niedziela, 31 grudnia 2023

Georges Simenon - Maigret et le tueur

Historia tego Simenona jest taka, że kiedyś tam przyjaciółka mieszkająca we Francji planowała przyjazd i zapytała, co bym chciała. No, chciałabym któregoś z brakujących Maigretów, oczywiście z antykwariatu, tak jak wszystkie moje Simenony (tyle że z antykwariatów krakowskich). Posłałam listę, czego nie mam. Psiapsióła, zwana u nas Mamą Kasią (a to od czasów, gdy przyjechali z małymi dziećmi i nie wiadomo było, na kogo się woła mamo w tym rozgardiaszu czworga dzieci - jedno moje - więc dla rozróżnienia 😁), naturalnie poszła do księgarni i kupiła nowe, siedem sztuk. I to są jedyne moje nowe Simenony. Nowe, a jak stare świadczy cena na okładce - 30 franków, nie chce mi się szukać, kiedy Francja przeszła na euro, ale chyba dawno?

Stąd wiem, że ten akurat nie był jeszcze czytany, bo nowiuśkie koszuli - no, teraz już nie, bo lektura się na nim odcisnęła troszeczkę.


To są te cztery czarne i trzy następne. No ale czytam tego Maigreta i zabójcę i gdy doszłam do końca prawie, gdy rzeczony zabójca przychodzi do mieszkania komisarza pod jego nieobecność - nagle sobie uświadamiam, że przecież to znam, to pamiętam. Na blogu nie ma śladu, pewnikiem czytałam pożyczone z Instytutu Francuskiego (a to były lata 90-te, gdy intensywnie korzystałam z ichniego księgozbioru).

Młody człowiek z bogatej rodziny, z pasją do nagrywania przypadkowych rozmów czy to na ulicy czy w kawiarniach i barach, zostaje pewnego dżdżystego wieczoru zasztyletowany na ciemnej ulicy. Magnetofon nie został zabrany przez zabójcę, mimo to zaczyna się przypuszczać, że nagrał coś, co mogło zaszkodzić pewnej bandzie planującej włamanie rabunkowe. Maigret jednak ma cały czas wątpliwości...

Początek:


Koniec:


Wyd. Presses de la Cité, Paris, może 2000?, 190 stron

Z własnej półki

Przeczytałam 30 grudnia 2023 roku



Kurde, jest dopiero szesnasta, a już zaczynają strzelać 😢 Właśnie wstałam i umyłam się - rano globus, ale doszłam do wniosku, że nieładnie tak kończyć rok, więc się nawet ubrałam 😉 W domu śpią po obiedzie, a ja, żeby światłem nie przeszkadzać Ojczastemu, zawiesiłam na drążku między regałem a pawlaczem koc - taaa, mamy tu jak w slumsach normalnie. 

W dodatku, moi państwo, jestem już pełnoprawnym Ambasadorem Szyszkodara - czyli dowiózł mi stosy, w które mam zaopatrywać swoje biblioteczki plenerowe. Tak że tego - porządeczek w chałupie jak cholera.

Ale pochwalę się, że nic z tego sobie nie zabrałam.

Na razie 😁

Być może dlatego, że w pośpiechu wyładowałyśmy z córką te stosy z ikeowskich toreb w przedpokoju i w gruncie rzeczy nie przyglądałam się za bardzo, co w nich jest.

W piątek zawiozłam pierwsze egzemplarze do biblioteczki przy magistracie, bo to do niej się zgłosiłam, ale Szyszkodar zaproponował objęcie jeszcze dwóch: w Ogrodzie Literackim przy Galla i w parku przy kościele misjonarzy, one są blisko siebie, więc może być. Nawet dziś się tam wybierałam, no ale oczywiście gdzie ja co mogę zaplanować... globus podejmuje za mnie decyzje...

Ostatni dzień roku. Gdybym go chciała podsumować, wszystko byłoby dobrze, gdyby nie sytuacja z Ojczastym. To już siedem miesięcy, jak z nami mieszka i można mówić o pewnym nabraniu rutyny - ale jest ciężko. Przy tym niby nie mogę narzekać, bo jest w miarę samodzielny: chodzi do toalety, siada przy stole na posiłki, sam się ubiera. 

