, jaki na razie widzę, to ten, że koło osiedla i w lecie wieczorem mogę sobie wrócić do domu z mokrą głową w sumie... Ogłoszenie wisi na recepcji, że szukają kogoś do pracy. Chyba bym oszalała siedząc cały dzień w tym smrodzie chloru plus jeszcze znosząc hałasy dzieciarni, fuj! Strasznie to tam małe wszystko. Jak oglądałam (w internecie) wnętrza basenu AGH, to kompletnie inna rzeczywistość.

Całe szczęście, że miałam jeszcze w lodówce zupę z wczoraj, w porze obiadowej nie musiałam się martwić, ale mimo to wyciągnęłam tofu, bo miało datę ważności do wczoraj. Plan był, że zjemy później z makaronem soba. Córka pod mym kierownictwem przyrządziła marynatę, otwieram więc opakowanie, żeby tofu odsączyć - a tu jak nie buchnie smród. A może intensywny zapach? Jak łeb napieprza, to trudno o zrównoważone reakcje... Więc mimo wszystko dałam córce do pokrojenia w kostkę, zamarynowała to i wstawiła do lodówki. A ja teraz zaczęłam szukać w internecie, czy tofu może śmierdzieć (może, ale tzw. Stinky tofu, jakowyś przysmak z Tajwanu, marynowany z owocami morza, brrrrr), a w każdym innym przypadku jest zepsute i należy je wyrzucić (do bio, jak mówi ta strona, dodając, że do bio nie należy wrzucać odpadków w torebkach lub workach foliowych - u nas tylko w takich widzę śmieci w brązowym pojemniku - kiedyś nawet kupiłam jakiś plastikowy pojemnik z pokrywką w Pepco, który naturalnie musiałam myć po każdym wyrzuceniu śmieci, a i tak rozpirzył mi się, gdy z niego wytrzepywałam przyklejone obierki z marchwi uderzając o bok śmietnika, z czego wniosek, że podwójna strata dla środowiska. Ja już nic nie wiem). 

No to ci pech. Tak się staram niczego nie marnować. Ale to chyba nie moja wina, bo nie zaśmierdło się od wczoraj przecież, po prostu kupiłam zepsuty.

Ale covida chyba nie mam, skoro smród czułam, co?

 

DOMOFON praski - alfabetyczny. W sumie praktyczny (niczym jakiś półpancerz, bo jednak w przypadku zmiany lokatora cała lista idzie się...)


 

czwartek, 20 stycznia 2022

Aleksandra Marinina - Niezamknięte drzwi

Ależ oni wydają tę Marininę! Ta wyszła w zeszłym roku - a pochodzi z 2001. Czyli sprzed 20 lat! A niedawno przecież czytałam o wiele późniejszą, gdzie Kamieńska jest emerytką. No, taką pracującą oczywiście emerytką.

Ale nie narzekam, bo dzięki temu, że tutaj Nastia jest jeszcze młoda (bodajże 41 lat), książka jest strawniejsza. Póki pracuje na Pietrowce, jakoś ta seria trzyma się kupy, a potem robi się z niej rozlazła mymra 😂

/tłumaczenie w wielu miejscach kiepskie/

O co chodzi, widać z okładki - pozostaje wyjaśnić tytuł. Kamieńska myśli, że zawsze ma w odwodzie otwarte drzwi - jeśli będzie miała naprawdę dość nowego szefa, odejdzie do innego departamentu, bo ma przecież w odwodzie swojego generała. Aż tu nagle spotyka go przypadkowo w jakimś pubie i dowiaduje się, że generał w wyniku politycznych przetasowań popadł w niełaskę i sam odchodzi z pracy w milicji. Drzwi się zamykają...

Początek:

Koniec:

Wyd. CZWARTA STRONA, Poznań 2021, 524 strony

Tytuł oryginalny: Незапертая дверь

Przełożyła: Aleksandra Stronka

Z biblioteki

Przeczytałam 18 stycznia 2022 roku


W pracy wiosna, a na zewnątrz - po śnieżycy niewidoczny zegar na przystanku.


