poniedziałek, 31 października 2022

Jak mieć w życiu frajdę. Rozmowy Kasi Stoparczyk

 

Ach ach ach. Jutro miałby być ostatni dzień bez kuchni. To znaczy wiadomo, że montaż chwilę potrwa, ale to naprawdę ostatnie podrygi, jak mawiała moja mama, no i tym większa niecierpliwość. Pan Stolarz mi się na razie nie odzywa w kwestii o której w środę mam się go spodziewać... ale zakładam, że jest na grobach na ten przykład i da później znać.

/oczywiście myśl, że coś się stało i meble w najbliższym czasie nie przyjadą, gdzieś tam z tyłu głowy się pojawiła - nie ma to jak być wieczną optymistką 😂/ 

Tymczasem przeczytałam jeszcze jedną książkę z biblioteki, Jezusicku, kiedy ja je wszystkie skończę! W dodatku na jedną, co ma termin do 8 listopada, zapisała się jakaś mendoloza i już jej nie mogę przedłużyć.

Tę tutaj zobaczyłam na półce wśród nowości w osiedlowej filii i pomyślałam, że kto wie, może będzie ciekawa, może któraś z tych wywiadowanych osób mnie czymś olśni. Niektórym w międzyczasie się zmarło zresztą. I powiem tak: chyba jedyną rozmową, która jakoś mnie poruszyła, była ta z Henem, nawet gdzieś mi tam przemknęło, żeby najnowszy dziennik jego znaleźć w biblio. Reszta średnio. Zwłaszcza, że autorka rozmawia z tymi osobami często na kolanach. Z Pieczką to było kompletnie o niczym, Janerki nie znałam i jakoś mnie nie ciągnie do poznania, Stoch nie jest dla mnie w ogóle kimkolwiek. A pewnych adrenalin (Hołowczyc, Wojciechowska) to po prostu nigdy nie pojmę. Ale anegdota Magdy Umer związana z Aliną Janowską była fajna.

 

Początek:


Koniec:


Wyd. MANDO, Kraków 2021, 287 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 28 października 2022 roku


piątek, 28 października 2022

Aleksandra Marinina - Życie po życiu

 

Taką Marininę znalazłam na Dębnikach, nie widziałam nigdy tej serii (kieszonkowa taka), nazywa się Seria z pistoletem.

Kamieńska na emeryturze dorabia w agencji detektywistycznej i zostaje wysłana na prowincję, gdzie zamordowano dwie starsze kobiety, powiązane z pewnym klubem dla seniorów. Wykazuje się kompletnym brakiem intuicji, za to dużą dozą patrzenia na świat przez pryzmat stereotypów. Poza tym odkrywa różne Ameryki.  Coś takiego!

Ale czytało mi się to dość dobrze, w gruncie rzeczy. W większości w pociągu zresztą. A ja mam problem z czytaniem w pociągu, bo mnie usypia. Więc - nie takie złe.

/ale są tam głupoty jakieś, przypomniałam sobie - na przykład Nastia robi zdjęcia w schronisku dla zwierząt, po czym wyjmuje z aparatu i wręcza kartę pamięci obecnej tam osobie, zastanawiając się, czy oważ nie będzie chciała coś tam z tymi zdjęciami zachachmęcić, ale pociesza się, że zdążyła już te zdjęcia zgrać... że ke? gdzie, na co?/

Początek:


Koniec:

W serii wyszły takie tomy. Wszystkich na pewno nie czytałam, choć pewnie wychodziły i w normalnych wydaniach. W domu mam tylko te książki, które wychodziły w ramach serii Polityki Lato z kryminałem i jeden chyba z tych wypasionych Czwartej Strony. Wypasionych w sensie objętości. W gruncie rzeczy ta kieszonkowa jest lepsza (do torebki).