Ale to jest tylko niby. Bo po każdej wizycie w toalecie trzeba iść i posprzątać, powycierać, to samo w łazience: ślady mycia są wszędzie, na umywalce, na blacie, na podłodze, na lustrze. Stół - to samo. Nie ma siły, żeby się przysunął tak, coby mu jedzenie nie spadało poza obręb stołu. No, a potem, przy wstawaniu, rozdeptanie tego na dywanie jest już kwestią sekund. Wiecie, chłop już mało co widzi 😢 Trudno mieć do niego o to wszystko pretensje, prawda? Ale to jest tak, że albo godzisz się na syf w domu, albo zapierniczasz nieustannie ze szmatą. Nie ma drogi pośredniej, a żadna z tych dwóch mi nie leży.  Gdy pomyślę, że na początku latałam dwa razy dziennie z odkurzaczem do niego... no tego już nie będzie, już mi się znudziło... jednak reszta mieszkania, do diabła, przecież człowiek chce, żeby jednak było czysto, nie?

Cotygodniowe kąpanie idzie nam już szybko, do tego się wdrożyliśmy, ale ciągle w sobotnie poranki aż mi się nie chce wstawać, gdy o tym pomyślę. 

Pierwsze trzy miesiące były koszmarne z tego powodu, że ja budzę się na każdy szelest - no a potem nie mogę zasnąć. Ojczasty wiadomo, prostata, sikanie co chwilę. Byłam już bliska myśli, że z pracy trzeba będzie całkiem zrezygnować, bo przecież chodzę nieprzytomna. Tu zaradził mój brat - w prosty sposób. Wszedł do apteki i kupił zatyczki do uszu 😂 Nie cierpię tego uczucia, gdy mam zatkane uszy, ale przynajmniej śpię. W sierpniu pan-jak-mu-tam-było zamontował karnisz między moim pokojem a łóżkiem Ojczastego, powiesiłam na nim zasłony i przynajmniej światło mi nie przeszkadza. Bo świeci po nocach. A tu nie ma drzwi, a moja głowa w łóżku jest naprzeciwko. Właśnie, jeszcze ta kwestia, że teraz śpię na kanapie rozkładanej na noc, przeniesionej z pokoju, gdzie stanęło jego łóżko. I ta kanapa z braku laku znajduje się pośrodku mojego pokoju. Który stał się naszym pokojem, bo i córki. To jest może największym utrapieniem - że żadna z nas nie ma swojego miejsca teraz.

Kuzynka z Hamburga, która zna mieszkanie, dziwi się, że jak to. Przecież są przyzwoite ośrodki dla starszych osób, a my moglibyśmy go często odwiedzać, że jak można się skazać na takie warunki. Ale wytłumacz Niemce istniejące jednak ciągle spore różnice w poziomie życia między nami a nimi...

Z drugiej strony - sama chciałam. Brat proponował przecież, że kupi większe mieszkanie.

Drugie w kolejności utrapienie to kwestia jedzenia. Nie wchodzą tu w grę kanapki na śniadanie czy kolację - trzy razy dziennie gotowany posiłek. Powiem Wam, że to absurd jakiś, no ale co zrobić. Chleba nie jada, tylko bułki, ale na zasadzie towarzyszącej, ułamywania kawałka i maczania w herbacie (błe). O, tu jest moja kartka, z której czerpię pomysły, bo słuchajcie, to nie przelewki - w tygodniu to CZTERNAŚCIE posiłków poza obiadami, oczywiście. To są te sprawdzone rzeczy.


Kiedyś, gdy czytałam, że są takie panie domu, które w niedzielny poranek smażą racuchy z jabłkami na śniadanie dla rodziny, to mnie pusty śmiech ogarniał, a teraz co? Smażę. Ale gdy pomyślę, że to może trwać lata całe i moje życie będzie podporządkowane temu, to... nie nie nie.

W jednej z kuchennych szafek wisi lista z datami przydatności do spożycia, bo tyle tego jest. Bo zapomniałam dodać, że jeszcze domaga się przy posiłku jakiegoś serka albo jogurtu. Ostatecznie jabłko ugotowane. Ilości plastiku, jakie wychodzą aktualnie z tego domu, są przerażające. Lodówka wiecznie załadowana, więc żeby się coś nie przeterminowało, zapisuję tu wszystko. I zaglądam sto razy dziennie.


