wtorek, 31 stycznia 2023

Richard P. Feynman - A co ciebie obchodzi, co myślą inni?

 Dziś koniec tego maratonu, ostatnia styczniowa książka. Wzięta tym razem nie z katalogu, ale z półki z nowościami czyli widziały gały, co brały. A i tak nie zauważyłam zdania dalsze przypadki ciekawego człowieka 😏 Dopiero, gdy zaczęłam czytać, zorientowałam się, że wcześniej już coś było tego autora.

I ja to coś sobie nawet pożyczę, choć nie natychmiast. Sytuacja jest aktualnie taka, że mam na stanie z bibliotek cztery sztuki jeszcze plus piątą w czytaniu. Czyli prawie nic. Ale nie zamawiam kolejnych, bo - jak już wspominałam jakoś tak milion razy - przede mną ciężkie lutowe chwile na Fabryce i podejrzewam, że na czytanie to mi czasu nie wystarczy. I bez tego jest kiepsko, choć z innego powodu - ledwo parę stron wieczorem przelecę, już mi się oczy zamykają. Przyjdą długie zimowe wieczory, mówili, będzie czasu a czasu na lektury, mówili. Ta juści.

A książka ciekawa, choć dla mnie bardziej pierwsza część, gdzie opowiada o sobie i swoim życiu. Ta druga jest opisem i podsumowaniem udziału autora w komisji badającej przyczyny katastrofy promu kosmicznego Challenger w 1986 roku. Matko, naprawdę minęło już tyle lat? 

W tej drugiej części jest mnóstwo technicznych szczegółów (co oczywiste), aczkolwiek podanych tak, żeby i jełop, jak ja, zrozumiał. 

Zajrzałam teraz na Wiki i znalazłam taką ciekawostkę:

Jako dziecko otrzymał kolekcję znaczków pocztowych, w tym rzadkie trójkątne egzemplarze z okresu międzywojennego z Republiki Tuwy, wówczas formalnie niepodległej republiki azjatyckiej, dziś republiki autonomicznej Federacji Rosyjskiej. Fascynacja przedstawionymi na znaczkach tuwińskimi jeźdźcami, wyobrażeniami egzotycznej przyrody, skłoniła Feynmana do zainteresowania się losem zaginionej krainy. Propagował hasło „Tuva or Bust” (Tuwa albo nic), które dla jego przyjaciela perkusisty Ralpha Leightona stało się pretekstem do napisania książki pod tym samym tytułem. Książka ta przyczyniła się do rozwoju fascynacji tuwińską kulturą i śpiewem zwanym alikwotowym lub burdononowym. Feynman wielokrotnie prosił władze radzieckie o zezwolenie na wjazd do Tuwy, jednak odmawiano mu wizy. Zgoda przyszła dopiero kilka tygodni przed śmiercią Feynmana i nie zdążył on już z niej skorzystać. Rok później Tuwę odwiedził Leighton. 

Miał po prostu otwarty umysł i tylko dlatego mógł osiągnąć to, co osiągnął (na przykład nagrodę Nobla). Ciekawość świata i nieprzepartą chęć rozszyfrowania wszystkiego, co zaszyfrowane. A wpoił mu to ojciec, również podważaniem wszelkich autorytetów.

Początek:

Koniec:

Wyd. Znak, Kraków 2019, 299 stron

Tytuł oryginalny: "What Do You Care What Other People Think?" Further Adventures of a Curious Character

Przełożył: Rafał Śmietana

Z biblioteki

Przeczytałam 29 stycznia 2023 roku

Tu zachwalają pierwszą część:

 

Mówisz i masz, czyli i tak nie ma kto znieść choinki do piwnicy. Teraz będzie sobie stała w przedpokoju, do momentu, aż zacznie na poważnie zawadzać 😉

 

NAJNOWSZE NABYTKI

Oddawałam wczoraj książkę w odległej filii, gdzie na niechciane pozycje przeznaczono cały regał. No i co, wyszłam z dwiema. Jestem przekonana, że Ten obcy już w domu jest (choć aktualnie nie mogę znaleźć), ale chciałam taki z cieniowanej serii 💜 A małą książeczkę dla dzieci wzięłam z myślą o Pradze, of course. Możliwe, że na tegoroczne wyjazdy już ich nazbierałam dostateczną ilość, ale hm... powstaje pytanie, gdzie je wepchnęłam jeszcze przed remontem. A tam, dużo czasu do maja, znajdą się.

