Oczywiście blurba napisał ktoś, kto książki nie czytał, ale to już (prawie) normalka, niestety.
Gdy kładłam książkę na biurku bibliotekarki, zobaczyłam, że jest zalana barszczem. Znaczy tak pomyślałam w pierwszej chwili 😉 Bibliotekarka zresztą mówiła, że ona też tak myślała.
O ile ciągle lubię czytać te weneckie kryminały, o tyle coraz bardziej mnie denerwuje maniera autorki, żeby opisywać detalicznie szczegóły nic nie znaczących ruchów. Obaj uważnie przyglądali się swoim dłoniom; palce Brunettiego były teraz splecione, Duso uciskał kłykcie palcami drugiej dłoni. I takie tam bajery.
I taka ciekawostka. Ja też czytam na leżąco, ale nie kojarzę tego z ubóstwem mojej rodziny 😂 A Wy jak czytacie? I w jakiej porze dnia?
Początek:
Koniec:
Wyd. Noir sur Blanc, Warszawa 2024, 291 stron
Tytuł oryginalny: Transient Desires
Przełożył: Marek Fedyszak
Z biblioteki
Przeczytałam 27 grudnia 2024 roku
A gdybyście mi kazali wymienić JAKIKOLWIEK tytuł z serii o komisarzu Brunettim - nie, no way. Nie pamiętam żadnego, żadne mi się z niczym nie kojarzy, tak samo i te Ulotne pragnienia. Czy to świadczy o jakości tych tytułów czy jedynie o mojej cudownej pamięci?
W parku Koło Fortu - czy jakoś tak się nazywa - byłam już co najmniej parę razy, zwłaszcza, że jest tam knihobudka. Ale nigdy, ani razu nie przyszło mi do głowy pójść nieco dalej 😂 Tak sobie myślałam, że nazwa pochodzi od fortu, który kiedyś tam był (teren powojskowy). A wczoraj na południowej przebieżce przy pięknym słoneczku odkryłam, że on tam ciągle jest... to dwa kroki ode mnie przecież! Jak to jednak dobrze być na emeryturze (mimo wszelkich ograniczeń) i móc sobie pozwolić na skoki w bok 🤣 A nie wiecznie się spieszyć...
Zdjęcie powyższe daję, żeby uświadomić, że ławka ławce nierówna 😂 bo było dużo pisania w internetach o koszcie jednej krakowskiej ławki (ale nie tej). A ta tutaj przypuszczam, że będzie dobra dla żyrafy, gdyby przypadkiem uciekła z Zoo, bo spokojnie sobie oprze głowę (a zwłaszcza szyję).
Na mapie się to nazywa Fort reditowy 7 "Za Rzeką". Oczywiście, gdyby się ktoś pytał, mam książki o fortach krakowskich, ale zajrzę tam dopiero na wiosnę, gdy spróbuję zejść na dół (i to w towarzystwie raczej, bo nigdy nie wiadomo). Ze zdumieniem natomiast odkryłam już teraz, że fort jest obecnie własnością Uniwersytetu Pedagogicznego, obecnie zwanego Ukenem. Co oni tam robią?
Wycieczka zakończyła się - jak każda - ponownym zajrzeniem do "mojej" knihobudki. Ja tam chodzę skontrolować i wyrównać książki co najmniej cztery razy dziennie 😂 I o bogowie! Patrzcie tylko, co znalazłam! Nie oddam, to już zostanie u mnie!
No, a teraz czas pomyśleć o Nowym Roku. Jakieś plany? Natürlich 😁 Głównie zainspirowana filmikiem Planety Abstrakcji na YT o uczeniu się języków. Dotarło do mnie, że w ten sposób, jak to teraz robię z angielskim, daleko nie zajadę. Tu trzeba intensywniej, a nie 20 minut dziennie i to przed spaniem. Oni uczą się nowego języka (azjatyckie jakieś, teraz farsi) po 3 godziny dziennie przez 4 miesiące... i to im pozwala na swobodną konwersację z lokalsami podczas podróży. No dobrze, ja mam może inne cele, ale jednak trzeba to zintensyfikować. Z wiadomych względów nie mam aktualnie możliwości poświęcać 3 godzin dziennie nauce - i być może ani bym nie dała rady - ale godzinę MUSZĘ. To jest mój plan noworoczny. Jeszcze do dopracowania, jak konkretnie ma wyglądać ta nauka, bo przecież w dobie internetu nie warto zajmować się tylko podręcznikiem. Na przykład stare piosenki - wyszukać tekst, przerobić z niego słówka, jeśli są nieznane jakieś i śpiewać razem z YT 😂
Ostatnio usłyszałam w radiu jedną pościelówę ze szkolnych czasów i przypomniałam sobie, jak się tego słuchało nic a nic nie rozumiejąc i zniekształcając angielskie słowa 😂 Ale co tam angielskie, całe życie myślałam, że jadą jadą panny, obok jadą siki 🤣 A ta piosenka po angielsku to było I can't live without you, zwana wówczas Kenli 😁, będzie jedna z pierwszych do opanowania.
