niedziela, 13 lipca 2025

Krystyna Boglar - Nie głaskać kota pod włos

Leśniewskich musiałam pożyczyć z biblio, swoich nigdy nie miałam - nie moja generacja, wyszło po raz pierwszy w 1978 roku, to już byłam poważną (hłe hłe) licealistką. Ale serial w tv się kiedyś oglądało. Teraz oczywiście mam zamiar go sobie przypomnieć. Natomiast pierwowzór literacki jakoś mnie nie zachwycił. Nie leży mi sposób pisania pani Boglar, najwyraźniej. Nie wiem, czy ona tak zawsze czy tylko tutaj. Córka widziałam, że czytała ostatnio sporo jej młodzieżówek, ale nie podzieliła się uwagami. Dodatkowo - nie jest to lektura wakacyjna sensu stricto, bo z wakacji to właśnie cała rodzinka powróciła, no ale następna będzie jak trzeba 😂

Początek: 


Koniec:

Wyd. Siedmioróg, Wrocław 2000, 124 strony

Ilustracje: Artur Piątek 

Z biblioteki

Przeczytałam 9 lipca 2025 roku
 

W kolorowej gazetce przeczytałam nagle, że już jeden centymetr mniej w talii to niższe ryzyko miażdżycy, zawału serca, arytmii czy udaru mózgu. Że otyłość brzuszna powoduje wzrost poziomu cukru we krwi. Że upośledza pracę układu oddechowego. Że to jeden z czynników prowadzących do niealkoholowego stłuszczenia wątroby. Że to wyższe ryzyko nowotworów przewodu pokarmowego.

Ohoho, pomyślałam. I co tu zrobić?

Radzą: 


Postanowiłam zastosować się do pierwszej rady. Oprócz oczywiście wody.

Regularność posiłków - można spróbować. A nawet od dwóch dni jem kolację o 18.00, jak to czyni Jedna Taka tutaj 🤣 Z tym, że przetrzymanie tylu godzin do śniadania to trudna sprawa.

Punkt trzeci: ni cholery w obecnej sytuacji, wiadomo. Dziś na przykład poza tradycyjnym sikaniem co godzinę mieliśmy a/ daj mi pusty kubek (wywiad wykazał, że miał zamiar do niego wymiotować - tak, do kubka, nie do miski, może kiedyś w cyrku pokazywali? - przy czym następne godziny udowodniły, że to było tylko jakieś nocne bredzenie) b/ dwie godziny później zrób mi kubek herbaty i coś do jedzenia, kolację jakąś - kubek herbaty stał nietknięty do rana, drugiej kolacji oczywiście nie dostał c/ o wpół do czwartej poszedł do łazienki myć czółko gąbeczką. JA ZWARIUJĘ.

Rada czwarta: mój ruch aktualnie to jedynie marsz do sklepu i do knihobudki. W domu to mogę sobie pochodzić w kuchni naokoło stołu ewentualnie, ze względu na zagęszczenie na metr kwadratowy 😂 Ćwiczenia... ech. 

No i w końcu radzenie sobie ze stresem. Zostaje mi chyba jedynie GŁĘBOKIE ODDYCHANIE. 

W tej sytuacji ciężko będzie stracić choć ten jeden wspomniany centymetr... Zmierzyłyśmy sobie rytualnie obwód w talii - i ja i córka, ale co tu o niej gadać, to nie jej problem - o dziwo, wystarczyło centymetra, ale to żadna pociecha, bowiem w artykule jest również wspomniane, że u pań, gdy obwód przekracza 80 cm, to sygnał alarmowy

Tak że tak.

A do zmiany sytuacji jeszcze tak daleko... ustawiliśmy się w kolejce 25 kwietnia, kolejka na rok - nawet mi się nie chce liczyć, jak to długo jeszcze, plus minus oczywiście. 

Miałam na emeryturze chodzić raz w miesiącu do kina. W styczniu jeszcze byłam (zasypiając w trakcie filmu 🤣), potem zaczęły się już te hece z halucynozą i pozamiatane. W czerwcu moja Fabryka robiła przegląd filmowy, zabukowałam sobie trzy wejściówki z myślą co będzie, to będzie (żeby się w tym czasie nic z Ojczastym nie działo) i jak wyszło? Poszłam na pierwszy film, rozczarowanie, poszłam na drugi - po 68 minutach musiałam wyjść na korytarz (atak kaszlu nie do opanowania) i już nie wróciłam, na trzeci z tegoż powodu w ogóle nie poszłam. Tak się złożyło akurat, że byłam przeziębiona 😢 Przezornie wzięłam sobie miejsce zaraz koło wyjścia i dobrze zrobiłam.