Zgarnęłam też pięć filmów - jestem nienormalna, bo przecież wszystkie je mam, ale też chcę sprawdzić, czy takie wydania i dopiero wtedy niepotrzebne wynieść do Jordanówki, żeby był ruch w interesie. Ale najlepsze jest to, że wczoraj obejrzałam Blues Brothers 😁 Kurde, toż to chyba ze 40 lat minęło... Córka najpierw kręciła nosem, a potem i tak ze mną usiadła i oglądała.

A w Pradze dziś najkrótszy dzień w roku. Spójrzcie, o której słońce wzeszło i zaszło 😁

Tak przynajmniej było rano, potem się ktoś odpowiedzialny zorientował (albo mu dali znać) i poprawili.

niedziela, 29 stycznia 2023

Marzena Mróz-Bajon - Domy pisarzy

 

Powiedzieć o tej książce (i jej autorce), że jest pretensjonalna - to nic nie powiedzieć. Ale ja się może uprzedziłam. Bo słuchajcie, tak się złożyło, że akurat dzień wcześniej czytałam stary numer Czterech Kątów (pozbywam się tych archiwalnych, z samych początków, 1993 i 1994 rok - przykro mi bardzo, ale muszę; więc przed wyrzuceniem je na nowo czytam) i tam było opisane mieszkanie Bajonów. Tyle że Bajonowa to był kto inny, nie pani M.M-B. Oczywiście, że ludzie się rozstają, że małżeństwa nieraz nie przetrwają kryzysu, ale jakoś mi się przykro zrobiło i spojrzałam na autorkę kosym okiem. Głupie, co?

A jak jeszcze czytałam, jaki to z niej obieżyświat, jak wszędzie była i wszystko widziała (po wielekroć) i jaka to jest znawczyni, to już w ogóle ją skreśliłam!

Zazdrość, panie, zazdrość. 

Ale doczytałam do końca, bo pozytyw z tej lektury był, mianowicie przypomniała mi o wielu książkach, kiedyś czytanych, a czasem jeszcze nie, ale takich, które zawsze chciało się przeczytać. I że chcę wrócić. A to do Stu lat samotności, a to do Czarodziejskiej góry, a to do Ciotki Julii i skryby, a to do Pożegnania z bronią. Czy może wreszcie sięgnąć po Faulknera, zanim mi wszystkie książki w domu zapleśnieją...

Więc nowa lista?




Wyd. Marginesy, Warszawa 2021, 317 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 24 stycznia 2023 roku

 

W piątek zrobiłam sobie wolne i te trzy ostatnie dni to było coś niewiarygodnego - nacieszyłam się światem. W domu 😁 Nie wystawiłam nosa za próg i było to genialne, gdybyż to się tak zawsze dało... Leniwie, z czasem na wszystko - właśnie znów obejrzałam Włoski dla początkujących, jak mi się podoba brzmienie duńskiego! Córka mnie ochrzania, że oglądam stare filmy, już widziane kiedyś, a nowe leżą odłogiem. A tam! Najbardziej lubimy to, co znamy!

Szkoda mi było światełek, ale nadszedł czas, by rozebrać choinkę ( bo w przyszły weekend będę w Dżendżejowie).


