wtorek, 30 grudnia 2014

Edmund Niziurski - Klub włóczykijów

Ostatnia książka w tym roku! Łyknęłam ją w trymiga, bo też przygody Kornela i jego stryja Dionizego czyta się błyskawicznie i z wielką przyjemnością. Któż ich nie zna? Tak pytam, niby to retorycznie, ale diabli wiedzą, jak się przedstawia czytelnictwo Niziurskiego w naszych czasach... tam przecież nie ma nic ani o wampirach ani o czarodziejach... są za to przestępcy-dżentelmeni, malowniczy członkowie rodziny o szerokich zainteresowaniach i pasjach, inteligentne dzieciaki (choć czasami z poprawką z geografii), budki telefoniczne, bary mleczne, dociekliwi milicjanci i przychodnie zdrowia, gdzie o 23.00 udzielają pomocy. Wobec tego pytam: któż z NAS, starej gwardii, ich nie zna?
Na półce nieco więcej Niziurskiego, choć daleko mi do pełnej kolekcji.
Tu naliczyłam jeszcze dwanaście tomów. Akurat na dwanaście miesięcy zbliżającego się roku. A więc kolejny mały projekcik :)
Należało go zacząć chronologicznie, ale MUSIAŁAM, po prostu musiałam wrócić do Pułtuska jak najszybciej!
Może zresztą dopożyczę coś z biblioteki, może projekcik się rozrośnie? Wikipedia podaje całkiem sporo tytułów, nawet myślałam je tutaj skopiować, żeby mieć listę pod ręką, ale stanowczo tego za dużo :) W każdym razie w 2015 startuję z Księgą urwisów, pierwszą powieścią dla młodzieży (bo wcześniej były Gorące dni dla dorosłych), której akcja toczy się w kieleckiej wiosce. Niziurski pochodził z Kielc i tam też mieszkał, swej rodzinnej ziemi złożył hołd w niejednej powieści - co jako urodzona na ziemi kieleckiej, w krainie scyzoryków, muszę docenić :)

Klub włóczykijów też ma wątek kielecki, a dokładniej świętokrzyski. Dla tych, co nie czytali (nie wierzę, że są tacy!) małe streszczenie. Kornel ma poprawkę z geografii i w upalny lipiec zamiast być na wakacjach dusi się w Warszawie, dręczony korepetycjami przez Zieloną Niedojrzałą i pilnowany przez ciotkę Pelagię - maniaczkę roślin doniczkowych. Pewnego dnia pojawia się u niego dawno nie widziany kolega Pirydion z prośbą o pożyczenie namiotu. W tym samym czasie dzwoni stryj Dionizy, inny rodzinny maniak, archiwariusz. Jest na tropie sensacyjnego odkrycia z czasów powstania styczniowego, ale potrzebuje pomocy Kornela w celu dostania się do kufra z papierami po dziadku Hieronimie (uczestniku powstania). Obaj chłopcy udają się na spotkanie z Dionizym w Łazienkach, gdzie odkrywają, że padł on ofiarą dwóch znanych przestępców: dra Bogumiła Kadrylla i Wieńczysława Nieszczególnego. Ci dwaj kieszonkowcy (szopenfeldziarze) postanowili również - w ramach rozrywki wakacyjnej - odnaleźć kasę powstańczą, ukrytą przez dziadka Hieronima w tajemniczej jaskini w Górach Świętokrzyskich. Od tej pory ekipa poszukiwawcza, nazwana Klubem włóczykijów, a składająca się z Kornela, Pirydiona, jego brata-inżyniera i Zielonej Niedojrzałej, pod wodzą stryja Dionizego - po ugłaskaniu ciotki Pelagii za pomocą lipki afrykańskiej (Sparmania africana) - będzie szukać papierów po dziadku Hieronimie najpierw w Pułtusku, potem na Mazurach, a wreszcie w Górach Świętokrzyskich, wszędzie przeżywając rozliczne przygody, głównie dzięki nieustającemu towarzystwu arystokracji przestępczej.

Chciałoby się ruszyć w ślad za bohaterami książki. To jednak tylko Pułtusk pozostaje moim niedościgłym marzeniem. Chciałabym zwiedzić kolegiatę, gdzie Dionizy wynurzył się z podziemnej krypty w rycerskim hełmie na głowie, kościół, gdzie pracował kościelny Robiś, wieżę obronną z XVI wieku, zamek biskupi, wreszcie muzeum, gdzie Zielona Niedojrzała i brat Pirydiona spędzili mnóstwo czasu, wpatrując się... w siebie. Nie wspomnę o Spółdzielni "Antyk Pułtuski", ponoć mającą siedzibę przy samym Rynku :)
Aż zerknęłam na mapę. Jest to, cholerka, jeszcze na północ od Warszawy. Jakieś 50 km. Wygląda na to, że powinnam się wybrać z wizytą do kuzynki w stolicy, a stamtąd dopiero na całodniową wycieczkę sentymentalno-krajoznawczą :) Niestety spóźniłam się na kolej - zlikwidowali ją w 2002 roku... a nie lubię jeździć autobusami, zwłaszcza, że to teraz najczęściej busy.

