piątek, 28 lutego 2020

Robert Cave - Przewodnik po tajemnicach nauki


Tej książki nie zamawiałam, dostrzegłam ją na półce przy odbiorze innej i się zaciekawiłam. Jestem rpzecież kompletne nemo, jeśli chodzi o sprawy naukowe. Jednakże nie posunęłam się zbytnio do przodu :)
To są kilkuzdaniowe opisy rozmaitych eksperymentów, czasem niestety kompletnie dla mnie nieczytelne. A czasem błeee, wywołujące obrzydzenie. Albo litość dla królików doświadczalnych. Jak w przypadku tych piesków, które pan doktor pozbawiał tylnej części ciała, a przednią przyszywał na karku większego psa. No, ja wiem, że nauka wymaga poświęceń i najróżniejszych prób...

Za to podobał mi się eksperyment psychologiczny z gorylem, polegający na tym, że ochotnicy mieli oglądać minutowe video, gdzie dwie drużyny graczy podawały sobie piłkę, każda w obrębie swojej ekipy. Jedni mieli białe koszulki, inni czarne. Zadaniem ochotników było zliczenie, ile razy przerzucono piłkę w obrębie białej drużyny. Policzyli, dumni z siebie, że 15 razy, a na pytanie o czarnego goryla, który pojawił się na 9 sekund wśród graczy - ogólna konsternacja. Nie zauważyli, skoncentrowani na białych koszulkach. Chodziło o wykazanie, że nie dostrzegamy niespodziewanego wydarzenia, jeśli jesteśmy skupieni na obserwacji czegoś innego.
Rychtyk o mnie :)






Wyd. ARKADY Warszawa 2017, 224 strony
Tytuł oryginalny: Why It's Not All Rocket Science
Przełożyła: Ewa Romkowska
Z biblioteki
Przeczytałam 27 lutego 2020 roku

NAJNOWSZE NABYTKI
Przyszły wczoraj nowe/stare książeczki z antykwariatu w Pradze :)
Jak widać, nie ograniczam się specjalnie w tym zakresie (18 sztuk). No, ale przecież ostatnio zrobiłam na nie miejsce!

środa, 26 lutego 2020

Courtney Carver - Duchowa prostota


Co mnie naszło z tymi poradnikami, to sama nie wiem. Zachciało się na starość dowiedzieć, jak żyć.
No ale będzie z tym koniec (raczej).
Nie mogę powiedzieć, że nic mi nie dał, bo czytałam w sobotnie dopołudnie, a potem wstałam z łóżka, wyjęłam z szafy dziesięć sukienek i wystawiłam je na FB. Trochę miejsca się zrobiło :) Pokonałam dwa najgorsze skrupuły czyli
a/ na pewno kiedyś jeszcze je założę
b/ wydałam na nie pieniądze, więc szkoda wyrzucić
Żegnajcie żegnajcie zapiszcie me słowa!


Ale jeśli się cieszę, że miejsce się zrobiło, to nie dlatego, żeby kupić nowe! Broń Boże! Minimalizm :)
Jeszcze tylko papiery... a nie, na to się nie zdobędę...

Więc co do poradników i takich tam, jestem jeszcze w kolejce do jakiejś książki o śmieciach, i to by może było na tyle.
Na stoliku przy łóżku jest taka kopa książek (z bibliotek), że boję się o nóżki. A dziś musiałam oddać jedną nie przeczytawszy, bo już się nie dało prolongować. Jakaś Córka Stalina czy coś, w sumie nie miałam za bardzo ochoty tego czytać, odkładałam na później i trzy miesiące minęły.


