czwartek, 28 września 2023

Zofia Lorentz - Pierwsza runda

A tego rupiecia, moiściewy, przywiozłam z biblioteki na Powroźniczej, gdzie wybrałyśmy się z Córką z okazji Dnia bez samochodu. W sensie, że ona nie musiała kupować biletu, a tej filii nie znała 😁Jak się okazało, nieraz była w pobliżu rowerem, ale nie wiedziała, że tam jest biblio, bidoka 😁 A to jest takie ładne miejsce, willa, która niegdyś była własnością Beaty Matejkówny.

Ach, myślę sobie, wezmę, przytulę, kiedyś nawet przeczytam, w końcu kto, jak nie ja. I słowo stało się ciałem zaraz na drugi dzień, spędzony w łóżku z powodu globusa 😉

Pierwsza runda nie jest powieścią, którą bym poleciła zwrotem koniecznie przeczytać, co to, to nie. Zaczęło się jak jakieś słuchowisko radiowe, by przejść w opis konfliktu między dorosłą już córką, studentką, a matką-pisarką z wojennymi przeżyciami i tajemnicami, o których córka ani wie ani chce wiedzieć. Żyją obok siebie, tyle że matka bezustannie ich wzajemne relacje gdzieś tam analizuje (co ma jej posłużyć do następnej powieści), a córka zaczyna się w to wgłębiać dopiero, gdy na horyzoncie pojawia się zagraniczniak, w domyśle jakiś amant matki z dawnych czasów, z szałową lancią. Tak, młodzież jest przedstawiona z punktu widzenia tej matki, jako płytka, bez żadnych zainteresowań (studia podjęte dlatego, że tam akurat było łatwo się dostać), nastawiona na materializm. Tego pokolenie przedwojenne nie może zrozumieć.

Zabrakło mi w tej książce bardziej wyważonej oceny, jakiegoś większego symetryzmu (ha ha ha).


Początek:

Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1967, 122 strony

Z własnej półki

Przeczytałam 23 września 2023 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Wczoraj było fajnie, bo najpierw w drodze do pracy zajrzałam oddać książki na Królewskiej, a tam na stoliku do wzięcia leżał taki kryminał milicyjny, więc mocno zadowolona zabrałam. Następnie czekając na tramwaj przeglądałam zawartość kartonu OD 1 DO 5 ZŁ stojącego na chodniku przed księgarnią i wyciągnęłam tę bajeczkę do Pragi (za złotówencję właśnie) 😁 A po południu córka przyniosła z półki w Jordanówce Wiele dróg czyli opowiadania różnych znanych autorów z dawnych czasów - Niziurski, Siesicka, Ożogowska, Minkowski... I to w tej mojej ulubionej cieniowanej serii 😍


Ale dzisiaj już gorzej. Rano otwieram laptopa, a tu nie ma dźwięku. Jako że musiałam poświęcić się raczej gotowaniu, zostawiłam tylko córce karteczkę z pytaniem, co to się stało. Ani nie myślałam, że coś nieodwołalnego, raczej że coś w nocy kliknęła albo co 😉 A tu potem, już w pracy, dostaję od niej maila, że nie działa i ona tak miała na swoim laptopie i do tej pory tam dźwięku nie ma. No nie. Już zaczęłam kombinować, że może jutro zaniosę do panów na Bronowickiej - ale przecież nie mogę zostać na weekend bez komputera, bo muszę ciągle jeszcze ogarniać pracowniczo... za to nic się w weekend nie obejrzy...

Wracam więc do domu w nienajlepszym humorze, wchodzę, a córka poświęca się na klęczkach szorowaniu. Usłyszała z pokoju jakiś stuk, przyszła do kuchni, a tam...

KTOŚ PIZGNĄŁ JAJKIEM PRZEZ OTWARTE OKNO!!!!

Rozumiecie coś takiego?

Ona mówi, że to może jakiś prank, szedł gówniarz, zobaczył otwarte i wrzucił.

Taaa, ja też zawsze chodzę z jajkiem w kieszeni (zamiast szyszki albo kasztana)...

Więc tak: jajko najwyraźniej otarło się o szybę okienną i firankę, po czym wylądowało na stole. A więc obrus i firanka do uprania, okno do umycia, podłoga pod oknem tudzież oraz dywan pod stołem upizgany (nowy, wiecie, ten od Nowej Kuchni). 

Fajnie, co?