 

Hasztag You Tube

Wygląda na to, że mam kolejnego hopla - a to miliony filmików. Żeby to jeszcze się skoncentrować na jednym temacie... ale nie! Filmy czeskie, filmy rosyjskie, słuchowiska, urządzanie wnętrz, relacje ze świata, trochę kuchni, azjatyckie klimaty... ciągle więcej i więcej. Błagam - zabierzcie mi internet!

/cudze życie zawsze ciekawsze niż własne/

Dziś trafiłam na profil młodej Ukrainki mieszkającej w Krakowie. Nazywa się Lera Winogradowa (Лера Виноградова). Obejrzałam dwa filmiki i jestem zainteresowana dalszymi. Ten poniżej opowiada o tym, co ją dziwi w Polsce. Na przykład pociągi spóźniające się godzinę lub więcej 😁 Można sobie włączyć polskie napisy.

 

Oczywiście zaraz pojawiły się kolejne profile cudzoziemców mieszkających w Polsce, na przykład:

2/ Witalij Miroszniczenko (Виталий Мирошниченко)

 

3/ Yulia Pogonina - też mieszka w Krakowie 😀

 

4/ Ola i Żenia z Ukrainy mieszkają z kolei we Wrocławiu (Крафтовые Экспаты)

 

5/ Irańczyk w Polsce i wszystko jasne

 

6/ Dziewczyna z Białorusi (Белорусские Экспаты в Польше)

 
 
 
9/ a na końcu Lisa Lansing, Amerykanka zamężna za Polakiem, wegetarianka, minimalistka - ale rozumiem piąte przez dziesiąte z jej angielszczyzny i jakoś mnie na razie ta kobieta nie przekonuje...
 
DOMOFON praski - też w znacznej mierze cudzoziemski (2x Yakovlev, Doyle, Larsson)...

wtorek, 18 stycznia 2022

Lena Świadek - Zaproszenie na kimchi

Tak się ucieszyłam, gdy znalazłam tę książkę w bibliotece - o, coś o Korei, cienkie i nie naukowe 😂 I nawet na początku żarło, choć strasznie chaotyczne było, z tematu na temat, ale to niby rodzaj dziennika z pobytu w Korei, więc niech będzie, dziennik ma swoje prawa.
 

Ale w miarę rozwoju sytuacji autorka dorzuca złote myśli o wyborach w USA, wrażenia z lektury książek w żadnej mierze nie związanych z Koreą (na przykład przepisuje anegdotę z książki o Boyu Żeleńskim), relacjonuje swoje wrażenia z filmu 21 gram - pisownia oryginalna - zachwycając się oczami czystymi jak niebo Shona Penna (tak, anglistka napisała Shona), a w gratisie dokłada swoje pseudofilozoficzne rozważania na tematy różne. I już mi się przestało podobać, a zaczęło irytować. Ogólnie - nie polecam.

Ale najciekawsze jest to, że w "moim" egzemplarzu ktoś robił korektę. Taką rasową, prawdziwą, nie że jednorazowo podkreślił ołóweczkiem jakiś błąd. No i teraz zachodzę w głowę, co to za dziwna sprawa. Czy autorka się szykowała do drugiego wydania i kogoś poprosiła o poprawki, a potem egzemplarz przekazała w darze bibliotece? Czy też ktoś się uczy na korektora (kurde, chyba wymierająca profesja) i ćwiczył sobie na bibliotecznej własności? Tej zagadki nie rozwiążę. 

Natomiast z ciekawości co do dalszych losów Leny Świadek wrzuciłam jej nazwisko do wyszukiwarki i pierwsza strona, która mi wyskoczyła, to ta, gdzie sprzedaje ona medytacje (10 w promocyjnej cenie 200 zł). No dobrze, to ja już podziękuję. Ale jakoś nie byłam specjalnie zdziwiona, to, co jest w książce sprzed 14 lat (przykład górnolotnej, pełnej kiczu i pretensjonalności frazy - wczorajszy dzień, jak dojrzały, soczysty owoc spadł w moje zaskoczone dłonie), prowadziło do takiego rozwiązania 😁

