Znalazłam na półce w Jordanówce.
Znaczy tej w hallu przed biblioteką, gdzie można zostawiać niepotrzebne książki i czasopisma.
Wzięłam, bo radzieckie, a mam do tego przecież słabość.
Teraz się biję z myślami, czy ją odnieść z powrotem, bo z jednej strony IKIGAI i ład i niezagracanie sobie życia w każdym rozumieniu tego słowa... a z drugiej może jednak zatrzymać?
Bo właśnie IKIGAI...
Otóż książka jest o tym, jak młody człowiek to swoje IKIGAI odkrywa.
Teraz wszędzie będę widzieć IKIGAI :)
Bohater wydaje się bliski zejścia na złą drogę, bo jak to chłopakowi, imponuje mu siła, zdecydowanie, pewność siebie. Ale spotkanie dobrego nauczyciela fizyki pozwala mu na odkrycie swej pasji.
Ja tymczasem, zgodnie z zasadami treningu IKIGAI, ćwiczę nowe umiejętności. Taką umiejętnością jest skupianie się na jednej rzeczy w jednym czasie. Serio, mam inklinację do rozpraszania się, niestety. Ćwiczę to na razie w pracy, dzięki czemu załatwiłam pewną upierdliwą sprawę, która przychodzi punktualnie na koniec roku, żeby mnie męczyć. Też się trochę umęczyłam, ale za to o wiele krócej :)
Inny sposób to dzielenie pracy na POMODORY :) odcinki 20-minutowe, po których robimy sobie kilka minut przerwy. Powoli, powoli wdrażam to wszystko.
Co do autora jeszcze, znalazłam gościa na Wiki. Ma 82 lata, a w 1978 dał dyla z Sojuza.
Ma swoją stronę po rosyjsku i angielsku.
Początek:
Koniec:
Wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza Warszawa 1976, 115 stron
Być może planowano wydanie jeszcze czegoś z twórczości autora - ale gdy dwa lata później emigrował do Stanów, znalazł się na czarnej liście.
Tytuł oryginalny: Высоко на крыше czy też Таврический сад? Nie wiadomo... w polskiej wersji jest podany ten drugi tytuł jako oryginalny, ale wśród dzieł Jefimowa znalazłam też ten pierwszy - a tak właśnie książka się tu nazywa...
Przełożył: Adam Galis
Z własnej półki
Przeczytałam 29 grudnia 2019 roku
wtorek, 31 grudnia 2019
sobota, 28 grudnia 2019
Héctor Garcia, Francesc Miralles - Trening Ikigai
Japońska sztuka codziennej radości.
Ha ha, pomyślałam, gdy zobaczyłam ten tytuł wśród nowości, kiedyś tam. Zapisałam się do kolejki, bo byłam ciekawa, jakaż to jest codzienna radość po japońsku, skoro siedzą w pracy cały dzień, po pracy obowiązkowo idą się napić z kolegami z tejże pracy, wracają do klitki w wieżowcu, żeby się przespać i znów idą do pracy...
No, stereotyp, oczywiście.
A tymczasem odkryłam... coś dla siebie :)
Od razu zaznaczę, że sprawdziłam - mam już na blogu odnotowane dwa poradniki, ten jest trzecim.
Bardzo dziwna sprawa, nigdy takich rzeczy nie czytałam, ba! Jak słyszę 'coach', to już mi się nóż w kieszeni otwiera. Raz miałam do czynienia z takim gościem, zupełnie niechcący. Zapisałam się w wakacje na kurs krótki rosyjskiego, taki niby to konwersacyjny, niby powtórkowy. Dziś widzę, że było to jak najbardziej z mojej strony poszukiwanie Ikigai :) Ale ten facet, który to prowadził... Oj. Zaraz na pierwszej lekcji wyjawił, że jest też coachem... jeżeli takim, jak prowadzącym kurs, to gratuluję. Był to zbiór przypadkowych rzeczy, facet kompletnie nie miał pomysłu na te zajęcia, poza jedynym, któremu hołdował: "kurs inny niż wszystkie". No, niewątpliwie. Potem mnie jeszcze długo nachodził, że mam się zapisac na semestr, bo marnuję potencjał. No ale nie dał rady, byłam wyjątkowo asertywna :)
Jednakże, wracając do tematu, okazało się, że jakkolwiek to może głupio zabrzmieć, Ikigai to coś dla mnie. Mniejsza o nazwę, to kwestia umowy jedynie - chodzi po prostu o tę pasję, którą w życiu trzeba odnaleźć. Zawsze jakąś miałam, ale ta książka pozwoliła mi pomyśleć o tym w szerszych kategoriach. Wytyczyć sobie najblliższe cele.