Wyd. Edipresse Polska S.A., Warszawa 2017, 458 stron

Tytuł oryginalny: Жизнь после жизни

Przełożyła: Aleksandra Stronka

Z biblioteki

Przeczytałam 23 października 2022 roku


Z frontu nowej kuchni

Wczoraj skończyli. Był ciężki dzień, bo robili do 19.00, żeby tylko skończyć - a teraz, przy świetle dziennym, dopiero widzę niedoróbki. Zresztą jeszcze nie dokonałam inwentaryzacji tychże, po prostu zauważyłam tu i ówdzie, że jest coś niedomalowane, tego typu. Oczywiście powiedzieli, że farbę mają i jak by coś, to dzwonić. Chwilowo jednak mam globusa po tych czterech dniach z fachowcami na pokładzie, więc nie przyglądam się zbytnio - Magiczna Tabletka rano nie pomogła i wyobraźcie sobie, że pojechałam na Fabrykę z nieumytą głową, a tylko dlatego, że wczoraj nie skończyłam jakiejś robótki i chciałam oszczędzić koleżankom odpowiadania na telefony bo ja nie dostałam. Więc na godzinę, z której zrobiły się dwie, ale może mnie to trochę wyprowadziło na prostą - znaczy łeb napieprza dalej, ale już nie jest tak tragicznie i może nawet namówię córkę, żeby poszła po obiad. Że może będę w stanie zjeść.

Fatalna sprawa jest taka, że w końcu zdecydowałam się na szarość na tej części ścian, które wcześniej były pomarańczowe (i jedna zielona) - i ten szary mi się nie podoba. Przy wejściu wręcz mi wygląda na jakiś taki gołąbkowy, czego nie cierpię. Oczywiście to wszystko jeszcze musi doschnąć, ale wiele już się nie zmieni. Wyrzucam sobie, że trzeba było jednak zrobić ten szary bardziej intensywny (ale bałam się wrażenia nory w przedpokoju)...

Pewnie, że to nie jest na całe życie, zresztą może się przyzwyczaję, ale na dziś nie jestem kontenta. A oczywiście myśli, że mieliby jeszcze raz przyjść i malować, nie dopuszczam w ogóle.

Jestem już cholernie zmęczona tym bałaganem.

Teraz czekanie na stolarza i montaż. Piątek, sobota, niedziela, poniedziałek i wtorek bezproduktywnego siedzenia w burdelu.

Ale powtarzam sobie, że poszło i tak dobrze, w porównaniu z tym, co się zakładało. Sąsiedzi krótko cierpieli. I pogoda dopisała. W środę nawet zrobiłyśmy sobie piknik, zabierając obiad z baru na stolik do szachów na osiedlu 😁

Tak to wygląda teraz w domu, ale już niedługo. No, a jak się skończy, to ruszam z nowym projektem. Tam, gdzie brązowa ściana, stanie zabudowa. A te dwa regały po lewej zlikwiduję. I jeden po prawej też.


poniedziałek, 24 października 2022

Adam Kay - Świąteczny dyżur

 

Tamten pierwszy tom bardziej mi jednak podszedł (Będzie bolało). Widać w świątecznym wydaniu mnie nie bolało tak, jak autora, który oparł cały pomysł na swoim cierpieniu związanym z pracą w Boże Narodzenie raz za razem, rok po roku. Oczywiście jest to zabawne, gdy opisuje rozmaite okołoświąteczne przypadki zdrowotne (co też ludzie sobie dla rozrywki nie wkładają tu i ówdzie lub nie decydują się zeżreć, choć wiedza, że im nie wolno), no, czasem też dramatyczne. Szkoda tylko, że pomysł z urodzeniem bliźniąt w dwóch różnych latach nie wypalił 😂 

Ale ogólnie najwięcej tu było tego narzekania, że znowu święta w pracy. Ludzkie, ale nudne. Co mi przypomniało, że znów jest dyskusja o (nie)pracy handlu w niedziele. Nieraz sobie myślałam kiedyś tam, dawno temu, że na przykład - biblioteki mogłyby być otwarte w niedziele, siłami choćby emerytów, którzy by sobie pewnie chętnie dorobili parę groszy i którzy mając wolny cały tydzień doprawdy pracującą niedzielą by się zbytnio nie przejęli. No, ale nie jesteśmy w XIX wieku (czasem szkoda) i z punktu widzenia formalnego pewnie byłoby to zbyt skomplikowane, Zus-y, srusy, ubezpieczenia...

