poniedziałek, 10 maja 2021

N. Nosow - Witia Malejew w szkole i w domu

Nie wiem, czym sobie pan Nosow zasłużył (czy raczej NIE zasłużył) na taką anonimowość imienia. Bogu dziękować, że w ogóle nie oznaczono jako autora N.N. Gdy Witię wydawano w Polsce po raz pierwszy, jego autor był po czterdziestce, za młody na imię?

Więc - Nikołaj Nikołajewicz Nosow. Tu po polsku, a tu po rosyjsku. 

Witia Malejew w szkole i w domu to była jedna z moich najukochańszych książek. Teraz, gdy ją sobie przypomniałam, po części rozumiem, dlaczego. Bo z jednej strony - myślałam sobie teraz - ja byłam w szkole (podstawowej) taka typowa piątkowa uczennica, więc co mnie mogło pociągać w postaci Witii, a zwłaszcza jego kompana Szyszkina, dwójkowiczów i z lekka bezmyślnych chłopaków? Chyba, że właśnie odmienność? 

Ale jednak. Prokrastynacja to moje drugie imię. Ja też, jak Witia, chętnie odłożę na później to, co TRZEBA zrobić, a zajmę się tym, czego NIE TRZEBA, przynajmniej w danej chwili. Zostawię na ostatnią chwilę. Jak jest coś łatwego i coś trudnego, też wybiorę to łatwe, chyba z nadzieją, że trudniejsze w międzyczasie zniknie 😁

Klasyczny przykład - gdy się mam uczyć do testu, zabieram się nawet za porządki w szafie (co jest najgorsze z możliwych), byle nie siąść do zeszytu. Dziś chyba mogłabym podać rękę bohaterom.

Gdy wczoraj czytałam, po raz pierwszy dostrzegłam, jaką dawką propagandy jest Witia... przesycony. I smrodku dydaktycznego. Jako dziecko absolutnie tego nie widziałam (czyli spełniała swą rolę). Niestety nie pamiętam, czy docierał wówczas do mnie absurd rozmów uczniów z drużynowym czy nauczycielką - całkiem jak z jakiegoś zebrania w fabryce. Pozwólcie mnie też powiedzieć. W naszej klasie panuje prawdziwa przyjaźń. Teraz rozumiem, że chłopcy chcieli mi dopomóc i walczyli o honor całej klasy.

Cóż, dziś chyba już nikt tego nie czyta, na Lubimy czytać znalazłam jedynie 20 ocen! I pewnie wystawili je z sentymentu ci z mojej generacji.

Ja jednak pozostaję przy pozytywnej ocenie i pewnie za kolejne 20 lat znów do Witii... zajrzę. 

Oczywiście powieść została sfilmowana, ja ten film mam i się zastanawiam, czy to możliwe, że go do tej pory nie oglądałam. W planach za 5 minut - odszukanie go i sprawdzenie. Jeśli nie znam - już wiem, co będę dziś oglądać.

Początek:

Koniec:
A teraz półka, proszę bardzo.Większość z tego powinna być Wam znana, wszyscyśmy to czytali 😍

Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1976, 205 stron 

Tytuł oryginalny: Витя Малеев в школе и дома 

Przełożyły: Maria Grzeszczak i Natalia Stasińska 

Z własnej półki 

Przeczytałam 9 maja 2021 roku 

 

Teraz tak. Obejrzałam wreszcie Zabić drozda.

  

Szczęśliwie moje DVD było wypasione językowo, więc wybrałam sobie czeskie napisy, a co!

Czyli obejrzałam Jako zabít ptáčka. Na początku myślę - co za Čipera, jaka Čipera, co to jest? A to w czeskiej wersji główna bohaterka Smyk (ang. Scout). Dosłownie - spryciara. Nauczyłam się nowego słówka 😏
Doczytałam, że Harper Lee dała zegarek po swoim tacie Gregory Peckowi w dowód uznania, jak go pięknie odegrał. Ale to nie był zegarek (hodinky) użyty w filmie.