I powiedzcie, że fajnie jest...

Najgorsza jest świadomość, że byłam winna taką opiekę raczej swojej mamie. A ona odeszła po cichutku, żeby więcej nie sprawiać kłopotu. Ona, która o wszystkim myślała i o wszystkich dbała.  

Dobrze, wyżaliłam się i wkraczamy w nowy rok dziarskim krokiem, tak?


czwartek, 28 grudnia 2023

Paul Misraki - Śmierć dyrektora

Tym razem nieporozumienie wynikło z powodu tytułu. Otóż będąc na podsumowaniu roku w Klubie Książki rozglądałam się trochę po półkach, zwłaszcza że Szyszkodar przywiózł nową dostawę. Ale światło było takie wiecie, nastrojowe, lampki, świece, więc guzik widziałam. Wzięłam jedną Läckberg, no bo tam były duże litery na okładce i widziałam, co brałam, a ten Misraki... nazwisko mi się jakoś kojarzyło plus ten tytuł - myślałam, że kryminał 😂 Ha ha a tom się podle nabrała! Bo w tramwaju do domu czytam, co na okładce, a tam:

Mimo to postanowiłam zapoznać się z dziełem. W końcu miało to mieć dowcipną formę... Nooooo, chyba nie mam jednak poczucia humoru 🙄

Streszczenie książeczki macie powyżej, cóż mam dodać? Nie dla mnie takie cymesy 🤣 Roztrząsanie pytań ważnych dla chrześcijanina jakoś mnie nie interesuje, od początku do końca mówię NIE. Nie moja bajka i nuda śmiertelna. Przyjdzie mi to z powrotem odnieść, tylko może gdzie indziej, żeby był ruch w interesie 😁

Początek:

Koniec:

Wyd. PAX, Warszawa 1963, 126 stron

Tytuł oryginalny: Mort d'un P.D.G.

Przełożyła: Katarzyna Witwicka

Z własnej półki

Przeczytałam 25 grudnia 2023 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Wczoraj po robocie odwiedziłam trzy knihobudki, z każdej coś wyciągnęłam 🤣 Tak, wiem, jestem nienormalna😂


Mary Poppins to niby, że będę próbować czytać po angielsku (w następnym życiu chyba). Czeska Nike, no bo wiadomo. Przy okazji przypomniałam sobie, że dawno dawno temu miałam tego Vančury coś wydanego w serii Klasyka literatury polskiej i obcej, ale będąc w ciężkiej sytuacji finansowej sprzedałam w antykwariacie z innymi, które uważałam za zbędne - no skąd człowiek ma wiedzieć z góry, czym się kiedyś zainteresuje 😉

Ale najlepszy jest - jak tu widzicie powyżej - "tygrys"! Otóż nigdy w życiu nie czytałam żadnego "tygrysa", więc stwierdziłam, że jedyna okazja 😂 Trzymajcie kciuki!


wtorek, 26 grudnia 2023

Jiří Marek - Panoptikum hříšných lidí města pražského: Přísaha

Hasło na dziś: SPIESZMY SIĘ ŚCIĄGAĆ FILMY, TAK SZYBKO ODCHODZĄ!

Przypadkiem trafiłam na serial Hříšní lidé města pražského, już mi częściowo znany i zapragnęłam się zanurzyć w praski świat i półświatek lat dwudziestych i trzydziestych. Obejrzałam więc pierwszy odcinek, zatytułowany Přísaha czyli Przysięga. Specjalnie weszłam na stronę czeskiej tv, bo tam są napisy dla niesłyszących, a to zawsze pomaga 😁 No, a dziś od rana mi się ta strona nie otwiera, cały czas mówi, że przekroczono limit czasu połączenia, ani dziennika obejrzeć ani nic. To byłby jeszcze mały pikuś, bo zakładam, że to coś chwilowego, ale co się okazuje gorszego - od początku grudnia z powodu unijnej legislatywy DSA skończyło się kozakowanie na stronie ulozto.cz, gdzie można było znaleźć wszystko albo prawie wszystko. Teraz można tam sobie ściągnąć tylko to, co się samemu załadowało. A nic víc

