sobota, 30 marca 2019

Jacek Hugo-Bader - Audyt

Dalej wojuję z biblioteką. A właściwie już się poddałam, oddaję poprzednią książkę i bez zbędnych ceregieli i wahań biorę następną. Aktualnie mam na stanie sześć sztuk. Zauważam dobre strony - poza oczywiście dostępem do tego, czego nie mam w domu - mianowicie w zwykłych warunkach, gdy kończę czytać jedno, następuje dłuuuugi moment wahania, myślenia, wybierania następnej pozycji. Tymczasem, gdy na stoliku obok łóżka czeka stos biblioteczny, który ma przecież swą datę przydatności czyli zwrotu, pozostaje tylko wybór jednej z kilku książek, co już tyle czasu nie zabiera :) Czyli - oszczędność tego, czego mamy coraz mniej, a i tak nigdy nie wiemy, ile konkretnie nam go zostało, prąpaństwa.

Audyt mnie wciągnął na maksa, jak to mawiają. Zdecydowanie reportaże to jest coś, co mnie obecnie najbardziej kręci. Mimo jej rozmiarów, ciągnęłam tę książkę ze sobą codziennie do pracy, żeby w nieszczęsnym autobusie 704 wykorzystać choćby te pół godziny, gdy się wleczemy, czy to rano, czy po południu.
I teraz taka ciekawa historia. Ten tom (pierwszy z zamierzonej trylogii, mającej sportretować współczesną Polskę) traktuje głównie, choć nie jedynie, o ludziach z szeroko pojętego marginesu. Są tam menele i alkoholicy (wstrząsający obraz ulicy Brzeskiej z warszawskiej Pragi), czyli ludzie, od których jestem jak najdalej, którzy są dla mnie wielką egzotyką, ale gdy o nich czytam i o ich pokręconych losach, ogarnia mnie współczucie (nie mówiąc o pewności, że miejsce i czas urodzenia determinuje tak wiele). Ale oto siedzę w tym autobusie, na kolanach mam rozłożoną książkę, a koło mnie siada jakaś ewidentka menelka, roztaczając zapaszek nieprzetrawionej nalewki. A więc mam obok siebie człowieka, o którym właśnie czytam.
I już mnie ten człowiek nie interesuje.
Już zaczynam się modlić, żeby jak najprędzej wysiadła, choć nie jest agresywna, nic nie mamrocze pod nosem, nie rozpycha się, przeciwnie, stara się zajmować jak najmniej miejsca, jak najmniej BYĆ. Ale ja jej nie chcę koło siebie. Ja się jej boję, jej zapachu, może jakiegoś robactwa, fizycznego dotyku czy werbalnego ataku.
Cóż. Zyskałam jakąś wiedzę o sobie, wiedzę, której może wolałabym nie mieć i dalej się łudzić, że taka jestem empatyczna, pełna wyrozumiałości, współczucia... taaaaa, pod warunkiem, że o tym czytam, a nie mam do czynienia osobiście :(


Początek:
Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Agora, Warszawa + Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018, 484 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 28 marca 2019 roku

czwartek, 28 marca 2019

Dan Hrubý - Pražské příběhy. Na cestě Malou Stranou


W odstępie półtora roku mniej więcej przeczytałam ponownie pierwszą część dylogii o ludziach lewobrzeżnej Pragi. Poprzednim razem dokładniej książkę obfotografowałam, więc dziś tylko zdjęcie okładki.
Impulsem do powtórki był oczywiście zbliżający się wyjazd do Matki Miast (maj, maj, maj!) i rezerwacja hotelu właśnie na Małej Stranie. Tak sobie myślę, że zrobię dokładną inwentaryzację tamtejszych ulic i zaułków :)
Toteż w kwietniu muszę jeszcze doczytać część drugą, obowiązkowo.
Widzę różnicę w czytaniu, wtedy - w 2017 roku - lektura tych ponad 400 stron zabrała mi trzy tygodnie, teraz już tylko tydzień. Kurs jednak coś daje :) no i oczywiście wszystkie te lektury w międzyczasie też rozwijają językowo, choć rzadko zaglądam do słownika, bom leń. Zauważyłam, że czasem doskonały rezultat daje przeczytanie danego słowa na głos, wtedy okazuje się, że jest podobne do polskiego, czego w piśmie nie widać.
Przede mną jeszcze wielka robota - wynotowanie przed wyjazdem niektórych adresów, a w tym celu trzeba przecież przebiec wzrokiem wszystkie strony. Na bieżąco się tego nie dało robić (powtarzam - bom leń), a i warunki nie zawsze były. Otóż przez ten tydzień jeździłam z tomiszczem pod pachą i uparcie starałam się czytać również w autobusie i tramwaju.