Początek:

Koniec:

Wyd. Kwiaty Orientu, Skarżysko-Kamienna 2008, 95 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 15 stycznia 2022 roku

 

Z głowy mi nie może wyjść dzisiejsza historia. Znaczy dzisiaj o tym przeczytałam. Czeszka, jakaś folkowa pieśniarka, lat 57. Mąż i syn zaszczepieni, ona nie. Namiętna czytelniczka różnych profili novax w mediach społecznościowych. Rodzina prosiła, namawiała - nie, nie zaszczepi się, zresztą co tam covid. Dla jasności obrazu dodajmy, że od dawna już wyznawczyni medycyny alternatywnej i jogi jako panaceum. Mąż i syn po Nowym Roku mają pozytywny test, ona stwierdza, że nie będzie się od nich izolować, bo właśnie lepiej covida złapać, przechorować i mieć status ozdrowieńca. Choruje pięć dni. W piątek donosi na FB, że już to ma za sobą, pełna uśmiechów i wyszczerzonych buziek, że było kolorowo, a teraz wreszcie koncert, teatr, sauna (w Czechach, wiecie, są obostrzenia, w przeciwieństwie do Polski), może nad morze. W niedzielę idzie na spacer, gdy wraca, skarży się na ból w plecach. Czymś tam ją smarują, pójdę się położyć na chwilę. Dziesięć minut później nie żyje, udusiła się.

Syn oskarża czeskich antyszczepionkowców, którzy matce wyprali mózg. Macie krew na rękach, gardzę wami. I wymienia nazwiska. Wśród nich aktora Jaroslava Duška. Dušek jest od dawna zakręcony, ale dopóki namawiał jedynie do chodzenia boso i leczenia się za pomocą przytulanek do drzewa, pal go licho, razem z jego ezoterycznymi głupotami i zamiłowaniem do indiańskich rytuałów. On jest homo sapiens, a nie homo sapiens domesticus, taki więcej dziki, u lekarza nie był od 30 lat (o dentyście nie mówi), lekarstw nie bierze, pomysł, że by się miał zaszczepić, uważa za absurdalny. Woli umrzeć wolny niż żyć zaszczepiony. Jest zresztą laureatem nagrody Bludný balvan (Głaz narzutowy) przyznawanej za tumanienie narodu czeskiego (z uzasadnieniem: za dobre szamańskie rady na każdy dzień).

I teraz pytanie. Można kogokolwiek obwiniać? Była w końcu dorosła, nawet bardzo. Czy w imię wolności słowa należy pozwalać głosić wszystko? 

Nota bene, Breivik wnioskuje o zwolnienie z więzienia po odbyciu połowy kary. Facet zastrzelił 70 osób i już się szykuje na wolność. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że nie wypuszczą go - nigdy. 

Co się dzieje z tym światem?


DOMOFON praski - taki znalazłam kiedyś, na odwyrtkę. Ciężko się jednak czyta nazwiska w ten sposób...

 
OGŁOSZENIE PARAFIALNE

Znalazłam jeszcze jeden profil słuchowiskowy i dołożyłam go w poprzednim poście.

niedziela, 16 stycznia 2022

Ivan Klíma - Milenci na jednu noc

 

Czytałam Klímę w zeszłym miesiącu - zachwycona - a teraz mi nie przypadł zbytnio do gustu. Mniejsza o to, że opowiadania, ale, kurczę blade, pisane w stylu strumień świadomości. Czytane w obcym języku podwójnie ciężkie. Więc trochę się namęczyłam, choć lektura dość krótka (10 opowiadań, razem 170 stron) i coś czuję, że w lutym wybiorę innego autora.

To opowiadania o miłości - ale miłość jawi się właściwie jako coś niemożliwego we współczesnym społeczeństwie. Samotność, pustka, smutek, brak celu, brak nadziei... całe lata 60-te w Czechosłowacji... jedyne, co ratowało książkę w moich oczach, to poczucie humoru autora.

