środa, 29 czerwca 2022

Eleanor H. Porter - Pollyanna

 

Pollyanna zdała egzamin! Fakt, że w połączeniu z kilkoma innymi czynnikami 😁 ale jest już o niebo lepiej. Przyjęłam wersję, że WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE i zamierzam się jej trzymać. Będę grać w tę grę. 

No bo przede wszystkim - pomyślcie, jak się to świetnie złożyło, że ta trudna sytuacja nastała, gdy mi się już należy emerytura! Owszem, będzie na waciki (rachunki), ale to już coś! Gdyby nie pandemia, dyrektor Fabryki odszedł by już dawno, a tak dociągnęliśmy wspólnie do momentu, gdy w sumie oboje musimy decydować, co dalej - ale nie w panice.

Trochę dzięki Jotce uświadomiłam sobie, że mam wreszcie szansę zostać wolnym człowiekiem! Naprawdę wolnym czyli nic nie musieć. Jedyne, co muszę to jeździć do Ojczastego, poza tym przecież mogę robić, co tylko chcę. Nie każdy ma przecież taką możliwość, ba, sama jej do tej pory nie miałam. Ileż razy myślałam jadąc do pracy, że idealna pogoda, by pospacerować po Błoniach itp. i oczywiście odsiadywałam swoje w robocie, Błonia oglądając jedynie na zdjęciach. 

Mój gryplan jest taki mianowicie, żeby nigdy więcej nie przyjmować się do stałej pracy. Mnie naprawdę wystarczy niewiele i chcę bazować na pracach dorywczych, na przykład jeden tydzień w miesiącu albo nawet gdzieś miesiąc, ale potem cztery miesiące laby! Różne prace! Marzyłam kiedyś o tym, żeby właśnie zmieniać pracę, ciągle robić coś innego, coś nowego, poznawać nowych ludzi (choć nie jestem towarzyska) i... odchodzić, iść dalej, gdzie indziej, nigdzie się nie zasiadywać.

I oczywiście nigdy bym się na taki krok nie zdobyła, póki praca była. Ale to jest chyba ten moment (bo przecież do końca nie wiem - zadzwonią, nie zadzwonią - ale lepszego nie będzie), żeby samej podjąć decyzję: takie będzie moje życie od teraz. Gdybym była dziennikarzem, to właśnie chętnie bym się zatrudniała na chwilę w różnych miejscach i potem pisała reportaże. 

Zrobiłam małe obliczenia i wyszło mi, że - NA DZIŚ, na dzisiejsze ceny i na dzisiejsze moje potrzeby - potrzebowałabym dorobić z pięć stówek miesięcznie, tylko tyle. Chyba da się, co?

Jeszcze tylko nie wiem, jakie są możliwości dorywczych prac dla kobiet w pewnym wieku, które w sumie nic konkretnego nie potrafią, ale się rozejrzę. Po czesku taka tymczasowa praca nazywa się brigáda i jest dość popularna. Co se dá aktuálně dělat a kde najít brigádu, mówi artykuł. Mówi o realiach czeskich, ale i tak sobie przeczytam, może wpadnę na dodatkowy pomysł. Dodatkowy, bo mam już dwa 😂 


No, to tyle w kwestii aktualnie mnie nurtującej. A nie, jeszcze jedno. Bo nie pisałam, że od swoich urodzin nie jem już słodyczy, żadnych ciast i ciastek i innych takich. Całe 15 dni! Tak, chcę stracić parę kilogramów. Więc teraz, wzorem Pollyanny, mogę się tylko cieszyć, że już nie będę chodzić do tej pracy, gdzie w ostatnich czasach jakieś festiwale jedzenia co drugi dzień - no i nie będę jadła tych durnych kanapek! Skończyło się (babci sranie)! Pogratulujcie mi!

A Pollyanna, wiecie, ramotka taka, gdzie wszyscy ludzie są dobrzy, tylko czasem to ukrywają, ale wystarczy ich trochę poskrobać i prawda wychodzi na jaw. Doczytałam się, że była kilka razy sfilmowana, doprawdy nie miałabym cierpliwości tego oglądać...