Wyd. Pejdlova Rosička, Jarošov nad Nežárkou 2015, 428 stron
Z własnej półki (kupione 11 sierpnia 2017 za 499 koron)
Przeczytałam po raz drugi 25 marca 2019 roku

środa, 27 marca 2019

Janusz Głowacki - Ostatni cieć

Iii tam.
Poczłam w piątek do biblioteki po coś cienkiego i małego na sobotnio-niedzielną podróż.
Owszem, te warunki spełniło.
Poza tym mogłam sobie darować.
Taki melanż mitów i ikon kultury w krzywym zwierciadle ironisty.
Wszystko to już było, mam wrażenie.
Choć gdyby mnie ktoś spytał o przykłady, odpowiedziałabym yyyyy.


Albo może ten mój brak entuzjazmu wynika ze smutnej konstatacji na temat współczesnego świata?
Ale co tam!
To świat odległy.
U nas tu na prowincji toczy się zwyczajne życie, do pracy, do domu, obiad ugotować, serial obejrzeć...

Początek:
Koniec:

Wyd. Świat Książki Warszawa 2008, 142 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 24 marca 2019 roku

niedziela, 17 marca 2019

Gabriel Michalik - Danuta Szaflarska. Jej czas

Znów się w bibliotece nie powstrzymałam i zgarnęłam coś ze stolika ze świeżo oddanymi książkami :)
Jakie wrażenia po lekturze?
Mieszane.
Jakoś, mimo wszystko, mimo przeżyć wojennych, nie znalazłam życia Szaflarskiej fascynującym, jak zapowiadała okładka. Choć ta późna kariera, zarówno filmowa jak teatralna, owszem, była podziwu godna. Chciałabym mieć tyle witalności choćby teraz, nie mówiąc o późnej starości. Góralka :)
Biografia jest mocno rozbudowana o strzępki życiorysów osób, których losy w jakiś tam sposób przecięły się z życiem głównej bohaterki, i na początku brzydko sobie o tym pomyślałam - ot, autor ciągnie, żeby ta książka była gruba, jak najgrubsza. Potem jednak przyznałam mu rację. Jeśli nie teraz, to kiedy. Być może to jedyna okazja, by o kimś napisać, ocalić od zapomnienia.
No ale ten tekst na okładce - pierwsza biografia Danuty Szaflarskiej! A co, będą kolejne? Nie przesadzajmy, jednej wystarczy... choć nawet nie ma w niej daty śmierci bohaterki, tak jak nie dowiadujemy się niczego o jej córkach! Przeoczenie? Czy zaakcentowanie, że oto nie jest tu pisana zwykła biografia, że to właściwie taki fresk epoki. Zresztą autor kilkakrotnie wychodzi z cienia.



Początek:
Koniec:

Wyd. Agora, Warszawa 2018, 365 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 16 marca 2019 roku

środa, 13 marca 2019

Vojtěch Steklač - Sedmé oddělení

To zdaje się trzecia książka tego autora, którą przeczytałam. Tym razem było ciężej, chociaż krótsza. Językowo, myślę. Sprawę ułatwiało jedynie to, że sprawa kryminalna, to przykuwało uwagę :) Tak sobie projektuję, że wrócę do niej za jakiś rok, zobaczymy, na ile mi się podniesie poziom.
W dodatku się nieco zawiodłam po pierwszym rozdziale, bo okazało się, że to zbiór kilku kryminalnych zagadek rozwiązywanych wspólnie przez dwóch milicjantów, a nie jedna dłuższa historia. No ale. I tak pana Steklača lubię!

Początek:
Koniec:

Wyd. Naše vojsko, Praha 1984, 125 stron
Z własnej półki (kupione 8 stycznia 2019 w praskim antykwariacie online za 22 korony)
Przeczytałam 12 marca 2019 roku

sobota, 9 marca 2019

Maria Czubaszek. Ostatni dymek

No i znowu - oddawałam do biblioteki Murakamiego, wzięłam Czubaszek. Zaczęło się na dobre. Ale nie będę się biła sama ze sobą, widać tak już musi być. Przynajmniej można na spacerek do tej biblioteki iść, nie to, co w zimie, gdzie nikt by mnie z domu nie wypędził poza destynacją praca i sklep. Jak to cudownie, że ta wiosna coraz bliżej. Im starsza jestem, tym bardziej mi jesień z zimą do spółki dokuczają.
A Czubaszek?
Mogłam sobie spokojnie darować :)
Połowa to wspominki różnych powiązanych z nią osób, druga połowa to przedruk Dzień dobry, jestem z kobry. Co zyskałam? Wiedzę, że Maria Czubaszek była w straszliwych szponach nałogu, a także tę, iż bywają osoby na tym świecie kompletnie nie zainteresowane sprawami materialnymi. Oraz że w wieku 75 lat ma się wszystkiego dość. To jeszcze mi trochę czasu zostało ;)