Początek:

Koniec:

Jak widać na półce, jeszcze parę tomów Klímy mam (plus dwie powieści wydane po polsku). Na razie jednak od niego odpocznę 😏

Wyd. Academia, Praha 2001, 171 stron

Z własnej półki (kupione w antykwariacie w Pradze 15 sierpnia 2017 roku za 50 koron)

Przeczytałam 12 stycznia 2022 roku

 

Słuchajcie, słuchajcie! Za pięć miesięcy będę emerytką! Czy ktoś to sobie mógł wyobrazić jeszcze niedawno? Ktoś mógł, ale ja nie! Ojczasty też bardzo się zdziwił na tę wieść... no, w sumie zrozumiałe - dowiedzieć się, że twoja córka jest już taka stara, to może być szok 😂 

Czyli jeszcze pięć miesięcy będę płacić daninę w postaci ZUS-u, a potem już adieu, tylko zdrowotne. Pewnie dlatego nasz ukochany rząd wymyślił cały ten ład - żeby mi chociaż uszczknąć dwa razy zdrowotne. To już co prawda obowiązywało wcześniej, ale nie w takiej wysokości, do diabła! Bo jak już wspominałam pięćdziesiąt tysięcy razy - robić dalej muszę. 

No i a' propos roboty. Przywalili mi nowy dział 😕 Znaczy dział stary, ale dla mnie kompletna nowość. Że niby to pomoże mnie wybronić przed zakusami Najwyższej Zwierzchności, która chce wyrzucać wszystkich na działalności gospodarczej i przyjmować nowych. To niby taka transparentność ma być. Żeby co roku zmieniać firmy współpracujące.

Oczywiście Fabryka mi przydała, i to sporo (to sobie ZUS i skarbówka zabiorą więcej), w związku z czym nowa kuchnia jawi się jako plan nieco bardziej realizowalny, ale co z tego, jak jestem przerażona tym, co mnie czeka - najgorzej, jak masz robić coś, na czym się nie znasz. Oczywiście będą mi pomagać... jednak branie pieniędzy za coś, co po części będą robić inni, jest mało komfortowe.

No nic, spróbujemy z tego wybrnąć, zaczynam od lutego i wygląda na to, że chyba przejdę na ryczałt, coby ratować, ile się da. Nigdy się tym nie interesowałam, ale mi podpowiedziano, że ten nowy dział jak najbardziej podpada pod 8,5% stawki podatku (zamiast dotychczasowych 17%). 

Dopóki jednak nie przespaceruję się do ZUS, żeby mi wyliczyli stawkę do czerwca, nie jestem w stanie wyliczyć/wywróżyć z fusów, ile konkretnie mi zostanie po daninach. 


SŁUCHOWISKA

Obiecałam Ikroopce linki do YT. Proszę bardzo.

1/ Iskra z ogniska. Słuchowiska Teatru PR

 

2/ Kratery

3/ Maki Maki

Tu uwaga - tylko część to słuchowiska, reszta audiobooki.

 


I jeden profil po rosyjsku:

4/ Театр у микрофона 


5/ Licho co nigdy nie śpi


6/ Słuchawiskowo


7/ Kocyk i Herbatka

To nie słuchowiska, ale stare telewizyjne programy

 


Jeśli znacie inne, to dawajcie!

8/ Odkryłam jeszcze jeden profil: Paulus Tarsensis. Głównie klasyka.


 

DOMOFON praski

Paczpan, czego tu tylko nie ma... Hašek, Franklin, Moric, Shapira... a już Kny Baum to w ogóle rozkminić nie mogę.


czwartek, 13 stycznia 2022

Andrea Camilleri - Pole garncarza

 

Właśnie sprawdziłam przez blogową wyszukiwarkę - ostatniego Camilleriego czytałam przed założeniem bloga, bo tu nie ma ani wzmianki. I to niejednego czytałam - ale nigdy po polsku. A ostatnio jakoś wzięła mnie ciekawość, co też tłumaczka zrobiła, jak sobie poradziła. Bo trzeba wiedzieć, że bohater tych kryminałów, komisarz Montalbano, posługuje się takim po części wymyślonym przez autora dialektem. No i w tłumaczeniu nic się z tym nie da zrobić, więc decyzja była jedynie słuszna - użyć zwykłej polszczyzny. Znika wtedy urok, jaki dawał powieści specyficzny język - ale wyobraźcie sobie, że nie zaszkodziło to odbiorowi całości.