Ależ mi rzucają kłody pod nogi! Gdyby choć człowiek wcześniej wiedział... to by nie odkładał na później 🤣 Swego czasu ściągałam dużo czeskich radiowych audycji, bo była na ich stronie taka opcja. Wracam kiedyś z Pragi, chcę nadrobić zaległości - a tu opcja znikła! Owszem, można je ciągle odsłuchiwać, ale zapisać sobie już nie. Mam wrażenie, że wszystko zmierza ku temu, żebyśmy byli ciągle online... A ze stroną ulozto to już naprawdę grom z jasnego nieba! Jestem niepocieszona. Od tej pory będę mogła oglądać już tylko to, co przywiozę z Pragi na dvd, a ileż tego może być? Normalnie czuję się jak ta żaba powoli gotowana - najpierw zabrali mi kurs (no, zabrali, sama zrezygnowałam, gdy w którymś momencie pandemii moja szkoła zdecydowała, że wracają z onlajnu na kursy stacjonarne, a jednak w tym wypadku onlajn był wielką wygodą, o oszczędności czasu nie wspominając), potem zabrali radio, a teraz wszelkie filmy i nie tylko filmy.

Może to ZNAK? Żebym wreszcie zaczęła korzystać z tego, co już mam, a nie ciągle zdobywała kolejne? Tymczasem studiuję, co jest dostępnego na dvd w eszopie czeskiej tv, a przede wszystkim ile to kosztuje 😢 Ten serial, o którym dziś mówię, jest akurat za stówę...

W ramach postanowień noworocznych - ha ha czas już najwyższy szykować listę - chyba muszę założyć, że choć jeden film w tygodniu będę oglądać, co?

A wracając do grzesznych ludzi, obejrzałam ten pierwszy odcinek serialu - jest ich trzynaście (serial z 1968 roku), a na You Tube akurat pierwszego nie ma, ciekawe, dlaczego 😁 - a gdy już obejrzałam, to oczywiście musiałam przeczytać i opowiadanie, które było kanwą filmu. Okładka powyżej należy do grubego tomiszcza - ludzie, 657 stron!!! - nabytego niegdyś za drobny piniondz w Ulubionym Praskim Antykwariacie. Jest tych historii 37 i nie wyobrażacie sobie chyba, że któregoś dnia siądę i przeczytam ciurkiem wszystkie 🤣 To by jeszcze trzeba długo czekać! Ale co jest ciekawe - zaczynałam swoją przygodę z czytaniem po czesku właśnie jednym z tych opowiadań! Tyle że z innego wydania - przy pierwszym pobycie w Pradze w maju 2016 roku kupiłam je za 5 koron 😁 I już w październiku odważyłam się coś tam poczytać, co prawda ze słownikiem pod ręką, sama się sobie dziwię 😁

Opowiadanie Przysięga nosi taki tytuł, bowiem kobitka podejrzana o zamordowanie pewnego posażnego emeryta kilkakrotnie powtarza, że tego nie zrobiła. Przysięga na swoją chorą córkę, która leży w łóżku, żeby tak umarła! To w jednym z policjantów wzbudza wątpliwości co do jej winy, no bo jakże tak, matka by tak nie mogła. A gdy jednak policja uzyskuje przyznanie się do winy, przestępczyni wyjaśnia:

- Dlaczego bym się miała bać, panie inspektorze? Przecież ona w ogóle nie leży w łóżku, poleguje na kanapie!

Początek:


Koniec:

Półka


Wyd. ADONAI, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, kiedy

Z własnej półki (kupione 19 grudnia 2017 roku za 44 korony)

Przeczytałam 21 grudnia 2023 roku


niedziela, 24 grudnia 2023

Karol Dickens - Kolęda prozą czyli opowieść wigilijna o duchu

Przeczytam sobie tę słynną Opowieść wigilijną. No bo co w końcu. Szukam na półce z Dickensem, a tam grube tomiszcze. Okazuje się, że opowieści wigilijnych jest pięć!

