wtorek, 29 listopada 2022

Zdeněk Svěrák - Tato, ta ci się udała

 

Któregoś dnia mama wzięła głęboki oddech i wypaliła, że skoro ona robi wszystko (tu długa litania kobiecych krzątanin), to może tata przejąłby od niej chociaż opowiadanie dzieciom bajki na dobranoc. Czemu nie, można spróbować. Ale co, gdy dzieci już znają i tę o Czerwonym Kapturku i o Jasiu i Małgosi i inne też... Ciężka sprawa - trzeba bajki samemu wymyślać, a to wcale nie jest łatwe.

Ten tytuł! To nie dzieci chwalą tatusia (choć im też końcowy rezultat usiłowań bardzo się spodobał), to mówi mama. Bo wiecie - Czesi tak mają: po pierwsze publicznie - także znane osoby - nie mówią o swych rodzicach mama czy tata, tylko zawsze maminka i tatínek, a po drugie mówią tak do siebie małżonkowie - gdy tylko pojawią się na świecie dzieci, już mąż zwraca się do żony per maminko 😂

O, tu piszą, że wyszły po polsku dwie inne książki Svěráka, to jeszcze sprawdzę, czy mają w biblio. A po tę to pojechałam aż do Borku Fałęckiego, ha! Tymczasem dziś dostałam maila, że na osiedlu czeka na mnie Życie Violette, za którym to życiem stałam w kolejce - ma to prawie 500 stron i jak ktoś za mną się zapisze, to będzie tragedia.

Ta książeczka wyszła w serii Mistrz Światowej Ilustracji i nie bez kozery, bo to Adolf Born. Co to ostatnio czytałam z jego ilustracjami? Boříkovy lapálie.




Początek:

Nie wiem, czy to możliwe, żeby Svěrák napisał w 1991 roku o tatusiu małych dzieci, który był na wojnie. Z drugiej strony czy to możliwe, żeby tłumaczka zrobiła taki elementarny błąd? Bowiem po czesku vojna to służba wojskowa (a prawdziwa wojna to válka). Wygląda na to, że będąc w Pradze muszę się rozejrzeć w antykwariacie za tą książką i sprawdzić, gdzie tak naprawdę wyłysiał tata 😁

Koniec:

Wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2019, 56 stron

Tytuł oryginalny: Tatínku, ta se ti povedla

Przełożyła: Anna Rey

Z biblioteki

Przeczytałam 25 listopada 2022 roku


Skoro już mówimy o łysym placku. 

Byłam dzisiaj u chirurga. Bardzo mnie uradował informacją, że przed planowanym zabiegiem wycięcia znamienia na czubku głowy mam sobie wygolić włosy naokoło tak na 1 cm (więc w sumie powstanie placek co najmniej 3-centymetrowy, w pracy się śmieją, że będę miała tonsurę), że dostanę znieczulenie miejscowe tak jak u dentysty (że w dziąsło? to bym już wolała! jak to zastrzyk w głowę?), że po tygodniu mam się zgłosić na zmianę opatrunku, a po 2 tygodniach na zdjęcie szwów. Oczywiście wszystkie pytania i wątpliwości przychodzą do głowy już po wyjściu z gabinetu, więc pytam dziewczyn w robocie "to ja mam nie myć głowy przez cały ten czas?"

- No a co myślałaś? Jest suchy szampon przecież.

Hm. Używałam czegoś takiego czasem, gdy byłam w liceum. Średnio skuteczne, z tego co pamiętam (ale ja mam sklerozę, a od tej pory pewnie się dużo zmieniło w tej dziedzinie).

W każdym razie uznałam, że nie ma się do czego spieszyć i ustaliłam termin na 21 marca czyli pierwszy dzień wiosny, jak mnie radośnie poinformowała pani w rejestracji. Jeśli nie przedłużą ze mną umowy na Fabryce, posiedzę sobie spokojnie w domu te dwa tygodnie. A jeśli przedłużą - też posiedzę w domu 😁 Albo sobie sprawię taką chustkę wiązaną pod brodą, jak królowa angielska.