Bowiem przeczytałam książkę na jednym tchu i naprawdę polecam gorąco, jeśli szukacie lektury na długie popołudnie i wieczór. 

Tłumaczka poradziła też sobie nieźle z językiem sierżanta Catarelli, całkiem osobnym. Tutaj chodziło o przekręcanie wyrazów czy idiomatycznych zwrotów.

Przykład: 

- Panie komisarzu, o przebaczenie i zrozumienie się upraszam, ale tak mi telefonił pan komisarz Augello, powiedział, żebym powiedział, że pana obecność osobiście we własnej osobie jest niezbędnością.

Początek:

Koniec:

Wyd. Noir Sur Blanc, Warszawa 2014, 269 stron

Tytuł oryginalny: Il campo del vasaio

Przełożyła: Monika Woźniak

Z biblioteki

Przeczytałam 8 stycznia 2022 roku

 

Miesiąc temu wyświetliła mi się gdzieś reklama Międzynarodowego Festiwalu Filmów Młodego Widza, kliknęłam, przeczytałam, że projekcje online i znalazłam film dla siebie czyli

DZIECIAKI SOBIE RADZĄ (Kids are fine), Korea 2021

reż. Ji Won Lee

 

Ale wyświetlano go we wtorek od 10.00. Czyli jakżem była na Fabryce. Wobec powyższego, nastawiłam się na oglądanie na kompie i to z przerwami, gdy mnie będzie Derechcja wołać (nie wiadomo po co). Wedle regulaminu miałam wykupiony film przez 4 godziny do dyspozycji. Ach! Żeby to był jedyny problem. Chwilę przed 10.00 wchodzę na stronę, żeby sobie ten dostęp wykupić - a tam filmu już nie ma! Nosz nie! Tak się nastawiłam! Wcześniej przepatrzyłam ruskie internety, czy go gdzieś nie ma, ale nigdzie nic, więc jedyna szansa! Znalazłam telefon do tego Poznania - miła pani przeprosiła, że jest jakiś problem z tym akurat koreańskim filmem i nie mogą go wyświetlić na swojej platformie, ale pracują nad zamianą na inną i powinien się pojawić za chwilę. Uff. Gdy się już wreszcie pojawił i kupiłam bilet, film nie szedł. Znów interwencja. Skracając - film w końcu udało mi się obejrzeć, przedłużyli czas dostępu do 16.00, ale była to nerwówka. 

W pracy lepiej chyba pracować 😏

Był jeszcze jeden film na festiwalu, który chętnie bym obejrzała, ale w piątek, kiedy mam niemiecki. No trudno. 

A potem przyszła sobota - i to była ta sobota, co to nagle dostałam ataku migreny, który równie nagle minął, no ale do Dżendżejowa w rezultacie nie pojechałam. Pod wieczór sprawdzam pocztę - przyszedł mail, że ostatnie seanse. Wchodzę i co odkrywam? Żem - jak to już we zwyczaju - głupia pinda. Bowiem nie zauważyłam, że projekcje są również wieczorową porą! Bo tam takie niezauważalne przesuwanie w prawo jest... a w ogóle to uznałam, że rzecz jest przeznaczona dla szkół i odbywa się w szkolnych godzinach 😂

I tak obejrzałam jeszcze jeden film - chyba pierwszy raz w życiu film estoński. Ba, nawet udało mi się namówić córkę na wspólne oglądanie i była bardzo rozczarowana, że to już koniec. A wiecie, ona normalnie takich filmów nie ogląda, to poniżej jej godności 😁 Przez takie filmy rozumie twórczość z dawnego obozu socjalistycznego, że tak to ujmę.

ŻEGNAJ, ZSRR!, Estonia/Finlandia 2020, reż. Lauri Randla

Historia zwariowanej estońskiej rodzinki u schyłku Związku Radzieckiego.