W każdym razie zaczęłam już robić notatki z lekcji. Albowiem w knihobudce na Grottgera znalazłam pięcioletni notes do zapisywania złotych myśli, ale jako że takowych nie miewam, wolę zapisywać, że ATM to bankomat. Ten notes jest pięcioletni, bo każdego dnia idzie się na następną stronę, a dopiero po skończeniu roku wraca do początku. I tak pięć razy.
Dziś rano powstał też plan, żeby raz w miesiącu chodzić do kina, jak za dawnych dobrych czasów. Jest to projekt kontrowersyjny - ponieważ ja płaczę jak głupia 😂 No, ale spróbujmy. Wypisałam sobie pięć kin, które wchodzą w grę (no bo że jakieś tam multipleksy nie wchodzą, to chyba jasne) i oto już jutro w najtańszym z nich grają o 16.00 nowego Almodovara. Ono jest najtańsze, bo pamiętam, że nie było tam foteli, tylko krzesła oraz ogrzewanie szwankowało 🤣 Ale może to się zmieniło? Na wszelki wypadek ciepło się ubiorę!
Sobota 28 XII: 8.922 kroki - 5,3 km
Niedziela 29 XII: 11.093 kroki - 6,5 km
To świadczy o jakości tych tytułów, a nie o Twojej pamięci, for sure. Ja w każdym razie mam tak samo, ostatnio coś przeczytałam po długiej przerwie, bo koleżanka podesłała w cyfrze, i dobrze mi się czytało, z przyjemnością wróciłam do Wenecji i sympatycznego komisarza (oraz jego nad wyraz wysmakowanej żony), ale kompletnie nie pamietam o czy było, nic a nic, nawet tytułu (sprawdziłam, Adopcja, nawet dobre było). Mnie Donna L. drażni ostentacyjną pogardą dla turystów i wszystkich przyjezdnych, jakby sama pochodziła z rodu weneckiego od stuleci. Podobno nie zgadza się na tłumaczenie swoich książek na włoski, gdzieś wyczytałam, że to z obawy przed mafią - jakby mafia nie mogła zlecić tłumaczenia ze wszystkich języków świata, ha, ha! Moze obawia się, że wenecjanie by ją obśmiali.
OdpowiedzUsuńByłam wczoraj na W pokoju obok, moim zdaniem to piękny film, może jedyny Almodovar, ktory do mnie przemówił. Wspaniały. Ciekawa jestem Twoich wrażeń, bo bywają różne.
Serdeczności, Viva
Ps. W Gdańsku tez mamy takie forty, bardzo podobne :-)))
Forty chyba wszędzie podobne, przy tego rodzaju budowlach nie było wiele możliwości manewru :)
UsuńCo do pogardy dla turystów: z jednej strony Wenecjanie z nich żyją, z drugiej wiadomo, że miasto ulega cały czas coraz większej degradacji, a przede wszystkim wyludnia się z rodowitych mieszkańców, których po prostu nie stać na życie w swoim własnym mieście. Zanika rzemiosło, z którego Wenecja słynęła, na rzecz wszechobecnej chińszczyzny. Więc uznajmy, że w tej kwestii D.L. pisze solidaryzując się z Wenecjanami, choć sama jest napływowa.
A' propos - na skrzydełku książki przeczytałam, że mieszka w... Szwajcarii! Co spowodowało przeprowadzkę, nie wiem. Może jednak chciała mieć domek z ogródkiem?
O mafii nic nie czytałam, tylko mi się kojarzy informacja sprzed lat, że nie zgadzała się na włoskie wydania raczej, po to by Włosi nie wiedzieli, że pozwala sobie na krytykę nie tylko władz miasta, ale i krytykę państwa włoskiego.