Pożytek z lektury wyniesiony jest taki, że mimochodem dowiedziałam się, czym grozi smarowanie skóry sterydem. Jakoś żaden lekarz mi się na ten temat nie wypowiedział, a sterydy przepisują.

Otóż powoduje ścieńczenie skóry. A było to poparte przykładem młodego człowieka, który zgłosił się na dyżur z penisem wyglądającym jak spring rolls, wręcz przezroczystym. Skusił się bowiem na jakiś cudowny środek powiększający, który właśnie zawierał steryd 🤣

Czy to oznacza, że mnie niedługo na czole będą przeświecać kości, jak u Prousta? Okaże się. 

Początek:

Koniec:

Wyd. Insignis, Kraków 2019, 172 strony

Tytuł oryginalny: Twas the Nightshift Before Christmas

Przełożyła: Katarzyna Dudzik

Z biblioteki

Przeczytałam 17 października 2022 roku


Wróciłam z Dżendżejowa kompletnie wykończona. Ojczasty przyjął mnie oświadczeniem o tym, że życzy sobie umrzeć. Że największym idiotą był ten, który stwierdził, że cierpienie uszlachetnia  (istotnie). Że cierpienie dehumanizuje i prowadzi do zbydlęcenia (istotnie). Że swoje już przeżył, przeszedł w życiu i przez radość i smutek, przez ból i szczęście - i w obecnej sytuacji nie widzi sensu w kontynuowaniu go.

Tylko, że nie wie, jak w naszym wyznaniowym kraju dokonać eutanazji. 

Tak naprawdę ma na myśli chyba rodzaj samobójstwa wspomaganego (chociaż to czasem trudno odróżnić).

Chciałby dostać truciznę, w postaci tabletki, którą wystarczyłoby wziąć do ust.

I co na to można powiedzieć?

Płaczesz, ale przyznajesz rację.

Przypomniałam sobie, że czytałam kiedyś jakiś artykuł na ten temat i że - chyba - tak jak istnieje podziemie aborcyjne, tak istnieje rodzaj podziemia eutanazyjnego... 

Jednak istnieje przecież jeszcze nadzieja. Że pomogą te zastrzyki i plastry, choć trochę. Tyle że łatwiej mieć nadzieję, gdy nie ciebie boli.

Ale potem Ojczasty sięgnął po drugą możliwość. Czyli jednak nie jest do końca zdecydowany. Ta druga możliwość to moja wcześniejsza propozycja, żeby przeniósł się do nas.

To mu oczywiście nie ulży w cierpieniu, ale przynajmniej będzie miał całodobową opiekę. Wspomniałam mu o możliwości wypożyczenia specjalnego łóżka. Po powrocie do domu zaczęłam grzebać w internecie i faktycznie są takie możliwości. Są materace przeciwodleżynowe (to gdyby miał rzeczywiście większość czasu spędzać w łóżku - a twierdzi, że go nie boli, gdy leży). 

Nawet przygotował sobie listę rzeczy do zabrania do Krakowa. Więc nie wiem, co o tym myśleć: liczy jednak na polepszenie i przenosiny i dlatego ułożył plan B? 

Tymczasem jednak, tak czy siak, trzeba poczekać na koniec tego nieszczęsnego remontu. 

- Wytrzymasz trzy tygodnie?

Rozłożył ręce. 


Z frontu nowej kuchni

Robią. Wyobraźcie sobie, że robią! 

Mało tego - mówią, że do piątku zrobią!