I starać się je zrealizować.
Na najbliższe lata planuję dwa Ikigai, z których jeden jest czystą pasją (to nauczenie się naprawdę dobrze czeskiego), a drugi celem do osiągnięcia (to schudnięcie, moje "boczki" po prostu mnie męczą jako nieestetyczne). Oba mogą przynieść coś nieoczekiwanego, mogą zmienić moją przyszłość i to jest chyba największym smaczkiem.
Skończyłam wczoraj czytać, a teraz zabieram się za notatki. Bo co prawda nie zamierzam postępować ściśle według podawanych przez autorów 35 reguł (bez jaj!), ale rzecz podstawowa to ustalić kroki, które mają doprowadzić do celu.
Na przykład: od razu postanowiłam nigdy więcej nie tknąć nic słodkiego. A od dzisiaj słodzić herbatę pół łyżeczki mniej. Dupy nie urywa, ale juz dwie wypiłam od rana i jakoś przeżyłam :)
To są jednak te prostsze sprawy.
Bo w kwestii czeskiego to nie tylko postanowienia typu: codziennie pół godziny się uczyć czy takie tam. Najpierw trzeba sobie przygotować podkład, sprawić, żeby czasu wystarczało na wszystko (co istotne). Więc na przykłąd ład wokół siebie. Każda rzecz na swoim miejscu. Skoro tak, trzeba je znaleźć, to miejsce - więc pozbyć się niepotrzebnych rzeczy. No, to już trzeci dzień użeram się. Wytypowałam cztery kurtki do wyniesienia, ale potem pomyślałam, żeby raczej je komuś dać. Więc ogłoszenie na OLX. I kupa chętnych, ale jak przychodzi do odebrania, to już milion problemów. "Bo ja dopiero w poniedziałek", "przyjadę wieczorem" i nie przyjeżdża etc. Teraz czekam na jedną panią w południe, którą syn zawiódł w tej kwestii i chce sama przyjechać. Jak się nie pojawi, wypierniczam wszystko do zsypu! Przecież nie chodzi o to, żeby tracić czas, tylko wręcz przeciwnie.
Będę jeszcze eliminować ubrania z szafy i bieliźniarki, ale od razu do kosza.
Steve Jobs zamówił u projektanta sto jednakowych koszulek polo. Powód był taki - nie chciał codziennie rano stać przed koniecznością podejmowania decyzji, w co się ubrać i tracenia na to czasu :) Kupił sobie ubrania do końca życia :) Dlaczego nie?
Gdy schudnę (zauważcie, że nie mówię 'jeśli schudnę'), będę mogła chodzić w dżinsach i T-shirtach i nie myśleć za wiele w tej kwestii.
Trening Ikigai to szerokie pojęcie.
Okazuje się jednak, że to jakby druga część - znalazłam w katalogu biblioteki tę pierwszą i wpisałam się do kolejki. Zrobiłam w ten sposób coś, czego sama nie cierpię, gdy ktoś mi robi - mianowicie aktualny czytelnik ma ją wypożyczoną do 2 stycznia, być może chciał prolongować, ale teraz, po moim zamówieniu, już tego nie zrobi, będzie musiał dyrdać do biblioteki na cito (no, albo bulić przestojowe) :) Trudno - częścią dążenia do Ikigaj jest swego rodzaju egoizm i samolubność.
Początek:
Koniec:
Wyd. MUZA Warszawa 2018, 298 stron
Tytuł oryginalny: El método Ikigai
Przełożył: Jan Wąsiński
Z biblioteki
Przeczytałam 27 grudnia 2019 roku
Ha ha, pomyślałam, gdy zobaczyłam ten tytuł wśród nowości, kiedyś tam. Zapisałam się do kolejki, bo byłam ciekawa, jakaż to jest codzienna radość po japońsku, skoro siedzą w pracy cały dzień, po pracy obowiązkowo idą się napić z kolegami z tejże pracy, wracają do klitki w wieżowcu, żeby się przespać i znów idą do pracy...