No, a teraz zajrzałam na repertuar mojego kina z tanimi biletami dla seniorów i grają dwa filmy, które bym chciała zobaczyć - córka sprawdziła, że nie ma ich online - jeden dziś, austriacki Dzieci z Favoriten*, drugi we wtorek hiszpańsko-francuskie Małe miłości**. Oba po 16.00 czyli idealnie między obiadem a kolacją, byle tylko Ojczasty spokojnie spał... Trzymajcie kciuki!

 Ten film to hołd dla nauczycieli, opowieść pełna wiary w edukację, która może zmienić świat. W sercu wielokulturowego Wiednia, miasta uznanego za najszczęśliwsze w Europie, reżyserka R. Beckermann podąża z kamerą za dziećmi z jednej klasy oraz ich charyzmatyczną wychowawczynię Ilkay. Nauczycielka walczy by stworzyć włączające, wspierające i bezpieczne środowisko dla dzieci. Pomimo braku szkolnego psychologa oraz zajęć wyrównawczych potrafi z sukcesem prowadzić klasę i wspólnie pokonywać przeszkody, a porażki zamieniać w zwycięstwo. Reżyserka rozdaje dzieciom smartfony, aby mogły dokumentować rzeczywistość ze swojej perspektywy. Efektem jest pełen ciepła, poruszający i zaskakująco optymistyczny portret małej wspólnoty, która w atmosferze zaufania i akceptacji uczy się, jak wspólnie przezwyciężać codzienne trudności. 

**  Małe miłości to esencja wakacyjnego kina – skąpany w słońcu film o miłości, życiowych wyborach i związkach na odległość, do których reżyserka przewrotnie zalicza także relacje dorosłych dzieci ze starzejącymi się rodzicami. Z lekkością, czułością i humorem opowiada o wielkich emocjach. Zeskrobuje urazy jak starą farbę ze ścian, a tęsknoty i fantazje puentuje tanecznymi, popowymi piosenkami.

Często słucha ich na telefonie Teresa (María Vázquez), 42-latka, która zmieniła wakacyjne plany, by zająć się matką. Naburmuszona Ani (Ozores) miała drobny wypadek i przez jakiś czas wymaga opieki. Całe lato pod jednym dachem to wyzwanie dla obu kobiet, które spierają się o każdy drobiazg. Ale słońce i czas nieuchronnie rozpuszczają konflikty, więc Teresa i Ani doświadczają też nieoczekiwanej bliskości. Małe miłości Celii Rico Clavellino dają drugą szansę pogrążonym w kryzysie relacjom, nie oceniają miłosnych pomyłek, dowartościowują samotność z wyboru, a przede wszystkim ze zrozumieniem portretują jeden z najbardziej burzliwych związków: matki i córki.

 

środa, 9 lipca 2025

Zygmunt Zeydler-Zborowski - Alicja Nr 3

 

Krajowa Agencja Wydawnicza też miała kryminalną serię, tyle że paskudnie wydawaną - mam na myśli okładki. Ponoć nazywała się właśnie Różowa (Czerwona) Okładka. Kiedyś nią z tego powodu pogardzałam 😂 Dziś, gdy powolutku kompletuję sobie małą kolekcyjkę kryminalną, dobry i KAW. 

Alicję Nr 3 przygarnęłam ze stosów Szyszkodarowych. W maju czytałam Śpiewającego żółwia tego autora i okazuje się, że Alicja jest napisana według tego samego schematu: narratorem jest sam pisarz, żona trzymająca go pod pantoflem to ciągle Bożena, przyjaciel to major Downar, ba! nawet akcja zawiązana jest w ten sam sposób: dziewczyna poznana w samolocie dzwoni do Zygmunta z prośbą o pomoc, ale gdy dochodzi do spotkania, nie chce nic wyjawić.

Bowiem Zygmunt dostał zaproszenie do Włoch od swojej pierwszej żony, która tam sobie upolowała starszego pana na kolejnego męża. Nawciskawszy Bożenie kitów, jak to będzie szukał włoskiego wydawcy (kasa, misiu, kasa) rusza w podróż, niestety samolotem, choć boi się latania jak diabeł święconej wody - w końcu samolot to olbrzymi zbiornik benzyny umieszczony w pobliżu iskrzącego silnika... ale jechać dwa dni pociągiem to nie przelewki. Poznana w samolocie Alicja to piękna dziewczyna, ale coś smutna. Zygmunt cieszy się Rzymem w towarzystwie byłej żony i jej emerytowanego admirała, gdy któregoś dnia Alicja prosi o spotkanie. I tak Zygmunt zostaje wplątany w wielką aferę związaną z przemytem narkotyków i nie tylko. 