 

Z frontu szczepień donoszę, że wczoraj córka prosiła, żeby jej przynieść piłę w celu odcięcia sobie bolącego ramienia. Oprócz tego pękał jej łeb oraz bezustannie moczyłam w zimnej wodzie ręcznik, coby sobie chłodziła rozgorączkowane czoło. Ale dziś już przeszło. 

Miejska partyzantka (urban guerrilla) działa!

/a przynajmniej robi, co może/

Z frontu kuchennego natomiast - informuję, że w słoiku była fasola. Postanowiłam skorzystać z niedzieli (w tygodniu nie ma czasu na tak długie gotowanie) i przyrządzić ją w charakterze dodatku do drugiego dania. Czego jeszcze w życiu nie robiłam. No nie jadało się u nas fasoli w ten sposób. Zawsze albo do barszczu albo po bretońsku. Książka Bukiet z warzyw, tom 1 Henryka Dębskiego zaproponowała:

a/ fasolę białą z wody (polaną bułką tartą z masłem)

b/ fasolę białą po gospodarsku (z masłem, natką, koperkiem i curry)

Ponieważ nie mogłam się za cholerę zdecydować (zwłaszcza w kwestii zielonego, które tak uwielbia córka), w końcu zrobiłam obie. Albowiem okazało się, że tej fasoli ugotowało się trochę dużo.

/jeśli chodzi o mistrza drugiego planu czyli na wpół zardzewiały cyrkiel ze stołu, to nic, to tylko na chwilę, jest do wyrzucenia, do metalu i plastiku chyba?/

Obie fasole nadają się do jedzenia, gdyby ktoś pytał. Do tego stopnia, że do wieczora chodziłam do kuchni i podjadałam po dwa zimne ziarnka (tyle tego zostało), aż wreszcie skonsumowałam całość 😀

Dziś było risotto, jutro będzie tofu, a pojutrze... zobaczymy. Miałam robić kaszę pęczak po wiejsku - ale w Lidlu wykupili. Natomiast dziś optymalizując wykorzystanie czasu pracy na fabryce obejrzałam parę filmików na YT, gdzie ludziska smażą różne placuszki ZE WSZYSTKIEGO. I jestem za.

...

EKSPERYMENTA z wielkością zdjęć 

1400 - rozmiar oryginalny, do lewej

1400 - bardzo duży, do lewej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

1400 - duży, do lewej

38 komentarzy:

  1. O jeny,to z córką wyszło średnio. Ale tak to jest, że każdy inaczej reaguje na szczepionkę. Ważne, że jest już dobrze.

    A z poleczki czytałam 7 książek. Najmilej wspominam Mania czy Ania, jednak głównym faworytem jest Samotny biały żagiel. Cizemke czytałam i oglądałam, Szatan to wiadomo,Mała księżniczka, Zorro, Gdy inni dziećmi są czytane, z lekka już zapomniane.

    Nigdy nie jadłam fasoli w takiej postaci,lubię za to zupę fasolowa, no i po bretonsku. Ponoć można piec też ciasta na bazie fasoli, niby ma smakować jak marcepan. Pozdrawiam. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samotny biały żagiel - och, tak! A ja właśnie wpisałam na listę Zorro, bo najwyraźniej tego nie znam oraz Gdy inni dziećmi są dla przypomnienia.

      Ponoć faktycznie pieką takie ciasta z fasoli, też słyszałam. No i oczywiście Japończycy mają te swoje ciastka z nadzieniem fasolowym, ale to z jakiejś specjalnej czerwonej fasoli. O zupie zapomniałam, jasne, przecież zupa fasolowa to była w domu obowiązkowo.

      Usuń
    2. "odcięcia sobie bolącego ramienia."
      "pękał jej łeb"
      "moczyłam w zimnej wodzie ręcznik, coby sobie chłodziła rozgorączkowane czoło."

      Przecież to "lekarstwo" jest gorsze od samej choroby!
      Najgorsza jest ta presja aby wszystkich do tego przymusić...

      Usuń
    3. Jeden dzień... jeden dzień - w przeciwieństwie do choroby. Kuzyn ma się po covidzie bardzo źle, kłopoty z błędnikiem (których nigdy nie miał), przewraca się. Jego żona słaba jak kot. O tych, co nie żyją - a znałam osobiście - nie mówię.