Jak mi te włosy naokoło będą odrastać, to fajny czubek będzie sterczał. Każdy czubek ma swój dudek, prawdaż.

niedziela, 27 listopada 2022

Rex Stout - Zabójcza gra

 

Jak pisałam poprzednim razem, mam zamiar przeczytać całego dostępnego po polsku Rexa Stouta. Oczywiście podchodząc do niego naukowo, co w moim przypadku oznacza, że chronologicznie 😁 Wikipedia podaje, iż pierwszą kryminalną powieść o grubasie-detektywie nazwiskiem Nero Wolfe autor opublikował w 1934 roku i była to właśnie Zabójcza gra, szczęśliwie przetłumaczona na polski. Toteż zamówiłam sobie szybciutko egzemplarz z biblioteki, a że była to filia na Królewskiej, która od niedawna ma książkomat, postanowiłam go wypróbować. Poszło nie całkiem gładko, bo automat jakoś nie sczytywał karty, ale jest też opcja wpisania jej numeru ręcznie, więc w końcu się udało (dawno temu, gdy robiłam ten sam eksperyment w książkomacie na Rajskiej, nie było takiej opcji i do książki się nie dostałam).

Teraz tak: zrobię tu sobie listę kolejnych Rexów do przeczytania. 

  • Zabójcza gra
  • Zabić Cezara
  • Po moim trupie
  • Detektyw i storczyki (inny tytuł: Śmiercionośny rękopis)
  • Zanim wybije północ
  • Układanka
  • Ostateczne rozliczenie
  • Polowanie na matkę
  • Śmierć na Głuszcowym Wzgórzu

Tak że tego, strasznie dużo nie będzie, napisał o wieeeeele więcej. Zabójcza gra traktuje o tym, jak pewien rektor uczelni dostaje ataku serca podczas gry w golfa, zostaje pochowany ze wszystkimi honorami, a potem Nero Wolfe odkrywa (metodą dedukcji oczywiście), powiązawszy ten zgon z pewnym morderstwem, że nie był to żaden atak serca, tylko sprytne zabójstwo z pomocą przerobionego kija do golfa, zawierającego igłę umaczaną w truciźnie. Napisałam zabójstwo, a nie morderstwo, bo...

A nie, tego nie powiem 😂 Jak kto ciekawy, niech wsadzi nos do kawy, a dokładniej do książki!

 

Początek:

Koniec:

Wyd. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2010, 238 stron

Tytuł oryginalny: Fer-de-Lance

Przełożyła: Beata Misiek

Z biblioteki

Przeczytałam 24 listopada 2022 roku

 

NAJNOWSZE NABYTKI 

W piątek nie pracowałam, bo miałam dostawę kanapy w godzinach 8.00-20.00 😂 Fajne takie widełki! Ale panowie przyjechali już po 12.00, więc mogłam się udać po łupy ze Śmieciarki. To było do wzięcia hurtem, podczas gdy ja nie miałam tylko czterech z tych filmów, więc resztę będę redystrybuować. Ale jakoś tak w sobotni wieczór mnie naszło i obejrzałam znów Mamma mia! Za pierwszym razem, przed laty, nie byłam specjalnie zachwycona, a tym razem podobało mi się o wiele bardziej, co dobitnie zaświadcza, że lubimy tylko te piosenki, które znamy 😂😂😂 Ba, nawet się popłakałam...



A książki też ze Śmieciarki, no nie mogłam się powstrzymać, gdy zobaczyłam ruskie ha ha. Przy okazji Strugackich zwiedziłam nowe miejsce, mianowicie Książkodzielnię niedaleko Nowego Kleparza. W ogóle to Wam powiem, że odbieranie rzeczy ze Śmieciarki to świetny pomysł na wycieczki krajoznawcze! Gdyby jeszcze ładniejsza pogoda była...

Tymczasem... tymczasem ledwo pozbyłam się większości kartonów od siebie z pokoju, przybyła ta kanapa. Panowie oferowali złożenie na miejscu, ale miejsca nie ma, najpierw trzeba się pozbyć tej, na której córka aktualnie śpi, więc znowu mam kozę. Jak widać poniżej, stoją jeszcze stare szafki z kuchni - bo po pierwsze są w nich pełne szuflady, których zawartość ma przewędrować do nowych w tej zamówionej dodatkowo zabudowie, a po drugie - i tak chyba przetrzymam chociaż z jedną na wypadek, gdyby Ojczasty miał się do mnie przenieść.