No, stereotyp, oczywiście.
A tymczasem odkryłam... coś dla siebie :)
Od razu zaznaczę, że sprawdziłam - mam już na blogu odnotowane dwa poradniki, ten jest trzecim.
Bardzo dziwna sprawa, nigdy takich rzeczy nie czytałam, ba! Jak słyszę 'coach', to już mi się nóż w kieszeni otwiera. Raz miałam do czynienia z takim gościem, zupełnie niechcący. Zapisałam się w wakacje na kurs krótki rosyjskiego, taki niby to konwersacyjny, niby powtórkowy. Dziś widzę, że było to jak najbardziej z mojej strony poszukiwanie Ikigai :) Ale ten facet, który to prowadził... Oj. Zaraz na pierwszej lekcji wyjawił, że jest też coachem... jeżeli takim, jak prowadzącym kurs, to gratuluję. Był to zbiór przypadkowych rzeczy, facet kompletnie nie miał pomysłu na te zajęcia, poza jedynym, któremu hołdował: "kurs inny niż wszystkie". No, niewątpliwie. Potem mnie jeszcze długo nachodził, że mam się zapisac na semestr, bo marnuję potencjał. No ale nie dał rady, byłam wyjątkowo asertywna :)
Jednakże, wracając do tematu, okazało się, że jakkolwiek to może głupio zabrzmieć, Ikigai to coś dla mnie. Mniejsza o nazwę, to kwestia umowy jedynie - chodzi po prostu o tę pasję, którą w życiu trzeba odnaleźć. Zawsze jakąś miałam, ale ta książka pozwoliła mi pomyśleć o tym w szerszych kategoriach. Wytyczyć sobie najblliższe cele.
I starać się je zrealizować.
Na najbliższe lata planuję dwa Ikigai, z których jeden jest czystą pasją (to nauczenie się naprawdę dobrze czeskiego), a drugi celem do osiągnięcia (to schudnięcie, moje "boczki" po prostu mnie męczą jako nieestetyczne). Oba mogą przynieść coś nieoczekiwanego, mogą zmienić moją przyszłość i to jest chyba największym smaczkiem.
Skończyłam wczoraj czytać, a teraz zabieram się za notatki. Bo co prawda nie zamierzam postępować ściśle według podawanych przez autorów 35 reguł (bez jaj!), ale rzecz podstawowa to ustalić kroki, które mają doprowadzić do celu.
Na przykład: od razu postanowiłam nigdy więcej nie tknąć nic słodkiego. A od dzisiaj słodzić herbatę pół łyżeczki mniej. Dupy nie urywa, ale juz dwie wypiłam od rana i jakoś przeżyłam :)
To są jednak te prostsze sprawy.
Bo w kwestii czeskiego to nie tylko postanowienia typu: codziennie pół godziny się uczyć czy takie tam. Najpierw trzeba sobie przygotować podkład, sprawić, żeby czasu wystarczało na wszystko (co istotne). Więc na przykłąd ład wokół siebie. Każda rzecz na swoim miejscu. Skoro tak, trzeba je znaleźć, to miejsce - więc pozbyć się niepotrzebnych rzeczy. No, to już trzeci dzień użeram się. Wytypowałam cztery kurtki do wyniesienia, ale potem pomyślałam, żeby raczej je komuś dać. Więc ogłoszenie na OLX. I kupa chętnych, ale jak przychodzi do odebrania, to już milion problemów. "Bo ja dopiero w poniedziałek", "przyjadę wieczorem" i nie przyjeżdża etc. Teraz czekam na jedną panią w południe, którą syn zawiódł w tej kwestii i chce sama przyjechać. Jak się nie pojawi, wypierniczam wszystko do zsypu! Przecież nie chodzi o to, żeby tracić czas, tylko wręcz przeciwnie.
Będę jeszcze eliminować ubrania z szafy i bieliźniarki, ale od razu do kosza.
Steve Jobs zamówił u projektanta sto jednakowych koszulek polo. Powód był taki - nie chciał codziennie rano stać przed koniecznością podejmowania decyzji, w co się ubrać i tracenia na to czasu :) Kupił sobie ubrania do końca życia :) Dlaczego nie?
Gdy schudnę (zauważcie, że nie mówię 'jeśli schudnę'), będę mogła chodzić w dżinsach i T-shirtach i nie myśleć za wiele w tej kwestii.