Początek:
i koniec:

Wyd. "Śląsk" Katowice 1974, wyd.II, 290 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 29 grudnia 2014 roku


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ kolejny film z rolą Stanisława Lubszina - KIN-DZA-DZA! reż. Georgi Danielija, 1987
Na YT z angielskimi napisami:


Na ulicach Moskwy pojawia się dziwny bosonogi przybysz, który mimo chłodu jest odziany tylko w liche, potargane palto. Zaczepianym przez siebie przechodniom przedstawia się jako mieszkaniec planety Uzm, który stracił z nią kontakt i nie może powrócić do swojej galaktyki. Przechodnie ignorują przybysza, tylko budowlaniec zwany wujkiem Wową i gruziński student Gedewan, zwany Skrzypkiem decydują się mu pomóc. Wowa przez przypadek uruchamia pojazd, należący do przybysza i obaj ze Skrzypkiem zostają przeniesieni na planetę Pliuk w galaktyce Kin-dza-dza. Pod względem cywilizacyjnym Pliuk jest bardziej zaawansowana technicznie niż Ziemia, ale jej mieszkańcy wydają się zacofani pod względem organizacji społecznej. Do rozpoznawania istot żywych Pliukanie używają strumienia światła, który skierowany w odpowiednim kierunku ujawnia, czy osobnik należy do wyższej kasty Czatlanów czy do gorszych Pacaków. Pliukanie rozmawiają ze sobą, używając sylab, ale dość szybko uczą się rozmawiać po rosyjsku z przybyszami. Wowa i Skrzypek są jednak traktowani na równi z Pacakami, a jedyną umiejętnością, cenioną przez Czatlanów jest to, że przybysze śpiewają rzewne rosyjskie piosenki. Dzięki zastosowaniu tajemniczej broni Czatlanów − tranklukatora Wowie i Skrzypkowi udaje się powrócić na Ziemię.

2/ film polski
ZA WAMI PÓJDĄ INNI, reż. Antoni Bohdziewicz, 1949
Na YT w całości:


Dramat wojenny, ukazujący działalność lewicowego podziemia w okupowanej stolicy. Bohaterami są członkowie Gwardii Ludowej, osią akcji zaś dzieje tajnej drukarni "Gwardzisty" w okupowanej Warszawie. W akcję filmu włączono nie tylko pewne elementy autentyczne historii drukarni "Gwardzisty", ale także przedstawiono udany zamach członków GL na rozrywkowy lokal hitlerowski Cafe Club w odwet za hitlerowską akcję "50 powieszonych".

3/ film czeski LATAJĄCY CZESTMIR (Létající Cestmír), reż Václav Vorlíček, 1984 - to właściwie serial 6-odcinkowy
Na YT w kawałkach:


W drodze do szkoły Czestmir za sprawą błękitnego meteorytu trafia na planetę kwiatów, które sprawiają, że może latać i przemieniać się w dorosłego. A ponieważ „Czestmir to wykapany tata“ - w miejsce ucznia IV klasy pojawia się dorosły pan Trynka. Dzięki łudzącemu podobieństwu Czestmir może udać się do szkoły, jako własny ojciec. Wraz z przyjaciółmi, Barbarką i Dawidem, latający Czestmir wywołuje nieoczekiwane komplikacje w świecie dorosłych. Tymczasem cudowne kwiaty, które mogłyby zmienić na lepsze życie wszystkich ludzi, wpadają w ręce sprytnego i ambitnego fryzjera Blechy, który nie myśli dzielić się z nikim… Nim życie rodziny Czestmira i całego miasta wróci do równowagi, rozegra się szereg dramatycznych i zabawnych przygód.

4/ film wietnamski BI, DUNG SO! (Nie bój się, Bi!), reż. Dang Di Phan, 2010
Polski trailer:


"Nie bój się, Bi" to intymny portret wietnamskiej rodziny. Oczami sześcioletniego chłopca obserwujemy relacje jego najbliższych, poznajemy ich najskrytsze pragnienia i tajemnice. Chociaż wszyscy mieszkają razem, każdy podąża wyboistą drogą własnego życia. Bi (Thanh Minh Phan) mieszka z rodzicami, ciotką oraz kucharką w starym domu w Hanoi. Jest bardzo przywiązany do ciotki, nauczycielki po trzydziestce (Thuy Hoa). Atrakcyjna, samodzielna kobieta nie zgadza się na kompromisy w związkach, nie wyszła dotąd za mąż, przez co rodzina skazuje ją na los starej panny. Rodzicom chłopca nie układa się, a jego ojciec (Ha Phong Nguyen) coraz częściej przebywa poza domem unikając schorowanego dziadka (Tran Tien) Bi, który po latach wraca do rodzinnego domu. Bi często zostaje sam pod opieką kucharki. Gdy tylko może ucieka do swojego ulubionego miejsca - pobliskiej fabryki lodu. Fascynują go wysokie szuwary nad rzeką, gdzie wyszukuje rzadkie gatunki roślin. W zamian za nie dziadek daje mu egzotyczne liście i kwiaty. Między chłopcem a starcem wytwarza się silna więź. Jednak zły stan zdrowia dziadka Bi wciąż się pogłębia, tak samo jak obsesja jego ojca na punkcie masażystki, czy nagła fascynacja ciotki jednym z uczniów... "Nie bój się, Bi" to zmysłowe kino, świetnie oddające charakter i klimat Azji Południowo-Wschodniej. Film jest przesiąknięty erotyzmem i atmosferą tropikalnych miast. Lód odgrywa zasadniczą rolę w życiu wszystkich bohaterów - za jego pomocą dowiadujemy się, co jest naprawdę ważne dla każdego z nich. Bryły lodu fascynują, przynoszą ukojenie i ulgę w filmie, gdzie panujący upał jest prawie namacalny.