I biurko wreszcie wylądowało na przeznaczonym dla siebie miejscu. No i się okazało, że przecież fotel pod nie się nie wsunie... Pod poprzednie biurko też nie wchodził, ale ono się ciągnęło dalej w prawo aż do ściany i tak nie zagracał. O tym, że tak mało na blacie miejsca, nie warto wspominać - przecież wiedziałam, na co się piszę, gdy dyktowałam stolarzowi wymiary - chciałam mieć wreszcie wolny dostęp do okna. Cóż, trzeba będzie się przyzwyczaić. Router już z biurka ściągnęłam i położyłam z tyłu na kaloryferze - spadnie albo nie spadnie 😂


Dalej utykałam manele po kątach, z powodzeniem, dzięki czemu teraz już kompletnie nie wiem, gdzie co dałam i gdzie czego szukać 😉 Została mi do upchnięcia jedna szuflada pełna papierzysk, ale już dziś się nią nie chcę zajmować. Ponieważ mianowicie na tej komódce z szufladami w większości opróżnionymi stoi gramofon z głośnikami i tu już pat - gdy wyniosę komódkę, co pocznę z tym sprzętem? 

Alem se zrobiła remont - mam mniej miejsca niż przedtem 😂

PS. A choinka - stoi teraz rozebrana w przedpokoju i zastanawiam się, czy by nie dać na nią z powrotem lampek i łańcuchów, niech by sobie tam stała...

sobota, 28 stycznia 2023

Zdeněk Svěrák - Ucieszki Cieszka

 Cieszko to taka czeska Pollyanna chyba, bo on też potrafi we wszystkim znaleźć dobrą stronę. W związku z tym każdy dzień kończy myślą tośmy się dziś znowu nacieszyli światem. I ja bym tak chciała, tyle że jakoś nie wychodzi - więc dopiero, gdy przeczytam coś takiego, przypominam sobie, że halo, nie mam przecież tak źle, że zawsze można coś pozytywnego dostrzec zarówno w dzisiejszym dniu, jak i w całym życiu. Ale to, wiecie, trzeba mieć w charakterze, bo jak nie, to pomaga na chwilkę, a potem znów się zapomina.

Początek:

Koniec:

Wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2013, 142 strony

Tytuł oryginalny: Jak se Radovan naučil hvízdat

Przełożyła: Dorota Dobrew

Z biblioteki

Przeczytałam 19 stycznia 2023 roku


Nadejszła wiekopomna chwila, żeby wreszcie wypróbować nowy piekarnik. W wielkim strachu, że nic nie rozumiem z instrukcji. Akuratnie znalazłam prosty przepis na śniadaniowe bułeczki z prażoną cebulką. Co prawda, żadnej takiej na stanie nie miałam (ba, nawet w życiu na oczy nie widziałam), ale od czego zwykła cebula, wcześniej podsmażona i przestudzona?

Ja jednak, jak coś zrobię to już zrobię 😂 i teraz proponuję porównać oryginał (zdjęcie ściągnięte ze strony autorki) z tym, co mnie wyszło 😁😄


 

Mam pewne podejrzenia co do przyczyny tak spektakularnego rezultatu: ciasto drożdżowe to może należało trochę powyrabiać, a nie ledwie skleić do kupy i już kulki dawać na blachę 😜 Ale co tam, zjada się! O tym, że na początku zapomniałam o tej cebuli i posmarowałam sobie jedną bułeczkę dżemem - ciiiiiiiii.

Co mnie natomiast bardziej niepokoi, to fakt, że tam w środku przez cały czas pieczenia świeciła się żarówka. Po kiego mnie to??? Nie mam pojęcia, jak wyłączyć.  Za to w duchu zero waste było, że ten ruszt z wyposażenia może służyć jako kratka do studzenia (a już myślałam, że trzeba będzie kupić).