Z przedmowy dowiedziałam się, że gigantyczny sukces pierwszej Kolędy w 1843 roku spowodował, że w następnych latach ukazywały się kolejne. Jeśli jesteście ciekawi, co oznacza gigantyczny sukces, to już wyjaśniam: książeczka ukazała się w Wigilię i cały nakład - 6 tys. egzemplarzy - rozkupiono w ciągu kilku godzin. W ciągu następującego tygodnia księgarze rozprzedali już trzecie wydanie. Mimo, że nie było żadnej reklamy, nawet wzmianki w gazecie.

Jednak czyta się to dziś już z przymrużeniem oka. Specyficzny styl Dickensa, o ile dla mnie zawsze atrakcyjny w Pickwicku, o tyle w tym wypadku nieco mnie nużył, przyznam się. No i naiwność i dydaktyzm prostej historyjki o skąpym Scrooge'u, któremu duchy ukazują jego dawne i przyszłe życie, po czym bohater nie tylko nawraca się na łono rodziny, ale przy tym kompletnie odmienia swój charakter, swoje postępowanie i zasady, którymi przecież kierował się przez całe życie - świąteczna bajka dla dużych i małych. W gruncie rzeczy takimi samymi bajkami są filmy okołoświąteczne, różne komedie romantyczne, które tak raz na rok chętnie się ogląda przecież. Papka dla oczu 😁 Czyli minęły prawie dwa stulecia, a my dalej lubimy zrobić sobie przez chwilę odpoczynek od rzeczywistości...

W związku z tym w następnych latach przeczytam pozostałe opowiadania z tego tomu, dobrze?

Początek:

Koniec:


Półka z wielce obszarpanymi tomami... Upływ czasu nie posłużył tym obwolutom, ciekawe, dlaczego 😉 Ja tam pamiętam tylko czytanie Pickwicka.


Wyd. Czytelnik, Warszawa 1958

Tytuł oryginalny: Christmas Books /A Christmas Carol

Przełożyła: Krystyna Tarnowska

Z własnej półki

Przeczytałam 20 grudnia 2023 roku



czwartek, 21 grudnia 2023

Hanif Kureishi - Moja piękna pralnia

To takie nieporozumienie, ale małe 😉 Nieporozumienie z gatunku nie czytam, co na okładce, a potem się dziwię czyli mój stały numer. Mianowicie jak byk stoi słowo SCENARIUSZ - tyle że jakoś go nie zauważyłam 🤣 Zgarnęłam tę książkę ze stolika w bibliotece na Królewskiej, święcie przekonana, że to POWIEŚĆ, na kanwie której powstał film. Film znany, aczkolwiek akurat nie mnie - no nie widziałam i w dodatku nawet go nie mam, żebym to mogła szybciutko nadrobić... Jak mi córka gdzieś nie wynajdzie, to... to trudno. Ale może jest gdzieś do obejrzenia online?

No więc nie powieść, tylko scenariusz. Scenariusze - moim zdaniem - warto czytać, gdy się już film wcześniej widziało i chce się coś tam ugruntować. O, przypomniało mi się, że mam na przykład scenariusze Felliniego i Antonioniego (plus nie jestem pewna co do Bergmana) i to sobie mogłabym sieknąć. Ale taki nieznany to się czyta tak sobie, niewiele wnosi, oprócz pewnego wyobrażenia samego filmu. 

Autor jest Anglikiem, ale o pakistańskich korzeniach i o tym tutaj mowa, o imigrantach w Wielkiej Brytanii, którzy nimi już nie są, bo to drugie pokolenie, tu urodzone, ale ciągle bez pełni praw i bez możliwości swoich angielskich rówieśników. Również w towarzyszących esejach, w których gubiłam się, no bo wiecie, angielska scena polityczna, Partia Pracy, konserwatyści, to jednak mocno nie moje klimaty 😀 Ale jeden z tych szkiców mówił o wpływie Beatlesów na pokolenie autora i to z przyjemnością przeczytałam. Wróciły szkolne lata 😍 A nawet wcześniejsze, bo jednym z moich nielicznych wspomnień z czasów przedszkolnych u babci - może już o tym pisałam - są zmierzchy dnia, jakieś jesienno-zimowe, gdy mrok zapadał wcześnie, a babcia zwlekała z zapaleniem światła. W coraz gęstszych ciemnościach jarzyły się tylko zielone światełka z podświetlonej skali dużego radia, a z niego dobiegało - Ob-La-Di, Ob-La-Da.