5/ kolejny projekt na Nowy Rok to obejrzenie kilku filmów z początków kina. Odc. 1. Zaczynam oczywiście od braci Lumière:




NAJNOWSZE NABYTKI
Tak, są takie. Tylko zbyt ciemno było dziś rano, by zrobić zdjęcie. Zrobię jutro (mamy wyjść wcześniej z pracy, więc zdążę za dnia) i dołożę, bo nie chcę z zaszłościami wkraczać w Nowy Rok :)
Więc tak. Newsletter z allegro doniósł, że pojawili się Towarzysze podróży Panowej. Ktoś co prawda od razu zalicytował, ale się nie przestraszyłam konkurencji, tylko odczekałam do ostatniej chwili i cenę podniosłam. O zwyczajowe 50 groszy. Okazało się, że ta zaoferowana pierwotnie przez konkurenta była jednak wyższa, więc szybciutko dołożyłam kolejne 50 groszy i tu już byłam górą! Za całe 6,49 zł Panowa była moja! Przeglądam, co tam jeszcze sprzedawca ma, a tu Święto przebiśniegu za 4,99! Biere. Przecież dopiero co zachwycałam się filmem. No i jeszcze kryminał doszedł za 3,99. Co prawda mam niejasne wrażenie, że znamy się dobrze, ale zasadniczo przejrzałam półkę kryminologiczną i tego tam nie znalazłam :)
Grubo przed świętami (ale zapomniałam o tym napisać) upolowałam też drugi tom Rabskiej, na którego lekturę ostrzę sobie teraz zęby :) No, właściwie oczy.

niedziela, 28 grudnia 2014

Daria Doncowa - Koncert dla Kołobka s orkiestrom

W ostatniej chwili przypomniałam sobie o Doncowej na grudzień, ale dzięki nadmiernej wręcz ilości wolnego czasu w tych świątecznych dniach udało się kolejny tom przeczytać. Aż żal, że tak szybko poszło :)
Książkę wyciągnęłam z ruskiej półki:
W pierwszy dzień świąt była dość ładna pogoda i udało się zrobić zdjęcie przy świetle dziennym :

Chciałam skorzystać z okazji i zrobić nieco fot na zapas, ale nie wiem, co będę czytać w najbliższej przyszłości. Może warto byłoby usiąść i pomedytować na ten temat w tych ostatnich dniach roku, przemyśleć, z czym chciałabym się zapoznać PILNIE, a co odłożyć na później. Ojczasty przyjechał na Wigilię z konkretnym zamówieniem w kwestii pożyczkowej: zabrał ze sobą Nie ma Albertyny Prousta i 2-tomową biografię pisarza autorstwa Harolda Paintera (niegdyś zresztą jego własne zakupy). No to na Prousta nie ma co się po raz kolejny rzucać :) tak tu sobie będę dłubać powolutku, po staremu, bez żadnych noworocznych postanowień.
Rok kończę bardzo lajtowo: ta Doncowa, a teraz leży przede mną... Niziurski :) Może go sobie odświeżę w całości, a może skończy się na Klubie włóczykijów, jednej z najulubieńszych książek z dzieciństwa. Niedawno tutaj na blogu ktoś pisał w komentarzu a'propos Tarniny, że spełnił swoje marzenie o odwiedzeniu Puław - ja z kolei zawsze marzyłam o zobaczeniu sławetnego Pułtuska z Klubu - marzenie to pozostaje jednak niespełnione.

Cóż napisano na okładce kolejnej Doncowej?
Wiola Tarakanowa spotyka znajomą Anię, która oferuje na lato swą daczę pod Moskwą i "rodzinka" Wioli szumnie przeprowadza się tam ze wszystkimi betami już w maju. Panowie jednak szybko dają nogę z powrotem do moskiewskiego mieszkania, a Wiola i Tomoczka z dziećmi zostają w prymitywnym domku, który bardzo szybko okazuje się naprawdę pozbawiony cywilizacyjnych wygód: owszem, jest wanna, ale brak od niej spływu. Są rury gazowe, ale gaz tylko w butlach, które przywożą do miejscowego sklepu raz w tygodniu. Co gorsza, woda cieknie z kranu tylko wtedy, gdy napełni się nią wielki zbiornik na dachu domku. W tym celu należy najpierw udać się do studni z wiadrami. Toaleta znajduje się w krzakach, a prysznic - w stojącym w ogrodzie starym autobusie. Cóż, są wakacje i teoretycznie Wiłka mogłaby poświęcić się domowym zajęciom, ale nie byłaby sobą, gdyby nie wpakowała się w kolejną kryminalną historię, zostawiając całe gospodarstwo na głowie cierpliwej Tomoczki.

Otóż przechodząc obok domu tajemniczego Fiodora, którego mieszkańcy wioski szczerze nie cierpią, oberwała kamieniem w plecy. Kamień zawinięty był w kawałek gazety, gdzie znalazł się ręczny dopisek z błaganiem o pomoc. Wiłka włazi po drabinie na poddasze domu Fiodora, uwalnia przykutą łańcuchem do łóżka dziewczynę Miłę, odprowadza ją do drogi, gdzie ta łapie stopa do Moskwy... i tu sprawa byłaby zakończona, gdyby roztrzepana Wiola nie zgubiła portmonetki na terenie posiadłości Fiodora. W portmonetce była też wizytówka właścicielki daczy, Wiłka boi się, że ten dojdzie po nitce do kłębka czyli do tego, kto uwolnił Miłę i zemści się. I rzeczywiście, wkrótce dzwoni do niej Ania i błaga o pomoc, po czym połączenie zostaje przerwane. Trzeba ruszyć do akcji i odnaleźć najpierw tę uwolnioną Miłę, by przez nią dotrzeć do Fiodora. Jak zwykle zaczyna się seria przygód, morderstw, tajemniczych śmierci i historii z przeszłości.