piątek, 27 stycznia 2023

Areta Szpura - Jak uratować świat? czyli co dobrego możesz zrobić dla planety

 Jak już wspominałam, jakoś nigdy nie czytam PRZED wypożyczeniem książki tego, co napiszą na okładce. Często nawet i po przeczytaniu całej książki 😏A najczęściej to zerkam na to dopiero, gdy tu daję zdjęcie. No i oto teraz dopiero dowiaduję się, kto zacz, ta Areta Szpura. Znaczy ona tam wspomniała, że branża modowa, ale cóż mi to mówi, prawdaż. Choć i tak jestem PRAWIE na bieżąco, bo niedawno obejrzałyśmy sobie z córką jeszcze raz (po iluż to już latach?) Diabeł ubiera się u Prady 😂 W ogóle to zdradzę Wam, że mam jakąś fazę na powroty do starych filmów, zamiast oglądać coś nowszego. Choć... obejrzałam ostatnio dwa oscarowe: Fabelmanów i Duchy Inisherin (za Boga nie mogę zapamiętać tej nazwy, musiałam poszukać po Farrellu - właśnie, okazało się, że Colin Farrell, którego znałam jedynie jako tego gościa od Alicji Bachledy-Curuś, jest naprawdę aktorem! świetna rola!)

Wracając do Szpury. No, to jest PORADNIK, tam niżej macie dobre rady na początek, ale nie zniechęcajmy się, każdy krok jest ważny, żeby zrobić coś dobrego, prawda? Jedne są łatwe, drugie trudniejsze, a trzecie... dla entuzjastów zero waste. Łatwe będzie kupowanie herbaty liściastej zamiast torebek - nieco trudniejsze kupowanie jej na wagę, a nie w jednorazowych opakowaniach, jeśli chodzi się tylko do Lidla. Albo kawa - zwykła mielona zamiast kapsułek, które są trudne w recyklingu. Z tym, że - sądząc po fejsbuku - ekspresy na kapsułki to teraz must have normalnie. Mleko w szkle - no, nie wiem, nie wiem. Znaczy nie wiem, czy gdzieś w okolicy występuje, trzeba by sprawdzić, ale przypuszczam, że nawet jeśli, to cena - właśnie, koszty ratowania świata mogą należeć do tej trzeciej kategorii, najtrudniejszej do przełknięcia. A co z propozycją, żeby idąc na spacer zabrać siatkę i przez dwie minuty zbierać śmieci po drodze? Która kategoria trudności? Szampon w kostce - znacie coś takiego? Pasta do zębów - proponują tabletki albo proszek w szklanym słoiku?! Jest też przepis, jak ją zrobić samemu.

Czy wiesz, że tryb czuwania zużywa dwa razy więcej energii niż potrzeba do prawidłowego działania? Poświęć chwilę na zamknięcie komputera pod koniec dnia (pracy). Nie bardzo rozumiem to zdanie (dwa razy więcej niż kiedy?), ale postanowiłam wdrożyć na Fabryce. I co, i jeszcze ani razu się nie udało. Wygoda przeważa (że mam otwarte wszystko, na czym codziennie pracuję).

Co mnie nie przekonuje, to rada, aby kupować ubrania w drugim obiegu, choć rozumiem, że tzw. fast fashion to zgroza i katastrofa. Nie umiem wyszukiwać w szmateksach i wszystko mi tam śmierdzi. Rada, żeby wietrzyć zamiast prać, też nie dla mnie, bo gdzie niby, jak nie mam balkonu.


Mały teścik na początku (*rozwiązanie na końcu posta):


Niżej różne propozycje lekturowe i filmowe.

Wyd. WAB, Warszawa 2019, 287 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 18 stycznia 2023 roku

Ja osobiście poświęciłam się dla planety w tym miesiącu, odbierając ze Śmieciarki trochę kuchennych rupieci 😉 a to mianowicie taki oto ociekacz do owoców czy warzyw czy czego kto chce (a wcześniej kupiłam nowy w Ikei i oddałam, bo nie pasował do zlewu - więc faktycznie uratowałam stary, który poszedł by na śmietnik) i patelachę wielgaśną i deski do krojenia i jeszcze przy tym odbyłam wycieczkę krajoznawczą (w ulewnym deszczu) na ulicę Sołtysowską, więc już teraz wiem, gdzie to jest 😁


A jeszcze dodam, że przy pisaniu tego postu towarzyszył mi kuban z zieloną herbatą. Postanowiłam mianowicie zużyć zapasy, do tej pory NIENAPOCZĘTE nawet, bo mnie nie przekonuje zielona herbata, a skądsiś się wzięła w domu. Ale dla zdrowotności... 😀 Może będę pić, choć radość z tego żadna? 

