czwartek, 28 listopada 2024

Erle Stanley Gardner - Případ světélkujících prstů

Wspominałam o depresyjce? No to dalej nic mi się nie chce. Staram się codziennie wypełnić te dziesięć punktów obowiązkowych (nie zawsze się uda), a reszta to już tak sobie. Może się polepszy od soboty? Bo jutro mam imprezę pożegnalną na Fabryce i to mnie też jakoś dołuje. Jedyny moment, kiedy czuję nieco energii, to czas przebieżki. Ale zebrać się, żeby na nią iść...

Że jeszcze znajduję chęć na czytanie, to się sama dziwię. Ale jak widać po częstotliwości wpisów - nie za dużo. Z Gardnerem załatwiłam się w cztery dni czyli stosunkowo szybko, a czy to ze względu na to, że po czesku czy że kryminał, diabli wiedzą. Może i to i to. Tytuł oznacza "Sprawa fosforyzujących palców" (jednakże polski tytuł brzmiał Sprawa świetlistych śladów, sprawdziłam), historia jest dość pokręcona i zagmatwana, ale oczywiście Perry Mason sobie z nią poradzi, wiadoma to rzecz. Świetnie pokazana sala sądowa - jak sprytny adwokat może wpłynąć na psychikę ławy przysięgłych i jak wiele zależy od jego umiejętności rozgrywania emocji.


Początek:

Koniec:

Wyd. RIOPRESS Praha 1995, 196 stron

Tytuł oryginalny: The Case of the Fiery Fingers

Przełożyła z angielskiego na czeski: Marie Brabencová

Z własnej półki (kupione w Pradze 9 sierpnia 2024 roku za 9 koron czyli za 1,60 zł)

Przeczytałam 26 listopada 2024 roku



Jednym z dziesięciu codziennych obowiązków jest przeglądanie starych kartek z zapiskami. Żeby chociaż jedną każdego dnia przejrzeć, podrzeć i wyrzucić. Właśnie spędziłam prawie dwie godziny na tej robótce. Zawzięcie szukam pewnego słowa, które kiedyś gdzieś usłyszałam, a może raczej przeczytałam i na 100% zapisałam je. Jest to określenie uczucia nostalgii, gdy się słyszy z daleka gwizd pociągu 😂 Więc ja tak mam właśnie, co wiąże się z tym, że w Dżendżejowie mieszkaliśmy na tyle blisko torów, by słyszeć każdy przejeżdżający skład. A właściwie nie tyle jego przejazd, co ten gwizd. 

Mam teraz nową koncepcję zapisków. Pamiętacie te dwa zeszyty po 500 kartek, które mi córka przyniosła z knihobudki? Jeden z nich, ten formatu A5, został uroczyście przeznaczony na zapisywanie wszystkiego, co się pojawia na bieżąco (czy to film do obejrzenia czy książka do przeczytania czy zalecenia od lekarza czy jakiś czeski zwrot czy godziny otwarcia biblioteki czy czym usunąć kamień na szybie prysznica). Myślę, że te 500 kartek wystarczy mi do końca życia, a wreszcie wszystko będzie do odnalezienia 😂

Plon dzisiejszego wieczoru zamiast jednej przejrzanej i podartej kartki - to pełen kosz na papiery, będę go mogła wynieść jedynie, gdy nie będzie wiatru 😁 Swoją drogą wyobrażam sobie jakiegoś nawiedzonego pracownika MPO, który zbiera te fragmenciki i pracowicie, niczym Amelia, składa je do kupy, żeby przeczytać odpisać na mail Justyny lub wyjąć schab wieczorem. Co oczywiście jest tajnym szyfrem🤣


Nawet do knihobudek mi się nie chce za bardzo... no ale chodzę z obowiązku 😉 Właśnie wczoraj spotkała mnie normalnie TRAGEDIA. Niosę parę książek do budki na Galla, widzę już z daleka, że stoi przy niej jakiś starszy gość, a przede mną kobitka idzie. I ta kobitka nie czekając, aż facet skończy przeglądać i odejdzie, nuże grzebać w budce. Akurat sporo tam było książek. Ja sobie grzecznie stanęłam z boku, przyglądam się temu pojedynkowi i czekam. I co widzą oczy moje? Pani wyjmuje dwie Donny Leon i zabiera 😢😢😢 No ludzie!!! Komisarz Brunetti mi przeszedł koło nosa!!!

Zniechęciło mnie to troszkę do imprezy. I w ogóle postanowiłam, że z budek będę coś brać dla siebie dopiero na wiosnę, z powodu tej wilgoci w powietrzu. Chyba sobie zrobię listę miejsc, gdzie można znaleźć książki do wzięcia nie na dworze (zwanym polem), ale wewnątrz. 