Zabrakło tym razem cudacznych pomysłów ojca Leninida, mąż Oleg świecił nieobecnością - aczkolwiek jak zwykle pojawił się w decydującym momencie, by ratować swą nierozsądną żonę - sfera prywatna rozgrywała się wyłącznie na daczy i związana była z próbami zaradzenia problemom życia bez wody, gazu, a czasem nawet i prądu. W charakterze powtarzającego się refrenu występowała jazda na specjalnym ustrojstwie do wożenia wody ze studni, za każdym razem kończąca się rąbnięciem o ścianę domu (bo z górki). Ustrojstwo to pożyczyła dziewczynom sąsiadka, a nazywało się w oryginale 'bakłażka'. Widać je na okładce - to to coś na czterech kółkach. A cóż znaczy sam tytuł? Jak zwykle problem. Słownik mówi, że kołobok to okrągły bochenek. Jest bajka o takim okrągłym bochenku:

Tutaj tekst bajki.
Do tej to bajki nawiązuje bohaterka-czarny charakter-uwolniona Miła, obiecując urządzić swej przyrodniej siostrze KONCERT NA KOŁOBOK Z ORKIESTRĄ.
Nawiasem mówiąc, o ile dobrze pamiętam - wybaczcie, nie chce mi się wstać i sprawdzić - szef Nastii Kamieńskiej od Marininy właśnie zwany jest przez współpracowników Kołobkom - w polskiej wersji Pączkiem.
O, znalazłam film na YT:


To dziesiąty tom przygód Wioli Tarakanowej:

Początek:
i koniec:


Wyd. EKSMO Moskwa 2005, 348 stron
Tytuł oryginalny: Концерт для Колобка с оркестром
Z własnej półki
Przeczytałam 28 grudnia 2014 roku

piątek, 26 grudnia 2014

Antoni Czechow - Trzy lata

Tym razem padło na opowiadanie z ósmego tomu Dzieł. Jak zwykle z powodu przypadającego na ten tydzień filmu ze Stanisławem Lubszinem, trzeba wszak było najpierw przeczytać literacki pierwowzór. Nawiasem mówiąc określany po rosyjsku jako 'powiest' - jest to chyba odpowiednik naszej 'opowieści'.

W każdym razie dzieło zostało opublikowane po raz pierwszy w 1895 roku. To opowieść o trzech latach z życia bogatego kupca Aleksieja Łaptiewa z Moskwy. Przyjechał do małego miasteczka odwiedzić starszą siostrę, umierającą na raka i przy jej łóżku spotkał córkę miejscowego lekarza, piękną Julię. Jak prawdziwy Romeo zakochał się w niej bez pamięci, przedłużał pobyt u siostry, aż wreszcie doszło do dziwnych (w oczach Julii) oświadczyn: na schodach, bez wcześniejszego oficjalnego zalecania się. Julia w pierwszej chwili oświadczyny nie najmłodszego już kawalera odrzuciła...


Sprawę jednak przez noc przemyślała i zdecydowała powiedzieć jednak 'tak'. Po trosze z chęci ucieczki od ojca z ciężkim charakterem, po trosze z obawy przed staropanieństwem. Łaptiew już wówczas wiedział, że panna go nie kocha, ale cóż było robić. Sam był zakochany do szaleństwa. Pisał do przyjaciela:
"Dopóki nie byłem zakochany, też świetnie wiedziałem, co to jest miłość."
Ich niełatwe wspólne życie, zmienianie się uczuć, dojrzewanie, tracenie złudzeń, stosunki rodzinne, debaty nad sensem życia - opisał Czechow przepięknie i równie pięknie sfilmowali Dmitrij Dolinin i STanisław Lubszin w telewizyjnym 2-częściowym filmie pod tym samym tytułem.


Tu z dumą prezentuję wreszcie całość Dzieł Czechowa, uzupełnionych o brakujący czwarty tom dzięki nieocenionemu allegro:
Nie muszę chyba dodawać, że gdy szukałam tego opowiadania, przeglądając tomy od pierwszego, dopiero w ósmym je znalazłam :)

Donoszę też z satysfakcją, że technik z UPC, przybyły w innej sprawie, oznajmił mi od niechcenia, że "może też pani korzystać z wi-fi". Ale jak to, przecież do tego potrzebny jest router? "Pani modem ma wbudowany router". Precz więc z kabelkiem! Aktualnie siedzę z kompem na kanapie i czuję się bardzo zaawansowana technologicznie :) Jak to niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba!


Wyd. CZYTELNIK Warszawa 1959, Dzieła, tom VIII, 109 stron
Tytuł oryginalny: Tri goda /Три года
Przełożyła: Natalia Gałczyńska
Z własnej półki
Przeczytałam 25 grudnia 2014 roku

wtorek, 23 grudnia 2014

Wanda Wasilewska - Pokój na poddaszu

Też macie nerwówkę przed świętami? Ja szukałam czegoś lekkiego dla odprężenia... ale znalazłam! Bardzo lekkie doprawdy. Zaczyna się pogrzebem matki-jedynej żywicielki... a potem napięcie jeszcze wzrasta :)
Z Wandą Wasilewską pewnie spotkałam się w podstawówce, bo Pokój na poddaszu to była lektura szkolna, ale jakoś szczęśliwie zapomniałam. Rzecz jest tak okropnie dydaktyczna, jak tylko być może. Zacznijmy jednak od tego, że wyszukałam ją na półce pod sufitem, gdzie stoi od trzech lat.
Ciemno niestety w ostatnich dniach jest tak, że bez lampy nie da się zrobić zdjęcia półki... a lampa - wiadomo - przekłamuje. No ale cóż począć.
To tam na samej górze, druga półka od lewej.