Na pewno cos tej autorki czytałam, ale zabij, nie pamiętam tytułu.
OdpowiedzUsuńTo ja chyba z biednej rodziny, bo uwielbiam czytać na leżąco!
Zamierzam zapisać się na indywidualne konwersacje po angielsku, bo to będzie niezła mobilizacja, zapominam wiele, a na wyjazdy będzie jak znalazł.
Fajny ten fort, w sąsiedztwie poznańskiego ZOO jest podobny.
No właśnie - zabij. Gdyby ktoś przystawił mi pistolet do głowy i moje życie by zależało od tej odpowiedzi, straciłabym życie 😂
UsuńIndywidualne konwersacje dobra rzecz. No i motywująca!
Dawno temu czytalam ta serie z komusarzem, ale po przeczytaniu jakiejs jej ksiazki na inny temat odrzucilo mnie calkowicie i nigdy do jej ksiazek nie wrocilam. Kiedys marzylo mi sie przejsc Wenecje sladami komisarza, ale odeszla mi ochota. Co do czytania to z reguly na sofie na pol lezaco, niestety szbko robie sie senna. Nie lubie siedziec w fotelu, lozko z podnoszonym oparciem malo wygodne, ale I tak przed snem czytanie nie zajmuje mi wiecej niz 30 minut. Znajomy ma taki notes na zapiski typu commonplace book czyli na wszelkie mysli nie tylko zlote; za darmo bym wziela, na kupno nigdy sie nie zdecydowalam.
OdpowiedzUsuń"przed snem czytanie nie zajmuje mi wiecej niz 30 minut" - o to to! Też dłużej nie wytrzymuję, przynajmniej ostatnio. Oczy się same zamykają.
UsuńWrzuciłam tę nazwę 'commonplace book' do google'a i moim skromnym zdaniem jest to najzwyklejszy w świecie polski notes 😁 ale widać wszystko już musi mieć osobną nazwę.
PS. Ani nie wiedziałam, że Donna Leon inne rzeczy publikuje. Niby zresztą skąd, u nas tłumaczą tylko Brunettiego.
Ja oczywiście jak zwykle o wszystkim, tylko nie o wspomnianych przez Ciebie książkach…
OdpowiedzUsuńNie miałem pojęcia, że Kraków posiadał tak wiele fortów, spędziłem kilkanaście minut, czytając o nich w Wikipedii. Nic dziwnego, że w czasie wojen nie został zniszczony 😉!
Co do nauki języka, metod nauki jest dziesiątki i trzeba wybrać tą, która najbardziej nam pasuje. Jednakże 20 minut przed spaniem to rzeczywiście mało…
Gdy przybyłem do Kanady, po pół roku udało mi się otrzymać bezpłatny i płatny kurs angielskiego (tzn. kurs bezpłatny—a jeszcze MI płacili za uczestniczenie w nim!) na „college”. Trwał 6 miesięcy, 5 dni w tygodniu, od godziny 9 rano do 3:15 po południu, z godzinną przerwą na lunch. Normalnie posiadał 6 poziomów (od kompletnie podstawowego), jak też poziom zaawansowany dla tych, którzy np. szkołę zaczęli od poziomu 3 lub 5. Generalnie kurs był intensywny i wymagający, szczególnie dla tych nie znających przedtem w ogóle angielskiego, ale było możliwe ukończenie po 6 miesiącach ostatniego, szóstego poziomu (oczywiście byli tacy, którzy zaczęli na pierwszym poziomie i po pół roku skończyli szkołę też na pierwszym). À propos, wówczas wśród studentów dominowali Polacy (emigracja solidarnościowa), a na poziomie zaawansowanym stanowili od 80 do 90%.
Życzę wszelkiej pomyślności i powodzenia w Nowym Roku 2025, jak też przeczytania jak największej ilości (posiadanych już) książek!
Jacek
P.S.
Dziękuję za wspomnienie o stronie www.bookcrossing.com w ubiegłym miesiącu. Od razu się na tam zapisałem, do tej pory zarejestrowałem 37 książek, a 17 z nich już wędruje! Niedługo zarejestruję i „uwolnię” (znaczy się, puszczę w obieg, „release”, jak to oni to nazywają) wiele następnych pozycji, w tym nawet kilkanaście w języku polskim. Nic tak nie cieszy, jak widok pustych półek, szczególnie gdy książkami będą się mogli cieszyć nowi czytelnicy.