Oczywiście wiem doskonale, że ŻADNYCH książek brać już nie powinnam. Gdy widzę, że nic dla mnie nie ma ciekawego, to z jednej strony ulga, że całe szczęście, ale z drugiej jednak jakiś taki mały zawód, zawodzik jest 🤣

 

Poniedziałek: 10.262 kroki - 6,9 km

Wtorek: 12.745 kroków - 8,1 km

Środa: 16.774 kroki - 9,9 km

Czwartek: 3.769 kroków - 2,4 km


25 komentarzy:

  1. Gardner ma ładną okładkę i tak trochę wygląda na kryminał wydawany w jakiejś serii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wrzuciłam w grafikę nazwisko autora i nazwę wydawnictwa i wyszło tego sporo. Ja jednakże mam sześć Gardnerów po czesku i tylko jeden z nich jest w takiej twardej oprawie.

      Usuń
  2. Mi lepiej idzie ogladanie serialu niz czytanie. Zapiski by sie przydaly, bo naszlo mnie na robienie quiltu przez rok jako statystyczna wizualizacja dziennych celow, ale zapewne na planach sie skonczy tak jak skonczylo sie liczenie krokow. Depresja minie, to jesienne przesilenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skończyłam drugi sezon House of Cards i zdecydowałam, że następnego już nie pożyczam. Ale to bardziej z tego powodu, że nie chce mi się chodzić do Arteteki 😉 Choć i patrzenie na świat polityki też na dłuższą metę jest chore!
      Robienie quiltu jako dzienny cel niegłupie! Widzisz na bieżąco, jak przybywa.

      Usuń
  3. Jak na małą depresyjkę, to sporo nadreptałaś!
    Świetny pomysł na jakiś scenariusz, takie sklejanie skrawków zapisanych kartek, wszak mogą się trafić od różnych właścicieli i to dopiero byłaby zagwozdka! To jak sklejanie zdań z tytułów prasowych!
    Ja ciągle zamawiam na wyprzedażach, ale sukcesywnie wydaję przeczytane bliskim, dopóki mnie stać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między innymi załatwiałam sprawy w dwóch urzędach, więc przy okazji pochodziłam po okolicy, korzystając ze słońca. Zresztą planuję dać tu zdjęcia, ale jak się zmobilizuję do porządniejszego postu (i dłuższego siedzenia przed laptopem).

      Nie kupuję, bo mnie nie stać. Znaczy aktualnie (z dwiema emeryturami) nie byłoby problemu, ale wdrażam się do bardzo oszczędnego życia, które mnie czeka w przyszłości 😉 Co być może jest niemądre (lepiej korzystać z życia, gdy się da), no ale mam z tyłu głowy, że każdy niewydany teraz grosz zostannie mi na później.
      /taaaaaa, z inflacją zwłaszcza/

      Tak mógłby się zacząć jakiś kryminał: pokręcony gość (albo dziecko) składa papierki i nagle okazuje się, że ktoś planuje morderstwo 🤣

      Usuń
    2. Myślę, że takie skrawki skleić to pestka, w kryminałach sklejają nawet pocięte przez niszczarkę😆

      House of Cards mi nie podeszło, choć bardzo mi się podobała w tym serialu Robin Wright (wizualnie - fryzura, styl ubierania). Z tego co pamiętam to nawet pierwszego sezonu nie zmogłam.
      Agata

      Usuń
    3. Ach tak - czyli niszczarka jest na hovno w tym zakresie 😂

      Ja jakoś oglądałam z zainteresowaniem: na ile można być nie-człowiekiem... ale chyba nie chcę do końca wiedzieć 🤣 Robin Wright pamiętam z jakiegoś serialu przed laty, była zjawiskowa. A i teraz niczego sobie, choć już w kompletnie innym stylu.

      Usuń
    4. Pewnie z tego, co ja, Santa Barbara?
      Agata

      Usuń
    5. Tak się zastanawiałam, co to mogło być - i mosz recht 🤣

      Usuń
  4. Sprzątnęli Ci Donnę Leon sprzed nosa.
    A ja właśnie dowiedziałem się o tej pisarce.
    Na klubie książki dyskutowaliśmy jej ostatnią książkę - Wandering through life - Wędrowanie przez życie - niby wspomnienia pod koniec życia, ale bardzo nieciekawe ==> https://poledownunder.blogspot.com/2024/10/wandering-through-life.html
    Być może inspektor Brunetti jest lepszy, jest kilka książek o nim w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnienia możliwe, że nieciekawe, ale kryminały z Brunettim lubię, głównie dlatego, że mocno osadzone w Wenecji, gdzie autorka mieszka od lat.

