Stąd wiem, że ten akurat nie był jeszcze czytany, bo nowiuśkie koszuli - no, teraz już nie, bo lektura się na nim odcisnęła troszeczkę.
To są te cztery czarne i trzy następne. No ale czytam tego Maigreta i zabójcę i gdy doszłam do końca prawie, gdy rzeczony zabójca przychodzi do mieszkania komisarza pod jego nieobecność - nagle sobie uświadamiam, że przecież to znam, to pamiętam. Na blogu nie ma śladu, pewnikiem czytałam pożyczone z Instytutu Francuskiego (a to były lata 90-te, gdy intensywnie korzystałam z ichniego księgozbioru).
Młody człowiek z bogatej rodziny, z pasją do nagrywania przypadkowych rozmów czy to na ulicy czy w kawiarniach i barach, zostaje pewnego dżdżystego wieczoru zasztyletowany na ciemnej ulicy. Magnetofon nie został zabrany przez zabójcę, mimo to zaczyna się przypuszczać, że nagrał coś, co mogło zaszkodzić pewnej bandzie planującej włamanie rabunkowe. Maigret jednak ma cały czas wątpliwości...
Początek:
Koniec:
Wyd. Presses de la Cité, Paris, może 2000?, 190 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 30 grudnia 2023 roku
Kurde, jest dopiero szesnasta, a już zaczynają strzelać 😢 Właśnie wstałam i umyłam się - rano globus, ale doszłam do wniosku, że nieładnie tak kończyć rok, więc się nawet ubrałam 😉 W domu śpią po obiedzie, a ja, żeby światłem nie przeszkadzać Ojczastemu, zawiesiłam na drążku między regałem a pawlaczem koc - taaa, mamy tu jak w slumsach normalnie.
W dodatku, moi państwo, jestem już pełnoprawnym Ambasadorem Szyszkodara - czyli dowiózł mi stosy, w które mam zaopatrywać swoje biblioteczki plenerowe. Tak że tego - porządeczek w chałupie jak cholera.
Ale pochwalę się, że nic z tego sobie nie zabrałam.
Na razie 😁
Być może dlatego, że w pośpiechu wyładowałyśmy z córką te stosy z ikeowskich toreb w przedpokoju i w gruncie rzeczy nie przyglądałam się za bardzo, co w nich jest.
W piątek zawiozłam pierwsze egzemplarze do biblioteczki przy magistracie, bo to do niej się zgłosiłam, ale Szyszkodar zaproponował objęcie jeszcze dwóch: w Ogrodzie Literackim przy Galla i w parku przy kościele misjonarzy, one są blisko siebie, więc może być. Nawet dziś się tam wybierałam, no ale oczywiście gdzie ja co mogę zaplanować... globus podejmuje za mnie decyzje...
Ostatni dzień roku. Gdybym go chciała podsumować, wszystko byłoby dobrze, gdyby nie sytuacja z Ojczastym. To już siedem miesięcy, jak z nami mieszka i można mówić o pewnym nabraniu rutyny - ale jest ciężko. Przy tym niby nie mogę narzekać, bo jest w miarę samodzielny: chodzi do toalety, siada przy stole na posiłki, sam się ubiera.
Ale to jest tylko niby. Bo po każdej wizycie w toalecie trzeba iść i posprzątać, powycierać, to samo w łazience: ślady mycia są wszędzie, na umywalce, na blacie, na podłodze, na lustrze. Stół - to samo. Nie ma siły, żeby się przysunął tak, coby mu jedzenie nie spadało poza obręb stołu. No, a potem, przy wstawaniu, rozdeptanie tego na dywanie jest już kwestią sekund. Wiecie, chłop już mało co widzi 😢 Trudno mieć do niego o to wszystko pretensje, prawda? Ale to jest tak, że albo godzisz się na syf w domu, albo zapierniczasz nieustannie ze szmatą. Nie ma drogi pośredniej, a żadna z tych dwóch mi nie leży. Gdy pomyślę, że na początku latałam dwa razy dziennie z odkurzaczem do niego... no tego już nie będzie, już mi się znudziło... jednak reszta mieszkania, do diabła, przecież człowiek chce, żeby jednak było czysto, nie?