Na koniec taka ciekawostka z czeskich Wiadomości. Gdzieś tam w jakiejś miejscowości budowlańcy nie czekali na zgody i dokumentacje przy dobudowie, tylko, za przeproszeniem, jebnęli kable energetyczne przez róg budynku 😅😅😅
 


A skoro już o zabudowie. W piątkowy wieczór Pan Stolarz zadzwonił. Że ta zabudowa się robi, jest już w lakierni i w przyszłym tygodniu wszystko razem przywiezie i zamontuje, dlatego czekał. No, ale ja w piątek wyjeżdżam na trzy dni do Dżendżejowa. A, to wobec tego jeszcze w następnym. Ale mnie bardzo brakuje tych półek w łazience, co to je zostawił w przedpokoju. To będzie jutro (czyli w sobotę) w Krakowie, podskoczy i powiesi.

Oczywiście nie podskoczył i nie powiesił, ale przecież było wiadomo, co się było łudzić.

Facet najwyraźniej nie potrafi czegoś NIE OBIECAĆ.

A ja naprawdę chciałabym, żeby skończył wreszcie ten słupek w kuchni - bo bym napisała post podsumowujący Nową Kuchnię i szlus.

czwartek, 24 listopada 2022

Anna Tomiak - Jurata. Cały ten szpas

 No to była bardzo przyjemna lektura. Połączona z zastanawianiem się, czy myśmy w Juracie byli. Przez myśmy rozumiem rodziców, brata i siebie, bo ja ostatni raz nad morzem byłam w dzieciństwie, oczywiście na wczasach FWP. I nie wiem. Wiem na pewno, że byliśmy w Łebie, ale innych miejscowości nie pamiętam i na przykład Jastrzębia Góra być może była miejscem naszej, ha ha, wiledżiatury, a może nie, tylko znam dobrze nazwę, bo tam co roku jeździł mój szef z Collegium Maius 😁 Tak samo pobliska Juracie Jastarnia - kojarzy się, ale nie do końca. No bo co dziecku nazwa - ważne było morze, plaża, dopóki jeszcze w domu plątały się przywożone z wczasów pamiątki, to coś tam się wiedziało: zbierało się przecież proporczyki, odznaki takie metalowe na szpilce z herbami miast. To wszystko wpinane w słomianą matę wiszącą na ścianie przy łóżku. Hm, gdzie się podziały te suweniry? 

Pytam więc Ojczastego, gdzieśmy jeździli na wczasy. A ten co? Nie wie, nie pamięta. Mama by od razu wyrecytowała całą listę...

O wczasach FWP autorka książki nie wyraża się najcieplej i trudno się dziwić - była to po pierwsze degradacja Juraty, luksusowej przedwojennej miejscowości wypoczynkowej, a po drugie oczywiście FWP powstało na ludzkiej krzywdzie, to nie ulega wątpliwości - bezpardonowo zabierano dawnym właścicielom hotele, pensjonaty i przekształcano je w domy wczasowe. Ale oczywiście ci, którzy z tych wczasów korzystali, mieli na to inny pogląd, w końcu miliony ludzi po wojnie wreszcie dostąpiło awansu, społecznego i finansowego. 

Strasznie mi się zatęskniło za tamtymi czasami, za beztroską wakacyjną, za morzem, nad które już raczej nigdy nie pojadę...

Początek:


Koniec:


Wyd. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019, 270 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 19 listopada 2022 roku


W ramach ciągłych porządków (nie, że tak zasuwam jak motorek, tylko że każdego dnia jakiś drobiazg wpadnie w rękę albo w oczy) wyciągnęłam wczoraj dwa zakurzone odtwarzacze DVD, które stały na równie zakurzonym magnetowidzie. Te odtwarzacze od dawna już nie były podłączone do tv, bo córka wszystko ogląda z pędraka, a ja mam swój nad głową, podłączony do projektora. I że zepsute, ale stały. No to wystawię je na Śmieciarce, myślę, na części (czasem widzę, że ludzie takie rzeczy biorą). Pomyślałam, zrobiłam.

A potem mówię do córki - a one na pewno zepsute oba? Nie wiadomo. Spróbujmy podłączyć ten mniejszy. Oczywiście kable w okolicznościach remontowych nie do odnalezienia, ale jest wejście na HDMI. 