      Usuń
  5. Rekomendowala bym niszczarke ale pewnie okazje do pozbywania sie niepotrzebnych zapiskow masz rzadkie wiec moze to zly pomysl.
    W moim dawnym zyciu tez mialam rozne zapiski, karteluszki, przepisy kuchenne, kronike rodzinna w kilku notesach - wszystkiego sie pozbylam przy likwidowaniu domu i okazuje sie ze moge bez nich zyc.
    Ja mysle i widze po sobie, ze finansowe zabezpieczenie sie na przyszlosc jest bardzo wazne - a czego nie wydam zostawie dzieciom, nie zmarnuje sie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę przecież kupować niszczarki 😉
      W ogóle to wczoraj wieczorem, wracając z pożegnalnej imprezy, zaczęłam snuć PLAN. Plan pozbycia się rozmaitych rzeczy 😂 Nie pierwszy to raz i nie ostatni, ale dziś rano na fali entuzjazmu zaczęłam pakować stare torby 🤣

      Usuń
  6. Taką metodą zaczęłam swoje papiery usuwać ... ale nie skończyłam. Wrócić muszę do tego obowiązkowo. Czy wiesz, że dzięki Tobie? Motywujesz mnie Małgosiu. Uściski 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że łatwo zacząć, a trudno skończyć. Dlatego dałam to do 10 codziennych obowiązków, bo jedynie w ten sposób KIEDYŚ to skończę 🤣 Ściskam!

      Usuń
    2. KIEDYŚ to może i ja się uporam 😀 a kiedy jest KIEDYŚ? Nikt nie wie 🙈

      Usuń
    3. Jaki anonimowy, to ja przecież 😀 Małgosiu, Twoja depresyjka wynika z okoliczności zewnętrznych, dokładnie wiem z jakich. Poprzednią nocęe trochę opisałam u siebie... Wczorajszą, aby przeżyć - za podpowiedzią BBM - uratowałam podaniem oxazepamu, który znalazłam jeszcze w pracowej torebce. Będę tak robić do wyczerpania zapasów, inaczej nie przeżyjemy. Normalnie muszę się za te papiery zabrać, żeby nie zwariować. Przytulam 💗

      Usuń
    4. Czytałam Twój wpis... Skąd ja to znam, prawda? Dużo można znieść, ale nie zarwane noce, których nie da się odespać, niestety.

      Usuń
  7. Kiedy przeczytałam o pożegnalnej imprezie przyponiałam sobie aforyzm Horacego Safrina - "Trzej ludzie robią z człowiekiem co im się żywnie podoba: fryzjer,grabarz i mówca na bankiecie jubileuszowym". Bardzo mi przykro z powodu twego samopoczucia, znam to dobrze, dwa razy przechodziłam. Pij dziurawiec. Pozdrawiam serdecznie, Magda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny aforyzm!
      Usiłuję sobie przypomnieć - chyba te aforyzmy były w domu (w sensie w Dżendżejowie). Ale co było, a nie jest...
      Przemowy były trzy, łącznie z moją, ale nie za długie.

      Dziurawca się boję, ze względu na kolidowanie jego ze słońcem. Słońca teraz co prawda wiele nie ma, ale jednak bywa 😉

      Usuń
  8. 10 obowiązkowych działań ?! a ja gupia myślałam, że na emeryturze się odpoczywa i przyjemnie spędza czas ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, zaorałaś mnie...
      Przejrzałam listę: trzy są związane z językami, trzy ze zdrowiem, a cztery - cóż, cztery z porządkami. Czyli te ostatnie odpadną... po czym znajdę sobie nowe 🤣

      Usuń
  9. "W Dżendżejowie mieszkaliśmy na tyle blisko torów, by słyszeć każdy przejeżdżający skład."

    Mieszkałem jako dziecko na ulicy przy dworcu kolejowym. Codziennie widywałem sznury wagonów i wsłuchiwałem się w stukot wagonów. Miałem też nawet okazję widywać jedne z ostatnich działających lokomotyw spalinowych (tzw. "ciuchcie").
    Dodatkowo każdy z dalszej rodziny i znajomych przyjeżdżających z daleka nie omieszkał odwiedzić moich rodziców (bo niedaleko od dworca).

    Zazdroszczę twojej energii jesiennej. Na widok aktualnej kartki z kalendarza, krótkich dni i łysych drzew mam jedynie ochotę używać wyrazów nieparlamentarnych.

    Pozdrawiam
    Nieryba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciuchcia wąskotorowa jeździła jeszcze koło domku mojej babci, byłam u niej do drugiej klasy od poniedziałku do soboty, odprowadzała mnie do szkoły, a mama zabierała mnie na niedzielę. Potem babcia nagle zmarła, rodzice musieli się inaczej zorganizować, a domek w końcu sprzedać.
      Ciuchcię też likwidowano, ale to już bez związku ze śmiercią babci...

      Usuń