A' propos oglądać, wbrew ostatnim zwyczajom (nie oglądam nic), przypomniałam sobie film sprzed kilkunastu lat, którego bohaterem jest dawny urzędnik, dziś emeryt, który nie ma, k...a, nic do roboty. Trochę taka komedia romantyczna. Walter przeczytał w gazecie, że na każdego emeryta pracuje jeden mniej lub bardziej młody człowiek, i pozwala odszukać tego "swojego", żeby się nim opiekować i go kontrolować. Podobał mi się wtedy, podoba i dziś. No, ale to nie mój przypadek, ja mam co robić 😁


 

Początek:


Koniec:


 

Wyd. Zielona Sowa, Kraków 2004, 157 stron

Tytuł oryginalny: taki sam

Przełożył: Paweł Łopatka

Z własnej półki

Przeczytałam 28 czerwca 2022 roku

 

Wspomniany film to ten, no ale po polsku go nie ma, sorry Winnetou. Zresztą w żadnym języku go nie ma, żeby tak obejrzeć online.

 

 

Jutro ostatni dzień 😍😎😜  

 

Apdejt!!!

Zajrzałam w czwartek wieczór do skrzynki, a tam awizo. Jeszcze zdążyłam skoczyć z nim na pocztę - tak! polecony z ZUS! Wszyscy obecni mi pogratulowali 😂

Mało tego - dziś wchodzę do banku płacić rachunki, a w banku emerytura za czerwiec!

Oczywiście troszeczkę muszę ponarzekać, więc: myślałam, że skoro przeszłam na emeryturę w trakcie miesiąca, to dostanę pełną kwotę - ktoś mi tak mówił. O, już wiem, nasza dawna Sekretarka, odchodziła z pracy 28-go października, co nieco skomplikowało procedury na Fabryce, ale właśnie uzasadniała to tym, że za październik dostanie całą emeryturę. No to nie wiem. Może tak jest tylko w przypadku osób na etacie?

Decyzja mówi, że przyznano mi emeryturę od 14 czerwca i faktycznie dostałam pieniądze za 17 dni. 

No widzicie, daj kurze grzędę...

😂😂😂
 

poniedziałek, 27 czerwca 2022

Ludmiła Ulicka - Przypadek doktora Kukockiego

 

Tak trochę nic mi się nie chce. Czekam na piątek. Bo w czwartek idę ostatni dzień do pracy, a w piątek zaczynam nowe życie.

No dobrze, trochę chrzanię głupoty. Nowe życie zaczynają tylko w filmach. Ale pozwólcie mi w to wierzyć, choć przez pierwszy miesiąc.

Tak naprawdę jeszcze nie wiadomo, co będzie (po wakacjach), ale gdzieś tam w głębi zdaję sobie sprawę, że tym razem nie przejdzie, że nie podpiszę kolejnej umowy. Córka co prawda twierdzi, że najlepiej za dużo o tym nie myśleć, nadzieję po cichu mieć, a co będzie, to będzie. Wyliczyłam, że za te pieniądze, które teraz jeszcze wezmę oraz za emeryturę (decyzji wyglądam jak kania dżdżu, jutro miną dwa tygodnie od moich urodzin, chyba czas najwyższy) przeżyję cztery miesiące nie sięgając do skarpety - a cztery miesiące to sporo czasu, także na szukanie innej roboty.

Więc lipiec ma być wakacyjny, mam nie myśleć o niczym, poświęcać się swoim zainteresowaniom (i trochę kwestii schudnięcia, takie małe marzenie) oraz wyprawom do sklepów z meblami kuchennymi, fuj. No, ale kiedy, jak nie teraz? 

