niedziela, 28 czerwca 2020

Boris Akunin - Bruderszaft ze śmiercią, t.1-2

Ostatniego marcowego dnia, gdy były jeszcze czynne biblioteki, pożyczyłam Akunina na osiedlu, a w domu zorientowałam się, że to kolejny tom, więc podjechałam szybciutko na Królewską po pierwszy. I ten pierwszy ledwie teraz zmęczyłam, po czym podjęłam heroiczną decyzję (tak trudno oddawać nieprzeczytane książki), że drugi sobie daruję. A tym bardziej trzeci, jeśli istnieje.
Chyba tylko trylogię z siostrą Pelagią lubię, jeśli chodzi o Akunina. A w każdym razie kiedyś lubiłam, tak że nawet kupiłam na własność, kto wie, czy dziś jeszcze czytałabym... Kiedyś się przekonam.
I chyba nie ma w tym specjalnej winy samego autora, to ja mam duży problem z czytaniem beletrystyki ostatnio - ale o tym już było, już się żaliłam. Nudzi mnie to.
Tymczasem podczas sławetnego odkurzania odkryłam mnóstwo rzeczy do natychmiastowego zapoznania się :)

Przed kilkoma dniami rozpoczęły się dla mnie kolejne koronawirusowe (czyt. wymuszone) wakacje, ale wiadomo, nie byłabym sobą, gdybym nie przygotowała długaśnej listy rzeczy do zrobienia. Punkt pierwszy to oczywiście skończyć to odkurzanie i katalogowanie. Zaś punkt drugi czyli porządki w filmach - brzmi jedynie zacząć :) Przecież się nie można zarżnąć :)



Początek:

Koniec:

Wyd. Replika, Zakrzewo 2015, 370 stron
Tytuł oryginalny: Младенец и чёрт. Мука разбитого сердца
Przełożył: Piotr Fast
Z biblioteki
Przeczytałam 20 czerwca 2020 roku

Skończyłam porządkować kolejny regał, kuchenny. Tu też wśród cracovianów sporo książek, których albo jeszcze nie przeczytałam wcale, albo chciałabym do nich wrócić.
Jeszcze 3 tygodnie z hakiem i to wszystko powinno być za mną, wreszcie będę czytać, a nie ustawiać książki!
A przynajmniej mam taką nadzieję :)

czwartek, 18 czerwca 2020

Bogdan Wojciszke, Marcin Rotkiewicz - Homo nie całkiem sapiens


A tak mi wpadło w ręce na stoliku ze świeżo oddanymi książkami ostatniego dnia przed pandemią. Nawet nie przeczytałam na odwrocie, że to z psychologiem rozmowa, podtytuł mi wystarczył.
Ale czytając - aczkolwiek było dość interesujące - przyszła mi do głowy taka myśl, że to wielka prawda, iż zamykamy się wszyscy w naszych bańkach. No bo dlaczego niby wybrałam wywiad, gdzie zarówno wywiadowany, jak i wywiadujący - są ludźmi myślącymi podobnie jak ja? Dlaczego sama idea pożyczenia książki skonstruowanej przez tę drugą stronę, ten lepszy sort, jest mi nienawistna? Zresztą, nienawistna to nie jest dobre słowo, aż tak staram się nie angażować emocjonalnie... w każdym razie gdybym wzięłą do ręki i zorientowała się, że pisana jest z określonych pozycji - odłożyłabym z powrotem. Nie jestem otwarta na argumenty drugiej strony, a przy tym racjonalizuję to sobie tak, że żadne sensowne argumenty nie istnieją :)
A jeszcze jedno. Przecież wcale nie jestem zwolenniczką opozycji jako takiej czy którejkolwiek z tych partii. Jestem tylko i wyłącznie przeciwniczką obecnie rządzącej. Dopóki nas nie wtrącano w średniowiecze, nie urządzano państwa wyznaniowego, nie odsuwano coraz bardziej od cywilizacji zachodniej - w dupie miałam, kto jest przy władzy. Najlepszy dowód to - że poszłam na wybory PIERWSZY RAZ W ŻYCIU dopiero, gdy zrobiło się groźnie. Moim skromnym zdaniem władza jest wybierana po to, żeby sprawnie zarządzała państwem i obywatela nie powinno to w ogóle interesować.

