- wyd. pol. Morderstwo na 31 piętrze, Albatros, Warszawa 2010
- wyd. pol. Stalowy skok, Albatros, Warszawa 2013
Ja przeczytałam po czesku 😁 bowiem takowe posiadam. Kto pamięta, ten pamięta, że sobie w zeszłym roku w sierpniu wygrzebałam w praskim antykwariacie z pudełek po 10 koron trzy szwedzkie kryminały i jeden nawet już tam zaczęłam czytać. Z ukontentowaniem. Więc teraz przeczytałam następny i powiem tak: Morderstwo na 31 piętrze było świetne, a dziejący się cztery lata później Stalowy skok już mniej. Obie powieści mają tego samego bohatera czyli komisarza policji Jensena, o którym można powiedzieć wszystko, tylko nie że zdobywa sympatię czytelnika. Skrupulant, mruk, człowiek bez emocji, bez jakiegokolwiek życia prywatnego (za to ze sławą policjanta, który jeszcze nigdy nie zawiódł, jeśli chodzi o prowadzone śledztwo - zawsze odkryje winnego), nie wiadomo czy alkoholik czy też pije, żeby zagłuszyć ból w okolicy przepony (musiałam sobie poszukać w słowniku), co ma swoje znaczenie o tyle, że w jego kraju - nazwa Szwecji nigdy nie pada - w celu przeciwdziałania alkoholizmowi istnieją bardzo surowe przepisy: aresztuje się nie tylko pijanych na ulicach, ale i tych, którzy piją w zaciszu domowym; taki delikwent spędza noc na dołku, a gdy zostaje złapany po raz trzeci, odstawiają go na przymusowe leczenie. Ale dobrze, może Jensen nie jest sympatyczny i nie robi sobie problemu z doniesienia na kolegów, jeśli coś zrobili nie tak, ale faktycznie jest skuteczny - gdy dostaje do prowadzenia śledztwo, jest jak pitbull zaciskający szczęki na ofierze.
Historia jest tego rodzaju, że do wydawnictwa, które ogarnia właściwie całość wydawanej w tym kraju prasy, przychodzi anonim, że o danej godzinie tego dnia budynek wyleci w powietrze. Oczywiście debaty: ewakuować kilka tysięcy pracowników 30-piętrowego wieżowca czy też nie (milionowe straty). O wyznaczonej godzinie nic się nie dzieje, ale policyjna machina rusza, żeby wyśledzić autora anonimu. Jensen ma na to tydzień, przy czym musi działać niezwykle dyskretnie, opinia publiczna nie może się o niczym dowiedzieć. Bo powiedzieć, że wydawnictwo idzie rączka w rączkę z władzą, to nic nie powiedzieć... Tło społeczno-polityczne nie jest tu właściwie tłem, ale głównym protagonistą.
O ile w pierwszej powieści ta krytyka kapitalizmu jako systemu, gdzie wszystko musi się opłacać, była dość zrozumiała, o tyle w drugiej sięgnęła, moim zdaniem, absurdu i właściwie staje się thrillerem. Ale może powinnam przeczytać to po polsku, żeby lepiej zrozumieć?
Okazuje się, że jest w jednej filii bibliotecznej. Obie powieści są. Chyba mnie kusi, żeby pożyczyć i przeczytać na nowo, sprawdzić, na ile moje czytanie po czesku, przecież jeszcze kulawe, oddaje ducha powieści. Ale na razie nie, już nie zdążę, teraz wszystko dzielę na PRZED Pragą i PO Pradze 😂
Początek Vražda v 31. poschodí:
Koniec:
Początek Ocelový skok:
Koniec:
Półka świadczy o tym, że przede mną jeszcze grubaśne tomiszcze z kolejnymi dwiema powieściami spółki:
Wyd. Svoboda, Praha 1974, 299 stron
Tytuł oryginalny: Mord på 31:a våningen, Stålsprånget
Na czeski przełożyli: Jiřina Vrtišová, Jaroslav Hamza
Z własnej półki (kupione 11 sierpnia 2021 roku za 10 koron, czyli wówczas około 1,80 zł, dziś już 1,92 zł wedle kursu w moim kantorze)
Przeczytałam 25 kwietnia 2022 roku
I od tej pory czytam dzienniki pewnego brytyjskiego lekarza, które normalnie bym machnęła za dwa dni, bo bardzo lekko się czyta - ale dozuję sobie po kawałeczku, żeby za wcześnie nie skończyć, bowiem nie zdążyłabym już napisać posta na blogu 😂😂😂 Czyli przeciągam do maja. Tu chciałam dać emotkę w rodzaju stuknij się w głupi łeb - ale nie znalazłam. Więc żegnam Was i życzę udanego weekendu. Osobiście mam zamiar przez cztery dni się byczyć (oczywiście pracowicie), bo chyba pierwszy raz zdarza się, żebym miała wolne między świętami, Derechcja nam wszystkim dała, ach, będzie żal takiego ludzkiego pana, gdy odjedzie...