Więc dobrze, zdjęłam, zagłębiłam się... nawet na początku się wczułam i dzieciom osieroconym współczułam... ale w miarę lektury coraz bardziej mnie wkurzał ten natrętny dydaktyzm. Każdy rozdzialik, poświęcony innemu problemowi, kończył się happy endem, a to głównie dzięki dobrym ludziom - oczywiście towarzyszom pracy, roboczego trudu. Choć wprost nie ma żadnych porównań z czasami współczesnymi, wyobrażam sobie, że nauczycielka polskiego miała gotowy konspekt do omawiania z dziećmi: widzicie, jak to źle było w dawnych czasach, dzieci pracowały w fabryce zamiast chodzić do szkoły i traciły zdrowie, mieszkały w fatalnych warunkach, a teraz władze budują nam wszystkim szklane domy i tak dalej. Ignaś musiał sprzedać swój ukochany rower, żeby zapłacić czynsz paskudnemu kamienicznikowi i nie mógł już poznawać przyrody ojczystej. Za to biedne dzieci, gdy chcą zarobić parę groszy na przyszywaniu guzików do kamizelek, ruszają z kopyta dopiero wtedy, gdy zorganizują spółdzielnię.
Ogólnie duży nacisk autorka kładzie na wspólne działanie (jednostka zerem?). No, w dzisiejszych czasach, gdy bachory ślęczą przed komputerami zamiast szaleć na podwórku, może to i dobra idea?
W sumie więc na dwoje babka wróżyła :) pytanie tylko, jak by dziś odbierały dzieci tę książkę - gdyby się zabrały za jej czytanie (w co wątpię).

Nasuwa się też refleksja ogólna nad sytuacją czwórki powieściowego rodzeństwa: dziś nie przetrwaliby razem, rozparcelowano by ich po domach dziecka...


Początek:
i koniec:


Wyd. Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Warszawa 1960, wyd.V, 97 stron
Z własnej półki (kupione na allegro 8 czerwca 2011 roku za 3 zł)
Przeczytałam 22 grudnia 2014 roku


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ dwudziesty piąty film z udziałem Stanisława Lubszina - TRI GODA (Три года), reż. Dmitrij Dolinin, Stanisław Lubszin 1980
Na YT w dwóch częściach (druga po prawej stronie u góry):


Ekranizacja opowiadania Czechowa. Czy ja już mówiłam, że Czechow niewyczerpaną studnią inspiracji dla kinematografii jest? Oczywiście zabrałam się za czytanie, a najpierw za szukanie tego opowiadania. Uwierzycie, że przeglądałam tom za tomem Dzieł i dopiero w ÓSMYM je znalazłam? Ale jest ŚWIETNE!

2/ film polski DOM NA PUSTKOWIU, reż. Jan Rybkowski, 1949
Na YT cały:


Pojawienie się zbiegłego więźnia hitlerowskiego zderza życie dwóch samotnych kobiet z wojenną rzeczywistością. Młoda dziewczyna, Basia i jej ciotka, Kazia, żyją w oddalonym od wojennych szlaków domu, gdzieś pod Warszawą. Ich spokój burzy pojawienie się Huberta, inżyniera związanego z lewicowym ruchem oporu, który ma się tu przez pewien czas ukrywać. Powoli rodzi się miłość między nim a dziewczyną. Basia i ciotka wciągnięte zostają do pracy konspiracyjnej.

3/ film czeski RUMBURAK, reż. Václav Vorlíček, 1984
Na YT w całości, aczkolwiek jeno w oryginale:


Głównym bohaterem filmu jest znany z serialu "Arabela" czarodziej II kategorii - Rumburak. Tym razem jest zdany sam na siebie w realnym świecie, gdyż zapomniał zaklęcia, które mogło by go przenieść z powrotem do krainy baśni i bajek. Za dnia ma postać gawrona, a w nocy - człowieka. Rumburak poznaje, czym są typowe ludzkie uczucia, musi też ukrywać się przed wrogiem wszelkich zwierząt - inżynierem Zachariaszem...

4/ film japoński RENTANEKE (Kot do wynajęcia), reż. Naoko Ogigami, 2012
Na YT z hiszpańskimi napisami:


Sayoko całymi dnami spaceruje brzegiem rzeki i wynajmuje koty do towarzystwa chętnym osobom. W ten sposób pomaga klientom poradzić sobie z ich samotnością, ale sama nie może wypełnić pustki w swoim życiu. Jako dziecko Sayoko miała dużo lepszy kontakt z kotami niż ludźmi i ta sytuacja przez lata niewiele się zmieniła.. Jej życie wywraca się jednak do góry nogami za sprawą interesującego się nią mężczyzny.

5/ amerykańską komedię romantyczną dla gerontofili ELSA & FRED, reż. Michael Radford, USA 2014
Na YT trailer:


Opowieść o dwójce ludzi, którzy u kresu życiowej drogi odkrywają, że nigdy nie jest za późno na miłość oraz realizację marzeń. Elsa (Shirley MacLaine) przez sześćdziesiąt lat śniła o wielkim uczuciu zwieńczonym chwilą, jak ta przedstawiona w filmie Federico Felliniego pt. "Słodkie życie". Fred (Christopher Plummer) natomiast to dobroduszny mężczyzna uważający, że zrobił już w życiu wszystko, co do niego należało. Po stracie żony czuje się zagubiony, dlatego córka decyduje się przenieść go do mniejszego mieszkania. Ojciec poznaje tam Elsę, która wkracza w jego życie z siłą huraganu i uczy na nowo czerpać radość z życia.