* odpowiedzi do quizu:

czwartek, 26 stycznia 2023

Toshikazu Kawaguchi - Zanim wystygnie kawa

No to na wstępie przepraszam. Już nawet nie sprawdzam, ile to dni minęło bez znaku życia ode mnie i nie będę się tu krygować, że ach, przecież i tak nikogo to nie interesuje, bo wiem doskonale - po sobie - że gdy regularnie czytamy czyjś blog i zdarzy się taka cisza, to się niepokoimy przecież. Oczywiście iskrą zapalną, że tak powiem, był komentarz pod poprzednim postem - ten usunięty komentarz czyli o nieznanej treści - najprościej w świecie nie wiedziałam, co mam na to powiedzieć. 

Ja wyraziłam swoje zdanie, Monika wyraziła swoje, a potem jakoś tak się porobiło, że moja odpowiedź była... no nie wiem, została bardzo źle odebrana. I ja to rozumiem, choć absolutnie nie było moją intencją nikogo pouczać. Ale co my sobie myślimy, że mówimy, a co inni słyszą, to niekoniecznie będzie ta sama rzecz, prawda? Więc powtarzam - rozumiem. I ponownie deklaruję przeprosiny 🌿 (to że niby gałązka oliwna).

A że w ogóle nastrój niespecjalny mam, to już wiecie. Doszło do spotkania face to face z Nową Derechcją (chyba po 2 miesiącach!), no to jest do osobnego opisania, bo kuriozalne, dzisiaj tego nie zrobię, bo mam jeszcze pół godziny jedynie przyzwolenia na komp 😂ale co się odwlecze, to nie uciecze, albowiem w międzyczasie przeczytałam cztery książki i muszę to szybko na blogu oblecieć do końca stycznia, w każdym razie mam podpisać nową umowę na kolejnych pięć miesięcy i o ile oczywiście wiadomo, kasa, o tyle nienawidzę samej myśli o chodzeniu do pracy - gdy czas tak ucieka! Przede mną najcięższy okres w lutym, bo wtedy roboty jest huk, potem w marcu ta durna operacja czy tam zabieg, no chwili spokoju nie ma. Ludzi, którzy narzekają na nudę i nie wiedzą, co ze sobą zrobić - normalnie zabić!

Ale dobrze, ponarzekam jutro, a dziś donoszę, że zmaglowałam tę japońską powieść, którą zamówiłam w bibliotece po tytule i po ilości stron (że nie za gruba), a która okazała się jakowymś bestsellerem (tfu tfu). Za mną w kolejce stoi do tego egzemplarza SIEDEM osób. Nawet jakiś ciąg dalszy powstał (o ekranizacji ze skrzydełka nie wspomnę).

No i jak to z bestsellerami bywa, takie to pierdu pierdu i nudy na pudy. Do przeczytania, gdy już naprawdę nic innego pod ręką nie ma. Albo gdy ktoś czuje mocną potrzebę ronienia łez nad sentymentalnymi historyjkami.

Można by się w tym miejscu zastanowić, po co czytamy powieści, czego w nich szukamy. Zwierciadła na gościńcu? Ja trochę tak. Szukam też często gęsto rozrywki, rozumianej nie jako zapchaj dziury w wolnym czasie (tak dużo tego czasu nie mam, niestety), ale jako czegoś przynoszącego chwilę rozbawienia, odprężenia. Nie żadnych przejmujących opowieści o duchu siedzącym przy kawiarnianym stoliku i ludziach pragnących naprawić coś z przeszłości. Jak już mają być jakieś niesamowite wydarzenia, to wybieram Mistrza i Małgorzatę oczywiście 😍

Początek:

Koniec:

Wyd. Grupa Wydawnicza Relacja, Warszawa 2022, 219 stron

Tytuł oryginalny: コーヒーが冷めないうちに (Kohi ga Samenai Uchi ni), ale co z tego, gdy - patrz niżej:

Przełożyła - z angielskiego! - Joanna Dżdża

Moim zdaniem jest to skandaliczne. Ja rozumiem dawno dawno temu takie praktyki, brak tłumaczy z danego języka, ale dziś? Jedyne wytłumaczenie, jakie znajduję, jest takie, że wydawnictwo chciało na cito lub nawet bardzo cito...