Początek:

Koniec:

Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2005, 196 stron

Tytuł oryginalny: My Beautiful Laundrette and Other Writings

Przełożyła: Małgorzata Golewska-Stafiej

Z własnej półki

Przeczytałam 17 grudnia 2023 roku


Oczywiście myślałam przy okazji o trudnej doli e/imigranckiej. I o tym, że w gruncie rzeczy miałam szczęście, nie doświadczając tego losu (głównie z braku możliwości, nie ukrywajmy; gdybym urodziła się 20 lat później, kto wie). Co nie znaczy, że potępiam osoby decydujące się na ten krok, absolutnie nie - raczej podziwiam. Że w poszukiwaniu lepszego życia (finansowo, zawodowo) potrafią przyjąć na klatę świadomość, że nigdy nie będą w stu procentach członkami tamtego społeczeństwa, bo nie sposób nadrobić dzieciństwa i wychowania w innej kulturze i innym języku. Chapeau bas!


wtorek, 19 grudnia 2023

Janusz Domagalik - Księżniczka i chłopcy

Nie pamiętam, skąd u mnie ta książka. Nie może być z domu jeszcze, bo ma naklejoną cenę 2 zł. Może kupiłam kiedyś na allegro? Jako człowiek uwielbiający bezmyślną i nikomu niepotrzebną robotę od dawna planuję przejrzenie swoich kalendarzy dzień po dniu i uzupełnienie katalogu książek o takie detale 😂 Ale tyle wolnego czasu to na razie ciągle nie mam 🤣

Dziesięć lat temu czytałam Koniec wakacji Domagalika, z tej samej serii, którą uparcie nazywam cieniowaną, a której oficjalne miano to Biblioteka Młodych. Pisałam wtedy, że mam 14 książek wydanych w tej serii. Od tej pory mój zbiór nieco się powiększył, na półce widzę teraz 24 sztuki.

Księżniczka i chłopcy to zbiór kilku opowiadań, wszystkie dotyczą szkolnych i okołoszkolnych młodzieżowych problemów. Ale czy te problemy są charakterystyczne tylko dla młodzieży? Myślę, że i my, tacy niby dorośli, też często zachowujemy się po szczeniacku, też miewamy nieporozumienia w pracy, tak jak bohaterowie Domagalika w szkole i też nam bywa trudno zdobyć się na szczerość i sensowną rozmowę...

A w charakterze zakładki znalazłam bilet na pociąg z Warszawy Wschodniej do Krakowa dla 2 osób w dniu 13 listopada 2004 roku (sobota). I to mnie naprowadziło na trop 😁 Zajrzałam do kalendarza z owego roku i mam tam zapisane: 11-13 listopada Warszawa. Niestety nic więcej, ale możliwe, że tam właśnie nabyłam Domagalika. Możliwe też, że jechałyśmy z córką do Kajetan i dlatego ta podróż (mogłabym jeszcze pogrzebać w teczce z papierami zdrowotnymi 😉 ale zmykam do miasta). Bilet na Intercity dla 2 osób kosztował 72 zł, wyjazd z Warszawy o godz. 17:01. Godziny przyjazdu nie podano. Wagon z przedziałami, fuj. Nie cierpię!

Początek:

Koniec:

Część kolekcji:

Wyd. Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1977, wydanie IV, nakład 100 tys. egz., 128 stron

Seria: "cieniowana"