Taki kurs superintensywny to zupełnie co innego, totalne zanurzenie! Nic dziwnego, że ludzie jako tako uzdolnieni językowo w pół roku zyskiwali zaawansowany poziom. No, a generalnie panuje opinia, że Polacy mają zdolności do języków.
UsuńChoć oczywiście słyszy się opowieści o Polakach w Stanach, którzy po 20 latach pobytu ani me ani be. Cóż, żyjąc i pracując wśród rodaków nie potrzebowali angielskiego, ani nie mieli żadnej ciekawości kraju, w którym zarabiali... Bywa i tak.
Jestem bardzo ciekawa, jak mi pójdzie z czytaniem w 2025, pierwszym roku, gdy o pracy totalnie zapomnę 🤣 Stosy książek przyniesionych z knihobudek w celu przeczytania i oddania rosną...
Gratuluję sukcesów w bookcrossingu!!! Fajne uczucie zadowolenia ze zrobienia czegoś dla innych, prawda?
Istnieją jeszcze bardziej intensywne kursy. Niemniej jednak nadal uważam, że przy obecnej technologii i świetnych książkach, MOŻNA się samemu nauczyć języka, jednak potrzebna jest motywacja i ogromna samodyscyplina.
Usuń"No, a generalnie panuje opinia, że Polacy mają zdolności do języków." Hm... co do tego stwierdzenia mam bardzo mieszane uczucia...
Faktycznie, są Polacy (i inne narodowości), którzy po 20, 30 i 40 latach nie znają języka; spotkałem nawet młodych ludzi, co po 10-15 latach pobytu w Kanadzie nie potrafili po angielsku "przespelować" swojego imienia i nazwiska i powiedzieć najprostszego zdania.
"ani nie mieli żadnej ciekawości kraju, w którym zarabiali...". Zgadzam się! Praca z Polakami, sklepy polskie, znajomi Polacy, kościoły polskie, wakacje w Polsce, czytanie gazet polskich, a do tego jeszcze posiadanie polskiej telewizji... czują się jak w domu--to znaczy, jak w Polsce!
Mam nadzieję, że wolny czas pozwoli Tobie na poświęceniu więcej czasu na czytaniu!
Zawsze jest mi przyjemnie, jeżeli mogę książkę oddać "w dobre ręce". Ostatnio zostawiłem książki w "Little Free Library", których w moim mieście jest kilkanaście. Chociaż mam podejrzenia, że niektóre sklepy z używanymi rzeczami, posiadające sekcje z książkami, są nimi tak zawalone, że po prostu dotowane książki wyrzucają na makulaturę. Kiedyś zaniosłem parę pudeł z książkami i gdy po miesiącu odwiedziłem sklep, nie mogłem znaleźć ani jednej z moich książek na półkach.
Jak widac ludzie czytaja wszedzie oprocz mego miasta, budki marne, bookcrossing nie dziala. Jestem na tej stronie od 2919r rozdalam wiele ksiazek I nikt nigdy nie potwierdzil znalezienia.
UsuńNie każdemu się chce to zrobić, podobnie jak z zostawianiem komentarzy. O ile pamiętam, w/g Bookcrossing, to mały procent książek jest znalezionych i zareportowanych na tej stronie-sądzę, że ok. 10%. Niestety, ludzie mniej czytają, albo robią to za pomocą elektronicznych czytników czy na Internecie. Samemu przeczytałem w ten sposób kilkanaście książek-jednakże absolutnie preferuję papierowe edycje.
UsuńDla mnie zarejestrowanie książek na Bookcrossing będzie też dobrym sposobem na zapamiętanie, jakie książki przeczytałem i niekoniecznie wszystkie zarejestrowane pozycje rozdam.
Dzisiaj zaczynam tę bardziej intensywną naukę, ale jeszcze nie obmyśliłam, co i jak 😁 A zwłaszcza kiedy. Ale jakoś się to ogarnie przecież... Idę zamówić kolejny podręcznik, żeby nie mieć przestojów 🤣
UsuńMotywacja jest łatwiejsza, samodyscyplina to ciężki orzech do zgryzienia. Walczę na różnych polach i nieraz już poległam, niestety. Ale starać się trzeba, tak?