Początek:
Koniec:


Wyd. Wydawnictwo Literackie Kraków 2019, 301 stron
Tytuł oryginalny: Soulful simplicity
Przełożyła: Agnieszka Sobolewska
Z biblioteki
Przeczytałam 22 lutego 2020 roku

poniedziałek, 24 lutego 2020

Katarzyna Nosowska - A ja żem jej powiedziała


Hm. No tytuł mi się podobał, więc pożyczyłam. W dodatku córka mi czasem pokazuje filmiki Nosowskiej na Instagramie.
Well.
To jest kolejny przykład na to, że jak się coś skrobie w internecie (albo i felietoniki w gazecie) to niekoniecznie trzeba się zgadzać na propozycje przekształcenia ich w formę książkową.
No o niczym i tyle.
Całe szczęście, że niewiele tego było i szybko poszło :)


Początek:
Koniec:

Wyd. Wielka Litera Sp. z o.o. Warszawa 2018, 203 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 21 lutego 2020 roku

niedziela, 23 lutego 2020

Wisława Szymborska, Zbigniew Herbert - Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie


No, nie rozumiem.
Nie rozumiem, jak po latach trzydziestu korespondencji tak chwilami wręcz czułej w momencie, gdy Szymborską spotyka ta katastrofa sztokholmska, Herbert wysyła telegram ze słowami SERDECZNE GRATULACJE.
I koniec.
Jak do tego dochodzi?
Z jednej strona taka busola moralna.
Z drugiej co? Rozczarowanie, że nie dostał (zrozumiałe, ludzkie) i... pretensje do tej, która dostała?
Taka małostkowość?
Nie mogę w to uwierzyć.





Wyd. a5 Kraków 2018, 165 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 20 lutego 2020 roku

sobota, 22 lutego 2020

Martin Frind, Pavel Vrána - Žižkovská nostalgie

Kurde, wyjazd do Pragi coraz bliżej, a ja się obcyndalam, zamiast wczytywać się w żiżkowskie pozycje (skoro tam będę mieszkać).
No to wzięłam z półki na razie najłatwiejszą - wierszyki mianowicie :)
Jeden pan powspominał stare czasy na Żiżkowie mową wiązaną, drugi ozdobił ilustracjami, a Rada Dzielnicy wydała. Skrzętnie zresztą omijając rok wydania!
No nie wiadomo.
Czy z numeru ISBN można coś wywnioskowac w takich wypadkach?
Wikipedia podaje, że 13-cyfrowe numery weszły w użycie od roku 2007, a tu jest właśnie taki. To przynajmniej wiadomo, że książka nie jest wcześniejsza.

Ale ta Milena Kozumplíkova... sprawdziłam, że chyba na przełomie lat 2000/2010 była tą starostką, no to wtedy wyszło :)


Początek:
Koniec:

Wyd.
Z własnej półki (kupiłam w praskim antykwariacie online 16 listopada 2018 roku za całe 29 koron = będzie z pięć złotych)
Przeczytałam 19 lutego 2018 roku

czwartek, 20 lutego 2020

Aleksandra Marinina - Iluzja grzechu


Mała skleroza czy już duża?
Jak przeczytałam blurba z okładki w bibliotece, myślałam, że nie znam. A jak już się wczytałam, to coś mi było znajome :)
Ha ha. Patrzę teraz do bloga, a tu mam jak byk przeczytaną w oryginale ledwie siedem lat temu. Proszbardzo.

Ale widzę, że narzekałam wtedy. To dlatego, że jeszcze tych nowszych nie było :) W porównaniu z nimi Iluzja grzechu jest całkiem OK.
No, tak że sobie machnęłam 500 stron po raz kolejny, co w przypadku kryminału może się wydawać absurdem, ale nie jest, bo przecież i tak nie pamiętałam, kto zabijał etc.
Z rozpędu (a właściwie przechodziłam tylko obok jednej filii bibliotecznej - bez tragarzy; wiadomo jednak, że koło biblioteki nie przechodzi się bezkarnie) wypożyczyłam dwie kolejne Marininy. Ciekawe, czy też je znam :)


Początek:
Koniec:

Wyd. WAB Warszawa 2016, 525 stron
Tytuł oryginalny: Иллюзия греха
Przełożyła: Aleksandra Stronka
Z biblioteki
Przeczytałam 18 lutego 2020 roku

niedziela, 16 lutego 2020

Alberto Rizzi - Myszki z Nowego Światu


Ciekawostka, doprawdy!
Pożyczyła mi koleżanka jako takie kuriozum i faktycznie.
Sam to sobie autor wydał, możliwe, że nigdy nie było w sprzedaży, tylko rozdaje znajomym, nie wiem.
Gość był w latach 80-tych w Polsce, bez żenady zresztą przyznaje, że wybrał tę destynację spośród innych (jako pracownik dyplomacji) z powodu przebitki dolara, żeby się nachapać tout court i robić za panisko.