 

No, to historią festiwalową się podzieliłam, a teraz co było dalej. Wyszedł drugi sezon serialu ШВАБРА 2 czyli Szwabra dla tych, co nie znają cyrylicy. O tej genialnej matematyczce, która pomaga policji rozwiązywać kryminalne sprawy. Poprzedni sezon skończył się w najmniej oczekiwanym momencie i... i drugi TAK SAMO! No niech ich...! Bo na sezon trzeci czekanie będzie dłuższe, niestety. A bym oglądała już natychmiast 😀

 

Poza tym donoszę, że stanowczo przesadzam z You Tubem, mam tam na dziś zasubskrybowanych 146 profili i codziennie znajduję nowe. Czyli teraz dajcie mi kolejne życie, to będę oglądać. Muszę chyba osobno o tych kanałach napisać. Moje najnowsze odkrycie to Архитектурные излишества (Architektoniczne ... właśnie, nie wiedziałam, co to te излишества, słownik powiedział, że zbyteczności, zbytki, nadmierność... hm), gdzie chłopak opowiada o różnych ciekawych budynkach w Moskwie (i nie tylko), ale też rozmawia z ich mieszkańcami. Właśnie obejrzałam wideo o słynnym okrągłym bloku, pewnie się kiedyś natknęliście na jakieś zdjęcia tego budynku. No, a teraz się dowiedziałam, że on powstał blisko wytwórni Mosfilm i często grał w filmach, w tym w Moskwa nie wierzy łzom. No gdzie??? W ogóle nie kojarzę. Chyba będę musiała znowu sobie Moskwę puścić...

 

A tak a' propos: jak jest z Waszą znajomością rosyjskiego? Bukwy chociaż znacie czy muszę przepisywać na nasze?  😂

Natomiast, kończąc, sporym nieporozumieniem był wczoraj obejrzany dokument na DAFilms: Construcciones, reż. Fernando Restelli, Argentyna 2018

O Pedro, starszym gościu pracującym jako nocny stróż, a w dzień zajmującym się małym synkiem. Nuda okropna. Nie przemówił do mnie, a tak zachwalali młodego reżysera, dali go nawet do sekcji Odkrycia. Że obserwatorski talent.

 


DOMOFON praski, trochę włoski, ale najważniejsze, że wreszcie znamy adres agenta 007!

niedziela, 9 stycznia 2022

Marcin Antosz - Opóźnienie może ulec zmianie

Zamówiłam tak tylko z tytułu, było w nowościach. Nawet w kolejce stałam. Ale okazało się to, co poniżej czyli że książka napisana przez entuzjastę-maszynistę. A nie reportaż jakiś o kolei. A szkoda, taki - krytyczny - bym chętniej przeczytała.

Ogólnie rzecz biorąc - chyba nigdy nie uśmiechnęłam się na myśl o podróży pociągiem. Raczej odwrotnie. Owszem, kolej wydaje mi się troszeczkę fascynująca (nie żeby bardzo), ale dopóki nie muszę mieć z nią do czynienia. A miałam od maleńkości czyli od czasów, gdy zaczęliśmy jeździć na wczasy FWP 😄 Pamiętam, że najpierw jechało się do Kielc i tam na bocznicy wsiadało się zająć przedział, takich cwanych było zresztą więcej 😅 Na kolonie to chyba autobusami zawozili. A my jeszcze mieliśmy rodzinę w Potoku (jedna czy dwie stacje od Dżendżejowa) i do nich się też chyba raz w roku zaglądało. Potem studia i już regularne kursy weekendowe z Krakowa do domu i na powrót. Następnie długie lata przerwy, gdy jeździłam do rodziców dwa-trzy razy w roku. A teraz nadrabiam te długoletnie zaległości, kursując bezustannie już piąty rok do Ojczastego. 

Cała moja historia kolejowa, wydawałoby się. 