Oczywiście mogło być gorzej. Na przykład? Na przykład pytanie, czy takie jajko może stłuc szybę, gdy okno jest zamknięte?

Ale najgorsze jest teraz to uczucie braku bezpieczeństwa (trzymać zamknięte okna?). Przecież równie dobrze mógł ktoś z nas siedzieć przy tym stole... Oraz kompletne niezrozumienie, dlaczego. Faktycznie głupi dowcip, niekoniecznie wymierzony w nas, czy też mamy wrogów?

Nie wiem, jak ja dzisiaj usnę.


wtorek, 26 września 2023

Jaroslav Papoušek - Czarny Piotruś

 Czarny Piotruś był na półce oznaczonej nowości, ale żadną nowością nie jest, tylko ktoś podarował go przed chwilą do biblioteki - byłam pierwszą czytelniczką. Papoušek napisał go, a potem razem z Formanem zrobili z niego scenariusz, przenosząc akcję z czasów bezpośrednio powojennych do lat 60-tych.

Jest to rzecz o dojrzewaniu, o wzajemnym niezrozumieniu nastolatków i dorosłych, o próżnych oczekiwaniach i trudnościach w podejmowaniu decyzji. I oczywiście o pierwszych miłościach 😀

Powieść jest mocno osadzona w swoim czasie przez dominującą politykę (zbliżają się wybory). Film bardziej skupia się na codziennym życiu bohatera, jego pierwszej pracy w "samoobsłudze" (mamy wielkie zaufanie do klientów, ale trzeba pilnować, żeby nie kradli - nikt mi nie powie, że nie o socjalistycznej rzeczywistości to mowa), jego kontaktach z kolegami, próbach poderwania dziewczyny, niekończących się tyradach ojca i ględzeniu matki (myśleć możesz, co chcesz, ale nie musisz tego mówić - again!). Był to debiut pełnometrażowy Formana, początek Nowej Fali, nakręcony z naturszczykami i w autentycznym sklepie spożywczym. W Kolinie. Ach, gdy uskuteczniam wycieczki na peryferie Pragi, zawsze wsiadam do pociągu, którego stacją docelową jest właśnie Kolin, ale naturalnie nigdy tam nie dojechałam. A tymczasem w 2019 roku zamknięto ten sklep! A ja jeżdżę do Pragi od 2016 czyli w teorii jeszcze mogłam zdążyć 😁 Ciekawe, ile takich ciekawostek przechodzi mi koło nosa? O jednej wiem na pewno - zamykali księgarnię , która grała w jednym z mych ulubionych czeskich filmów. Było to jakoś w listopadzie albo grudniu, dowiedziałam się i normalnie pojechałabym na trzy dni, żeby jeszcze tak kuknąć - ale przez pracę mogłam tylko w weekend, a w weekend i tak było zamknięte (szanujący się Prażak w weekend jedzie na chatę przecież) (no, w listopadzie to może nie, ale).

No więc tyle wspominek, uświadamiam tym, co nie wiedzieli, że cała ta seria jest z filmem na DVD - więc oczywiście obejrzałam go znowu, uwielbiam! Prawda jest taka, że książka gorsza 😁Znaczy nie, no czyta się OK, ale film naprawdę powala. 

Początek:

Koniec:

Wyd. Agora, Warszawa 2011, 169 stron

Seria: Biblioteka Gazety Wyborczej

Tytuł oryginalny: Černý Petr

Przełożyli: Aleksandra Dębowska, Ryszard Hordyński (wydawca pisze, że pomimo licznych prób nie udało mu się odnaleźć tych państwa w celu uregulowania należności autorskich)

Z biblioteki

Przeczytałam 22 września 2023 roku

 

Najnowsze nabytki

Słuchajcie, słuchajcie! Wczoraj, pierwszy raz od czterech miesięcy czyli odkąd tu mamy na stanie Ojczastego, wybrałam się gdzieś pod wieczór. Mianowicie na spotkanie z Szyszkodarem, o któym kiedyś wspominałam tutaj jako o gościu, który ratuje książki. Córka dostała instrukcje, co podać na kolację, a ja byłam w świecie (vydala jsem se do světa) 😂

No i nie obyło się bez wyhaczenia dwóch książeczek. Być może też uratowanych przez Szyszkodara, bo on obficie zaopatruje nie tylko biblioteczki plenerowe (przeze mnie zwane zawsze knihobudkami, no bo tak jest po czesku), ale również rozmaite zamknięte miejsca, gdzie urządzono jakieś półki w tym celu.