Z biblioteki

Przeczytałam 14 stycznia 2023 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Żeby jeszcze ponarzekać choć troszeczkę, dodam, że złamałam się i sprowadziłam sobie trzynaście książek. Narzekać w tym sensie, że z tego powodu ZNÓW miałam (mam) ciężką końcówkę miesiąca. Może ja jednak za niski budżet sobie wyznaczyłam, że całkiem się zawala, gdy wydam 300 zł? No, ale muszę mierzyć siły na zamiary czy jak to tam się mówi. Same książki kosztowały około 180 zł (część mawet w tradycyjnej cenie 19 koron czyli 3,80 zł😁), ta reszta to przesyłka, wyobrażacie sobie? 660 koron za przesyłkę??? Ja już jojczyłam w zeszłym roku, a wtedy to chyba było w okolicach 500 koron... No ale co zrobisz. Złapałam tu trzy pozycje, które by na mnie na pewno do maja nie poczekały, zresztą ta z samego dołu jest tak wielka i ciężka, że nie odważyłabym się jej wieźć.

I jeszcze się pochwalę, że już nie leżą na podłodze! Upchnęłam, aczkolwiek byle jak.

 

Ojczasty ma się po staremu, choć może nawet należałoby powiedzieć, że troszkę lepiej? Otóż jakoś bez zbytniego wysiłku dźwiga się sam z łóżka do pozycji stojącej, w ostatnią niedzielę odbył na raz trzy rundki do kopca, zamiast tradycyjnej jednej, a nawet chciał oglądać telewizję. Konkretnie zapytał mnie, o której jest dziennik na tefałenie i zdziwił się, że ja nie wiem (jakoś nie zajarzył, że ja od lat tv nie oglądam), no ale sprawdzimy, mówię, i zabieram się za przeglądanie kanałów, a tam brak sygnału na TVN. Córka mi potem powiedziała, że nigdy TVN nie było.

Tak że tak. 



niedziela, 15 stycznia 2023

Petr Šabach - Babcie

 Pańcia sobie chciała osłodzić żywot i pożyczyła taki humorystyczny kawałek. Ale wiecie, wesołe to to wcale nie jest...

Oni naprawdę mieli gorzej niż my. Tyle że potrafili przyjmować z humorem wszelkie zrządzenia losu, co wiemy choćby z czeskiej kinematografii. Potrafili też w razie potrzeby być konformistami, o czym mówi już pierwsza strona książki.

Czyta się Šabacha lekko, więc zajrzałam w Ulubionym Praskim Antykwariacie, co tam jego mają aktualnie i jedną mieli, więc...

Tak tak. Bowiem złamałam się i zrobiłam zamówionko. Najpierw myślałam o obarczeniu osobistym odbiorem Věry, ale trochę się tych książek nazbierało, no i teraz wyobraźcie sobie, że miałabym je w maju sama przywieźć! Toż nie zostało by mi miejsca na żadne inne, a mam już listę takich, co w międzyczasie wyszły. Książki w drodze, co rozgrzeszyło mnie z niewykonania planu (upchania gdziesik tych kupionych jeszcze w sierpniu), razem się to zrobi 😁 

Początek:

Koniec:

Wyd. Afera, Wrocław 2020, 212 stron

Tytuł oryginalny: Babičky

Przełożyła: Julia Różewicz

Z biblioteki

Przeczytałam 9 stycznia 2023 roku

 

LISTY

Bowiem achtung achtung wreszcie zlikwidowałam wszystkie pudła! W rezultacie tegoż na podłodze leżą ostatnie praskie zakupy oraz te książki, które przytargałam z pracy w czerwcu, gdy myślałam, że się z nią rozstaję na amen. Powstał również problem listów.

