Jest taki dom gdzieś w Krakowie, przez wszystkich uważany za do góry nogami, głównie dlatego, że ojciec z matką mają lewicowe poglądy i zawsze chętnie niosą pomoc tym, którzy jej potrzebują (a którzy potem, gdy już obrosną w piórka, jakoś ich już nie zauważają - samo życie). Ojciec jest lekarzem, ale często zamiast zainkasować należność od pacjenta wciska mu pieniądze na wykupienie lekarstw. Matka - żyje w chmurach, bo poezją. Trzy córki muszą sobie radzić same, a całą historię opowiada średnia Magda.
Co jest ciekawe, to obraz życia w przedwojennej Polsce, czy to domowego czy towarzyskiego czy szkolnego. Trochę mnie irytowała maniera pisarska, przyznam się. Ale nie jest powiedziane, że kiedyś nie będę chciała do książki wrócić.
Doczytałam się, że inna z powieści Szczepańskiej była bohaterką sporej afery wydawniczej, bo pod płaszczykiem powieści dla pensjonarek szerzyła erotyzm i wyuzdanie (dziewczętom były tylko flirty w głowie). Książkę krytykowano, przestrzegano rodziców, a nawet wycofano ją z bibliotek.
Autorem okładki i ilustracji był Charlie. Tym pseudonimem podpisywał się Karol Ferster, "etatowy" wówczas ilustrator w Księgarni Powszechnej. Po wojnie, w Przekroju, był autorem postaci Augusta Bęc-Walskiego.
Początek:
Koniec:
Wyd. Księgarnia Powszechna Kraków, prawdopodobnie 1938, 306 stron
Z własnej półki (przyniesione z knihobudki 2 lutego 2025 roku)
Przeczytałam 14 kwietnia 2025 roku
Tak się zasugerowałam coraz lepszymi (chociaż nadal złymi) wynikami badań, że aż poszłam na spacer - pierwszy od ho ho - i wcale się nie zmęczyłam. Inna sprawa, że na spacerze spoko, a ledwo wejdę do domu, to już jestem jakaś zmęczona i nic mi się nie chce 😂 Być może chodzi tu o całość sytuacji i że dom kojarzy mi się źle...
Zaraz tu zdam relację ze spaceru, tylko jeszcze doniosę, iż byłam wczoraj kontrolnie u pani doktor i ta powiedziała, że jak najbardziej do Pragi mam jechać, że to przecież ogólnie dobrze mi zrobi, również psychicznie, skoro na to czekam cały rok. No! Więc teraz będę miała mnóstwo roboty z przygotowaniami (miejsc, gdzie się udać etc; ale także telefonu - bo w telefonie jest prawie 500 zdjęć, które lepiej usunąć, żeby zrobić miejsce dla praskich, tyle że to usuwanie zabiera bardzo bardzo dużo czasu, jako że telefon nie chce się łączyć z laptopem).
Przez to chorowanie od pięciu tygodni zarzuciłam wszystko, ale to wszystko. Nie oglądam czeskich wiadomości, nie porządkuję książek, nie robię angielskiego (nawet z Duolingo się poddali i przestali mi przysyłać ponaglenia do nauki), nie piję zielonej herbaty, no kompletnie NIC. A wczoraj, na fali entuzjazmu po wizycie u lekarki, obejrzałam czeski film i nawet postanowiłam dziś napisać post na jednym z podrzędnych moich blogów, tym o czeskim filmie właśnie. Gdzie ostatni raz byłam prawie trzy lata temu... O blogu praskim to już nawet nie ma co wspominać, materiałów z wyjazdów jest mnóstwo, ale sił na pracę nad nimi jakoś nie było. Może się teraz uda?
A wracając do spaceru podzielę się z Wami moim dawnym marzeniem. Otóż odkąd tu mieszkam jeżdżąc czy to do pracy czy "do miasta" mijam pewien dom, willę czy jak go nazwać. I od samego początku miałam taką skrytą chęć w nim zamieszkać. Że jakbym wygrała w tego totka, w którego nie gram, to bym go kupiła, odremontowała i sobie miała i mieszkała. Dlaczego akurat ten, w nie najciekawszym miejscu, bo przy ulicy z tramwajami i ściśnięty między postawionymi później blokami? A bo ma niektóre półokrągłe okna, mansardowy dach i potencjał w postaci strychu 🤣
Jedyne, co udało mi się zaobserwować, to że mieszka tam jakaś staruszka i ma groźnie wyglądające psy, lepiej było bliżej nie podchodzić. Dom był po większej części zasłonięty krzewami i drzewami, nic więcej nie udawało się dostrzec.
W tym roku nagle! połowa posesji, ta bez domu, podwórkowa jakby, została kompletnie wygolona i otoczona nowym białym parkanem, a część z domem też pośrodku działki oddzielona tym parkanem. Oho, niedobrze, ktoś to od staruszki wynajął czy co? Ubiegli mnie! Zapytałam sprzedawczynię z kiosku z pasmanterią obok, czy coś wie. Nie była chętna do udzielania informacji, tylko że ponoć to wszystko jest własnością miasta. No to się zdziwiłam.
I oto słuchajcie: nie tak dawno jadąc tramwajem widziałam stojącą przed domem karetkę pogotowia, ale również policję. Gdy wracałam godzinę czy dwie później, pogotowia już nie było, ale policja owszem i co dziwne - widziałam w środku zapalone światło (wieczór już się robił prawie). A dlaczego to dziwne? Bo nigdy nie dostrzegłam tam światła, zakładałam, że albo staruszka oszczędza albo w ogóle ma odłączony prąd może.
A chwilę później już nie było ani tej gęstwiny krzaków. I cisza. Nie udało mi się znaleźć żadnej informacji ani na temat tej willi ani ewentualnego wydarzenia. Jak wpisuję adres, to mnie odsyła do stron, które proponują dostęp do hipoteki za 40 czy 60 zł.
Więc będąc na spacerze i obfociwszy wyłysiały dom ze wszystkich stron zwróciłam uwagę, że w sąsiednim bloku kobieta myje okno na I piętrze, zadarłam więc głowę i zapytałam, czy wie, co tu się stało.
- Ja tu nie mieszkam, tylko pracuję, ale słyszałam, że kogoś zamordowano.
I to wszystko.
Gdybym była rasowym reporterem, wypytałabym wszystkich naokoło i napisała reportaż o klikbajtowym tytule... Albo kryminał jakiś machnęła... A ja i tak będę tam się kręcić i dopytywać 😂
Tymczasem na wieczną rzeczy pamiątkę zostawiam tu te przedwczorajsze zdjęcia.
Na facjatce była planowana sypialnia córki, ja swoją wolałam na dole, tam, gdzie okno po prawej stronie ganku.
Od tyłu (pewnie kuchnia i pomieszczenia gospodarcze) widać tę odgrodzoną niedawno i wyłysioną część podwórka. A tu miał mi kolega z pracy wymyślić ogród.
Tu niżej widziałam oczyma wyobraźni wielki salon z biblioteką. Pewnie to są dwa pomieszczenia, skoro różne okna, ale ja bym je oczywiście połączyła w jedno.
Oczywiście ta antena satelitarna kłóci się z brakiem światła. Nawet kiedyś myślałam, że ktoś wynajął pokój na poddaszu, bo pojawiła się tam również zewnętrzna roleta. Ale kabel od anteny idzie na dół.
I tak moje 40-letnie marzenia legły w gruzach (cokolwiek się tam stało). Raz, że wygranej ani dudu, dwa, że ktoś już najwyraźniej to przejął. Czy faktycznie miasto?