Trening Ikigai to szerokie pojęcie.
Okazuje się jednak, że to jakby druga część - znalazłam w katalogu biblioteki tę pierwszą i wpisałam się do kolejki. Zrobiłam w ten sposób coś, czego sama nie cierpię, gdy ktoś mi robi - mianowicie aktualny czytelnik ma ją wypożyczoną do 2 stycznia, być może chciał prolongować, ale teraz, po moim zamówieniu, już tego nie zrobi, będzie musiał dyrdać do biblioteki na cito (no, albo bulić przestojowe) :) Trudno - częścią dążenia do Ikigaj jest swego rodzaju egoizm i samolubność.
Początek:
Koniec:
Wyd. MUZA Warszawa 2018, 298 stron
Tytuł oryginalny: El método Ikigai
Przełożył: Jan Wąsiński
Z biblioteki
Przeczytałam 27 grudnia 2019 roku
czwartek, 26 grudnia 2019
Joanna Kuciel-Frydryszak - Służące do wszystkiego
Zamówiłam sobie kolejkę w bibliotece i czekałam, czekałam, czekałam... a potem byłam oddać książki w innej filii, pani kierowniczka podejrzała, że czekam i mówi - a my to mamy od ręki, chce Pani?
Tak to jest, w jednej filli można czekać i półtora roku, bo się piętnaście osób zapisało, a w innej nikt nie jest zainteresowany.
Można też sobie kupić od razu, w księgarni na przykład (co już czynimy coraz rzadziej, a potem płaczemy, że się zamykają - no ale każdy liczy ten swój grosz) - jednakże przecież NIE KUPUJĘ. Staram się przynajmniej.
Moje rozmaite starania w różnych kwestiach powinny od za niedługo przybrać bardziej stanowczą formę, bowiem czytam pewien poradnik (TAK TAK!) i wygląda na to, że robi na mnie wrażenie. Ale o tym następnym razem, gdy skończę lekturę.
iv>
Monografia służących nader ciekawa. Niby coś tam się wie na ten temat, bo przecież postaci służących przewijały się przez literaturę, bardziej na trzecim planie niż na pierwszym, ale jednak.
Gdy się zastanawiam nad tym, wydaje mi się, że najczęstsza była postać niani, kogoś wyższego w hierarchii od zwykłej służącej "do wszystkiego". Czasem kucharka. Ta w "Nocach i dniach", z którą Bogumił ten tego, gdy został sam - to była kucharka? Nie pamiętam.
Początek:
Koniec:
Wyd.MARGINESY Warszawa 2018, 411 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 23 grudnia 2019 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Spod choinki czyli NIE MOJA WINA :)
Tak to jest, w jednej filli można czekać i półtora roku, bo się piętnaście osób zapisało, a w innej nikt nie jest zainteresowany.
Można też sobie kupić od razu, w księgarni na przykład (co już czynimy coraz rzadziej, a potem płaczemy, że się zamykają - no ale każdy liczy ten swój grosz) - jednakże przecież NIE KUPUJĘ. Staram się przynajmniej.
Moje rozmaite starania w różnych kwestiach powinny od za niedługo przybrać bardziej stanowczą formę, bowiem czytam pewien poradnik (TAK TAK!) i wygląda na to, że robi na mnie wrażenie. Ale o tym następnym razem, gdy skończę lekturę.
iv>
Monografia służących nader ciekawa. Niby coś tam się wie na ten temat, bo przecież postaci służących przewijały się przez literaturę, bardziej na trzecim planie niż na pierwszym, ale jednak.
Gdy się zastanawiam nad tym, wydaje mi się, że najczęstsza była postać niani, kogoś wyższego w hierarchii od zwykłej służącej "do wszystkiego". Czasem kucharka. Ta w "Nocach i dniach", z którą Bogumił ten tego, gdy został sam - to była kucharka? Nie pamiętam.
Początek:
Koniec:
Wyd.MARGINESY Warszawa 2018, 411 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 23 grudnia 2019 roku
NAJNOWSZE NABYTKI
Spod choinki czyli NIE MOJA WINA :)
Etykiety:
Monografie,
Najnowsze nabytki,
Socjologia,
Z biblioteki
wtorek, 24 grudnia 2019
Alena Santarová - Od úterka do soboty
Znów mi się po czesku czytać zachciało, wybrałam coś w miarę cienkiego i przygodowego. Cienkie, bo co prawda prawie 200 stron, ale wąskiego formatu. A przygodowego? Niestety nudziarstwem się być okazało.