6/ i jeszcze i jeden film amerykański - DZIEŃ ŚWISTAKA (Groundhog Day), reż. Harols Ramis, USA 1993
Na YT trailer:


Zgorzkniały prezenter telewizyjnej prognozy pogody, Phil (Bill Murray), wyjeżdża do miasteczka Punxsutawney, żeby relacjonować coroczne Święto Świstaka - przepowiadające (lub nie) nadejście wiosny. Wieczorem dochodzi do wniosku, że to najgorszy dzień w jego życiu. Kiedy budzi się następnego ranka, z przerażeniem stwierdza, że znów jest 2 lutego. Dla Phila czas stanął w miejscu i musi przeżywać wciąż to samo.
Ja wiem, że KAŻDY NA ŚWIECIE widział ten film pięć razy... ale ja wcale. Córka odmówiła współpracy i obraziła się, że nie będzie tym razem OŚMIU KOBIET :)



A na koniec dla cierpliwych życzenia :)

niedziela, 21 grudnia 2014

Ilja Krupnik - Paltiajew

Drobiażdżek taki, choć mocno naładowany emocjami. Kiedyś zobaczyłam ten tytuł na skrzydełku jakiejś innej radzieckiej książki i wpisałam do "listy marzeń" na allegro - szybko się pokazała i to w odpowiedniej cenie (czyli za złotówkę). Dłużej trwało zabranie się za nią... ale tak to już jest przecież, że jak coś mamy na własność, to nie spieszymy się z konsumpcją :)

Książka z jednej z półek "kołołóżkowych":
Zdjęcie już archiwalne, bo wczoraj nieco przemeblowałam przy odkurzaniu :)

Szukałam tego tytułu w rosyjskim internecie - żeby zerknąć na oryginał - ale jakoś nie znalazłam. Autor zresztą niedługo cieszył się swymi publikacjami, po drugiej powieści, która wyszła w 1967 roku (ta pochodzi z 1962), znalazł się na czarnej liście w związku ze swymi wystąpieniami w obronie dwóch aresztowanych dysydentów i następna jego książka mogła się ukazać dopiero w 1989 roku. Ostatnia wyszła w 2006 roku rzecz nazwana "Żit dołgo" (Długo żyć) - może to wspomnienia? Ilja Krupnik ma dziś 89 lat.

Na skrzydełku napisano:

Te osobiste doświadczenia pisarza widać, słychać i czuć w jego opowiadaniach. Laik nie potrafiłby tak oddać atmosfery, klimatu wydarzeń, rozgrywających się gdzieś w tajdze czy na morzu. Dramatyczne wypadki opisane są w bardzo sugestywny sposób i czytelnik ma pełne prawo poczuć się jednocześnie uczestnikiem. Bardzo spodobało mi się zakończenie opowiadania "Papierosy", o pożarze tajgi wywołanym nieostrożnie rzuconym niedopałkiem - wywracające do góry nogami to, cośmy wcześniej przeczytali. Zaparło mi dech!
Ale nie namawiam Was, drodzy moi czytelnicy, do natychmiastowego rzucenia się na poszukiwania tego tomiku opowiadań. Spokojnie przeżyjecie bez tej lektury :) Owszem, kto chce poznać życie na Północy, znajdzie tu coś dla siebie - ale będzie to życie nie zwykłych mieszkańców, tylko przybyszów z zewnątrz, coś tymczasowego, przemijającego, nie wrośniętego w pejzaż. Miejscowych - należy szukać u Szukszyna, oczywiście.

Spis treści:


Inne tytuły polecane przez wydawnictwo (niekoniecznie radzieckie) z drugiego skrzydełka (Czutak i szary koń zaliczony!):


Początek:
i koniec:


Wyd. ISKRY Warszawa 1964, 194 strony
Tytuł oryginalny: Snieżnyj zariad /Снежный заряд
Tłumaczyła: Irena Piotrowska
Z własnej półki (kupione na allegro 20 października 2012 roku za 1 zł)
Przeczytałam 20 grudnia 2014


NAJNOWSZE NABYTKI
Niedzielnym porankiem wybrałam się na Grzegórzki po kolejną dostawę wnętrzarskich czasopism:
Teraz po obiedzie zabieramy się obie z córką za ich przeglądanie :)
Dodatkowo jeszcze trafiłam na stroik na wigilijny stół. Wybierałam się po niego jutro na Kleparz, ale z pewną taką nieśmiałością, bo przypuszczając, że zajmie on dużo miejsca - a tego na stole mało, bowiem mój brat (50-letni zatwardziały kawaler) nagle oznajmił, że zjawi się z Damą Serca jakowąś, będzie nas więc sześcioro, a stół okrągły nierozkładany :(
Tymczasem na Grzegórzkach odkryłam dziewczynę sprzedającą coś, co idzie raczej w górę niż wszerz:
Ledwo się powstrzymuję, by nie rozłożyć już teraz obrusa, naczyń, sztućców :)
Firanki uprane, dywany wytrzepane. Choinka też już ubrana (ależ była kłująca!) i cieszy oczy lampkami. Ale ja tu jeszcze przed Świętami przyjdę!

środa, 17 grudnia 2014

Irena Jurgielewiczowa - Byłam, byliśmy

Duże nadzieje wiązałam z tym tomem wspomnień, gdy go odkryłam w bibliotece i potem przeglądałam w drodze do domu. Może zbyt duże? Trochę się zawiodłam. Zwłaszcza wobec zachwytów z okładki (który to już raz daję się na nie nabrać)...