A teraz powiem coś, co napawa zgrozą. O czytaniu za dużo nie myślę w najbliższej przyszłości 😏 Teraz ściągnęłam z półki sławetną Pollyannę, żeby się nafaszerować pozytywnym myśleniem 😂 Czeka jeszcze w kolejce Kajś pożyczony z biblioteki. Co dalej? Jak wspomniałam na początku - nic mi się nie chce. Mimo całego założenia, żeby nie myśleć o sytuacji, myśli się. Źle się śpi. Dziś obudziłam się po trzeciej i szlus. W końcu po czwartej wstałam. A z kolei w poprzedni piątek nie mogłam zasnąć i poszłyśmy po pierwszej w nocy na spacer po osiedlu z córką. Drogę przebiegł nam wypasiony szczur, a w piekarni wrzała praca, mieli otwarte drzwi, bo gorąco. Jak by to było pracować na nocki? Kiedyś, w studenckich czasach, przez miesiąc czy dwa byłam portierką w akademiku i nocna zmiana była koszmarem, ale pewnie dlatego, że się głównie spało od którejś godziny i najgorsze było właśnie wyrwanie ze snu, gdy ktoś się dobijał do drzwi.


Więc fakt, że przeczytałam Ulicką, należy docenić 😁 I powiem tak: owszem, dobra to powieść (źle przetłumaczona, pomijając inne kwiatki - jak bez prawa korespondowania zamiast bez prawa do korespondencji) - tłumaczka pisze o Milesie Daviesie i Johnie Coltrainie, w dobie internetu! - i nie mówcie mi, że to jedynie zadanie korekty), więc dobra to powieść, szkoda tylko, że środkowa, dość długa część jest dla mnie niezjadliwa, bo tak trochę w stylu fantasy: żona głównego bohatera pogrąża się mianowicie w swoim świecie, odpływa z rzeczywistości i w tym swoim półśnie, półjawie wędruje przez jakieś pustynie w towarzystwie innych dziwnych osób; na to nie, nie mam cierpliwości ani wrażliwości, najwyraźniej jeśli coś tylko odbiega od normy, od tego, co codzienne i zwyczajne, to ja mówię pas.

No, chyba, że to Bułhakow 😏

Poza tym, cóż, Związek Radziecki w całej krasie. Ginekolog i położnik Kukocki walczy o prawo kobiet do aborcji, więc przy okazji mamy nawiązanie do tego, co dzisiaj u nas i nie tylko u nas. A zobaczcie tylko na drugiej stronie poniżej, do czego się kobiety uciekały!


Początek:


Koniec:

Półka:


Wyd. Philip Wilson 2006, 487 stron

Tytuł oryginalny: Казус Кукоцкого

Przełożyła: Barbara Reszko

Z własnej półki (kupiona 22 września 2010 roku za 9,50 zł - więc chyba w Taniej Jatce)

Przeczytałam 25 czerwca 2022 roku



Ja tu kiedyś, już za wojennych czasów, udostępniałam rozmowę z Ulicką, która po 24 lutego wyjechała z Rosji do Niemiec. Na You Tube są też inne wywiady, wcześniejsze. Też ich chcę posłuchać, więc je tu sobie zapisuję. No i oczywiście jest serial o doktorze Kukockim i jego rodzinie, tylko ciężko mi nawet pomyśleć o dwunastu odcinkach do obejrzenia...


 

 

A w pracy - w pracy mam całe szafki pełne książek, które niby to są moje, jakieś nagromadzone przez te wszystkie lata i przecież ani miejsca na nie w domu. Dziś przytargałam siatkę i doprawdy nie wiem, co robić z kolejnymi. A przecież kiedyś ten dzień musiał nadejść... gromadziłam, jak bym tam miała spędzić całe życie.


 

czwartek, 16 czerwca 2022

Petr Sojka - Pražské dvorky

 

Praskie podwórka kupiłam w zeszłym roku, ale nawet do nich nie zajrzałam, a teraz wyszła kolejna część (ponoć bardziej skupiona na ludziach z podwórek i ich historiach), przywiozłam ją w maju i poczytałabym, no ale najpierw część pierwsza przecież. Zresztą trochę mi znana, bo autor Petr Sojka jest dziennikarzem telewizji czeskiej, gdzie prowadzi cotygodniowy program poświęcony Pradze i te praskie podwórka to był taki serial w ramach programu, więc pewne miejsca nawet z tej telewizji pamiętałam. Innych nie, może ich w serialu nie było, a dopełnił nimi książkę.