Ale to nie koniec. Bo rodzina ze strony mamy była kolejowa. Kto ma w głowie olej, ten idzie na kolej, mawiano. Niegdyś. Mój pradziadek był kolejarzem. Jeden z jego zięciów był kolejarzem - nawet miał dom zbudowany z tych tam szpałów - a gdzie pracowały dzieci tego zięcia? Oczywiście na kolei. Co by trochę potwierdzało tezę postawioną przez autora Opóźnienie może ulec zmianie - że nepotyzm i kumoterstwo na kolei rządzą. Bo sam Antosz bardzo chciał zostać maszynistą, ale przez długi czas myślał, że nawet nie ma co próbować, skoro jego rodzina z koleją nie była związana.

Chciałam porozmawiać z tą kuzynką od kolei (już na emeryturze), ale akurat nie odbiera. Ale co się odwlecze, to nie uciecze, jeszcze ją w tym temacie przydybię 😁 Kojarzę, że jeździli z dziećmi na takie wczasy wagonowe.

Natomiast sama książka jest pełna technicznych opisów, nic z tego nie pojęłam i nie zapamiętałam 😂 Naprawdę do tej pory myślałam, że maszynista wsiada, odpala kluczyk i jadymy! Za to wyjaśnił mi, skąd się biorą tytułowe opóźnienia. Winny za to jest stan taboru (stare graty w większości) i rozbicie firmy na milion spółek (podaje liczę 122), gdzie pojedyncze firmiki nie mają na inwestycje i nie mają zapasowych maszyn do użycia w razie potrzeby. Takie rozdrobnienie dzielnicowe.


 

Początek:

Koniec:

Wyd. MUZA SA, Warszawa 2021, 283 strony

Z biblioteki

Przeczytałam 6 stycznia 2022 roku

 

Byłam w Dżendżejowie (poczekalnia w Centrum Komunikacyjnym dalej zamknięta, szalet dalej nieczynny, sprawdzam nieustająco). Dobrze, że zabrałam ze sobą tego Newsweeka z biblioteki, bo przyjeżdżam, a tu gazet niet. Brat, okazało się, wyjechał na długi weekend - a Ojczasty zawiesił na zimę kursowanie do miasta i podzlecił bratu tego rodzaju zakupy). No a tradycja taka jest, że przyjeżdżam i najpierw pogrążamy się w lekturze: Ojczasty tego, co ja przywiozę, ja tego, co on już wyczytał. No więc przeczytałam tego Newsweeka przywiezionego i paczpan:

To jest z artykułu o tym, jak widzą nas Niemcy. Ale to, co mnie zainteresowało, to zakres zainteresowań emerytki Elisabeth. Węgierski, rumuński, turecki! Matko, ja bym też tak chciała! Co mi przypomniało, że może powinnam na razie, nie czekając na emeryturę, bardziej się przykładać do niemiaszka?

SRAM NA INNYCH w Intercity. Może mu broda opada i stąd takie zabezpieczenie? Ale co to było dziś po południu na stacji w Dżendżejowie? Dzikie tłumy czekające na pociąg do Krakowa! O co chodzi? Czyżby skończyło się zdalne studiowanie?

 

A teraz tak - wieści z pierwszego tygodnia roku.

1/ w poniedziałek odbierałam książkę z biblio (tę właśnie książkę) i po raz ostatni miałam w ręku biblioteczną kartę. No, a w piątek przekładałam manele z jednej portmonetki (dużej) do drugiej (małej - zgadnijcie, z jakiego powodu) i okazało się, że karta zniknęła. W biblio mówią, że nie znaleźli, nie zostawiłam. We wtorek byłam jeszcze w sklepie, a w piątek rano w piekarni. To muszę jutro podejść w oba miejsca i zapytać, czy gdzieś na podłodze nie znaleźli - że przy wyjmowaniu karty płatniczej może mi i ta biblioteczna się wyślizgnęła. To ostatnia nadzieja. Kruca.

2/ to wszystko przez ortopedę z Batorego. Miałam skierowanie w ramach tego wachlarza papirów z października i właśnie się doczekałam terminu. Na ten kręgosłup lędźwiowy. Tak mnie rozstroił, że nic dziwnego, że się pogubiłam. Mówi mianowicie tak (bo jak nie, to mnie czeka operacja):

- rehabilitacja 3-4 razy w roku. Nie smieszi, jak by powiedzieli w Rosji. Przypominam, że póki co mam termin na wizytę fizjoterapeutyczną w kwietniu, wtedy mi ustalą samą rehabilitację. Może w maju, a może później (to na skierowanie wystawione w październiku)...