Czego się spodziewałam? Skoro to wspomnienia pisarki, to może historii dochodzenia do pisania, kształtowania się powołania, drogi artystycznej, okoliczności, które spowodowały wydanie pierwszej książki, znajomości z innymi literatami... Tymczasem książka dotyczy pierwszych dwudziestu lat życia i całej historii rodzinnej przed pojawieniem się na świat autorki. Od razu powiem: historia rodziny nie zostawiła we mnie najmniejszego śladu, nic interesującego w niej dla siebie nie znalazłam. No taka jakaś nieczuła jestem i niewrażliwa na cudze losy, czy co. Żeby nie było, że to dlatego, że z Krakowem nie ma nic wspólnego! Nie nie. Nie jestem aż tak ograniczona :)
Zasugerowałam się jakąś wzmianką odkrytą podczas pobieżnego przeglądania książki o rozwodzie rodziców i rozdźwięku, jaki on spowodował w młodej osobie autorki, automatycznym opowiedzeniu się za matką i odkryciu dopiero po latach racji ojca. I ten temat mocno mnie zaintrygował, na niego czekałam - przez prawie całą książkę - właściwie na próżno. Bowiem okazało się, że Jurgielewiczowa postanowiła przerwać (czy zakończyć) swe wspomnienia w momencie, gdy wchodzi w dorosłość, gdy zakochuje się z wzajemnością - uważając, że teraz to już byłyby wspomnienia Ich Dwojga - a więc nadużycie z jej strony. Czyli cała "afera" rozwodowa rodziców tak naprawdę dopiero jeszcze przed nią. Poczułam się jak dziecko, któremu zabrano wręczony przed chwilą prezent!

Co mi też przeszkadzało w lekturze, to nieustanne analizy dokonywane przez autorkę, dzielenie włosa na czworo. Za dużo też w niej polityki, jak na moje nerwy. Ale to świadczy o tych różnicach międzypokoleniowych, o których sama Jurgielewiczowa wspomina. Świadczy na moją niekorzyść oczywiście. Jedną z immanentnych cech inteligencji, o których pisze autorka, jest zainteresowanie dla spraw kraju, państwa. Kolejny raz się potwierdziło, że należę do ćwierćinteligencji (pracującej), niestety. Dla własnego lepszego samopoczucia wmawiam sobie, że to dlatego, iż nie mam i nie mogę mieć wpływu na to, co się dzieje, na ludzi, którzy znajdują się przy korycie u steru władzy... zresztą Jurgielewiczowa sama zauważa olbrzymi rozziew między poziomem polityków (administracji) międzywojennych a późniejszych, i to nie tylko PRL-u, bo to wiadomo, ale również już z czasów III Rzeczypospolitej.

Najwyraźniej jednak nie jesteśmy z Ireną Jurgielewiczową z jednej bajki i muszę się z tym pogodzić, choć mi przykro, bo naprawdę myślałam, że może będzie to jedna z ulubionych książek, że rozejrzę się za tym, by mieć własny egzemplarz. Cóż, tak się nie stało, trudno.


Autorka z bratem Stanisławem

Początek:
i koniec:


Wyd. Akapit Press, Łódź BEZ DATY!!! 267 stron + ilustracje
Z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam 16 grudnia 2014 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ dwudziesty czwarty film ze Stanisławem Lubszinem - NIE STRIELIAJTIE W BIEŁYCH LIEBIEDIEJ (Не стреляйте в белых лебедей - Nie strzelajcie do białych łabędzi), reż. Rodion Nachapietow, 1980
Na YT jest pierwsza część filmu, ale nie znajduję kolejnych :(


Z rosyjskiej Wikipedii dowiedziałam się, że to ekranizacja powieści Borysa Wasiliewa (ze Smoleńska), ale chyba nie tłumaczonej na język polski. To również autor "Tak tu cicho o zmierzchu". Film ma na Filmwebie zaledwie jedną ocenę, ale dość wysoką - 7/10 - zresztą z rosyjskiego streszczenia widzę, że mi się spodoba. Bohaterem jest Jegor Połuszkin, zwany w swej wiosce Biedonoscem - za co by się nie wziął, wyjdzie jakaś bieda. Obdarzony talentem prawdziwego artysty, nie przystaje do praktycznych wieśniaków. Wreszcie jednak znajduje pracę swych marzeń - zostaje leśniczym.

2/ następny film polski z okresu powojennego - CZARCI ŻLEB, reż. Tadeusz Kański, Aldo Vergano, 1949
Na YT, jak większość starych polskich filmów - w całości:


Dramat sensacyjny osnuty wokół udaremnionej akcji przemytu dzieł sztuki przez granicę polsko-czechosłowacką na zachód. Góral Jasiek (Tadeusz Schmidt) był kiedyś przemytnikiem, teraz jest żołnierzem Wojsk Ochrony Pogranicza, odbywającym służbę w swych rodzinnych stronach, w Tatrach.

3/ film czeski - jeden z najukochańszych, bo połączenie cudownej prozy Hrabala z maestrią Menzla - ŚWIĘTO PRZEBIŚNIEGU (Slavnosti sněženek), reż. Jiří Menzel, 1983
Na YT w całości - po czesku:


Mozaika krótkich opowieści o mieszkańcach Kerska, małej miejscowości niedaleko Pragi. Ze scenek codziennego życia niezwykłych i momentami groteskowych postaci wyłania się portret epoki socjalizmu.
Dziś rano stoczyłam na allegro zawziętą walkę o kolejną książkę Wiery Panowej - walkę wygraną! - i zajrzałam, co tam jeszcze sprzedawca ma w ofercie - a tu właśnie "Święto przebiśniegu" w mojej ulubionej serii literatury czeskiej i słowackiej - więc natychmiast nabyłam, jak fajnie jak fajnie jak fajnie!