Cotygodniowe kąpanie idzie nam już szybko, do tego się wdrożyliśmy, ale ciągle w sobotnie poranki aż mi się nie chce wstawać, gdy o tym pomyślę.
Pierwsze trzy miesiące były koszmarne z tego powodu, że ja budzę się na każdy szelest - no a potem nie mogę zasnąć. Ojczasty wiadomo, prostata, sikanie co chwilę. Byłam już bliska myśli, że z pracy trzeba będzie całkiem zrezygnować, bo przecież chodzę nieprzytomna. Tu zaradził mój brat - w prosty sposób. Wszedł do apteki i kupił zatyczki do uszu 😂 Nie cierpię tego uczucia, gdy mam zatkane uszy, ale przynajmniej śpię. W sierpniu pan-jak-mu-tam-było zamontował karnisz między moim pokojem a łóżkiem Ojczastego, powiesiłam na nim zasłony i przynajmniej światło mi nie przeszkadza. Bo świeci po nocach. A tu nie ma drzwi, a moja głowa w łóżku jest naprzeciwko. Właśnie, jeszcze ta kwestia, że teraz śpię na kanapie rozkładanej na noc, przeniesionej z pokoju, gdzie stanęło jego łóżko. I ta kanapa z braku laku znajduje się pośrodku mojego pokoju. Który stał się naszym pokojem, bo i córki. To jest może największym utrapieniem - że żadna z nas nie ma swojego miejsca teraz.
Kuzynka z Hamburga, która zna mieszkanie, dziwi się, że jak to. Przecież są przyzwoite ośrodki dla starszych osób, a my moglibyśmy go często odwiedzać, że jak można się skazać na takie warunki. Ale wytłumacz Niemce istniejące jednak ciągle spore różnice w poziomie życia między nami a nimi...
Z drugiej strony - sama chciałam. Brat proponował przecież, że kupi większe mieszkanie.
Drugie w kolejności utrapienie to kwestia jedzenia. Nie wchodzą tu w grę kanapki na śniadanie czy kolację - trzy razy dziennie gotowany posiłek. Powiem Wam, że to absurd jakiś, no ale co zrobić. Chleba nie jada, tylko bułki, ale na zasadzie towarzyszącej, ułamywania kawałka i maczania w herbacie (błe). O, tu jest moja kartka, z której czerpię pomysły, bo słuchajcie, to nie przelewki - w tygodniu to CZTERNAŚCIE posiłków poza obiadami, oczywiście. To są te sprawdzone rzeczy.
Kiedyś, gdy czytałam, że są takie panie domu, które w niedzielny poranek smażą racuchy z jabłkami na śniadanie dla rodziny, to mnie pusty śmiech ogarniał, a teraz co? Smażę. Ale gdy pomyślę, że to może trwać lata całe i moje życie będzie podporządkowane temu, to... nie nie nie.
W jednej z kuchennych szafek wisi lista z datami przydatności do spożycia, bo tyle tego jest. Bo zapomniałam dodać, że jeszcze domaga się przy posiłku jakiegoś serka albo jogurtu. Ostatecznie jabłko ugotowane. Ilości plastiku, jakie wychodzą aktualnie z tego domu, są przerażające. Lodówka wiecznie załadowana, więc żeby się coś nie przeterminowało, zapisuję tu wszystko. I zaglądam sto razy dziennie.
I powiedzcie, że fajnie jest...
Najgorsza jest świadomość, że byłam winna taką opiekę raczej swojej mamie. A ona odeszła po cichutku, żeby więcej nie sprawiać kłopotu. Ona, która o wszystkim myślała i o wszystkich dbała.
Dobrze, wyżaliłam się i wkraczamy w nowy rok dziarskim krokiem, tak?