Trochę momentami miałam wrażenie, że właśnie nadrabia, coby nadać publikacji odpowiednią objętość - nadrabia wyliczaniem kolejnych właścicieli danej nieruchomości w XVI wieku, to było zbędne, ale poza tym przeczytałam z ciekawością i jeszcze bardziej się cieszę na ten drugi tom. Na razie jednak czytam Ulicką. 


Ogólnie zamysł był taki, żeby dostać się z kamerą do różnych tzw. vnitrobloków czyli wewnętrznych podwórek, nieraz bardzo obszernych, bo składających się na zaplecze całego szeregu kamienic, a nieraz bardzo skromnych, ale zadbanych przez mieszkańców, zwłaszcza po tzw. transformacji, gdy domy wracały do dawnych właścicieli albo tworzyły się wspólnoty mieszkaniowe, które były skłonne włożyć pieniądze i pracę w stworzenie zielonej enklawy w środku hucznego miasta. Czasem może się tam dostać i człowiek z ulicy, więc zapisałam sobie jeden czy drugi adresik.

A zdjęcia tego domku już widziałam wcześniej tu i ówdzie, tym razem w sierpniu nie daruję i wybiorę się, żeby mieć własne. Właściciele tak go sobie wymalowali po wizycie w Wiedniu - inspiracja jest jasna 😀



Początek:

Koniec:


Wyd. GRADA, Praha 2020, 246 stron

Z własnej półki (kupione 27 lipca 2021 roku za 359 koron w Knihkupectvi Academia online)

Przeczytałam 16 czerwca 2022 roku


Okrągłe urodziny miałam, a ja właściwie nie obchodzę żadnych takich, jesteśmy z córką co do tego zgodne, żeby nie świętować, a jeśli to symbolicznie raczej, no nie kręci nas to. Tymczasem najpierw na Fabryce stresująca sytuacja, a potem w domu. 

Bo wyobraźcie sobie, że opowiadam rano Nowej Sekretarce, jak to zadzwonił kilka dni temu mój brat, dopytując się, w który dzień tygodnia pracuję do wieczora (od pandemii w żaden) i oznajmił, że przyjedzie we wtorek, a gdy ja z kolei proszę, żeby uchylił rąbka, o co chodzi, wyjaśnił, że przecież urodziny będę miała (nie pamiętałam). I nabrałam przekonania, że pojawi się, co nie daj Boże, z wielkim bukietem - patrz historia sprzed lat poniżej*

W rozmowie z Nową Sekretarką zaznaczam, że uważam takie prezenty za wysoce nieekologiczne i ogólnie bez sensu. Po czym wkracza Nowa Księgowa, wołają mnie do kuchni, a tam - no oczywiście, wielki bukiet (tyle, że nie róż, ino piwonii). 

Aż mnie gorąco oblało za takie faux pas, no po prostu słoń w składzie porcelany.

Mało tego, wręczają mi prezent. Sukienkę i szal. Jezuuuu, nie było takich zwyczajów za dawnych dobrych czasów u nas w robocie. Nie wiem, czy się cieszyć czy raczej martwić. No nie martwić, ale jestem bardzo skrępowana.

A pod wieczór przyjeżdża brat, widzę przez okno, że nadciąga z jedną różą, więc się cieszę. Do róży jest dodatek kopertowy, no tyż piknie, stówka czy dwie się zawsze przydadzą. Tylko ta koperta jakaś taka wypchana...

Nosz.

Dla przyspieszenia Nowej Kuchni, mówi.

Gdy już pojechał, przez godzinę chodziłam po osiedlu usiłując przeżuć to wszystko. I dalej źle się z tym czuję. Jak jakiś ubogi krewny albo co.

W całej tej sytuacji jest mi źle i najchętniej rzuciłabym wszystko i wyjechała (choć niekoniecznie w Bieszczady). Pojadę do Pragi i zatrudnię się na pół etatu w Lidlu. Zniknąć. A gdybym tak z końcem czerwca zamknęła działalność w pizdu? No bo na to się nakłada ta niepewność jutra. Żeby w moim wieku (okrągłym, jak już wiadomo) odchodzić na wakacje i nie mieć pojęcia, czy we wrześniu po mnie zadzwonią czy też mam se już szukać wózka z obwarzankami, no już mam dość. Kryzys.