4/ z Orientu znów film japoński - TOKYO FAMILY (Tokyo kazoku) - reż. Yôji Yamada, 2013
To remake filmu "Tokijska opowieść" z 1953 roku, na którym byłam kilka lat temu w kinie.
Na YT w całości z angielskimi napisami:


Starzejące się małżeństwo Hirayama, Shukichi i jego żona Tomiko wyruszają ze swojej wysepki na
Morzu Wewnętrznym do Tokio, aby odwiedzić swoje dorosłe już dzieci. Najstarszy syn Koichi prowadzi gabinet lekarski, córka Shigeko jest właścicielką salonu piękności, a najmłodszy syn Shoji pracuje w teatrze. Dzieci zajęte swoim życiem nie mają jednak czasu dla rodziców, a sami rodzice z nutą goryczy obserwują swe wyrosłe dzieci. Szczególnie relacje pomiędzy Shukichim a jego najmłodszym synem nie układają się najlepiej.

5/ i żeby w miarę być na bieżąco - MÓW MI VINCENT (St. Vincent), reż. Theodore Melfi, USA 2014
Na YT trailer, ale bez problemu znajdziecie cały film z polskimi napisami:


Vincent (Bill Murray) to zgryźliwy mizantrop, któremu dni upływają na wyścigach konnych, w ulubionym barze i w towarzystwie zaprzyjaźnionej nocnej damy (Naomi Watts). Pewnego dnia do domu obok wprowadza się Maggie (Melissa McCarthy) z synem Oliverem. Powitanie nowych sąsiadów odbywa się bez ciepłych słów i nie zapowiada początku pięknej przyjaźni. Jednak wiecznie spłukany Vin dostrzega szansę na podratowanie swego opłakanego budżetu. Zostaje może nie najtańszą, ale na pewno najbardziej ekscentryczną niańką w mieście.

sobota, 13 grudnia 2014

Katarzyna Siwiec - Idze, idze bajoku...

Słowo daję, ja mogę te książki o Krakowie czytać w nieskończoność! Ta jest dziewięćdziesiąta siódma, odkąd prowadzę blog czyli od pięciu lat i nawet się dziwię, że nie sto dziewięćdziesiąta siódma. Wypada zaledwie dwadzieścia na rok. Chyba obawa przed monotematycznością mną kieruje i wstrzymuje mnie przed pożeraniem kolejnych cracovianów w szybszym tempie. Przy czym ja mogę do nich wracać wielokrotnie, co zresztą uczynię niebawem, bo lektura najnowszej książki Katarzyny Siwiec wywołała we mnie gwałtowne pragnienie powrotu do Przylądka Dobrej Nadziei Zygmunta Nowakowskiego. A przede wszystkim - chęć na nowe spacery po Zwierzyńcu, który nie od dziś jest moją miłością!

Idze idze bajoku to nowość sprzed 2 tygodni na mojej półce:
Z racji nieco większego formatu musi spoczywać na leżąco, co może sobie nawet chwali :)

Do przeczytania zachęca na okładce aktor Starego Teatru Leszek Piskorz, sam będący autorem wspomnień z innej dzielnicy Krakowa zatytułowanych Ja, kinder z Grzegórzek (trzeba by o nich też napisać):

Mottem książki jest fragment wodewilu innego krakowskiego autora wspomnień, Tadeusza Kwiatkowskiego:

Książka jest skonstruowana następująco: ma formę kalendarium, poczynając od 38 000 lat p.n.e. (łowcy mamutów na Zwierzyńcu), a kończąc na 29 marca 2014 roku (otwarcie wystawy "Świat Lajkonika" w Domu Zwierzynieckim), przetykanego rozdziałami o postaciach związanych ze Zwierzyńcem (Konstanty Krumłowski i jego piękna Mańka, Jacek Malczewski, ks. Ferdynand Machay, Gustaw Holoubek i inni).
Spis treści poniżej:
Całość okraszona licznymi zdjęciami oraz słownikiem andrusowsko-zwierzynieckim:

Nie mogę powiedzieć, że Idze idze bajoku to dla mnie odkrycie, bo za dużo już o Krakowie czytałam... ale bardzo się cieszę, że taka pozycja powstała, bo autorka zebrała w jednym miejscu mnóstwo informacji o Zwierzyńcu, podając je w lekkiej, przyjemnej formie. Jak sama pisze we wstępie, niestety nie przyszła na świat w tym miejscu, ale usilną pracą wyrobiła sobie pozycję Panny Zwierzynieckiej:

Mimo że książka ma kształt kalendarium, czyta się ją z zapartym tchem, jedne smaczki przypominając sobie z poprzednich lektur, inne odkrywając i delektując się nimi. I chociaż jestem kobietą, zniosłam cierpliwie nawet liczne wzmianki o klubach piłkarskich, rozumiejąc, że w dużej mierze decydują one o klimacie dzielnicy.
Nie wiem, jaki ma nakład Rzecz o krakowskim Zwierzyńcu, ale uważam, że powinna się ona znaleźć w każdym zwierzynieckim domu. Dzielnica ma 20 tysięcy mieszkańców, przyjmijmy, że 5 tysięcy "dymów" - to dla mnie minimum nakładu :) a gdzie tu dopiero mówić o wielbicielach Zwierzyńca zamieszkałych, niestety, na Krowodrzy czy w Podgórzu!


Początek:
i koniec:


Wyd. Księgarnia Akademicka Kraków 2014, 241 stron
Z własnej półki (kupione 4 grudnia 2014 roku za 30 zł w Księgarni Akademickiej)
Przeczytałam 12 grudnia 2014