Dałam je do pojemnika z Castoramy, ale okazał się za mały, więc znów kupiłam w Pepco taki większy. Przy okazji się wkurzyłam, bo po Nowym Roku pojawiły się na półkach te rzeczy, za którymi uganiałam się bezskutecznie w czasie remontu, na przykład niebieski kosz do segregacji, którego dosłownie nigdzie nie było i w końcu kupiłam dwa żółte. No przecież teraz nie wyrzucę tego żółtego, żeby go podmienić na niebieski 😥 Albo ta bambusowa wkładka na sztućce nagle jest. Aaa, niech mnie teraz pocałują.

Więc wpakowałam listy do większego pudła, pudło pod sufit w kuchennej szafce (ciężkie jak cholera) i ta sprawa przynajmniej - na razie - załatwiona. 

Przy tych przetasowaniach wpadły mi w ręce niektóre artefakty... i oto na przykład TELEGRAM! W ogóle znalazłam ich więcej, tych polskich, okazało się, że były w kopertach. Podobnie ten włoski.

😍

I wreszcie wiem, gdzie wtedy mieszkałam, mam adresik i nie omieszkam go użyć na Google Streets (na razie nie miałam czasu)!

Ciekawsza będzie jednak ta kartka. Zwróćcie uwagę na datę, to Wam pozwoli łatwiej zrozumieć, o czym mowa w związku z wojskiem. No, oczywiście jeśli odcyfrujecie tę łacinę 😎

Już tłumaczę, vo co go. Tę kartkę napisał chłopak Ani, z którą mieszkałam wówczas w akademiku. Myśmy były wszystkie cztery na pierwszym roku różnych kierunków, a on był starszy o rok i studiował oczywiście filologię klasyczną. Gdy nas wykopali do domów, widocznie poprosiłam go o adres Ani (ciekawe, że miałam jego, a jej nie). 

Zastanawiające jest, że tym razem obyło się bez pieczątki OCENZUROWANO (czyżby ze względu na tę łacinę?). Ale wiem na pewno, że mam też listy i kartki z taką pieczątką. Pewnie w tej walizce... bo mam jeszcze małą skórzaną walizeczkę na pawlaczu, wypchaną korespondencją 😁

Ja teraz nie miałam czasu przeglądać tego wszystkiego, ale coś jeszcze wyhaczyłam. List od innej Anki - tej, z którą poznałyśmy się na zimowisku w ósmej klasie i potem pisałyśmy do siebie przez całe liceum. Jej listy są w tej walizeczce właśnie, ale tu był list ostatni, a od dawna go szukałam. Otóż ona nagle, ni z tego ni z owego, zaraz po maturze napisała, że poszła do zakonu. To był cios, naprawdę. Dziewczyna w typie dusza towarzystwa, pełna planów i marzeń i nagle coś takiego. Ja ją pojechałam odwiedzić - raz jeden jedyny - i pamiętałam tylko, że jechało się tramwajem, że ta szeroka ulica była wtedy cała rozkopana i potem szło się pod górę trochę i był albo drewniany budynek albo rodzaj drewnianej werandy. Nie znałam jeszcze Krakowa i potem, po latach, gdy chciałam to zlokalizować, było ciężko, aczkolwiek wychodziło mi na to, że to będą Łagiewniki. 

No i faktycznie, do Faustyny poszła.

To spotkanie wtedy było straszne, nie umiałam z nią rozmawiać, nic nie rozumiałam, być może też jakaś siostra przy tym asystowała (nie pamiętam), chciało mi się płakać - i nigdy więcej się nie widziałyśmy. 

Powodów nie znam do tej pory. W liście ich nie podaje, tylko suche informacje, jakie ma ubranie, kiedy zacznie nowicjat, kiedy obłóczyny, kiedy złoży śluby i że wkrótce dostanie nowe imię.

Gdybym chciała ją odszukać, nawet bym nie wiedziała, kogo.

Inna sprawa, że nie wiem, czy bym się na to zdobyła?