No i tak właśnie to wyglądało.
Pierwszego wieczoru po przybyciu do Warszawy już wybrał się na kurwy. Potem do dyspozycji były studentki. Stary kawaler z "upodobaniami", wyrwany spod skrzydeł opiekuńczej mamusi - korzystał z życia, jak potrafił, a przy okazji załatwiał panienki ambasadorowi, któremu nie bardzo wypadało szwendać się po nocnych lokalach, więc usłużny dottore organizował kolacyjki u siebie w domu.
Lepiej doprawdy było milczeć po grób.

Obleśny typ.

W ogóle nie rozumiem celu wydania tych wspomnień, poza opluciem szeregu osób. Nie twierdzę przy tym, że bez powodu - ale czy to trzeba tak załatwiać? Dawne spory i animozje ożywiać po tylu latach i wydawać drukiem? Żeby to jeszcze coś wnosiło... Musi mocno boleć do tej pory. Ale nie cierpię takiej małostkowości.








Początek:
Koniec:

Wyd. na zlecenie autora Zakład Poligraficzny PRIMUM, Warszawa 2016, 110 stron
Tytuł oryginalny: I Topolini di Nowy Świat. Ricordi di sei anni nella Polonia di Jaruzelski
Przełożyły: Lucia Bulletti, Katarzyna Skórska
Pożyczone, zaraz oddam i niech więcej tego oczy moje nie oglądają!
Przeczytałam 14 lutego 2020 roku

czwartek, 13 lutego 2020

Krzysztof Varga - Sonnenberg

Zacznijmy od tego, że czytam, czytam i coraz więcej tu Niziurskiego widzę!
I wtedy sobie przypomniałam, że ktoś napisał ksiażkę o Niziurskiego książkach i czy to aby czasem nie był właśnie Varga?
Sprawdzam internety - oczywiście. Księga dla starych urwisów.
No, to powiem, że wyraźne piętno odcisnął mistrz Edmund :)


Druga sprawa.
Budapeszt.
Ja właśnie dlatego tę książkę wzięłam z bibliotecznej półki z nowościami, że na okładce przeczytałam, iż stolica Węgier jest jednym z dwojga bohaterów powieści.
Jako że to powieść właśnie, w ogóle nie planowałam tej lektury... już wspominałam (pewnie nie jeden raz), że coś mnie nie ciągnie ostatnio w kierunku literatury pięknej. A Vargi to jako pisarza wcale nie znam. Tylko jako bardziej reportażystę - od sławetnej węgierskiej trylogii wydawnictwa Czarne - choć to i tak trochę literatura faktu, a trochę piękna. Tak więc to wypożyczenie nie miało zwyczajowego przebiegu: wypatrzenie w katalogu internetowym - zamówienie w bibliotece - odbiór. Nie nie. Oddawałam coś na Królewskiej i rzuciłam przy okazji okiem na półkę.

Zawiozłam najpierw Ojczastemu i gdy odbierałam w poprzedni weekend, jakoś nie zapytałam o wrażenia, a i on sam nic nie mówił. Może i dobrze, bo nie wiem, czy nie byłabym trochę skrępowana taką rozmową - cóż się bowiem okazuje w pewnym momencie? Szeroko opisywany erotyczny związek z piękną Ágnes jest kazirodczy. Co oczywiście może być jakieś tam metaforyczne, alegoryczne. W ogóle dużo tam seksu, hm... bohater jest mężczyzną w średnim wieku, więc kiedy, jak nie wtedy :)
Ale przyznam się, że zawsze czuję się nieswojo, gdy czytam w tramwaju i dochodzę do tzw. momentów - a ktoś koło mnie siedzi i może rzuca okiem :) Tym bardziej żenujące są rozmowy o tym z własnym ojcem.