Co by oznaczało, że w następną środę stolarz przyjedzie montować meble. Bo we wtorek święto i w związku z tym w poniedziałek nikt u niego nie pracuje. Ech, to świętowanie nasze nieustające polskie 😕 Czyżby szykował się jakiś kolejny długi weekend?


piątek, 21 października 2022

Karolina Pasternak - Holland. Biografia od nowa

No co za... dałabym sobie głowę uciąć, że swego czasu, po wypożyczeniu książki, zrobiłam zdjęcia. Ale diabeł ogonem nakrył i nie znajduję, gdy potrzebne. A tylko patrzeć, jak się ściemni... 

No nic, to ja szybciutko napiszę, co mam do napisania i dopiero dodam fotki, ok?

A do napisania mam, że książka bardzo bardzo interesująca i sama nie wiem, czemu tak długo odkładałam jej przeczytanie (pożyczyłam w lipcu!). Bo jak już zaczęłam, to poszło. 

Autorka wspomina w tekście o innych biografiach Agnieszki Holland, nie wiem, nie szukałam żadnych i w ogóle przyznam się, że ani by mi do głowy nie przyszło, żeby tę czytać, gdyby Monika nie dała znaku-sygnału, że to dobra rzecz. No bo to takie trochę pytanie - czytać (czy w ogóle pisać) biografie żyjących osób? Czy to nie za wcześnie?

No bo może coś, co te osoby zrobią w przyszłości, jak postąpią w jakiejś sytuacji, zmieni ich obraz całościowy? Albo inaczej: czy na przykład - hipotetycznie - jakiś nienajciekawszy czyn popełniony pod koniec życia przekreśla wszystko to dobre, uczynione wcześniej?

No, ale to bez większego związku z Agnieszką Holland, o której się dowiedziałam mnóstwa rzeczy i faktów. Oraz oczywiście miałam ochotę natychmiast ponownie oglądać jej filmy, już z innym spojrzeniem. No, ale to będzie musiało poczekać (na świętego nigdy) 😏

 

Początek:

Koniec:

Wyd. Znak, Kraków 2022, 457 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 16 października 2022 roku

 

Z frontu nowej kuchni

Tymczasem przecież remoncik. 

To znaczy in spe. Albowiem (co w sumie było do przewidzenia, ale człowiek woli się łudzić) ZNOWU SIĘ PRZESUNĘŁO.

Panowie mieli zacząć w czwartek (czyli wczoraj), więc w środę po południu już ostatecznie powynosiło się z kuchni resztę maneli, a godzinę później telefon - że no nie, że tamto, że siamto. I aktualna wersja jest, że zaczną w poniedziałek i nawet obiecują, że zrobią w półtora tygodnia (ile to jest półtora tygodnia? i matko, jeszcze Wszystkich Świętych tu wchodzi). A ja zostałam na całe 4 dni NIEPOTRZEBNIE z niemożliwością zrobienia obiadu. To znaczy kuchenka jeszcze jest i zlewozmywak, ale już na przykład żeby wyciągnąć lodówkę, trzeba było odsunąć szafki i zdemontować blat. Więc niby na czym mam ten obiad przygotować. Zresztą - garnki przecież pochowane do pudeł...

To jest zdjęcie zrobione jeszcze przed środową demolką, teraz jest gorzej 😀

 

Ciągle nie podjęłam decyzji co do kolorów. To znaczy tam po lewej, gdzie będzie zabudowa, wszystko idzie na biało, ale co z tymi pomarańczowymi ścianami przedpokojowymi? Pomarańczu już nie chcę. Jakiś szary? Bo myślę o brudnoróżowych zasłonach... ba, nawet je już kupiłam w Pepco (mogę co prawda oddać, trzymam paragony, ale jakoś się na nie zaparłam, wręcz wymyśliłam, że jedna miałaby być wieszana na zimę przy wejściu, w charakterze ocieplenia - parter).