Co do potwierdzeń na Bookcrossingu: nie każdemu się chce, to prawda. Ja sama często się chwytam na tym, że oglądam jakiś filmik na YT i zapominam przycisnąć łapkę - a przecież to nic nie kosztuje. Albo nie oceniam filmów na Filmwebie, no bo trzeba znów włączyć laptopa; a to mnie ta ocena ma służyć, bo dzięki temu wiem, że dany film oglądałam 😁
UsuńJest sporo działań, do których trzeba włączyć komputer i dlatego się je omija. Co prawda niektórzy ogarniają WSZYSTKO z poziomu telefonu, ale ja nie umiem.
czytam w łóżku. ale i w ogrodzie na hamaku, w fotelu, na kanapie, w łazience ;-) w wannie. na klopie...w sumie, to prawda, że w moim rodzinnym domu, opalanym piecami było zimno...ale czy to było ubóstwo? rejczel takie warunki lokalowe. oraz Paryża ci zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńNajlepszego w nowym roku,
w dworach, płacach to dopiero było zimno, swoją drogą.
UsuńW klopie nie czytam, bo wchodzę jedynie załatwić sprawę jak najszybciej 😂 w łazience też nie, bo nie mam wanny. Ogrodu z hamakiem również nie posiadam, ale czasem korzystam z drewnianych leżaków na osiedlu. Nie za długo jednak, bo mnie wszystko rozprasza 🤣
UsuńTeż były piece u nas - pierwsze bloki postawione w Dżendżejowie, jak mówią Czesi "pisał się" rok 1963, nie wpadli na pomysł centralnego 😂 było więc też zimno rankami, ale kto czytał rano? Rano do szkoły przecież. Rodzice rozpalali po przyjściu z pracy. Niedziele jedynie kojarzę z wylegiwaniem się pod pierzyną, mama przychodziła lepiej okryć i zapewniała, że zaraz napalą, tylko ojciec przyniesie węgiel z piwnicy...
Ten okres piecowy, który trwał bardzo długo (chyba do końca mojego mieszkania tam), pozwolił mi poznać smak podpłomyków pieczonych na blasze, bo w kuchni też był piec węglowy.
W dworach, pałacach - o tak. Zastanawiam się, czy mam książkę, w której mogłabym o tym poczytać. Bo kojarzę jedną, ale to o domach mieszczańskich.
UsuńNatomiast przypomniał mi się taki urywek dotyczący którejś z rodzin arystokratycznych (ale której? zabij!) - księżna preferowała zimny wychów. Gdy wybierała się w podróż z dziećmi (taka podróż mogła trwać miesiąc i dłużej) zabierała na drogę gar ugotowanych ziemniaków (zimnych oczywiście) i zsiadłe mleko. I tym się żywili 😂 Dzieciaki rosły zdrowo...
Pierwszym znanym morsem była generałowa Zajączkowa herbu Świnka z domu de Pernett. Ta piękna kobieta, urodzona ok. 1754 roku kochała chłód i zimno. Nawet w wieku 70, 80 lat romansowała z o wiele młodszymi mężczyznami. Legendy głoszą, że Honoriusz Balzak dał jej 35 lat, podczas gdy Aleksandra Zajączek właśnie kończyła… 82.
UsuńNigdy nie jadła ciepłych potraw, spała z lodem pod łóżkiem, i kąpała sie w lodowatej wodzie.
ach i jeszcze każdego wielokilometrowe spacery.
Tak, generałowa Zajączkowa znana postać 😁 Niemniej jednak za cenę niejedzenia ciepłych potraw przez całe życie wolałabym nie 🤣 Niech mi tam dają już teraz 80 lat!
UsuńO tamtej arystokratce jeszcze pisali, że te dzieci właśnie spały zawsze w nieogrzewanych pokojach...
ja(n/d)o-siki baaardzo poprawiły mi humor, mało monitora nie zaplułam w pracy. Z dawnych czasów pamiętam jeden psalm- "posłuchaj córko spójrz na koniucha...", bo Nacudję naszą to chyba wszyscy znają :) Dużo dobrego w nowym roku życzę. mMa
OdpowiedzUsuńNajpierw chciałam napisać - a co Ty robisz w pracy?
Usuń🤣🤣🤣
No popatrz, zdążyłam zapomnieć, że niektórzy pracują 😂 Bidoki!
O takich cytatach pamiętam jeden bardzo długi wątek, ale gdzie?