 

*Też miałam okrągłe urodziny, wróciłam z Fabryki z globusem akuratnie i walnęłam się do łóżka. Córka wychodziła, więc mnie zamknęła (na zamek, którego nie da się otworzyć od środka - już go nie używamy po paru nieporozumieniach). Tymczasem ktoś dzwoni domofonem. Nawet nie ruszam się z łoża boleści, ale zaczyna też dzwonić telefon, więc w końcu wstaję i co słyszę - że Poczta Kwiatowa. No, a ja zamknięta. Ale przecież mieszkam na parterze, tak? Poczta Kwiatowa kto wie, czy nie po raz pierwszy dostarczała kosz 50 róż wspinając się z nim na palcach do kuchennego okna 😂 

 

Córunia nie zawiodła 😂




sobota, 11 czerwca 2022

Jaroslav Foglar - Přístav volá

 

Moja druga foglarovka. Smutna, depresyjna. Jirka tęskni za prawdziwą męską przyjaźnią, ale jego otoczenie jakoś nie może mu jej zapewnić. Zarówno w klasie jak i wśród sąsiadów nikt - jego zdaniem - nie zasługuje na to, by zostać jego przyjacielem. Jirka czuje się lepszy od swoich kolegów, więc chciałby, żeby ten jego wymarzony przyjaciel stał na wysokości zadania.

Pewnego dnia wybiera się do odległej dzielnicy portowej (tytuł powieści to Przystań wzywa) i tam spotyka grupkę chłopców, którzy znęcają się nad niejakim Vileminem. Vilemin wydał mu się właśnie trochę takim ideałem, dumny, odważny, wysportowany - ale chłopcy przekonują Jirkę, że to kawał drania.

 

Jednak Jirka coraz częściej myśli o Vileminie i coraz bardziej marzy o przyjaźni z nim. Cóż, nosi to wszelkie znamiona zakochania 😉 Foglar napisał Přístav volá jeszcze przed wojną na konkurs na powieść dla młodzieży, była to jego pierwsza wydana książka, ale nosząca już typowe cechy jego twórczości: męska (chłopięca) przyjaźń, dbanie o morale i o zdrowie, uczciwość, to wszystko, co składało się na ideał skauta, którym Foglar był przez całe życie. No, ale pojawiały się sugestie co do orientacji seksualnej pisarza, zwłaszcza, że nigdy się nie ożenił i mieszkał z mamusią (choć ponoć miewał jakieś miłości, ale mamusia zawsze zrobiła z tym porządek 😁), a cały swój wolny czas spędzał ze swoją drużyną skautów.  Fakt, że Jirka podejrzanie często podziwia opalone muskuły Vilemina, a dodajmy, że postacie dziewcząt praktycznie nie istnieją w foglarowskiej twórczości.

Początek:

Koniec:



Wyd. Melantrich, Praha 1969, 144 strony

Z własnej półki (kupione w Ulubionym Antykwariacie online 6 sierpnia 2020 roku czyli w pandemii, jako zadośćuczynienie za niedoszły wyjazd do Pragi, za 66 koron)

Przeczytałam 11 czerwca 2022 roku

 

Czytałam wcześniej powieść Záhada hlavolamu  (polska wersja na allegro nadal po dwie stówy, carramba!), a ponieważ w maju w Pradze kupiłam książkę, której jeden rozdział był poświęcony dzielnicy, gdzie według wielu wielbicieli foglarovek toczyła się jej akcja, miałam mały plan, że z tą książką w ręku pospaceruję. No, ale deszcze plan mi rozwaliły. Najpierw miałam przedreptać dzielnicę wzdłuż i wszerz, a potem iść na foglarowską wystawę, która akuratnie jest otwarta. Na szczęście do września, więc plany przekładam na sierpniową Pragę, tylko oczywiście już bez książki w ręku.