Po wysunięciu lodówki odkryliśmy coś strasznego, mianowicie tam się spod niej coś lało czy przeciekało czy uj wi co, ale widzicie taką ciemną plamę na podłodze? Otóż klepka jest przeżarta do kości. Nie mam pojęcia, co z tym zrobić. W piwnicy widziałam parę klepek, no ale przecież nie wyjmiesz uszkodzonej i na jej miejsce nie wsadzisz drugiej! To by trzeba w ogóle iść od ściany i kolejno zdejmować, a potem zakładać... Nie wiem, może by suszyć suszarką do włosów trochę?

 

Obecna kuchnia prezentuje się następująco (naprzeciw drzwi do łazienki). Tę nieszczęsną lodówkę postawiliśmy na kartonie, chyba jeszcze jeden podsuniemy, na wsiakij pożarnyj.



Na finiszu, gdy już zostają różne resztki do schowania nie wiadomo gdzie, przydają się regały 😂


No, wyrobiłam się ze wszystkim 😀 Jeszcze bym mogła skoczyć do biblioteki oddać tę Holland, ale mi się nie chce ubrać 😏 Chodzę teraz do pracy na 3 godziny, to był jednak dobry pomysł z górnym limitem godzin do wyrobienia, nie muszę siedzieć cały dzień. Wzięłyśmy dziś obiad z jadłodajni na osiedlu, naprawdę pyszne obiadki domowe tam mają (brałam dla Ojczastego, gdy u mnie przebywał). Wątróbka, ziemniaczki i trzy rodzaje surówek plus zupa, do wyboru z trzech, dziś rosół, grochówka albo dyniowa. To wszystko za 20zł, a zjadłyśmy to sobie na połowę 😍 My zawsze jemy tylko na jedno danie, więc wystarczyło. Tylko jestem durnowata, bo nie zostawiłam sobie na widoku naczyń i musiałam brać jednorazowe plastiki, ale może się dogrzebię do jakiegoś słoika i pojemnika na drugie danie, już mam plan, że będę je zabierać do pracy, wracając kupię obiad, a pojemniki umyję następnego dnia w robocie 😂 Zjadłyśmy po ludzku czyli przełożywszy na talerze, bo póki jest jeszcze zlewozmywak w kuchni, można sobie na to pozwolić. Potem panowie wyniosą w pierony to, co zostało i zacznie się rozpierducha. Ja już teraz narzekam, ale przecież na razie jest luksus, a gdy zaczną kuć... ło matko. 

Jutro jadę do Dżendżejowa, zobaczymy, jak tam.

wtorek, 18 października 2022

Rex Stout - Zanim wybije północ


Gdy oddawałam w bibliotece na Dębnikach dwa kryminały, jakoś nie udało się wyjść bez kolejnych dwóch. Marininy i Rexa Stouta.

Tego ostatniego znałam tylko ze słyszenia i to chyba w czasach, gdy jeszcze nie był u nas tłumaczony, no, że taka amerykańska legenda tego gatunku. Na półce stało kilka jego powieści, wzięłam na chybił trafił Zanim wybije północ i... i przeczytam wszystkie inne, które są dostępne, niezależnie w jakiej filii. Do Bydgoszczy będę jeździć, a pożyczę! 

To są tak dowcipne kryminały, że ho ho. Narratorem jest Archie Goodwin, asystent prywatnego detektywa Nero Wolfe'a, monstrualnego grubasa hodującego storczyki w oranżerii, do której musi z racji swej tuszy udawać się windą (chyba nie jest w stanie pokonać schodów). Archie jest ręką, nogą, okiem i uchem detektywa, bo sam Nero Wolfe nie wychodzi z domu. Trzecim cichym bohaterem jest niejaki Fritz, nadworny kucharz Wolfe'a, wielkiego smakosza. Czas śniadania, lunchu, kolacji i wizyty w oranżerii to czas święty, a pomiędzy nimi detektyw ewentualnie może się zająć dedukcją. 