Z własnej półki

Przeczytałam 14 grudnia 2023 roku


czwartek, 14 grudnia 2023

Robyn Davidson - Na zachód od Alice Springs

Lech kiedyś o tej książce wspomniał, więc dałam ją na listę do przeczytania, bo tak się szczęśliwie złożyło, że mam własny egzemplarz. Ludzie kochane, sprzed 30 lat! I do tej pory dziewicze. Ładnie wyglądało, takie niezniszczone, ale teraz już widać, że przeczytane 🤣 Zastanawiałam się, dlaczego to kupiłam, bo nigdy mnie jakoś specjalnie Australia nie pociągała - pewnikiem dlatego, że coś trzeba było wybrać z katalogu Klubu Książki 😂 W latach 90-tych to właściwie było moje główne źródło zaopatrzenia, bo przecież siedziałam w domu z dzieckiem, a na osiedlu była jedynie jakaś tania jatka z niewielkim wyborem. Tak zresztą pozostało do dziś - facet jakoś tam się trzyma, a prawdziwa księgarnia nigdy nie powstała, najbliższa jest na ul. Królewskiej. Dopiero w XXI wieku zaczęło się allegro i wielkie szaleństwo nabywania starych rupieci 😁

Na zachód od Alice Springs okazało się bardzo ciekawą lekturą. Podziwiałam nieustannie bohaterkę za jej odwagę i determinację w pokonywaniu kolejnych trudności. Wszak pisała, że przed podjęciem decyzji o wyruszeniu w długą samotną wędrówkę nawet nie miała nigdy młotka w rękach, więc to nie jest tak, że była osobą obeznaną z pracą fizyczną i z manualnymi zdolnościami. Ale kochała zwierzęta i chyba to pozwoliło jej pokonać własne słabości, bo czuła się odpowiedzialna za swoje wielbłądy i swojego psa. Przy okazji odkrywa własną hierarchię wartości i uwalnia się od stereotypów.

Początek:


Koniec:

Póła


 

Wyd. Próśzyński i S-ka, Warszawa 1994, 222 strony

Seria podróżnicza OBIEŻYŚWIAT

Tytuł oryginalny: Tracks

Przełożyła: Danuta Górska

Z własnej półki

Przeczytałam 12 grudnia 2023 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

No tak, nie zaglądam na Śmieciarkę, żeby się w coś nie wpakować, po czym ups, kasuję karton filmów 😁 Cztery z nich miałam, więc je dzisiaj wydałam naszemu panu listonoszowi, który się zastanawiał, czy Popiół i diament jest jeszcze lekturą.

A wczoraj z kolei zajrzałam do Pawilonu Wyspiańskiego, gdzie przez kilka godzin urzędował Szyszkodar ze swoimi książkami 😍 No i skończyło się w oczywisty sposób. Przy okazji zgadaliśmy się na temat współpracy 😁 bo ja się zaoferowałam dbać o zaopatrzenie jednej z knihobudek, takiej, co mam ją po drodze na Fabrykę. No i Szyszkodar w wolnej chwili przywiezie mi, uwaga, pięć wypełnionych toreb z Ikei, żebym co jakiś czas mogła do "swojej" budki dokładać knigi. Pięć toreb. Ciekawe, gdzie ja to w domu dam... Nawet się zaczynam zastanawiać, czy by nie namówić Derechcji na zorganizowanie knihobudki u nas na Fabryce, wtedy mogłabym ewentualnie trzymać zapasy tam, a nie u siebie. O, to jest bardzo dobra myśl!

W ramach przeglądu tygodnia donoszę, że właśnie równo tydzień temu przyjechał stolarz i zmontował mi ten regalik w szafie. Rzecz prosta jak drut, ale co z tego, jak wszystko teraz kosztuje 😢 Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, najważniejsze, że wreszcie poukładałam swetry etc.

Oraz wypróbowałam kolejny przepis z gatunku prawie nic nie musisz robić. No, mikser jedynie jest potrzebny na początku. Na FB nazywało się to szybka babka, którą robię co weekend.

A dlaczego w pracy wyświetlało mi się to na YT po polsku, a w domu jedynie po angielsku, to ja już nie kumam.

 

Dzisiaj jest jeden z tych dni - wolnych dni. Oczywiście obowiązkowo budzę się wtedy z globusem i cała lista rzeczy do zrobienia idzie na gałąź. Czy tak być musi? 

Jeden z punktów to ugotować zupę na jutro dla Ojczastego. Tego nie da się pominąć, więc ruszam do garów!

sobota, 9 grudnia 2023

Zdeněk Jirotka - Muž se psem

No bajeczne!