A taki Ježek v kleci - symbol tytułowej łamigłówki, jak na zdjęciu w książce powyżej - znalazłam w tym roku też na ścianie dominikańskiego kościoła, tam gdzie mieszkam 😁 Bractwo Vontów działa!



Dawno się już tak nie cieszyłam na weekend (z tej radości umyłam nawet dwa okna, choć wcale nie miałam takiego zamiaru), po tych wszystkich nerwowych dniach końcówki dyrektorowania Starego, po obowiązkowych kolacjach pożegnalnych (czego nie cierpię) i po... po spłakaniu się, gdy odjeżdżał. Tak, był szampan i truskawki na odjezdnym, a i tak wszyscyśmy płakali, a i on też (pierwszy raz go widziałam w tym stanie). No, to było prawie osiem lat, kawał życia...

 

Ściągałam z YT jeden ruski film (ciiiiiii) i włączyłam początek dla sprawdzenia, czy chodzi, a tam starsza kobieta mówi o kimś, że każdego tygodnia uczy się jednego wiersza, żeby ćwiczyć pamięć.

Dobry pomysł,  rzekłam do córki. Też tak będę robić. Popukała się w głowę, ale tym nie będziemy się przejmować.

Okazuje się jednak, że wybrać JEDEN wiersz na tydzień to wcale nie taka prosta sprawa. Osiołkowi w żłoby dano. W ostateczności sięgnęłam po Słówka Boya i patrzcie, gdzie mi się otwarły.

 


Ale jak macie jakieś pomysły, to rzucajcie.

I jeszcze się tu podzielę newsletterem z Ninateki. Ja nic nie oglądam, bo nie mam kiedy (zgroza), ale może ktoś coś:

Czerwcowym bohaterem cyklu Dziś są twoje urodziny jest Tadeusz Konwicki – pisarz, reporter, a od połowy lat 50. także scenarzysta i reżyser. Jego twórczość prozatorska i twórczość filmowa są niezwykle spójne pod względem tematyki i typu bohatera – zagubionego, niedopasowanego do zastanej rzeczywistości.

Jako scenarzysta Konwicki współpracował m.in. z Andrzejem Wajdą przy „Kronice wypadków miłosnych” i Jerzym Kawalerowiczem przy „Faraonie”. Sam wyreżyserował wyłącznie siedem filmów, jak bowiem twierdził: „film był dla mnie przygodą”.

Program:

„Ostatni dzień lata”, reż. Tadeusz Konwicki, Polska, 1958, 59 min
„Zaduszki”, reż. Tadeusz Konwicki, Polska, 1961, 97 min
„Salto”, reż. Tadeusz Konwicki, Polska, 1965, 100 min
„Jak daleko stąd, jak blisko”, reż. Tadeusz Konwicki, Polska, 1971, 93 min
„Lawa”, reż. Tadeusz Konwicki, Polska, 1989, 129 min
„Konwicki w Dolinie Issy”, reż. Adam Wyżyński/ Piotr Kulisiewicz, Polska, 2013, 9 min

Filmy dostępne między 1.06, godz. 20:00 a 30.06, godz. 20:00

Wschód nieznany #3

Podczas trzeciej i tym samym ostatniej przed wakacjami odsłony cyklu Wschód nieznany prezentujemy filmy z Polski, Ukrainy i Białorusi. W myśl hasła „razem mimo różnic” chcemy podkreślać wsparcie i solidarność z naszymi wschodnimi sąsiadami. W czterech wybranych produkcjach ukazane zostały indywidualne historie, które stały się alegorią społeczno-politycznych okoliczności lub przemian.