Początek:


Koniec:


Wyd. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław - bez roku wydania! rozumiecie to? - 174 strony

Tytuł oryginalny: Before Midnight

Przełożyła: Anna Dwilewicz

Z biblioteki

Przeczytałam 12 października 2022 roku



Z frontu nowej kuchni

Jedyna jasna chwila ostatnich dni to było odkrycie - 8 butelek z alkoholicznością, najlepiej by było je szybciutko przerobić, żeby nie zawadzały, prawda, ale już nie zdążę.

Poza tym moje założenie, że w weekend wszystko spakuję, było dość naiwne. Zwłaszcza w obliczu niedzielnego globusa, który caluteńki dzień przetrzymał mnie w łóżku.

A dopiero w poniedziałek rano wpadłam na pomysł, że wywiozę parę krzeseł na Fabrykę na przechowanie, zawsze to trochę miejsca zaoszczędzonego. Tramwajem oczywiście, po jednej sztuce. Pamiętacie Kobietę z Pieńkiem z Twin Peaks? Mam wszelkie szanse stać się kobietą z białym krzesełkiem.
 

 

Dziś dzień okropny. Najpierw nie spałam całą noc. Ale to calutką (w przeczuciu? nie miewam przecież przeczuć). Mimo to poszłam do pracy. Tam dosięgnął mnie telefon od brata, który właśnie czekał na wizytę domową lekarza rejonowego u Ojczastego. I ten nasz Ojczasty taką siurpryzę przygotował - w dzień swoich 93 urodzin! - że napisał list do tegoż lekarza, domagając się od niego... eutanazji. Że chce odejść bezboleśnie z tego świata.

Matko, jak się roztrzęsłam. W jakim stanie psychicznym musi być, żeby coś takiego wymyśleć?!

Ponieważ lekarz oczywiście odmówił uprzejmej prośbie, Ojczasty potem domagał się wykonania swej woli od brata! 

A mnie zabronił o tym mówić. Muszę tam pojechać w weekend, ale jak rozmawiać? Udawać, że o niczym nie wiem? 

A już się wydawało, że idzie ku lepszemu. Brat mówił, że tak nie stęka przy wstawaniu, jak wcześniej... Lekarz mu dał teraz jakieś zastrzyki i plastry, może trochę ból poluzują?


A oprócz tego byłam u dermatologa i to coś na głowie, co nazywałam strupkiem, okazało się znamieniem, które - ciąć, ciąć, ciąć. Tłuste smarowidła nie pomogły, bo raczej nie mogły. Skierowanie do chirurga. Genialnie. Znaczy wygolą mi placek na czubku głowy i rach ciach. Jedyne pocieszenie, że pewnie do chirurga dostanę się najwcześniej za pół roku... Jak to jednak człowiek się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji, rzekłam do pani doktor. Ta w chichot i coś o staplerze gada. Jasne. Mam w pracy zszywacz, to se sama zrobię, co trzeba.

sobota, 15 października 2022

Gloria Kossak - Pragnienia... Marzenia i sny

 

Jaki tytuł, takie i wiersze...

No, że babskie takie 😏

Ktoś w Bibliotece Kraków wpadł na pomysł wydania tych zapisków - albo może rodzina się z nimi zgłosiła? To nieistotne. Ciekawsze byłoby zrozumieć, co mną powodowało, żebym je pożyczyła z bibliotecznej półki... Magia nazwiska Kossak?