A tak w ogóle, to dalej nie mam czasu na czytanie. I odliczam dni do skończenia tych nieszczęsnych porządków w księgozbiorze. Byle doczekać do 29 lipca! Właśnie się dowiedziałam, że w lipcu i w sierpniu pracy mieć nie będę, to może pójdzie szybciej?





Początek:


Koniec:

Wyd. Smak słowa, Sopot 2018, 204 strony
Z biblioteki
Przeczytałam 12 czerwca 2020 roku


Odkurzyłam i skatalogowałam kolejną partię regałów i jestem bardzo dumna i zadowolona :)
Niemniej nie mogę się doczekać końca. Wyobrażam sobie, że zacznę nowe życie. A tymczasem już mi po głowie chodzi nowy pomysł (porządki z filmami). Głupich nie sieją...

wtorek, 9 czerwca 2020

Patrick Modiano - Rue des Boutiques Obscures

No więc tak.
Ja tu całkiem niedawno na blogu narzekałam, że nie posiadam na własność mojej ulubionej książki Modiano i że nie mam do niej dostępu, bo nie zamierzam płacić rocznego wpisowego do biblioteki Instytutu Francuskiego (z której ją niegdyś pożyczałam). Życzliwy czytelnik (czytelniczka?) bloga mi w komentarzu podsunął myśl o bibliotece na Rajskiej, z jej oddziałem obcojęzycznym. Tamże się udałam, w lutym bodaj, książkę przywlokłam, a teraz, gdy nastał czas jej zwrotu, zabrałam się za czytanie.
Lektura to na pewno trzecia, jeśli nie czwarta. Nie, chyba trzecia.
I znów pełna zaangażowania.
No naprawdę podoba mi się ta powieść, jak mało która.
Ale ponieważ zdaję sobie sprawę, że dość często mam tak, iż gdy czytam coś w oryginale, ma to dla mnie o wiele większy urok, niż gdy poznaję tłumaczenie - dopuszczam myśl, że nie wszyscy mogą być zachwyceni. Jakaś dziecinna satysfakcja płynie z tej możliwości czytania po francusku czy chińsku :)
Więc - nie mam absolutnie nigdy zamiaru przeczytać tej książki po polsku! Jamais!
Teraz. Patrzę ci ja w hasztagi po prawej stronie, a tam PO FRANCUSKU - 41 sztuk, PO CZESKU - 41 sztuk. A przecież po czesku czytam w sumie od niedawna, a po francusku całe życie (całe dorosłe życie). Wynika to z tego, że gdy czytałam masę książek wypożyczanych z Instytutu Francuskiego, nie miałam jeszcze bloga :) Było to głównie w czasach, gdy "siedziałam" w domu z dzieckiem. Co trzy tygodnie (tak dziwnie mieli, nie na miesiąc pożyczali) jechałyśmy do miasta, brałam coś dla córki (głównie dużo ilustracji, mało tekstu - ten tekst jej potem czytałam od razu po polsku, nie że moje dziecko się francuskiego nauczyło) i oczywiście zapas dla siebie.


Dobrze. Wrócę na chwilę do Rue des Boutiques Obscures. Jest tam klimat tajemniczości tego rodzaju, że trzyma w nieustannym napięciu. Dla kogoś, kto lubi kryminały, miód na serce, bo cały czas śledzimy usiłowania bohatera, który chce za wszelką cenę ustalić swoją tożsamość. I jest to po trosze tak, jak by szukać wyjaśnienia jakiejś kryminalnej historii.



Początek:
Koniec:
A gdy przeczytałam to ostatnie zdanie - to było jak magdalenka. NO SKĄD TO ZNAM? Czy to możliwe, żebym je zapamiętała z lektury przed (powiedzmy) dwudziestu laty? Czy kojarzy mi się z czymś innym?
Ba! Wręcz mi taka myśl przemknęła przez głowę, że to w stylu Saganki... Przepraszam :)
A jednocześnie łzy same mi się cisną do oczu (znowu przepraszam). Nasze życie - jakież ono pozostawia po sobie ślad?