      Gdy się szczepi małe dziecko, też są jakieś dolegliwości po szczepieniu. To normalne.

      Usuń
  2. Ze też nie mieszkasz w Kętrzynie! Bym się wpraszał na obiady :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jakbyś chciał zabrać też dla babki, to by na tej fasoli średnio wyszła :)

      Usuń
    2. Babka przy fasoli za mocno ostatnio grymasiła (za dużo gryzienia?), więc jej już nawet nie proponuję.

      Usuń
    3. Myślałam raczej o trawieniu ;)

      Usuń
  3. We wczesnych latach powojennych było sporo takich książek. Moje przeczytania to: Czuk i Chek, Kordzik, Timur i jego drużyna, Samotny biały żagiel, Artiomka w cyrku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie to wszystko odkupiłam po latach, bo w większości wyparowały własne egzemplarze z dzieciństwa. Timura kocham do tej pory wielką miłością, kupiłam też sobie po rosyjsku (i przeczytałam). Ale Artiomki w cyrku to nie znam!

      Usuń
  4. No pewnie, że na półce klasyki, ale z jedną uwagą, książki znane ale nie zawsze czytane lub pamiętane...
    Sama tak miałam przed egzaminami, ze nawet Bolka i Lolka obejrzałam, byle nie zaglądać do notatek.
    Ja po drugiej dawce Astry wczoraj, na razie zero reakcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, bo to już pieśń przeszłości :(
      Z Bolkiem i Lolkiem to jednak, wybacz, przegięłaś :) :) :) Ja rozumiem okna umyć :)

      No to może obejdzie się bez atrakcji. Często ludzie mówią, że po drugiej dawce spoko. My teraz czekamy do lipca, żeby się wreszcie poczuć w miarę bezpiecznie. Właśnie piszę list do Ojczastego, że go nawiedzę w połowie lipca - tak, wsiądę po raz pierwszy od niepamiętnych czasów do pociągu :)

      Usuń
    2. Reksio też był i jakieś tam porządki w szafie...
      jotka

      Usuń
  5. Witię jako tytuł pamiętam doskonale, więc na pewno czytałam, ale nic nie pamiętam.
    W tamtych czasach sporo było rosyjskich lektur.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Wszystko to poszło w zapomnienie, choć nie zawsze było naładowane ideologią. Ale taka kolej rzeczy, przychodzą nowe książki (vide Harry Potter).

      Usuń
  6. Pytanie w temacie fasoli (ta z curry brzmi cudnie) - bierze się suchą fasolę, moczy i gotuje?
    Z moczeniem jestem ostatnio za pan brat, bo podejmuję wyzwanie falafela, no to moczę ciecierzyca, tylko kurczę nie wiem, czy jak się już namoczy to trzeba zaraz obrabiać czy można wstawić namoczone na jakiś czas do lodówki - ale to mój problem, będę rozkminiać. A w ogóle to taka surowa, namoczona ciecierzyca bardzo mi smakowała...

    pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja namoczyłam wieczorem, a na drugi dzień wylałam tę wodę i gotowałam w nowej. Tak że garnek z fasolą stał na kuchence prawie 12 godzin :)

      A potem wedle przepisu: po odcedzeniu wymieszać z masłem, koperkiem, natką i curry. Jeszcze dać do rondla czy na patelnię i dusić 3-4 minuty, ciągle mieszając.

      Czy surowe strączki zdrowo jeść, to nie wiem :)

      Usuń
    2. Dzięki, podoba mi się, zrobię.
      Ps. Ciecierzyca tez moczyła się 12 godzin!! Toż to trzeba wyższej logistyki i matematyki, żeby wyliczyć wszystko na czas.