O autorce w gruncie rzeczy wiem tyle, co wszyscy w Krakowie - że próbowała ratować rodzinne siedlisko, prowadząc w nim niegdyś kawiarnię artystyczną i że niestety piła. Tak się jednak złożyło, że na drugi dzień po wypożyczeniu tomiku spotkałam się z dawną koleżanką z pracy, a ona mi opowiedziała o filmie obejrzanym w kinie, filmie o siostrze Glorii Kossak, Simonie. I jest w nim mowa  o tym, jak Gloria paskudnie z siostrą pograła, zawierając zakład z pewnym mężczyzną, że ją uwiedzie/nie uwiedzie. Który to mężczyzna zakład wygrał, po czym publicznie o tym opowiedział nie tylko głęboko raniąc Simonę (której niby to zaproponował małżeństwo), ale i ośmieszając ją w oczach innych. 

Nie wiem, czy to prawda czy trochę ubarwione, ale niestety zarzutowało na mój odbiór wierszy Glorii. Bo z tej poezji wygląda kobieta wiecznie głodna miłości, uczuć, wrażliwa na przyrodę (choć strasznie to jakieś pensjonarskie) - ale nie mogłam się pozbyć obrazu osoby okrutnej do granic.

Zresztą w przedmowie Joanna Jurgała-Jureczka (autorka książki o Kossakach) pisze wręcz:

Ci jednak, którzy ją znali, wiedzą, że nie mogę o niej pisać zbyt pochlebnie.


 Początek:


 Koniec:


 Wyd. Biblioteka Kraków 2022, 65 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 10 października 2022 roku


Skorzystałam z pięknej pogody i konieczności oddania kryminałów na Dębnikach - zajrzałam przez dziurę w ogrodzeniu do Kossakówki. No cóż, nie wygląda lepiej niż na przykład przed rokiem.


  

Z frontu nowej kuchni

W piątek skróciłam sobie pracę o dwie godziny, żeby przy dziennym świetle coś tam zdziałać w kuchni. Z sąsiedzką pomocą zostały odkręcone drzwiczki od tzw. kredensu i wyniesione przed blok (jeszcze tam są). Cztery szuflady planuję przenieść do pokoju razem z zawartością i wyrzucić dopiero po przełożeniu tejże do nowej zabudowy 😀

Sytuacja dzisiejszego poranka kształtuje się tak natomiast, że MAM CZAS. Panowie otóż nie przyjdą w poniedziałek, bo jeden z nich będzie miał we wtorek zakładany holter. Więc początek w czwartek. W ten czwartek, kiedy mam na Fabryce egzamin do przeprowadzenia od 10.00 czyli najpóźniej o 9.00 muszę wyjść z domu. No to jest mój pech, doprawdy. Jeśli przyjdą o 7.00 rano i wszystko uzgodnimy, to OK, ale co jeśli nie?

Póki co, mogę spokojniutko pakować manele. Właśnie się wybieram do Pepco i jeśli tylko mają jeszcze na stanie te pojemniki po 20 zł, to przyniosę kilka, a po remoncie oddam 😎 Będzie  to jednak wygodniejsze od kartonów.


To jest, kuźwa, niesamowite, ile bambetli się nazbiera w domu. Jedyne, co mi się udało ulokować u sąsiadów, to fotelik. Chciałabym jeszcze krzesła, ale coś jojczą, że nie ma miejsca.


środa, 12 października 2022

Marcin Wicha - Kierunek zwiedzania

 A ja nie wiedziałam, gdy to pożyczałam, o czym to. Po prostu wzięłam kolejnego Wichę. Dwa poprzednie bardzo mi się podobały. Ten troszeczkę mniej, ale to chyba wynika z faktu, że bohater mało sympatyczny 😉 Bo to się okazało niby-biografią Kazimierza Malewicza, o którym w sumie nie wiedziałam nic poza tym, że był rosyjskim artystą polskiego pochodzenia i autorem słynnego Czarnego kwadratu na białym tle.

Teraz wiem nieco więcej, ale tylko nieco, bo do końca nie jest pewne, na ile należy Wisze wierzyć 😁  (słuchajcie, tak to się odmienia? Wisze?)

Co tu jest prawdą, a co zmyśleniem, co fantazją autora, a co - jak to teraz się mawia - faktem autentycznym. W dodatku tenże autor dość chaotycznie rozporządza chronologią wydarzeń.