Ja już z kilkoma rowieśniczkami zgadałam się, że wszystkie swego czasu śpiewałyśmy "jomaha, jomaso"*. Ja to nawet uczyłam się angielskiego, ale kompletnie nie zrozumiałam tej piosenki - panowie byli Niemcami i chyba coś nie pykło z wymową😆
OdpowiedzUsuńDonną Leon zaczytywałam się kilkanaście lat temu, potem mi się znudziła. Jak u większości megapłodnych autorów zaczęła tłuc na jedno kopyto. Już dawno przestałam wypożyczać kolejne jej książki - kilka pierwszych mam na półce. A we Włoszech nie jest tłumaczona raczej nie ze strachu przed mafią, a dlatego, że ten światek wenecki z jej książek to korupcja, że Ukraina niech się schowa, tuszowanie przestępstw, straszna biurokracja, wszystko po znajomości... W wielu powieściach sprawcy pozostawali nieukarani, chociaż Brunetti rozwiązał zagadkę. Mieszkając w Wenecji i wykładając na uczelni pewnie nie mogła tak wprost ich krytykować. Z tym że chyba prościej i skuteczniej byłoby po prostu pisać pod pseudonimem.
Mnie języki najlepiej wchodzą jak muszę się nauczyć - np.hiszpanski, bo tam zamieszkałam i trzeba było się dogadać np.z nauczycielami w przedszkolu i szkole. Angielskiego uczyłam się od 1 klasy podstawówki na pół gwizdka, coś tam umiałam, dogadałam sie w razie potrzeby, ale na wyższy poziom wskoczyłam grubo po 40. jak zapisałam się na kurs online. Powstała tam fajna społeczność, całe dnie pisało się na forum i jakoś to poszło. Teraz czytam książki, oglądam filmy nawet bez napisów. Tyle że nie mówię, bo nie ma okazji.
* You're my heart, you're my soul Modern Talking
Agata
Aby się nauczyć jakiegokolwiek języka, trzeba mieć motywację. Gratuluję opanowania języka angielskiego w takim stopniu! Co do braku okazji do mówienia, jest wiele angielskojęzycznych grup, spotykających się online i na wideo prowadzących dyskusje, tam się można wygadać!
Usuń=> Agata
UsuńMieszkałaś w Hiszpanii??? O rany! Jak to się stało i jak długo? Opowiedz coś 😁
Co do utrzymania tajemnicy z pseudonimem ... we Włoszech... nie bardzo w taką możliwość wierzę... choć przypadek Eleny Ferrante temu przeczy.
W ogóle z tymi pseudonimami bywa różnie. Na przykład jaki cel miało wydawanie powieść o Szczupaczyńskiej pod pseudonimem, skoro i tak od razu się mówiło, kto jest autorem?
UsuńW dzieciństwie zdarzało mi się czytać na leżąco. Teraz wolę w fotelu. I jak się zastanowić... nie pamiętam, czy zmiana nawyku nie nastąpiła z przeprowadzką z mieszkania ogrzewanego piecem kaflowym (mama do tej pory wspomina, ze przy dobrych mrozach woda potrafiła jej zamarznąć w kuchni :D ) do takiego z centralnym.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku!
Czyli potwierdzasz teorię Brunettiego 😂
UsuńSzczęśliwego!
Wciaz bardzo mi imponujesz swa zywotnoscia, energia, ciekawoscia swiata, systematyka i trzymaniem spraw domowo-osobistych w porzadeczku. Do tego chce Ci sie poznawac obcy jezyk. Jestes niesamowita! w dobrym znaczeniu tego slowa.
OdpowiedzUsuńZycze powodzenia w kazdym projekcie.
Do mnie dotarlo a nie jest jakims noworocznym postanowieniem bo takich nie czynie, ze musze sie odchudzic. Wszystko inne mam pod kontrola wiec pozornie powinno byc latwo skupic sie na jednym zadaniu ale wiesz jak to jest z odchudzaniem sie.......
Przerzucilam sie do nowej biblioteki, bede miec teraz dluzsze jezdzenie po ksiazki .
Donna Leon - spróbowałem dwa razy z negatywnym wynikiem, wiem, wiem - do trzech razy.
OdpowiedzUsuńDziękuję za przypomnienie mi BookCrossing.
Crossowałem 8 lat temu, wysłałem z drogę kilka książek, nie dostałem nigdy potwierdzenia, że ktoś którąś znalazł.
Spróbuję w Nowym Roku.