Ale wracając do powieści. Do Słonecznego Wzgórza, na którym bohater mieszka odziedziczywszy lokal po babci. Jakoś mi się też narzucały skojarzenia z Czarodziejską górą. Z kolei powtarzające się nie najpiękniejsze epitety, jakimi Ándras obdarza szwendających się po Budapeszcie turystów (to kretyni, debile, idioci) kazało mi ponownie spojrzeć krytycznie na siebie.
No ale chciałabym jednak kiedyś znaleźć się w tym Budapeszcie, w którym nigdy nie byłam, pochodzić tymi ulicami, pozaglądać na te podwórka... no, takim właśnie idiotą, debilem, kretynem zostać :)

A z trzeciej strony - to, co jest mocną stroną powieści czyli wybijająca się na plan pierwszy topografia, trochę też staje się słabą stroną, bo ileż tego już było, prawda? Ileż miast zostało odwzorowanych w książkach? Nic nowego. Sam Varga wraca tu do swej trylogii i do jej stałych motywów, przede wszystkim jedzenia, znów te pogacze, pörkölty, szprycery. A cały ten świat odchodzi gdzieś w przeszłość.

I jeszcze jedno. Mówi się tu ciągle o Węgrzech, również w kontekście polityki, ale bezustannie miałam wrażenie, że jednak Varga ma na myśli swą drugą (czy raczej pierwszą) ojczyznę czyli nas, Polskę. Albo też nasze drogi są tak podobne, zwłaszcza w tym, co dzieje się teraz.

Początek:
Koniec:


Wyd. Czarne Wołowiec 2018 478 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 12 lutego 2020 roku

niedziela, 9 lutego 2020

David Černý - 25 tajemství Prahy

Zabrałam się za to, bo zerkało z półki zaraz przy łóżku, a przecież już się powoli zbliża kolejny wyjazd i dobrze sobie coś znaleźć nowego do zobaczenia.
Tymczasem niestety lipa.
Może to i są tytułowe sekrety Pragi, ale jedynie dla początkujących :)
Na 25 rozdzialików były TRZY, które coś mi tam dały. I nie, że wcześniej nie słyszałam, tylko tu dostałam na tacy wypisane, wystarczy zrobić notatkę do praskiego zeszytu i gotowe. Jedna to jest mumia zakonnicy w jednym hradczańskim kościele, słyszałam o tym, ale nigdy tam nie byłam.
Dodatkowym minusem książki jest to, że zredagowano ją dokładnie tak, jak się łamie strony w kobiecych czasopismach :( W tekście o czymś tam, a w ramce kolorowej obok - to samo!
No, panowie!



Początek:
Koniec:

Wyd. GRADA Praha 2018, 117 stron
Z własnej półki (kupione online 2 grudnia 2019 za 269 koron czyli około 46 zł, stanowczo za dużo na to, co mi dało)
Przeczytałam 4 lutego 2020 roku

sobota, 8 lutego 2020

Paweł Reszka - Chciwość. Jak nas oszukują wielkie firmy

Kolejny reportaż Reszki. Jeszcze stoję w kolejce po "Czarnych", ale jestem ósma, więc to chwilę potrwa. Te wspomniane na skrzydełku Daleko od Wawelu i Daleko od miłości jakoś mnie odstraszają. Z polityką mam wystarczająco dużo do czynienia, gdy rano przy śniadaniu robię sobie prasówkę.
Tytuł jest nieco mylący - wielkie firmy, to może sugerować bóg wi co. Tymczasem chodzi tylko o sektor finansowy.
Tylko i aż.
Chciwość leży po obu stronach. Pracownicy banków czy firm ubezpieczeniowych stają na uszach, żeby klient kupił jakiś tam "produkt finansowy", bo ich być albo nie być w firmie od tego zależy - od wyników sprzedaży. Dlatego wszystkie sposoby są dozwolone.
Z drugiej strony klienci nie chcą słyszeć ostrzeżeń (jeśli oczywiście zostaną one wyartykułowane), bo im też chciwość przesłania oczy.

Niesamowite jest, co my, ludzie, sobą reprezentujemy. Jak jesteśmy gotowi skoczyć innym do gardeł, byle ocalić swoje.





Początek:
Koniec:

Wyd. Czerwone i Czarne Warszawa 2016, 303 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 2 lutego 2020 roku