A i piętno czasu też odciśnięte. Że się w Czechosłowacji mówiło "towarzyszko nauczycielko" to wiem z filmów, ale było tam więcej kwiatków.
Książkę wybrałam online na podstawie okładki, no cóż. Się przejechałam.
Początek:
Koniec:
Wyd. Státní nakladatelství dětské knihy, Praha 1968, 186 stron
Z własnej półki (kupione 29 listopada 2019 roku w praskim antykwariacie online za 19 koron)
Przeczytałam 22 grudnia 2019 roku
A i piętno czasu też odciśnięte. Że się w Czechosłowacji mówiło "towarzyszko nauczycielko" to wiem z filmów, ale było tam więcej kwiatków.
Książkę wybrałam online na podstawie okładki, no cóż. Się przejechałam.
Początek:
Koniec:
Wyd. Státní nakladatelství dětské knihy, Praha 1968, 186 stron
Z własnej półki (kupione 29 listopada 2019 roku w praskim antykwariacie online za 19 koron)
Przeczytałam 22 grudnia 2019 roku
Etykiety:
Dla dzieci i młodzieży,
Po czesku,
Z własnej półki
niedziela, 22 grudnia 2019
Maria Konwicka - Byli sobie raz
Czy chcąc czy nie chcąc, jakoś podczas lektury porównywałam Konwicką z czytanymi niedawno wspomnieniami Zuzanny Łapickiej. Te ostatnie wypadały dość na niekorzyść, całkiem inna klasa.
Z drugiej strony, troszeczkę mi przeszkadzało to "nawiedzenie" Konwickiej, szukanie sensu życia a to w religii a to w starożytnym Egipcie... objawia się w ten sposób moja nietolerancja najwyraźniej, jakieś takie myślenie, że co niby wyprawia inteligentny człowiek :(
Sama jednak żadnego sensu życia poza tym, co tu i teraz, przecież nie znajduję. Jak najlepiej wykorzystać dany nam czas, a JAK - to już indywidualna sprawa. Jedni, jak Tadeusz Konwicki, zostawią po sobie ślad. Inni, jak ja, nie. I tyle.
Pytaniem na dziś jest, jaką książkę wziąć do pociągu (ważne są, obok treści, rozmiary i waga), gdy - co daj Boże - dziś wieczorem skończę tę czeską, która mi słabo podchodzi, ale męczę. Oraz kolejne pytanie - czy ja czasem nie prosiłam brata o jakąś książkę pod choinkę (ach, ta skleroza)? Bo w tym przypadku nie potrzebuję swojej :)
Początek:
Koniec:
Wyd. ZNAK Kraków 2019, 342 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 17 grudnia 2019 roku
Z drugiej strony, troszeczkę mi przeszkadzało to "nawiedzenie" Konwickiej, szukanie sensu życia a to w religii a to w starożytnym Egipcie... objawia się w ten sposób moja nietolerancja najwyraźniej, jakieś takie myślenie, że co niby wyprawia inteligentny człowiek :(
Sama jednak żadnego sensu życia poza tym, co tu i teraz, przecież nie znajduję. Jak najlepiej wykorzystać dany nam czas, a JAK - to już indywidualna sprawa. Jedni, jak Tadeusz Konwicki, zostawią po sobie ślad. Inni, jak ja, nie. I tyle.
Pytaniem na dziś jest, jaką książkę wziąć do pociągu (ważne są, obok treści, rozmiary i waga), gdy - co daj Boże - dziś wieczorem skończę tę czeską, która mi słabo podchodzi, ale męczę. Oraz kolejne pytanie - czy ja czasem nie prosiłam brata o jakąś książkę pod choinkę (ach, ta skleroza)? Bo w tym przypadku nie potrzebuję swojej :)
Początek:
Koniec:
Wyd. ZNAK Kraków 2019, 342 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 17 grudnia 2019 roku
Etykiety:
Wspomnienia i memuary,
Wspomnień czar,
Z biblioteki
sobota, 21 grudnia 2019
Michał Zabłocki - To nie jest raj
Ten tytuł wywołał pewną konsternację wśród czechofilów, że niby świętości kala etc. No bo jak to, nasi południowi sąsiedzi to przecież wzór do naśladowania, wzorzec z Sèvres nieprzejmowania się byle czym i państwo, gdzie wszystko funkcjonuje na cacy.
Tymczasem autor twierdzi coś wręcz przeciwnego - i dodaje, że Czechy nie różnią się zbytnio od Polski, a takie porównanie rozpala do białości :)
Dla mnie jest to okazja do przyjrzenia się samej sobie - czy ja w ogóle jestem czechofilką? Owszem, zapadłam na Pragę, ale Praga vs reszta Czech to chyba trochę jak Nowy Jork vs reszta Ameryki. Mój obraz Czech wyłania się głównie z czeskiej kinematografii, czy na tej podstawie można mieć wyobrażenie życia w danym kraju? Wyobrażenie tak, ale czy zgodne z rzeczywistością? Zabłocki siedział w Czechach latami, więc chyba faktycznie wie więcej niż wakacyjny turysta.
Z drugiej strony mówią, że z daleka ma się lepszy ogląd sytuacji niż od środka...
Tymczasem nie chce mi się w ogóle myśleć o niczym, kolejny dzień męczy mnie migrena i myślałam, że jak wstanę, zajmę się czymś, to mi ulży, ale nie wygląda na to. Scheisse :(
Wyd. HELION Gliwice 2019, 153 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 15 grudnia 2019 roku
Tymczasem autor twierdzi coś wręcz przeciwnego - i dodaje, że Czechy nie różnią się zbytnio od Polski, a takie porównanie rozpala do białości :)
Dla mnie jest to okazja do przyjrzenia się samej sobie - czy ja w ogóle jestem czechofilką? Owszem, zapadłam na Pragę, ale Praga vs reszta Czech to chyba trochę jak Nowy Jork vs reszta Ameryki. Mój obraz Czech wyłania się głównie z czeskiej kinematografii, czy na tej podstawie można mieć wyobrażenie życia w danym kraju? Wyobrażenie tak, ale czy zgodne z rzeczywistością? Zabłocki siedział w Czechach latami, więc chyba faktycznie wie więcej niż wakacyjny turysta.
Z drugiej strony mówią, że z daleka ma się lepszy ogląd sytuacji niż od środka...
Tymczasem nie chce mi się w ogóle myśleć o niczym, kolejny dzień męczy mnie migrena i myślałam, że jak wstanę, zajmę się czymś, to mi ulży, ale nie wygląda na to. Scheisse :(
Wyd. HELION Gliwice 2019, 153 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 15 grudnia 2019 roku
Etykiety:
Czechy,
Eseistyka,
Reportaże,
Z biblioteki
czwartek, 19 grudnia 2019
Tomasz Piątek - Antypapież
Sentymentu do postaci JPII nie mam z dwóch względów (oczywistych) - przyłożenie się do śmierci tylu ludzi w Afryce plus zamiatanie pod dywan pedofilii. Człowiek, który wzbudzał tyle sympatii jako postępowy ksiądz i biskup, na watykańskim stolcu stał się symbolem konserwatyzmu... żeby nie powiedzieć wstecznictwa.
Z ciekawością więc przeczytałam ten drobiazg, ułożony jak Dekalog z dziesięciu punktów - które autor po kolei demistyfikuje.
Piątek jest ewangelikiem, człowiekiem - w przeciwieństwie do mnie - zaangażowanym w wiarę i religię, więc dużo ze swych argumentów przeciwko pisze z określonych pozycji, które dla mnie są tak samo absurdalne, typu spieranie się o prawdziwe brzmienie właśnie Dziesięciu Przykazań.
Ale kończy dość znamiennie.
Najpierw:
Uważam, że to oszust - powiedział Truman Capote. - Uważam, że to oszust, bo czytałem jego wiersze.
A potem:
Czy możemy być dumni z kogoś, kto uczynił tyle zła?
I tu nie odnosi się do tego, co napisałam w pierwszym zdaniu, tylko do całokształtu działalności papieża w obrębie Kościoła, do tego, co zostawił jako dziedzictwo swym owieczkom (jak to się zwykło mawiać). Puste gesty, puste słowa.
Pomników już się może nie wznosi, ale te, które stanęły ciężko będzie usunąć.
Początek:
Koniec:
Wyd. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011, 99 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 13 grudnia 2019 roku
piątek, 13 grudnia 2019
Václav Čtvrtek - Hanka
Tu taka dziwna sprawa - ni z tego ni z owego jest Cypisek! W Rumcajsie go nie było, a w Hance jest! A o żadnym osobnym Cypisku nic nie wiem.
Właśnie przeglądając zasoby Biblioteki Kraków zorientowałam się, że tego autora jest też Makowa panienka i Opowieści z mchu i paproci. Jednakże mój czeski szmergiel chyba tak daleko nie sięga i już się nie mogę doczekać "normalnej" książki do przeczytania :)
Początek:
Koniec:
Wyd. Albatros Praga 2004, 150 stron
Przełożyła: Maria Czernik
Z biblioteki
Przeczytałam 11 grudnia 2019 roku
Właśnie przeglądając zasoby Biblioteki Kraków zorientowałam się, że tego autora jest też Makowa panienka i Opowieści z mchu i paproci. Jednakże mój czeski szmergiel chyba tak daleko nie sięga i już się nie mogę doczekać "normalnej" książki do przeczytania :)
Początek:
Koniec:
Wyd. Albatros Praga 2004, 150 stron
Przełożyła: Maria Czernik
Z biblioteki
Przeczytałam 11 grudnia 2019 roku
środa, 11 grudnia 2019
Václav Čtvrtek - Rumcajs
Dziwne. Nieraz już przecież czytałam (w blogowych czasach też) książki dla dzieci i uważałam to za całkiem normalne, a teraz jakoś się krępuję - ba, szukam usprawiedliwienia, że czytam, bo czeskiego autora i taka czeska klasyka dla dzieci. Zresztą, po pierwsze czytam tym razem tylko i wyłącznie dlatego, że czeskie, a po drugie, wcale nie wiem, czy klasyka. To znaczy nie wiem, czy tamtejsze dzieci "obowiązkowo" czytają Rumcajsa, czy tylko, tak jak (raczej) u nas, oglądają bajkę w tiwiszu.
No, ale ja trafiłam na to w katalogu bibliotecznym, przeglądając czeszczyznę rozmaitą, zamówiłam więc, odebrałam w bibliotece może nie na końcu świata, ale jednak stanowczo nie po drodze - i to dwie, bo jeszcze Hanka do kompletu. Którą aktualnie międlę, bo niestety jakoś mi całość niespecjalnie podchodzi. Tyle że to szybko idzie, jak już się przyłożyć :)
W każdym razie to jest dla mnie jednorazowa lektura. I właściwie dobrze zrobiłam, że pożyczyłam, bo mogłabym w przyszłości popełnić lekkomyślność i przy okazji jakiegoś większego zakupu w Ulubionym Praskim Antykwariacie zamówić w oryginale. Całkiem zbędnie, bo nie miałabym cierpliwości do czytania tego po czesku :)
Co rzekłszy, oddelegowuję się do łóżka, choć jest dopiero 18.00. Nic to, skończę jeszcze tę Hanke, zacznę coś sensowniejszego, a i obejrzę 21. odcinek serialu Powrót Arabeli, tym razem faktycznie w oryginale :)
Odkąd zamienili mi wieczorne środy w pracy na piątkowe, co prawda utyskuję na te piątki (no bo też, doprawdy!), ale z drugiej strony jakie to fajne uczucie wyjść z pracy o 16.00 i mieć cały wieczór dla siebie - i to cztery dni pod rząd! Nie miałam tak od 20 lat:)
Początek:
Koniec:
Wyd. Albatros Praga 2004, 123 strony
Przełożyła: Maria Czernik
Z biblioteki
Przeczytałam 7 grudnia 2019 roku
No, ale ja trafiłam na to w katalogu bibliotecznym, przeglądając czeszczyznę rozmaitą, zamówiłam więc, odebrałam w bibliotece może nie na końcu świata, ale jednak stanowczo nie po drodze - i to dwie, bo jeszcze Hanka do kompletu. Którą aktualnie międlę, bo niestety jakoś mi całość niespecjalnie podchodzi. Tyle że to szybko idzie, jak już się przyłożyć :)
W każdym razie to jest dla mnie jednorazowa lektura. I właściwie dobrze zrobiłam, że pożyczyłam, bo mogłabym w przyszłości popełnić lekkomyślność i przy okazji jakiegoś większego zakupu w Ulubionym Praskim Antykwariacie zamówić w oryginale. Całkiem zbędnie, bo nie miałabym cierpliwości do czytania tego po czesku :)
Co rzekłszy, oddelegowuję się do łóżka, choć jest dopiero 18.00. Nic to, skończę jeszcze tę Hanke, zacznę coś sensowniejszego, a i obejrzę 21. odcinek serialu Powrót Arabeli, tym razem faktycznie w oryginale :)
Odkąd zamienili mi wieczorne środy w pracy na piątkowe, co prawda utyskuję na te piątki (no bo też, doprawdy!), ale z drugiej strony jakie to fajne uczucie wyjść z pracy o 16.00 i mieć cały wieczór dla siebie - i to cztery dni pod rząd! Nie miałam tak od 20 lat:)
Początek:
Koniec:
Wyd. Albatros Praga 2004, 123 strony
Przełożyła: Maria Czernik
Z biblioteki
Przeczytałam 7 grudnia 2019 roku
niedziela, 8 grudnia 2019
Vladimír Menšík - Stromeček mého veselého života
Szesnaście książek z bibliotek w domu zalega, a ja sobie pozwalam czytać coś z własnych, skandal, nie? Jednak sukcesem jest to, że dwie (bo było osiemnaście) wczoraj odniosłam, a żadnej nie pożyczyłam, choć znalazłoby się co nieco.
Menšíka sobie podczytywałam w trakcie Ulissesa troszeczkę, więc teraz go tylko skończyłam.
Nabyłam online na ślepo, myśląc, że jest to prawdziwa autobiografia, a tymczasem to różne wybrane teksty, niegdyś nagrane na taśmę magnetofonową (pamiętacie, co to było?), a w pięć lat po jego śmierci zebrane w tym tomiku.
Przypominam (lub informuję tych, co nigdy czeskich filmów nie oglądali), że Menšík to był aktor, bardzo charakterystyczny. Jako że obecnie poświęcam swój czas na oglądanie Arabeli (ha ha, w oryginale oczywiście), nadmienię, że grał tam pana Majera.
Pochodził ze wsi na Morawach i sporo miejsca tutaj jest poświęcone właśnie jego dzieciństwu. Zdaje się, że miał problem alkoholowy, bo sporo tu o tym też jest.
Początek:
Koniec:
Wyd. Český spisovatel Praha 1993, 205 stron
Z własnej półki (kupione 16 listopada 2018 roku w Ulubionym Praskim Antykwariacie online za 22 korony)
Przeczytałam 6 grudnia 2019 roku
Etykiety:
Aktorzy/aktorki,
Autobiografie,
Po czesku,
Z własnej półki
sobota, 7 grudnia 2019
Jacek Galiński - Kółko się pani urwało
Historia jest taka. W księgarni widziałam ten tytuł i się uśmiałam, bo całkiem niedawno zmagałam się z kólkiem od swojego wózka na zakupy (zmagania wygrało kółko, wózek stoi w przedpokoi i służy jedynie jako zawalidroga).
Na tym byłby koniec, ale potem książka pokazała się w nowościach biblioteki i zapisałam się do kolejki. Kolejka idzie szybko, bo też to można machnąć w jeden wieczór. Ja konkretnie przeczytałam siedząc na egzaminie :)
I to juz byłoby wszystko :)
Czytadło po prostu.
Skoro okladka zapowiada komedię kryminalną, zastanowiłam się, czy to, co ja czasem (już rzadziej) czytam Doncowej (ironiczny kryminał), to w gruncie rzeczy nie tych samych lotów literatura. No tak, ale - ja tamto czytam w oryginale i cieszę się z rozumienia w obcym języku :)
Wot!
Tak sobie myślę... Skoro to jest pierwsze wydanie, to skąd wzięły się wydrukowane w nim fragmenty recenzji z blogosfery?
Czy to oznacza, że wydawcy przesyłają im te gratisy nieszczęsne z formie elektronicznej czy jakiejś tam? W życiu bym na to nie poszła!
Początek:
Koniec:
Wyd. WAB Warszawa 2019, 302 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 5 grudnia 2019 roku
Etykiety:
Literatura współczesna polska,
Z biblioteki
Subskrybuj:
Posty (Atom)