      Usuń
    3. W przepisach często mówią, żeby namoczyć wieczorem, a rano ugotować. Ale ja rano raczej nie potrzebuję gotować, zabieram się za to bliżej południa, więc... nie będę im żałować paru godzin :)

      Usuń
  7. A mnie naszło cos na tortille i zrobiłam mielone (z udźca indyczego) plus czerwona fasolka z puszki, trochę kukurydzy, pomidor, papryka, troche przecieru, sałata i wyszła taka pychota, że porcje na dwa dni zjedlismy w jeden :) więc dzisiaj musiałam zrobioc cos innego, ale juz przymierzam sie ponownie:) Tylko wolałabym miec tortille domowe, ale okazuje sie, ze wałka nie mam, a tu będzie potrzebny:)
    Czy mogłabys dawac wieksze zdjęcia? zwłaszcza książek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Butelką wałkują, z tego, co widziałam :)
      Nie robiłam niczego takiego. Z mielonego to jedynie bolognese chyba :)
      No nie, przepraszam, dawno dawno temu zrobiłam kotlety mielone. Do dziś wspominają w rodzinie mojej córki, że nawet ich pies nie chciał jeść :)

      Większych zdjęć nie mogę, bo - wyłażą poza ekran :) Robię zawsze wersję 900x600 lub 700x900, jeśli w pionie. Druga sprawa, że takiej wielkości ważą poniżej 100 Kb,a wtedy się nie liczą do wykorzystania miejsca na blogspocie - tak kiedyś czytałam.
      Inna rzecz, że wyłażą poza ekran - na moim laptopie. Może jak jest większy monitor, to nie wyłażą? A Ty pewnie oglądasz na telefonie, gdzie jest możliwość powiększania dotykowo?

      Usuń
    2. Trochę nie rozumiem, bo ja daje duze zdjecia i nic nie wylazi, a ogladam na laptopie i tablecie. Wielkosc do wyswietlenia ustawiasz sama, male, duze, oryginalne. A tutaj zdjecia są duze, ale jak klikne, to wyswietlaja się mniejsze i tytuly są malo czytelne.

      Usuń
    3. No popatrz, spróbowałam trzech opcji i coś to nie wygląda.
      Pierwsze wystaje :) drugie i trzecie po kliknięciu na nie są mniejsze!

      Usuń
    4. Ostatni 'duzy' jest ok, czyli wyświetla sie prawidłowo i po kliknieciu jest wiekszy. Chyba wiem, o co kaman:) Dam przykład zdjęcia z risotto; wstawiłas zdjęcie 512x341 i dałas opcję bardzo duzy? czyli wyświetla sie większe niz jest w oryginale.

      Usuń
    5. Sprawdziłam - w poście pierwsze zdjęcie (książka) ma szerszy bok 910, a oryginał (czyli po kliknięciu) 512.

      Usuń
    6. Nie. Wszystkie zdjęcia zmniejszam zawsze do 900x600, a pionowe do 700x900. Tylko jeśli wycinam kawałek zdjęcia, może on mieć nieco inne rozmiary.
      Rzeczywiście gdy kliknęłam na to pierwsze zdjęcie z posta i się zmniejszyło, po czym zapisałam je sobie na pulpicie - faktycznie ma 512x341. Co wobec tego wyrabia blogspot - nie mam pojęcia!
      Tak samo risotto.
      Oryginał jest zawsze 900x600. I daję opcję 'oryginalny rozmiar'.
      No to nie wiem, co mam robić.

      A Ty nie widzisz tytułów tylko na zdjęciu zbiorczym czyli półki, tak?

      Usuń
    7. Tak, po prostu nie moge przeczytac tytułow, dlatego 'sie czepiam', WYBACZ :)

      Usuń
  8. Akurat ta propaganda nie jest niczym nadzwyczajnym. Mam wrażenie że ten kraj nią żyje do dziś. Pamiętam jak wyglądały moje książki do języka Rosyjskiego i tam też jej nie brakowało, a moja nauczycielka wciąż powtarzała, byśmy sie pilnie uczyli, bo kiedyś wyjedziemy do Rosji do pracy :-) Strasznie się myliła, bo Polacy wyjeżdżają w zupełnie innym kierunku :-) Ale Rosyjskie dusze przesiąknięte są propagandą :-)Na moim WordPressie duże zdjęcia niestety wyglądają koszmarnie :-( [Stanley Maruda]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, takiej nawiedzonej nauczycielki tośmy nie mieli :)
      Tak, Rosjanie en masse ciągle wierzą w komunizm i tęsknią za nim. Niektórzy tylko dlatego, że to były czasy ich młodości - i to jest zrozumiałe. Inni, bo po wyprowadzeniu sztandaru ZSRR potracili pracę, mieszkanie. Więc "kiedyś lepiej było".