Dostaliśmy też pudełeczka z malutkimi szyszkami, bo szyszka, wiecie, to symbol szczęścia, płodności, obfitości, łaski, dobrobytu. Ale trzeba ją przy sobie nosić, a że jam ci o tym nie wiedziała, stąd może wszelkie w mym życiu nieszczęścia 🤣

/przy czym trudno by mi  było wyliczyć jakieś/

 

Może ja się do tego Kolina tak czy siak wybiorę?
 

niedziela, 24 września 2023

Edward Brooke-Hitching - Galeria szaleńca

 

Stałam w kolejce, jak by się ktoś pytał. Pół roku chyba. Teraz muszę oddać, bo za mną 7 osób czeka, więc przeczytałam na cito.

Taki autorski oczywiście wybór różnych dziwactw z dwóch tysięcy lat. Są tam obrazy szeroko znane (np. Boscha) i takie, których nikt nie widział poza fachowcami. Zresztą nie tylko obrazy, bo i rzeźby i performanse też.

Kilka przykładów? Proszę bardzo.

Tak, panią wyciągnięto z grobowca, pięknie przystrojono i urządzono koronację. Powód był - chodziło o legitymizację dzieci narodzonych z tego związku. Ale nie zazdroszczę dworzanom, którzy musieli całować łapki...


W przypadku kimon pożarniczych rozbawiła mnie historia spalenia przeklętego kimona, które skończyło się zniszczeniem 70% zabudowy Tokio 😁 Już jak coś sobie kapłani wymyślą, to wymyślą (niezależnie od rodzaju religii)! Jednak te sto tys. ofiar niejako przy okazji już tak nie bawi.


Ten portret zacnej damy jest z gatunku pycha kroczy przed upadkiem.


Książę Federico da Montefeltro kazał się sportretować z lewego profilu, bo na turnieju stracił prawe oko i dorobił się wielkiej blizny na policzku. A ten nosek? Bał się spisku czy zamachu do tego stopnia, że kazał sobie usunąć fragment nasady nosa, żeby poszerzyć pole widzenia. W ten prosty sposób zmniejszył ryzyko podstępnego ataku 😂


To powyżej macie opisane, a poniżej słynne Gówno artysty, co do którego jednak nie wiadomo, czy faktycznie tam jest. Bo żaden nabywca dzieła za ciężkie piniondzory - jest tych puszek 90, ostatnio jedna poszła za 275 tys. euro - nie odważył się puszki otworzyć, bo to by obniżyło kolosalnie wartość dzieła sztuki. A jest gość, który współpracował z Manzonim i twierdzi, że w środku jest gips 😉


Wyd. Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2022, 255 stron

Tytuł oryginalny: The Madman's Gallery

Przełożył: Janusz Szczepański

Z biblioteki

Przeczytałam 19 września 2023 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Z półek tu i ówdzie 😁 Jeszcze było więcej, na przykład dwie Ożogowskie, które były w lepszym stanie niż moje egzemplarze, więc je po prostu zamieniłam 😂 A Hemingwaya mam sprawdzić w katalogu, czy czasem go u mnie nie ma... tylko nigdy nie mam czasu 😂

W międzyczasie doszło parę pozycji do stosu bibliotecznego. Tak myślę, że może oddam bez czytania Kałużyńskiego/Raczka, bo jednak ekranizacje literatury to nie do końca to, czego bym aktualnie szukała... A' propos ekranizacji - znalazłam ten film nakręcony według Westlake'a, ale okazało się, że ma napisy po portugalsku... mimo najlepszych chęci nie 🤣 Ale córka mi znalazła do obejrzenia online z polskimi, więc kto wie, kto wie? Może nawet dziś?

Mam za sobą nieprzespaną noc - z powodu Wiadomej Osoby - mogę sobie tylko pogratulować, że to była noc z soboty na niedzielę i że nie muszę na Fabrykę. Choć zmieniać to wiele nie zmienia, bo ja w dzień spać nie mogę. No, ale przynajmniej słaniam się teraz w szlafroku po mieszkaniu i nie muszę wysilać szarych komórek zbytecznie...

Zaczynam poważnie zastanawiać się nad opcją domu opieki. I teraz powiecie  - no, toś długo wytrzymała, niecałe cztery miesiące. Ja wiem. Ale przecież chodząc do pracy MUSZĘ swój limit snu mieć? Nieprzytomna mogę narozrabiać w robocie. A cały problem polega na tym, że obudzona - nie mogę potem znowu zasnąć. 

Tymczasem na mieście widziałam taki plakat. Nie wiem, o co chodzi tak konkretnie, dolna część była zaklejona innym, ale interesujące jest to zestawienie zagrożeń dla Polskiego Dziecka: seksualizacja, cyberprzemoc, hejt, rozbite rodziny i uwaga - apostazja 👀



czwartek, 21 września 2023

Donald E. Westlake - Jak neuloupit smaragd

 

Nędza, nędza z bidą - jeśli chodzi o mój czas wolny naturalnie, mam trochę kryzys, bo najgorzej, jak zamiast trzymać się procedur i robić TYLKO to, co do ciebie należy, zaczynasz robić ludziom dobrze (kosztem swojego czasu właśnie). Zawsze się znajdą tacy, którzy ci za to podziękują pretensjami 😒 Wtedy się odechciewa i mówisz sobie, że następnym razem nie będziesz taka głupia. 

A następnym razem... wiadomo. 

Więc po tygodniu tej harówy już się nie mogę doczekać końca, a trzeba zaznaczyć, że weekend nie będzie wytchnieniem. Toteż znów tylko odznaczam, że przeczytałam i niewiele więcej.

Sama książka bardzo mi się spodobała. Szkoda, że ten Westlake nie był u nas tłumaczony. Chociaż nie, zaglądam na chybcika do internetów, a te twierdzą, że 20 lat temu wyszły Złe wieści z tym samym bohaterem czyli Dortmunderem oraz dwie inne: Ostre cięcia i Historia z haczykiem. Skąd by je wziąć?

Nie pamiętacie, ale gdy to kupowałam w Pradze, mówiłam, że właściwie dla okładki, bo nazwisko autora nic mi nie mówiło. Nie przypuszczałam, że tak mi się spodoba i zawartość 😁 Dortmunder i jego czterech kompanów od niezbyt legalnych poczynań śmieszą, ale i potrafią zadziwić, bo jednak są fachurami. A sam bohater jest od logistyki i ma naprawdę niezłe pomysły. Gdy major z ambasady pewnego afrykańskiego państewka zamawia u niego kradzież cennego szmaragdu obiecując 30 patyków na łeb i dostarczenie potrzebnych do skoku materiałów, nie wie, w co się pakuje. Za każdym razem - no bo cóż, wszystko jest precyzyjnie przemyślane, jak w gangu Olsena i podobnie jak w gangu Olsena coś się zawsze pokićka i trzeba próbować na nowo - więc major dostaje za każdym razem listę. Na przykład - będzie potrzebna lokomotywa...

A pomysł z zatrudnieniem hipnotyzera, żeby się włamać do banku, nie wiem, czy nie zainspirował Woody Allena. Pamiętacie film Klątwa skorpiona? Przecież tam był ten sam myk. 

W Czechach wydali jeszcze jeden tytuł tego autora, będę polować w przyszłym roku! 

Początek:

Koniec:


Wyd. Odeon, Praha 1984, 237 stron

Tytuł oryginalny: The Hot Rock

Przełożył z angielskiego na czeski: Radoslav Nenadál 

Rysunki na okładce: Adolf Born - i wyjaśniło się, skąd to znam! Przecież czytałam czeskie książki dla dzieci z jego ilustracjami! 

Z własnej półki (kupione 11 sierpnia 2023 roku z pudełka po 10 koron w antykwariacie Spálená 53)

Przeczytałam 14 września 2023 roku


niedziela, 17 września 2023

Barbara Klich-Kluczewska - Przez dziurkę od klucza. Życie prywatne w Krakowie (1945-1989)

 

No i tak: zaczął się wrześniowy mętlik i melduję posłusznie, że NI MOM CASU. Na nic. Tak jest co roku (właściwie co pół roku, bo w lutym powtórka z rozrywki), ale teraz to pierwszy raz z dodatkowym obciążeniem czyli Ojczastym w domu. Pocieszam się w jedyny dostępny mi sposób czyli lodami rożkami z Lidla, których spożycie w moim domu skoczyło na bardzo wysoki poziom (córka też się pociesza, widać potrzebuje), ale nawet na to bywa, że zabraknie czasu. I tak mogę być zadowolona, bo jeszcze dziewięć miesięcy temu nie byłoby to możliwe - drzwiczki zamrażalnika w starej lodówce zamarzły na fest, zresztą był mikroskopijnych rozmiarów. Ach, jak to dobrze, że zrobiłam w końcu tę Nową Kuchnię 😍

Książkę przeczytałam, ale zawdzięczam to globusowi w zeszłą sobotę, takiemu nie za strasznemu. Odłożyłam kąpanie Ojczastego i przyległości na niedzielę i leżałam odłogiem podczytując 😁 Ale na samym początku mało nie zrezygnowałam...

(to jest seria jakaś)

Bo jak zaczęłam wgłębiać się w ten wstęp, byłam bliska rzucenia tej publikacji w pierony. A trwał on jakoś ponad 20 stron. Impas przemogłam w ten sposób, że wstęp ostatecznie pominęłam 😂

Ogólnie powiem tak - nie do końca jestem usatysfakcjonowana. Pewnie dlatego, że to ma być praca naukowa, a ja chciałam trochę więcej historii z życia etc. Nie wspominając o tym, że co chwilę czytam, iż o czymś tam trudno pisać, bo brak szczegółowych badań. Eeee no.

A jak rozumieć to? W 1960 roku przymusowe życie wspólnotowe obejmowało około 115 tys. osób na 465 tys. mieszkańców miasta (32%). Z matmy nigdy nie byłam dobra, ale tego jednak nawet ja nie ogarniam - 115 z 465 to 32%???

Coś tam znalazłam ciekawego, o czym nie miałam pojęcia, ale muszę za tym poszperać. Dotyczyło byłych ziemian... 

Wraz z wprowadzeniem w regionie reformy rolnej do Krakowa zaczęły napływać grupy ziemian, licząc na pomoc krewnych lub własnego środowiska. Jako osoby wykształcone mogły one znaleźć pracę w administracji albo gospodarce, gdzie wciąż brakowało fachowców. Miedzy innymi z tego powodu władze oddalały podania takich osób o teoretycznie przysługujące im po wywłaszczeniu comiesięczne zaopatrzenie w wysokości uposażenia urzędnika państwowego czwartej grupy. W kwietniu 1947 r. pobierały je tylko 54 osoby, podczas gdy w województwie przejęto 531 majątków.

Otóż nie miałam pojęcia, że w ogóle takie zaopatrzenie dla bezetów istniało (choć jak widzimy szukano na wszelkie sposoby, jak uniknąć wypłacania).

Za to wielkim plusem jest obszerna bibliografia, tę sobie wyfociłam w całości.

Początek:

Wyd. Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2005, 238 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 9 września 2023 roku


Jedyne, co zrobiłam w ten kończący się weekend dla przyjemności, to obejrzałam dwa filmiki z You Tube (wiadomo!). Ktoś z Was mi kiedyś tu polecał profil Jak to daleko i od czasu do czasu zaglądam zobaczyć, gdzie tym razem wałęsa się Kierownik. Właśnie był w Rumunii i tak się złożyło, że zobaczyłam początek i koniec wyprawy 😂

 

 

I tak sobie myślę - a ja? dlaczego ja nigdzie nie podróżuję? też bym się przeszła po jakimś obcym mieście... już chyba nigdy nic z tego nie będzie...


sobota, 9 września 2023

Joanna Mokosa-Rykalska - Matka siedzi z tyłu

 

Lektura z gatunku tych absolutnie niekoniecznych. No wiecie, jesteście w bibliotece, przeglądacie półkę z nowościami czy tam co i wpadacie na genialny pomysł a wezmę, poczytam dla rozrywki. Zupełnie jakbyście inne książki czytali za karę 😁 a nie dla tejże samej rozrywki. No właśnie - po co czytacie książki? Znaczy - z jakiego powodu? Co Wami kieruje?

Ta tutaj to taki zbiór felietonów, rzekłabym i nawet myślałam na początku, że pochodzą z jakiegoś kobiecego pisma, ale potem (jak zawsze, na końcu) doczytałam na skrzydełku, że autorka prowadzi bloga o tej nazwie, więc przystąpiłam do poszukiwań. I cóż się okazuje. Że słowo blog zmieniło znaczenie. Albo raczej może oznaczać  cokolwiek dość regularnie publikowanego w internecie. Bo ja myślałam, że blog to wiecie, jest na blogspocie albo wordpressie, no takie tam. A to nie - to jest na fejsie! Ach więc to się nie nazywa profil... 