Wyd. Gallimard 2004, 250 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 8 czerwca 2020 roku

A w niedzielny poranek, jeszcze w trakcie czytania, już miałam gotowy plan. Pojadę do Paryża śladami bohatera. On w roku 1965 szuka swoich śladów z okresu przed II wojną światową - ja w 2025 (na przykład) będę szukać jego śladów z 1965 roku :)
To jest plan wyłącznie na emeryturę, bo wcześniej nie dam rady ze względu na Pragę (albo albo w końcu). A ta emerytura będzie diabli wiedzą kiedy. Lubię co prawda powtarzać, że mi do niej zostały dwa lata, ale tak naprawdę za dwa lata zacznę ją pobierać, ale pracować będę musiała dalej...
W każdym razie - założę bloga i tam udokumentuję swoje wędrówki. Mam oczywiście zamiar wyżebrać gdzieś jakieś fundusze na ten cel, bo jednak Paryż to nie Praga i trochę więcej kasy będzie potrzebne.
Projekt już wdrożyłam. Mianowicie zamówiłam książkę we francuskiej księgarni, ma nadejść w przyszłym tygodniu :) Tutaj nie było zmiłuj się, muszę przecież mieć własny egzemplarz. Co prawda wolałabym jakieś starsze wydanie i w sumie byłoby to możliwe, wyszukać we francuskim antykwariacie i sprowadzić, ale znam się trochę i wiem, że "przy okazji" i dla "rozłożenia kosztów przesyłki" zaraz bym nakupiła co najmniej pięć innych. Jeśli nie dziesięć. A na to nie mogę sobie pozwolić - mimo wszystko moje ściany nie rozszerzają się.

piątek, 5 czerwca 2020

Ojczyzna dobrej jakości. Reportaże z Białorusi

Z Białorusią to mi do tego stopnia nie po drodze, że nawet nie wiem dokładnie, gdzie leży. Miałam wstać podczas czytania po atlas, ale nie chciało mi się. Starość nie radość. Już się wiele nie chce. Na przykład dziś mowa w internetach o tym, że Czechy już wszystkie granice otwierają (poza polską, bo Polska se nie życzy), a mnie się nie chce nawet pomyśleć o sierpniowym wyjeździe. Nie chce mi się bać, więc nie pojadę (chyba powinnam już te rezerwacje skasować). Ale prościej było, gdy się nie dało po prostu, gdy ktoś za mnie zdecydował NIGDZIE KUŹWA NIE JEDZIESZ (jak to było w maju). Teraz to wyłącznie będzie moje ryzyko. A tak mi się właśnie NIE CHCE podejmować decyzji...

Ale dobra, wróćmy do Białorusi. Nie miałam pojęcia, że tak tam wszystko ładnie wyczyszczone, wymalowane, wyświecone. Proszę, są plusy dyktatur. Dziwić się, że Łukaszenka ma swoich zwolenników. Wszak ci u nas PIS też ma, i to sporą część narodu.
O protestach przeciwko ustawie o darmozjadach słyszałam. Ale ciekawie było poczytać, w jak prosty sposób można załatwić opozycjonistów. Dziennikarkę na przykład, która się czepia, zamiast pisać o osiągnięciach. Takich dziennikarzy nazywają u nich "nieuczciwymi", w przeciwieństwie do "uczciwych", którzy ładnie opisują dynamiczny rozwój Kombinatu Mleka i Konserw. Nieuczciwej dziennikarce można zasądzić grzywnę. Jedną, drugą, trzecią. Jak się nazbiera ich trochę, do domu przyjadą komornicy i zaczną opieczętowywać meble. Wtedy dziennikarka mówi, że meble są rodziców, u których mieszka.
- Aaa, skoro tak, to znaczy, że wasza rodzina kwalifikuje się jako żyjąca w niebezpiecznych warunkach socjalnych.
No skoro nie mają własnych mebli?!
A tak zakwalifikowanym osobom z dnia na dzień zabiera się dzieci i umieszcza je w przytułku. Tak po prostu, bez postanowienia sądowego nawet, nie jest potrzebne.
Sami widzicie, że nie ma musu urządzania pokazówek i wymyślania paragrafów na opozycję.
Pięknie.





Początek:
Koniec:

Wyd. Czarne, Wołowiec 2019, 185 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 4 czerwca 2010 roku