I co? I chodzi jak ta lala!

Więc pędem z powrotem na Śmieciarkę, a tam już pod postem ktoś pisze, że chętnie weźmie całość 😂 No co było robić - wyjaśniłam, że na jeden już jest rezerwacja 😁 Ale słuchajcie, już chodziłam po domu i mamrotałam, że trzeba będzie kupić nowy, do tego nowego tv, i że kolejny wydatek 🤣 

I tak się rozpędziłam, że dziś po pracy pojechałam w świat i przytargałam do domu siatę filmów (też oczywiście wyfasowanych na Śmieciarce) 😎

I nie pytajcie, gdzie je dam!

Przecież zabudowa ściany się robi!

Znaczy - cholera go tam wie, Pana Stolarza, czy już działa, ale koszt podał i zaakceptowałam, więc zakładam, że MYŚLI O TYM 😂

Tam nad wnęką na tv będzie 5 półek metrowych na filmy, więc co nieco się zmieści. Gorzej, że nie wiem, czy mi się zmieszczą książki z regałów do likwidacji...

PS. Jeśli chodzi o kuchnię to cisza. Wysłałam wczoraj esemesa, że moje milczenie /niedzwonienie nie oznacza, że nie czekam. Brak odpowiedzi 😟 Powiem Wam, że całe szczęście, że zamówiłam te regały dodatkowe, bo przecież sobie facet takiego prostego zarobku nie odpuści i w końcu jednak się objawi, kończąc i kuchnię... Może nawet przed świętami?

niedziela, 20 listopada 2022

Tamara Kołakowska - Było... Wspomnienia z młodości

 

Kolejna lektura z cyklu BIERZEMY, CO CIENKIE 😁 Nie wiem, czy się od tego wyzwolę. Grubsze rzeczy przerażają. Zaczyna mi się wydawać, że to znak czasu - tak, jak odstręczają długie wpisy w internecie... Ale może to tylko kwestia mojego zmęczenia remontem oraz sytuacją rodzinną?

Jak było, tak było, ale książeczkę z bibliotecznej półki z nowościami wzięłam (i to jeszcze we wrześniu, czas oddać!) i wreszcie przeczytałam. Migusiem, bo to naprawdę drobiazg. Tamara Kołakowska, z domu Dynenson, spisała te wspomnienia z lat dzieciństwa i młodości po trosze dlatego, że córka ciągle o coś pytała, ale chyba chcąc ocalić te zapiski dla potomności, bo plik w komputerze nazwała Niech będzie zapisane.

Nie jest to oczywiście żadne dzieło literackie, tylko przyczynek do historii żydowskiej asymilowanej rodziny w przedwojennej Polsce, latach wojny spędzonych najpierw na Kresach, a potem w głębi Rosji (gdzie żyło się nędznie, ale jak na czas wojny bezpiecznie) i krótko po wojnie, aż do spotkania z przyszłym mężem, Leszkiem Kołakowskim. Rodzina była dobrze sytuowana, ojciec Tamary był lekarzem-pediatrą.

Kolacja domowa była w moim pokoju, potem wolno było poczytać. Kąpiel, wsuwanie włosów pod tiulowy czepeczek albo zaplatanie warkoczy. Za znalezienie się w łóżku o godzinie przepisanej (chyba dwudziestej) stawiano mi na kartce krzyżyki prowadzące do nagrody. Raz w tygodniu mycie głowy, a potem kolacja w łóżku z jajkiem na miękko. 

A ja pamiętam ze swojego dzieciństwa, że - no cóż - kąpiel była raz w tygodniu, w sobotę 😎 Grzanie wody na piecu w kuchni, noszenie jej do wanny w łazience. No, wychodźcie już, bo woda całkiem wystygła. Kąpaliśmy się (do pewnego momentu) razem z bratem 😁