Już w trakcie czytania wiedziałam, że CHCĘ WIĘCEJ! Toteż poszukałam pana Jirotky w internecie i okazało się, że - olaboga - velké množství autor czytelnikom niestety nie zostawił. Czytałam kiedyś Saturnina po polsku z biblioteki, ale jako że mam go też po czesku, to kiedyś wrócę. A Człowiek z psem wyszedł również po polsku, w 1956 roku czyli w_bibliotece_tego_nie_znajdę. Jest to taki humor w typie Jerome K.Jerome albo Wodehouse'a (którego uwielbiam, więc nie mogło mi się nie podobać).

Przesympatyczna parodia powieści kryminalnej. Po Europie grasuje oszust bankowy, a gdzieś tam w latarni morskiej od 20 lat samotnie żyje detektyw-amator, który przeczytał wszystkie książki z dziedziny kryminalistyki, więc teoretycznie jest doskonale przygotowany do wyśledzenia i pochwycenia oszusta. Tego i każdego innego.

Ciekawostką jest, że ta powieść została sfilmowana w Polsce pod tytułem Walet pikowy (1960, reż. Tadeusz Chmielewski). No to teraz obowiązkowo muszę obejrzeć! Filmweb mi podpowiada, że 73% w moim guście - zobaczymy 😂

A co Wy byście robili przez 20 lat w latarni morskiej? Tylko halo! utrudnienie! - bez internetu!

Koniec:

Półka ze wszystkim i niczym z czeskiej literatury 😉

Wyd. Melantrich, Praha 1988, stron 187

Seria: Humor do kapsy (czyli do kieszeni), nr 29

Ja to bym chciała całą tę serię normalnie 😁

Z własnej półki (kupione 20 maja 2019 roku w Ulubionym Praskim Antykwariacie za 22 korony)

Przeczytałam 7 grudnia 2023 roku

 

NAJNOWSZE NABYTKI

Nadejszła wczoraj wiekopomna chwila i spotkałyśmy się wczoraj z Martą, od której kiedyś tam wyhaczyłam na Śmieciarce dwie książki, ale do tej pory nie odebrałam. Marta to ta, co mnie rozpoznała* jako To przeczytałam ot tak, pstryk, po dwóch zdaniach 😂 Ona sama przyrównała sytuację do filmu Masz wiadomość 😂

Jak by do mnie sama nie przyszła na Fabrykę, to nie wiem, kiedy by nastąpiło ostateczne przekazanie knig 😂

Marta jest niesamowita aparatka, ale zapomniałam ją zapytać, czy mogę się publicznie podzielić jej wrześniowym wyczynem, więc tego, na razie cicho sza. Książek jeszcze nie przestudiowałam.

Teraz tak, na FB odkryłam niedawno 1000 pomysłów na obiad i nie tylko i zaraz znalazłam parę przepisów do wypróbowania. Wiecie, z tych, co to trzeba tylko wymieszać składniki 🤣 Na pierwszy ogień poszły pyszne ciasteczka z czekoladą (czyli po prostu pieguski):

Przepis jest tutaj:

 


A dziś upiekłam piernik. Piernik bananowy. Najlepsze jest to, że ja za piernikiem wcale nie przepadam 😁 Ale gdy obejrzałam filmik i zrozumiałam, że w tym akurat wypadku nic prostszego, no to musiałam. Zanabyłam dwa banany i przyprawę do pierników. W domu się okazało, że w przepisie jest 40g tejże, a opakowanie z Lidla zawierało 15g 🤣 ale kto by się tym szczypał!

Inna sprawa, że w tekście i na blogu zalinkowanym pod filmikiem autorka podaje 2 szklanki mąki, a na filmiku mówi, że półtorej. Jak widać, nawet najprostszy przepis można zepsuć brakiem precyzji 😁 Krakowskim targiem dałam półtorej i jeszcze troszeczkę. Że piernik fajny, bo wilgotny, to święta prawda. 

Ja tak w ogóle to jestem specjalistką od zakalca (specjalnie taki upiekłam, bo wiem, że lubisz czy jak to tam szło w Rozmowach kontrolowanych), ale tym razem udało się bez. Czyli naprawdę każdy analfabeta kulinarny będzie umiał 😂

 


* ostatnio też na FB niejaki Krzy Siek rozpoznał mnie po regałach 😁 Pozdrawiam!