No nic, w każdym razie są to takie zabawne opowiastki z życia kobiety, żony, matki około czterdziestki, trochę już nie pasuję jako target, ale do czytania w tramwaju mogło być. Jedynie dla tak zwanego ZABICIA CZASU.

Początek:


Koniec:

Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2021, 358 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 7 września 2023 roku

 

Właśnie, bo za mną pierwszy tydzień zasuwania na Fabrykę. No, powiem Wam - czas się znów skurczył do rozmiarów orzecha. Gdzie te popołudnia z filmem, pytam się. Przychodzę do domu, coś zjadam albo i nie (jak kiedy) i jedyne, co zdążę zrobić, to obejrzeć dwa filmiki z YT, tak? Zaraz potem trza się brać za kolację, wiecie-dla-kogo. A rano takoż ugotować zupę, na szczęście raz na trzy dni. Borze szumiący, jak mi się tego wszystkiego nie chce (a i tak wiadomo, że robię).

 

NAJNOWSZE NABYTKI

Zacznijmy od tego, że nazbierała się kupa z bibliotek i sama nie wiem, czy ja tego wszystkiego potrzebuję. To Jak się starzeć bez godności to pewnie będzie podobny kaliber, co Matka

A gdyby tak iść i oddać wszystko w pierony? - pomyślałam, gdy sobie przypomniałam, że czekają na mnie kryminały po czesku...

Córka ma swój stos biblioteczny w przedpokoju, gdybym się teraz przez przypadek nudziła, Hedwigę bym przeczytała, bo moja matka była Hedwiga...

No, a to jest clou czyli ostatnie łupy z knihobudek & przyległości. Córka właśnie się zaraziła, a że krąży po mieście, to przynosi. Honorowego łobuza nie wiedziała, że mamy (ja go chyba w tym roku przywiozłam z Dżendżejowa), ten więc będzie do odniesienia. Jezioro osobliwości takoż. Słoneczniki też są, starsze wydanie i okrutnie sfatygowane, nawet okładki nie posiada, więc teraz biję się z myślami, co robić, wynieść stare czy trzymać obie? Podobna sytuacja dotyczy Simenona. Mój stary egzemplarz ma trochę większą czcionkę, więc wysuwa się na prowadzenie...

W Wyznaniach  złodzieja dzieł sztuki była taka urocza kartka sprzed lat. Co za religijna rodzina 😁


 

A skoro już o książkach, to patrzcie tylko. Spędzam sobotę w łóżku (w godzinach poza obsługą) z powodu migreny, tradycyjnie. A z łóżka mam akurat widok na te nowe regały. Pięknie się półki uginają 😢 Fakt, że są tam szerokie, bo powyżej półki na telewizor, ale żeby aż tak?

Ten tydzień zapisał się złotymi zgłoskami w historii mego życia, bowiem zostały zrobione porządki w piwnicy. Nawet nie przypuszczałam, że jest tak duża! Znaczy ona dalej jest mała, ale w sensie, że nie widziałam tylnej ściany od dekad. A jak się powynosiło stare szafki kuchenne, stoły jeszcze zabrane z Dżendżejowa na pierwsze wyposażenie i bóg wi co, to nagle tyle miejsca! Pożałowałam, że nie zrobiliśmy tego w zeszłym roku, bo mogłam podczas Nowej Kuchni nie wydawać jednego z regałów i teraz byłby jak znalazł... Natomiast na niczym spełzły moje nadzieje, że odnajdę tam dwa szklane garnki. Bowiem oglądając azjatyckie filmiki gospodyń domowych przypomniałam sobie, że miałam takowe. No i nie było ich - znalazłam tylko pokrywki od nich, też szklane oczywiście. Co się mogło stać?

/i wiecie, że ich nie wyrzuciłam, tych pokrywek znaczy/

😂😂😂 

Przy okazji tych porządków (było też pudełko z bombkami) zaczęła mnie gryźć myśl, że może by kupić nową choinkę? Że są teraz takie piękne. I takie drogie.