Początek:

Koniec:

Wyd. Czerwone i Czarne, Warszawa 2017, 303 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 8 marca 2019 roku

czwartek, 7 marca 2019

Haruki Murakami - Śmierć Komandora 1. Pojawia się idea

No i tak się kończy (albo zaczyna) pójście, w teorii jednorazowe, do biblioteki. Wiecznie coś jeszcze innego podejdzie i oto mamy niekończący się serial. Tak właśnie wpadł mi w ręce nowy Murakami.
Z Murakamim to mam tak, że podobały mi się ze dwie jego powieści, z tych pierwszych. Potem uznałam, że ciągłe wracanie do bajdurzenia o Noblu dla niego jest grubą przesadą. Ba, przecież ma nawet w pewnych kręgach opinię takiego "lepszego" Coelho :)
Według mnie jest sprawnym autorem czytadeł - klasycznej powieści, którą dobrze się czyta, choć niewiele z tego wynika. Na ile mogę wnioskować z tego, co do tej pory przeczytałam, konstruuje te powieści według pewnego schematu, który zawsze zawiera wątek TAJEMNICY, czegoś nierzeczywistego, czegoś wręcz fantastycznego - no i to oczywiście wciąga.
Dla mnie (i może dla wielu europejskich czytelników) dodatkowym smaczkiem jest pewien rodzaj egzotyki, wymieszany jednocześnie z dobrą znajomością zachodniej kultury.
Ogólnie - przeczytałam szybko i z przyjemnością, tylko teraz mnie wkurza, że nie mam drugiego tomu. Przy pożyczaniu w ogóle nie zauważyłam tej jedynki na okladce :) bo bym od razu pytała o kolejny tom. W trakcie lektury poszłam znów do biblioteki dopytać, i okazało się, że ha ha, owszem, mają, ale jest wypożyczony i w dodatku jest lista, zapisy. Tak że teraz czekam na maila, ale wiadomo, że zanim ten drugi tom do mnie dotrze, nic nie będę pamiętać z pierwszego :)


Początek:
Koniec:

Wyd. Warszawskie Wydawnictwo Lliterackie MUZA, Warszawa 2018, 473 strony
Tytuł oryginalny: 騎士団長殺し ha ha ha
Przełożyła: Anna Zielińska-Elliott
Z biblioteki
Przeczytałam 6 marca 2019 roku

niedziela, 3 marca 2019

Charles Montgomery - Miasto szczęśliwe

Zgarnęłam w osiedlowej bibliotece ze stolika ze świeżo oddanymi książkami, tak trochę z myślą zobaczymy, co to. Zobaczyłam i autor zwyciężył. Przyjmuję wszystkie jego koncepcje i teorie. Nadzwyczaj interesujące, choć traktujące jednak głównie o Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Chodzi o typowe dla tamtejszego krajobrazu ciągnące się dziesiątkami kilometrów suburbia, zabudowane domami jednorodzinnymi, których mieszkańcy codziennie rano dokonują exodusu, dojeżdżając nieraz setkę kilometrów do pracy.
Przyznam, że i ja byłam do tej pory nieco pod urokiem własnego domu z kawałkiem trawnika, tak jednoznacznie kojarzącego się z filmowym obrazem Ameryki, ale nie zdając sobie absolutnie sprawy, jakie ten typ zabudowy rozproszonej pociąga za sobą konsekwencje - dla miasta i dla mieszkańców. Dałam się zmanipulować :) i od dziś inaczej już na to patrzę.

Coraz bardziej (choćby po wcześniejszych lekturach Springera) interesują mnie problemy urbanistyki i zaczynam dojrzewać do ponownej wizyty - po ładnych paru latach - w bibliotece na Rajskiej, która ze względu na swą wielkość posiada, jak przypuszczam, więcej pozycji na ten temat.



Początek:
Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2015, 507 stron
Tytuł oryginalny: Happy city. Transforming our lives through urban design
Przełożył: Tomasz Tesznar
Z biblioteki
Przeczytałam 3 marca 2019 roku