- basen 2 razy w tygodniu. BASEN. JA - NA BASEN. Ostatni raz byłam 40 lat temu - miałam na wuefie na I roku studiów. Największy koszmar ówczesnego żywota. Powiedziałam sobie NIGDY WIĘCEJ i słowa dotrzymałam. Do tej pory.

- żeby cokolwiek robić, zapytałam o jakieś ćwiczenia w domu. No tak, strona taka jest z ćwiczeniami: naturalreha.pl - codziennie 15 minut. Wydrukowałam sobie 4 zestawy na ten lędźwiowy i niby robię, ale męka to jest, bo niektórych ćwiczeń nie rozumiem, a w ogóle twardo jak cholera na podłodze, mimo że na dywanie. Mówię do córki, że chyba taką karimatę miałam, nowiutką, nie używaną. - Miałaś. W pandemii wydałaś. No tak, porządki robiłam. 

Zaczęłam jednak przemyśliwać nad tym basenem. Nie wiem, gdzie sprzedają stroje kąpielowe dla wielorybów, ale tego się można łatwo dowiedzieć. Trzy przystanki autobusowe ode mnie jest basen AGH. Nasza Nowa Sekretarka - baseniara (ona potrafi chodzić na 6.00 rano popływać) - poradziła, żeby nie kupować czepka silikonowego (nawet nie wiedziałam, że są takie, WTEDY były jakieś gumowe ohydy), tylko materiałowy. Że się silikonowy łatwo dziurawi, a włosy i tak się zmoczą. Dalej dowiedziałam się, że czas mycia się i suszenia włosów po basenie wlicza się do tej wykupionej godziny. A to chamstwo dopiero! Ale główny problem - wejdę na ten basen i co? Co ja tam będę robić? Nowa Sekretarka mówi więc, żeby się zapisać na aquaaerobic, jest w Herbewie. To trzeba jeździć 6 przystanków dalej. Techniczno-Artystyczny mówi, że nic podobnego, żaden aquaaerobic, bo i tak nie uchronię twarzy przed wodą  

(a tu jest dodatkowa zagwozdka - po przebytym przed laty posterydowym zapaleniu skóry wyszłam z kliniki z prikazaniem, że mam twarz zmywać jedynie Cetaphilem, a następnie nakładać Cicaplast i to wsio. Żadnej wody! Odkąd nie mam już wanny, spłukiwaniu głowy po myciu pod prysznicem towarzyszą piękne wygibasy! A takiej na przykład deszczownicy z tego samego powodu nie użyłam nigdy).

3/ usiłuję się zorientować, ile mi zostanie na życie w nowym polskim bezładzie, ale ciężko idzie. Na razie wiem tylko, że ukradną mi co najmniej 328 zł co miesiąc na zdrowotne, a może nawet 418 zł (zależy, co tam na Fabryce wykombinują). 300-400 zł mniej to naprawdę nie w kij dmuchał, przy moich dochodach 😕 Coraz gorzej widzę odkładanie na nową kuchnię.

4/ jedyna dobra wiadomość jest taka, że wytypowałam trochę ciuchów do wyniesienia, osiem sukienek wzięli w Charity Shopie, sweterek i bluzeczkę oddałam na Fabryce i mam jeszcze dwa żakiety, które trzeba by było wyprać/oddać do czyszczenia przed wydaniem, ale oczywiście mi się nie chce, więc pewnie w końcu wyrzucę. Nie zrobiło się jakoś dużo luźniej w szafie, ale zawsze to już coś - a konkretnie przyjęcie do wiadomości, że JUŻ NIE SCHUDNĘ, NIE MA NA CO CZEKAĆ 😏 Bo zwłaszcza jedną z tych sukienek kochałam i trzymałam, bo może kiedyś...

 

DOMOFON praski. Garcia taki czeski 😁