W Taszkiencie Tamara dostała się na studia medyczne, mieszkała kątem u jakiejś rodziny ewakuowanej z Ukrainy, w korytarzu wieczorami gotowała sobie makaron na elektrycznej płytce. Na studenckiej stołówce dostawali zazwyczaj zimnawą kaszę polaną jakimś tłuszczem.  W maju 1946 roku wrócili do Polski. W Warszawie przesiedzieli całą noc na peronie: wiedzieliśmy, że nie przeżył nikt z rodziny i nie mamy tam nikogo. Z dworca zobaczyliśmy ruiny. W pamięci został nastrój, widok ruin i... smak pierwszej od tylu lat kajzerki. Za to w pociągu do Łodzi czekał ich szok: posypały się w naszą stronę agresywne antysemickie uwagi. Tak wyglądał ten wymarzony powrót

Autorka wspomina o znajomej ojca, lekarce, która przesiedziała w więzieniu kilka lat po wojnie w sprawie Hermanna Fielda. Nigdy o tym nie słyszałam, więc zabieram się za czytanie tu i tu. Amerykański architekt, wsadzony na 5 lat do tajnego więzienia w Polsce. Tu jeszcze. Przy okazji znalazłam artykuł o Lunie Brystygierowej oraz że Field napisał książkę o swojej hm przygodzie w Polsce (i nie tylko) - nazywa się Opóźniony lot - W okowach zimnej wojny i jest nawet w jednej z filii Biblioteki Kraków, ale kurczę - strasznie gruba, 500 stron. Na Gołaśka, nigdy tam nie byłam. Co mi oczywiście zadzwoniło od razu w głowie, że mogłabym taki projekcik uskutecznić - odwiedzić (i wypożyczyć książkę) w każdej krakowskiej filii. Ale szczerze mówiąc wolałabym w Pradze 😂


Początek:


Koniec:

Wyd. Znak, Kraków 2021, 106 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 14 listopada 2022 roku

 

Byłam wczoraj w Dżendżejowie. Na tapecie była kwestia, co dalej z Ojczastym. Brat twierdzi, że póki co, on nie bardzo widzi jego translację do Krakowa (choć Ojczasty byłby może chętny), choćby ze względu na problem z wypróżnianiem się - aktualnie odchodzą lewatywy, a w moim WC nie ma jak się obrócić w ogóle, tym bardziej z balkonikiem 😟 Brat jest zaangażowany po uszy. Generalnie przy Ojczastym pracują trzy osoby: pani Grażynka rano na dwie godziny, potem między 15.00 a 16.00 przyjeżdża brat i odgrzewa mu obiad (zupkę przeważnie), który przyniosła pani Grażynka rano, a wieczorem około 20.00 przychodzi pani Krysia z mieszkania pod nami, robi mu coś na kolację. Przy czym pani Krysia się tak udziela, bo mama ją prosiła przed śmiercią o opiekę nad tatą... Sami rozumiecie, że nie może to długo trwać!

Ojczasty został przeniesiony ze spaniem do dużego pokoju (Daniszewska w ostatnim numerze NIE napisała przez chamów nazywanym salonem, ubawiło mnie to), brat kupił mu nową pościel (faktycznie ta klasyczna kołdra, pod którą spał, była bardzo ciężka, mama zawsze uważała, że jak ciężkie to ciepłe, to samo było z kocami) i materac przeciwodleżynowy, przywiózł z domu stolik stabilny. Ława i fotele zostały odsunięte w głąb pokoju, w ciągu dnia Ojczasty przenosi się na fotel właśnie i daje sobie nogi na poduszkę na ławie. I tak żyje, a właściwie wegetuje. Z bólami trochę się uspokoiło, może po tych zastrzykach, ale raczej wymaga pomocy przy wstawaniu i siadaniu. A o tym, żeby zrobił sobie w kuchni herbatę i przyniósł, nie ma mowy. Istotnie bardziej wegetacja niż życie. 

Rozczulił się straszliwie przy moim odjeździe, rozpłakał się, mówił słowa, których nigdy dotąd od niego nie słyszałam...



Brat chce kupić łóżko rehabilitacyjne, używane. W teorii można też wynajmować i ja o tym właśnie myślałam pod kątem Krakowa, ale też nie wiadomo przecież, co się bardziej opłaca (bo nie wiadomo, na jak długo...). Na początku miałam nadzieję, że się Ojczastemu polepszy - na tyle, że znów będzie samodzielny - ale umówmy się, w wieku 93 lat nie bardzo jest na co liczyć.