      Usuń
  9. Dawniej dużo przeczytałam, w czasach gdy słowa "propaganda" nie znałam, literatury rosyjskiej i czytałam jak leci a nawet przez chwilę kazałam na siebie "Aniuta" mówić, bo tak miała na imię jakaś bohaterka. Najostatniejsza jaką kojarzę zrobiła na mnie takie wrażenie, że do tej pory pamiętam koszmar (nie da się "odpamiętać"), że starych ludzi rodzina dusiła paskiem zrobionym z nienarodzonego zwierzątka wyciągniętego z łona matki, wrr brr... Tylko nie wiem już czy to z renifera było czy z jaka, w każdym razie na wschodzie u prymitywnych ludów syberyjskich czy coś....straszne, i dopiero gdy nastała dobra radziecka władza to zabroniła takich barbarzyńskich praktyk... Swoją drogą okropne czasy i okropne zwyczaje w różnych częściach świata.
    Żeby przyjemniej było - fasolkę zrobię, przypomniałaś mi i skorzystam :) Pozdrawiam Małgosiu :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, tego nie znam.. i chyba dobrze :)
      Aniuta.
      Ja na siebie kazałam mówić Lilka ("Słoneczniki").
      Ale nikt nie mówił.
      Tak sobie można kazać :)
      Też pozdrawiam!

      Usuń
  10. Z tym odkładaniem i braniem się za lżejsze, to jakbym o sobie czytał. Moja Mama widząc mnie uczącego się dopiero przeddzień egzaminu kiwała tylko głową i mruczała: "Wtedy do pokuty, jak śmierć u dupy" :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he - dobre powiedzonko :)
      Z drugiej strony to przecież racjonalne podejście - po co pokutować, gdy śmierć daleko - zdąży się przecież znowu nagrzeszyć!

      Usuń
  11. "Witia Malejew w szkole i w domu" była jedną z trzech pierwszych książek, jakie samodzielnie przeczytałem w życiu, najprawdopodobniej w 1969 lub 1970 roku. Do tej pory pamiętam wagary jednego z bohaterów, jak też pokaz rozwiązania zadania matematycznego przez... psa! Chętnie przeczytałbym tą książkę ponownie, może gdzieś jest dostępna 'online'. Na szczęście nie było tam chyba za dużo propagandy-ot, wspomnienie o Leninie. Natomiast opowiadania w podręcznikach do nauki języka rosyjskiego to już makabra. Dlatego po 8 latach 'nauki' tego języka nie potrafię nawet w nim powiedzieć, że go nie umiem...

    Co do kupowania nowych pozycji w antykwariatach, to z przyjemnością zrobiłbym to, ale z dwóch powodów nie jest to możliwe: po pierwsze, praca do tej pory trzymała mnie 12-14 godzin dziennie i w ogóle rzadko wychodzę na zewnątrz, nie pamiętam kiedy ostatnio musiałem kupić do samochodu benzynę; po drugie, cały czas mamy 'lockdown', wszelkie 'nie-niezbędne' sklepy (włącznie z tymi sprzedającymi książki) są pozamykane, a 'lockdown', który miał się zakończyć 20 maja, został przedłużony do 2 czerwca 2021 roku. Już mi przez to przepadły dwa krótkie planowane wakacje pod namiotem (bo parki też pozamykane); następny biwak dopiero w drugiej połowie czerwca, mam nadzieję, że pozwolą wyjechać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, miło znów widzieć! Już się zastanawiałam, co się z Tobą dzieje, czy wszystko w porządku 🙄 A tu takie kwiatki! Nie wiedziałam, że w Kanadzie tak jeszcze ostro...
      Życzę więc przynajmniej tego biwaku w czerwcu - może się uda?
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  12. Dziękuję za pozdrowienia-nie miałem czasu na nic poza pracą, może wkrótce stanę się bardziej aktywny. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń