środa, 29 sierpnia 2018

Françoise Sagan - Witaj, smutku

Saganka, słynna Saganka...
Napisała swoje "Witaj, smutku" jako osiemnastolatka i choć potem popełniła jeszcze mnóstwo innych dzieł literackich, żadne z nich nie przebiło sławą i poczytnością tego pierwszego. To był prawdziwy coup de foudre dla ówczesnych czytelników.
A mnie coraz bardzie doskwiera skleroza.
Nie mogę sobie przypomnieć, od kiedy mam tę książkę, a w związku z tym, kiedy mogłam ją czytać po raz pierwszy.
Z drugiej strony, dzięki tejże sklerozie, czytałam z ciekawością, jak się też ta historia trójkąta/czworokąta/pięciokąta skończy... choć domyślałam się, że źle, przynajmniej dla jednej ze stron.
Cóż, czas jest okrutny dla autorek sensacyjnych moralnie powieści - mija tak szybko, jak mijają obyczaje i dziś już nikogo nie szokują takie historie.
Mimo to czytało się dobrze. Lubię wnikać w meandry psychiki młodych dziewcząt, nawet gdy są już nieco passées :) Lubię też poczuć się lepiej, gdy pomyślę, że ja to bym nigdy nie bawiła się w takiego demiurga...
Ha ha ha.
Tyle wiemy o sobie, na ile... prawda?

Może też czytało się dobrze ze względu na czas? Sierpień, koniec lata, koniec wakacji. Do morza daleko, do willi wynajętej wraz z pokojówką jeszcze dalej, ale wraca się myślami do tych czasów, gdy było się rówieśniczką bohaterki :)

Początek:
Koniec:

Wyd. Iskry Warszawa 1956, 115 stron
Tytuł oryginalny: Bonjour tristesse
Przełożyły: Jadwiga Olędzka, Anna Gostyńska
Z własnej półki
Przeczytałam 27 sierpnia 2018 roku

czwartek, 23 sierpnia 2018

Anekdoty z Polska

Bardzo ambitnie :)
W praskim antykwariacie, który miałam po drodze do tramwaju, a który zwykle rano był już otwarty (ja o siódmej na zwiedzanie nie ruszam), w bramie przy drzwiach są skrzynki z książkami po 10 koron. I tam była ta seria z anegdotami. Uznałam, że to bardzo dobry pomysł na szlifowanie języka i nabyłam trzy sztuki.
Właściwie to chciałam nawet wziąć więcej (że codziennie rano jedną), ale potem postawiłam sobie za punkt honoru, że już tego kolejnego tysiąca nie rozmienię :)
No i w drodze powrotnej do domu przeczytałam jedną z nich.
Seria jest ułożona tematycznie i ta tutaj to niby były anegdoty z Polski, ale czy ja wiem? One tak mniej więcej i z Rumunii mogły być, i z Niemiec... Tyle, że okraszone polskimi nazwiskami :)
Oraz - żartami rysunkowymi polskich grafików.
Naprawdę nie ma o czym pisać.
Tylko odnotowuję.
A teraz mam wielką chęć na Mistrza i Małgorzatę, again.
Idę wyciągnąć z półki.



Wyd. Lidové nakladatelství Praha 1977, 92 strony
Z własnej półki (nabyte 20 sierpnia 2018 za 10 koron czyli 1,68 zł)
Przeczytałam 22 sierpnia 2018 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Tak się bałam dźwigania walizki/braku miejsca na półkach/wydawania pieniędzy, że mówiłam "nie" większości interesujących mnie niewątpliwie pozycji w praskich antykwariatach, o księgarniach nie wspominając.
Dwie książki po prostu MUSIAŁAM kupić, żeby uzupełnić braki w seriach. To te z lewej strony.

Trzy małe książeczki z anegdotami wiele nie zaważyły ani miejsca nie zajęły :)
Żółta pośrodku u góry to też dla nauki, to są zdania, które najczęściej wypowiadano przed (nagłą) śmiercią, typu "jaki ładny piesek, mogę go pogłaskać?" albo "to co, niebieski czy czerwony?" lub "tymi torami dawno już nie jeżdżą pociągi" ;) no, takie mądrości, ale PO CZESKU, rozumiemy się? Nawet sobie założyłam, że codziennie jednego nauczę się na pamięć... tylko jeszcze nie wiem, kiedy zacznę.
"Maminka" to wiersze Seiferta, które zafasowałam z półki na stacji kolejowej. To były książki do pociągu, ale napisali, że jeśli się któraś bardzo spodoba, to można ją sobie zatrzymać. I to był właśnie taki przypadek :)

Z filmami też nie poszalałam, ale to już było wbrew woli - stoiska z DVD, które zazwyczaj nawiedzam na dworcu centralnym ni z tego ni z owego nie było. Latałam tu i tam, żeby cokolwiek znaleźć i zebrałam w sumie 11 sztuk, a więc bardzo mizernie. Niestety więc przede mną jeszcze zamówienie online, znalazłam stronkę, gdzie ze 30 filmów na mnie czeka, ale to może na jesieni?

wtorek, 7 sierpnia 2018

Jaroslav Hašek - Nieznane przygody dobrego wojaka Szwejka i inne opowiadania

Ło jeju jeju.
Nie żebym miała jakieś straszne oczekiwania, gdy odkryłam toto na półce przy odkurzaniu (kupione 30 lat temu bez mała i zapomniane)... ale jednak trochę radości się spodziewałam.
Tymczasem...
Tymczasem otrzymałam w prezencie tak niechlujnie wydaną książkę, jak to już dawno mi się nie zdarzyło.
Błąd za błędem, dziwne sformułowania po polsku (ja nie wiem, kim jest tłumacz i autor wyboru, a także wstępu, którego nie przeczytałam, bo kurde - mogę tracić czas na Haška, ale nie na pana Nawrockiego, z jakiej paki w końcu! więc nie wiem, kim on jest - był - ale wygląda to koszmarnie), a sztandarowym dziełem wydają się być cudzysłowy - otwierane często, ale zamykane rzadko, tak że nie wiesz, člověče, czy ten cytat to idzie do końca akapitu czy strony czy opowiadania. Taka zabawa.

Natomiast co do meritum czyli opowiadań, to pierwszą część stanowią różne przymiarki do Szwejka, a druga dotyczy Haškowej działalności w Armii Czerwonej, przy czym na jedno wychodzi, armia jest armią, głupią i absurdalną, niezależnie czy to imperium habsburskie czy leninowskie porządki. Zawsze jest bezsensownie.


A teraz idę się pakować, bo o świcie ruszam znów do Szwejkowej krainy. Nawiasem mówiąc, tym razem będę mieszkać na Starym Mieście, więc postaram się odszukać siedzibę policji z czasów CK Austrii na Bartolomiejskiej ulicy, bo to rzut beretem. Tylko nie wiem, gdzie to się dokładnie mieściło, ale może mi internety podpowiedzą. Skoro tylekroć tam Szwejka doprowadzali, to i ja się doprowadzę :)

Początek:
Koniec:

Wyd. "Śląsk" Katowice 1989, wydanie I, 306 stron
Seria: Biblioteka Pisarzy Czeskich i Słowackich
Przełożył: Witold Nawrocki
Z własnej półki (kupione 28 kwietnia 1989 roku w księgarni za 1200 zł)
Przeczytałam 6 sierpnia 2018 roku