W związku z tym brat wystosował do mnie apel, żebym co jakiś czas przyjeżdżała na 3 dni, a on mógł gdzieś pojechać. Jednocześnie Ojczasty zażyczył sobie widywać mnie co 2 tygodnie. Tak że wycieczki niekoniecznie krajoznawcze czekają mnie w najbliższej przyszłości...

wtorek, 15 listopada 2022

Miloš Doležal - Krawiec, żandarm i spadochroniarz. Trzy opowieści o czeskich kolaborantach

 

Pożyczyłam to w sierpniu, ale jakoś nie mogłam się zabrać. Wiecie, taki strach, że to za poważne, że mnie znudzi. Aż zbliżyła się chwila, gdy już nie będę mogła po raz kolejny przedłużyć wypożyczenia, no i - teraz albo nigdy. I co się okazało? Że czytało się całkiem lekko (o ile można to powiedzieć o książce z taką tematyką) i szybko. 

Może dlatego, że po części znałam tę historię, konkretnie jedną z trzech, choć w ogólnych zarysach. Chodzi o zdrajcę Čurdę z operacji Athropoid czyli zamachu na Reinharda Heydricha: byłam na filmie (nie pamiętam, czy to czasem nie było moje pierwsze kino w Pradze), a także na spacerze śladami tej operacji i to wiem na pewno, że pod koniec wycieczki mieliśmy przystanek przed kamienicą, gdzie Čurda mieszkał już po zdradzie, gdy był płatnym agentem Gestapo. Historię Čurdy można zresztą poznać z obszernego artykułu na polskiej Wiki.

Wspomniany film jest na YT, tyle że z dubbingiem czeskim (to koprodukcja amerykańsko-czeska, dlatego wtedy, w 2016, odważyłam się pójść do kina, film był w wersji angielskiej z napisami czeskimi).

 

Żadnej z opisanych postaci nie oceniam (mimo, że używam słowa 'zdrajca', ale to po prostu fakt), bo guzik wiem, co bym sama zrobiła na ich miejscu. Instynkt przetrwania może być silniejszy od zasad moralnych. 




Początek:


Koniec:


 

Wyd. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2021, 222 strony

Tytuł oryginalny: Čurda z Hlíny: tři dokumentární povídky z protektorátu

Przełożył: nie mam pojęcia, kto - w bibliotece nakleili karteczkę na stronie tytułowej 😕 Internety podpowiadają, że Zofia Bałdyga.

Z biblioteki

Przeczytałam 13 listopada 2022 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Ha ha ha - byłam dziś w odległej bibliotece (tak się mają moje obietnice, że skończę z tymi bibliotekami, nie pierwszy raz zresztą). I tam mieli nie że półkę na odpady, ale cały regał! Spośród dziecięcych książeczek wybrałam sobie trzy najcieńsze - pamiętacie, że zbieram na Pragę?


 A z kolei na Śmieciarce fejsbukowej wypatrzyłam takie coś. Nie wiem, czy będzie czytable, ale było do wzięcia po drodze do domu, więc 😂


 

Z frontu nowej kuchni

Ja już tylko małymi literkami, bo to doprawdy obciach się robi. Była mowa, że co? Że Pan Stolarz będzie w poniedziałek o 16.00. Pędzę lecę z Fabryki, szybko obiad robię i zaczynam wystawać przy oknie. O 17:42 esemes będę o 19.00. Żeby Cię... Szybko wdziewam kamasze i lecę chociaż po zakupy do Lidla. Dobrze, o 19.00 Pan Stolarz przyjeżdża z trzema zaległymi frontami, przykręca je, robi drobne poprawki (kapała trochę woda z syfonu oraz trzeba było lepiej umocować szyby w regałach) i tyle go widzieli. Nadstawka do słupka się robi... będzie może w czwartek albo w piątek - czytaj: najwcześniej się objawi za tydzień 😟 W dodatku nie zapytałam, kiedy mogę zdjąć te taśmy i używać drzwiczek (ze względu na parapet trzeba było przykleić taką blendę przy samej ścianie). A trzeba wiedzieć, że tam właśnie jest mój zapas alkoholiczności, który w tych okolicznościach przydałby się jak cholera!


 

piątek, 11 listopada 2022

Marcin Wicha - Klara. Proszę tego nie czytać!