A potem idąc na Fabrykę wdepłam do Taniej Jatki, czego nie czyniłam od bardzo dawna. I znalazłam sobie prezent pod choinkę (ta po lewej). Którego zażądam tradycyjnie od brata (przecież ja książek nie kupuję) 🤣 


Ryżowar użytkowanym jest intensywnie i generalnie uważam, że to był świetny pomysł i tak łatwo się myje i czeka ten ryż już ugotowany i nie stygnie, no wszystko super, aliści dalej pryska. Miałam poszukać w internecie jakiegoś filmiku, gdzie będzie cały proces pokazany, bo naprawdę nie wiem, czy TAK MA BYĆ. I ciągle zapominam.

PS. Dowód dla Hebiusa:


niedziela, 3 września 2023

Edmund Niziurski - Przystań Eskulapa

No to jest cały Niziurski! Uwaga, jest to powieść kryminalna z 1958 roku (ponoć jedna z dwóch, jakie napisał), powieść milicyjna, ale językowo to już jest ten Niziurski, którego tak świetnie zna moje pokolenie z twórczości dla młodzieży. Zresztą nic dziwnego, bo Księga urwisów była wydana w 1954 roku, potem jeszcze dwa tomy opowiadań, więc styl już był poniekąd wyrobiony. 

Dwóch milicjantów prowadzi śledztwo w sprawie nieudanego zamachu na życie profesora Mistrala, znanego hematologa. I to śledztwo toczy się w zamkniętym kręgu lekarzy - naukowców, którzy mieszkają wraz ze swoimi asystentami/asystentkami w kołchozie, jakim jest willa "Izolatka" w Warszawie, a następnie przenoszą się do drugiej willi, ochrzczonej "Przystanią Eskulapa", tym razem w Piasecznie. I tam mamy pierwsze morderstwo zakończone już sukcesem 😉 Kapitan Trepka ma niestandardowe metody śledcze (oraz niejasną przeszłość), a największym problemem jest ustalenie motywu zabójstwa, no bo wiadomo, że bez tego ani rusz dalej. Jego pomagier porucznik Dziarmaga tymczasem zakochuje się w jednej z podejrzanych, pięknej asystentce Halince, co śledztwa też nie ułatwia. W sukurs przybywa służbista Żurko, toteż Trepka może się oddać sadzeniu kapusty w ogrodzie...

Początek:

Koniec: 


Wyd. Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1958, 300 stron

Seria LABIRYNT

Z własnej półki

Przeczytałam: 2 września 2023 roku

 

Co u mnie? Mam nowy imidż, a nawet dwa 😂 To jest jedna z tych niespodzianek mojej córki, co to rano siadam przed laptopem, a tu mnie wita całkiem nowy pulpit 😁 Przyznam, że wiele bym dała za to wcięcie w pasie oraz mikry biust 🤣



Wykorzystałam ostatnie chwile wakacji na ukulturalnianie się: wybrałam się na wystawę litewskiej fotografii, obejrzałam kilka filmów, w tym ten fantastyczny Żywot Mateusza, który był w sierpniu na Ninatece, a w sobotnie popołudnie poszłyśmy z córką do Bronowic na lokalne święto, gdzie z tej okazji można było zwiedzić pracownię Tetmajera.

Wracając natknęłyśmy się na wyrzuconą stonogę, och, żal - tyle zmarnowanego plastiku 😉

A skoro już przy śmietnikach jesteśmy, to sąsiadka pozbyła się makutry, a ja akuratnie poszłam wyrzucić bio i się na nią natknęłam 💚 I nawet miejsce na nią znalazłam!

Po czym zachodziłam w głowę, co się stało i kiedy z moją, bo pamiętałam, że mama mi kupiła i już byłam skłonna myśleć, że ja też ją kiedyś wyniosłam do śmieci, gdy brat mnie dziś uświadomił, że mu kiedyś dałam 😁 

Ojczasty właśnie wmawia bratu, że on jest teraz głową rodziny, w związku z czym mina nietęga 😂

No, ale poza tym szczęśliwy, bo wreszcie może ruszyć w świat. Wybierają się z narzeczoną do Norwegii nowym kamperem. Przez Kopenhagę. I  wyobraźcie sobie, że ja mu mówię koniecznie musicie sobie zrobić zdjęcie przed bramą więzienia, z którego Egon wychodził na początku każdego Gangu Olsena - a on na to ale to w Kopenhadze było? No wiecie co, tak klasyki nie znać!

 

PS. Książki Niziurskiego można posłuchać na YT, jeśli ktoś potrafi nie usnąć w takich okolicznościach 😉