Ale w dalszym ciągu, moim zdaniem, warto. Warto, bo niezależnie od tego, czy to uczciwie napisana biografia czy też fantasia alla polacca, jednak to ciągle jest Wicha i jego ironiczny i charakterystyczny sposób pisania. I są te radzieckie klimaty, o których lubię czytać. A dla tych, co trochę lepiej się znają na malarstwie i grafice (nie zapominajmy, że Wicha właśnie grafikiem jest!), pewne opisy będą łatwiejsze do zrozumienia 😀

Początek:

Koniec:


Wyd. Karakter, Kraków 2021, 260 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 9 października 2022 roku

 

Z frontu nowej kuchni

W piątek panowie będą wiedzieć, czy przyjdą w poniedziałek. W ostatni weekend na wszelki wypadek przeniosłyśmy dwie szafki z kuchni, więc zagęszcza mi się Lebensraum. Oczywiście żyję w strachu, że się podłoga zawali (i nikt mnie nie przekona, że nie ma powodu się bać).

No, ale życie toczy się dalej i pudełka z Pepco służą w dalszym ciągu. Póki jeszcze mogą, bo jak tu się zwalą wszystkie kartony z garami, makaronami, talerzami i co tam tylko w kuchni jest, to będzie bida. 

Obejrzałam wszystkie relacje z wrześniowej podróży do Turcji, Bułgarii i Rumunii niejakiej Jarki Broki (pisałam niedawno o swoim odkryciu na YT, to ten Czech, który miał żonę i dzieci, ale źle się czuł jako mężczyzna i w końcu został kobietą - z czasem przyzwyczaiłam się do mówienia ONA, choć na początku było mi dziwnie 😏). Jarka Broki pracuje jako motornicza, więc w przyszłym roku w Pradze na pewno będę uważniej patrzeć, kto kieruje nadjeżdżającym tramwajem.

Ponieważ w końcu zdecydowałam się na te lampy z IKEA, co to je oglądałam w sierpniu, pojechałam do sklepu. No i dobrze mi tak, że nie zdecydowałam się od razu brać - tej do przedpokoju nie ma. Była w ekspozycji, więc zaczęłam rozglądać się za pudełkami, a tu guzik. I na stronie piszą, że niedostępna. Kosztowała 60 zł, a teraz znajduję w internecie inną, ładniejszą, bo z drewnianymi elementami, ale, kurde, za 360 zł. Dać 360 zł za reflektorki do przedpokoju? Waham się (bo biedne dzieci w Afryce z głodu umierają). W dodatku nie chciałam takiej listwy.

Ale może by bardziej pasowała do lampy nad stołem, co ją już mam? Jak nienawidze podejmować decyzji!.. Takie problemy, gdy z Ojczastym sytuacja się naprostowała 😉
  


Apdejt - W czasie, gdy Jotka komentowała, znalazłam na allegro taką:


I to za 173 zł. Chyba na niej stanie (listwa, nie listwa) 💚


NAJNOWSZE NABYTKI

Tymczasem, jak by mało było w domu bambetli, na półce w Jordanówce znalazłam  CZESKIE książki - doprawdy nie wiem, kto tu na osiedlu miał takie rzeczy, no i się nie dowiem. Wzięłam, bo wzięłam. Ten Zeyer to postać z epoki dekadentyzmu tak jakby, więc nie mam pojęcia, czy będę miała siłę przeczytać, ale na szczęście dużo miejsca nie zajmie, więc niech czeka. A to drugie tomiszcze to encyklopedia czeskich sztuk pięknych, pozbawiona jednakże obwoluty (jeśli ją kiedykolwiek miała). Wydana w 1975, pewnie jedynie słuszna, ale nie zakładajmy z góry najgorszego.

O, sprawdziłam w internecie, obwoluta była, z jakowąś Marsylianką.