 

Z ciekawości pożyczyłam, jak to też Wicha pisze dla dzieci. I myślałam nawet, że to coś nowego, bo jestem pierwszą czytelniczką. A tu okazuje się - książeczka sprzed dekady i nawet następne wyszły.

Zabawna, podoba mi się. Nie wiem, jak dzieciom, ale dorośli będą zachwyceni pewnymi szczegółami z naszej rzeczywistości 😁 Polecam zapoznać się!

Ilustracje własne autora.

Początek:

Koniec:


Wyd. Czarna Owieczka Sp. z o.o., Warszawa 2011, 103 strony

Z biblioteki

Przeczytałam 10 listopada 2022 roku

 

Taka historia z bloku. Na X piętrze mieszka pani, zawsze bardzo elegancka, wdowa, nie wiem, czy gdzieś kiedyś pracowała, ma córkę, która już tu nie mieszkała, gdy myśmy się sprowadzili. Ja wtedy zapukałam do kilku mieszkań z pytaniem, jak lokatorzy rozwiązali problem dostępu do pionu za toaletą i stąd nasza znajomość (dzień dobry, czasem dłuższa rozmowa, ale taka na chodniku; mówiła mi pani Małgosiu, pewnie wiedziała z czasów, gdy wisiała jeszcze wizytówka na drzwiach; ja nawet nie wiedziałam, jak jej na imię). 

Niedawno widziałam, jak panią wynoszono do karetki, potem spotkałam córkę i powiedziała mi, że mama złamała kość udową, już wróciła do domu, porusza się o balkoniku, jest problem z kwestią mycia się, bo w domu wanna. Zaproponowałam, że może do mnie przyjść pod prysznic. Tak tak. I nic.

W niedzielę myłam okno, gdy córka wchodziła do klatki, przypomniałam jej o propozycji, spytała, czy może wejść na chwilę. Opowiedziała, że był u niej fachowiec, bo chce wywalić tę wannę i zrobić brodzik na razie, a potem, jak mama pojedzie do sanatorium, będzie większa przebudowa (połączenie z toaletą). Ponoć ktoś tak w bloku już zrobił (nie słyszałam). 

Dzień później pod wieczór karetka przed klatką, ale za karetką stoi też straż pożarna, no to już trochę sensacja, jeszcze mówiłam do Pana Stolarza, że nie chciałabym, żeby mi się mieszkanie spaliło akurat teraz, gdy zrobiłam nową kuchnię. Wywnioskowałam, że może ktoś zasłabł, zdążył jeszcze zadzwonić po pogotowie, ale już nie otwiera drzwi i stąd ta straż, żeby je wyważyć. Ale nawet nie wiedziałam, na którym piętrze. W końcu strażacy odjechali, a karetka jeszcze stała długo - czekają na koronera? jednak ktoś zszedł? kto tu jest samotny? dwie osoby mi przyszły do głowy...

I dopiero w środę po południu spotykam jedną z sąsiadek, która właśnie dowiedziała się wszystkiego w kiosku (kobieta w kiosku zawsze wszystko wie, ale ja się z nią nie znam, nie uczęszczam). To właśnie ta pani z X piętra! Zaczadziła się.

Jej w ogóle nie brałam pod uwagę, bo od jakiegoś czasu mieszka z nią syn. Tak że nie wiem, jak to się stało, czy syn też, tylko młodszy, to silniejszy organizm, może to on zdołał jeszcze wezwać pomoc? 

No i dowiedziałam się, że musiałam być na jakichś specjalnych prawach, bo ta pani z nikim nie rozmawiała właściwie, znana była z dystansu i wyniosłości. Wyobraźcie sobie - do tego stopnia, że rodzina nie powiesiła nekrologu na drzwiach klatki! Jest jeden przy kościele, drugi na tablicy ogłoszeń w środku osiedla, a u nas nic. 

PS. Przy okazji zyskałam świadomość, że w moim pionie są jeszcze piecyki gazowe w łazience 😕


Z frontu nowej kuchni

Właściwie powinnam napisać jedno - LEPIEJ NIE PYTAJCIE. Na czym stanęliśmy? Że w poniedziałek nie skończyli i przyjadą w czwartek, prawda? Po południu (taka precyzja). Ja kończę pracę na wszelki wypadek o 14.00, żeby jeszcze do sklepu po coś wpaść przed świętami i obiad szybko zrobić. O 15:53 przychodzi sms, że o 16.00 będziemy w poniedziałek z meblami. Trzy dni świąt, które miałam poświęcić powolnemu sprzątaniu i układaniu, już ostatecznemu...