Program:

„Białoruski walc”, reż. Andrzej Fidyk, Polska/Norwegia, 2007, 65 min
„Epitafium”, reż. Wiktor Aśliuk, Białoruś, 2020, 28 min
„Moje myśli są ciche”, reż. Antonio Lukich, Ukraina, 2019, 104 min
„Krasnoludki jadą na Ukrainę”, reż. Miorsław Dembiński, Polska, 2005, 55 min

Filmy dostępne między 31.05, godz. 20:00 a 30.06, godz. 20:00


wtorek, 7 czerwca 2022

Lukáš Beran, Vladislava Valchářová - Industriál Prahy 3. Technické stavby a průmyslová architektura

 

To jedna z 23 książek przywiezionych z Pragi przed tygodniem - ta najcieńsza 😁 Bardzo chciałam choć jedną od razu przeczytać, więc sama się prosiła. Tym bardziej, że to Praga 3 czyli Żiżkow i Vinohrady.


A ja jestem przecież obywatelką Wolnej Republiki Żiżkow, mam paszport z kompletem wiz i domovský list, znaczy tak jakby prawa miejskie, w razie czego mogę się ubiegać o zapomogę dla biedaków 😂 co zresztą może się zdarzyć już niedługo*...


 Tylko muszę sobie ładnie wpisać swoje dane. A swoje zbiory o Pradze 3 wzbogaciłam o 100% podczas tego wyjazdu (nowe to te z prawej) i w sumie, w odniesieniu do tego, co na samym dole - może nawet zdołam wkrótce przeczytać.

Książeczka (czy raczej broszura) ma tytuł zrozumiały, myślę. To taki rodzaj zwięzłego przewodnika po przemysłowym Żiżkowie (i Winohradach). Znakomitą większość opisanych w niej budynków czy konstrukcji znam, ale kilka sobie wynotuję do zeszytu na sierpień. Rany rany, czas zakładać zeszyt na sierpień 😍

A wiadukt kolejowy z okładki pokażę Wam na własnych zdjęciach. Nie mogę się powstrzymać 😂

Ruch kolejowy na nim trwał od 1872 roku do... 2008. Cóż, niestety, ja pojechałam do Pragi po raz pierwszy w 2016, więc już nie mogłam tam widzieć pociągu. Za to widziałam ścieżkę rowerową, która obecnie została tam urządzona i biegnie dalej wzgórzem Vitkov. Oczywiście jako posiadaczka wysoce rozwiniętego lęku wysokości bałam się podejść do balustrady i tak, wiecie, środeczkiem, środeczkiem😁







Początek:

Koniec:

Wyd. České vysoké učení technické v Praze (ČVUT) 2009, 47 stron

Z własnej półki (kupione 24 maja 2022 roku w antykwariacie Antikvariát - levné knihy za 30 koron - zrobiłam, okazuje się, świetny interes, bo w księgarni Klubu Za starou Prahu sprzedają to za 150 koron)

Przeczytałam 4 czerwca 2022 roku  

 

* Otóż dziś cios w serce. Kobita ze Zwierzchności  w rozmowie telefonicznej z Nową Księgową oznajmiła kategorycznie, że żadnych kursów wakacyjnych nie będzie, bo ona nie ma już siły tego wszystkiego śledzić. Kiedy nasz Stary cokolwiek śledził, pytam się. Ale ona jest inna, faktycznie wszystko sama robi, obowiązkowa taka (albo cykor, różnie to oceniać). Stary odlatuje w siną dal jutro, ona przejmuje na razie nasze stery. Zdalnie. No, a te kursy to było moje być albo nie być na najbliższe miesiące.

Co oznacza, że na Nową Kuchnię nic nie odłożę, a jeszcze że do życia dołożę (z kupki), liczę oczywiście na emeryturę wkrótce, ale to będzie na rachunki, nie na życie. 

Oczywiście trzeba być Pollyanną i wmawiać sobie, że:

- po pierwsze primo dobrze się składa z tą emeryturą nadchodzącą, zawsze to połowę wydatków się opędzi

- po drugie primo będę mieć DWA MIESIĄCE WAKACJI!

Na razie planów brak, zbyt świeża sprawa (wiem tylko, że chcę znów jeździć na rowerze). Za to jest z tyłu głowy myśl, że na lipcu i sierpniu może się nie skończyć. Ale o tym pomyślę jutro, prawda?

Albo wcale. 

Aktualnie trochę smutno.

A teraz powiedzcie, że wszystko będzie dobrze i kichał Michał na Nową Kuchnię.