Wiecie, ja tak naprawdę nie wierzyłam, że przyjadą, ale gdzieś tam z tyłu głowy była nadzieja, że jednak, skoro obiecali. To jest właśnie najgorsze, że człowiek ufa obietnicom. Przecież bym sobie inaczej ten czwartek zaplanowała.

Tymczasem jak było pół słupka, tak dalej jest. Jak nie było frontów do dwóch szafek oraz do jednej szuflady, tak nie ma. Chciałabym wreszcie położyć obrus na stole. Chciałabym zacząć myśleć, że od teraz już będzie tak, a nie inaczej. Bo wiecie, jesteśmy dość skołowane. Nie wiadomo, gdzie co jest. Czas rozłożyć rzeczy definitywnie i nauczyć się tego.

Tak jak nauczyć się obsługi sprzętów. Na razie opanowałam mikrofalówkę, to musiałam od razu, bo ja żyję gorącym mlekiem 😁 Instrukcji jest tyle, to zgroza, ile się marnuje papieru:

Podczas malowania wypadła część gwoździków i zawisła z powrotem jedynie część zdjęć. Przyjmuję zakłady, ile czasu (miesięcy/lat) potrwa, zanim ktoś mi to naprawi 😜 Będę pewnie musiała zrobić imprę dla koleżeństwa z pracy, które dzielnie znosiło moją (nie)obecność podczas remontu, to może wtedy nasz Artystyczny mi obrazki powiesi?

 

Odbyłam bardzo męczący tour po sklepach (to nie jest rozrywka, którą bym kiedykolwiek polubiła), to oddając kupione wcześniej rzeczy, to nabywając nowe. Między innymi dałam się nabrać na taki durszlak. Że go zawieszasz na zlewie i odcedzasz albo owoce czy warzywa płuczesz. No i co? Za krótki o centymetr, spada do zlewu. Zaś czeka mnie wyprawa, żeby oddać. Pod nim ociekacz składany, ponieważ jest ofoliowany, to i tak nie mogę wypróbować, kurka wodna. Ale najprawdopodobniej za duży z kolei i też będzie do zwrotu.

Ale ale. Policzyłam sobie wydatki z tego miesiąca, bo doszłam do wniosku, że wszystkie te pierduty nie wchodzą w koszt remontu, tylko normalnie, w rubrykę DOM z miesięcznych pieniędzy. I cóż się okazało: do końca listopada zostało mi 240 zł! Nie jest to tragedia (w lipcu było gorzej 😂), ale ciasno. Dosyć tych głupot! 

Przeniosłam już wszystkie książki do nowych regałów. Wystawiłam dwa stare regały na klatkę plus dwie nadstawki, przykleiłam kartkę, że może się komuś przydadzą do piwnicy lub garażu.

Po czym doszłam do wniosku, że może się sąsiedzi zdenerwują, że zastawiam miejsce przed windą i szybciutko dałam anons na Śmieciarkę, żeby sobie ktoś zaraz odebrał. Błyskawicznie zgłosiły się dwie osoby, oczywiście, czy mogę zarezerwować. Ja na to, że one stoją na klatce, w teorii każdy może je wziąć, ja tylko otworzę wejście, proszę przyjeżdżać. Jedna odpisuje, że już się kontaktuje z narzeczonym. Ja tymczasem wyglądam za drzwi - a regałów nie ma! 

No tak po cichutku ktoś sobie przeniósł je do windy, że nic nie usłyszałam 😂 

To jeszcze opróżniłam trzeci regał, ostatni, i też wyniosłyśmy. Ale to już chyba 22.00 była. Rano, gdy szłam do pracy, jeszcze stał. Ale już gdy wracałam, nie było go.

Uff, problem z głowy.

Mam inne. Na przykład, gdzie wieszać ścierkę (widać na zdjęciu, że aktualnie wisi na piekarniku, no tak być nie może). Czy gdzieś można dostać taki drążek cieniutki na przyssawki? To bym z boku słupka przymocowała.

Albo - gdzie i do czego dajecie bio?