Znów ZZ-Z kpi z samego siebie jako autora powieści kryminalnych oraz posiwiałego donżuana: 

 

A tu niespodzianka! Dżendżejów (właściwie wieś koło Dżendżejowa) na tapecie jako miejsce urodzenia niezbyt lotnego, ale za to niepozbawionego muskułów Henrysia, który będzie robił Zygmuntowi za ochroniarza  🤣

 

Jakoś mnie nie dziwi większe zaufanie do młodych i ładnych niż do starych i brzydkich 😁

 

Za nic nie mogę sobie przypomnieć, co ja tu chciałam na tej stronie poniżej 🤣


Początek: 

Koniec: 

No właśnie - milicjant daje cywilowi tysiąc dolarów na drobne wydatki i powierza mu śledztwo w Rzymie 😉 Bujać to my, ale was! Ale przecież to tylko rozrywka 😎

Co mnie jednak teraz zastanawia, to ten Express Wieczorny. Skoro Wieczorny, to jakim cudem ZZ-Z ma go przy drzemce poobiedniej? Myśmy w Krakowie mieli popołudniówkę Echo Dnia. Na Wikipedii piszą, że

przez wiele lat wczesnym popołudniem przed kioskami po „Express” ustawiały się kolejki 

Czyli Bożena skoczyła po gazetę jeszcze przed obiadem? 😉 Express WIECZORNY... oszukiści!

Wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1977, 235 stron

Z własnej półki

Przeczytałam 8 lipca 2025 roku

 

W książce znalazłam artefakt z lat 80-tych 😵



Zaraz mi się przypomniało, jak to mama zaczęła dociskać tatę, żeby dał te lisy, co je trzymał u babci i uszyje się dla mnie futro 🤣 Z wielkim bólem serca tata lisy przyniósł, kuśnierz uszył, a ja w tym tałatajstwie nigdy nie chciałam chodzić. No weźcie, lisy!

Apdejt

Musiałam skoczyć po zamówioną książkę do biblio, więc przy okazji zaszłam na Kleparz (dziś będzie fasolka szparagowa na obiad!). A tam winiarnia i apteka pod numerem 14. W którym z tych lokali urzędował pan odświeżacz i renowator wyrobów futrzarskich to już będzie wiedział jedynie ktoś z lokatorów na wyższych piętrach... w sumie mogłam zadzwonić domofonem i zapytać 😉

    

niedziela, 6 lipca 2025

Sławomir Koper - PRL na czterech kółkach


 Koper to specjalista od wszystkiego, co nie zachęca... no ale jakoś tak w bibliotece mi wpadł w ręce ten PRL na czterech kółkach i choć w PRL-u nie miałam do czynienia z czterema kółkami, to wzięłam do przeczytania. Faktem jest, że nigdy w rodzinie (tej najbliższej) nie mieliśmy samochodu, więc te wszystkie syrenki, trabanty i maluchy ominęły mnie. Brat dopiero sobie sprawił pierwszą mydelniczkę, ale to już nie był PRL.

Natomiast doskonale pamiętam z czasów dzieciństwa, że było mi niedobrze, gdy przyszło jechać samochodem z jakiejś okazji, a już w autobusie torsje (nazwijmy to tak delikatnie) były na porządku dziennym, dlatego jeździło się pociągami, jeśli była taka możliwość. 

Dopiero z tej książki dowiedziałam się, dlaczego mnie tak rzygało 😂 W sensie, że była wówczas bardzo marna jakość benzyny i stąd ten okropny smród. 


Dziwna to książka. Zaczyna się anegdotami o celebrytach i gdy już myślę, że tak będzie do końca (i że zaczyna to nużyć), zaczynają się perypetie fabryk samochodów, projektantów, rajdowców... oraz wbrew temu, co deklaruje autor we wstępie, sporo szczegółów technicznych. Generalnie odnoszę wrażenie, że Koper posklejał w jedną całość różne kawałki, a nawet w pewnym momencie widzę, że tak musiało być, bo nagle tłumaczy, czyim synem był Piotr Jaroszewicz, mimo, że w rozdziałach wcześniejszych już sprawa jego powiązań rodzinnych była omawiana.

Zaczynam mieć podejrzenia, że skoro Koper jest autorem 90 książek, jak piszą na skrzydełku, to chyba ma sztab riserczerów i może osób asystenckich*, a sam właśnie skleja wszystko w jedną całość.

* czytałam właśnie, że poprawiony Kodeks Pracy przewiduje, iż w ogłoszeniach o pracy trzeba będzie używać jednocześnie i feminitywów i maskulinatywów, żeby nikogo nie dyskryminować, więc wykręcam się tutaj sprytnie neutratywem 🤣
 




Początek:
 


Koniec:

Spis treści dla chętnych:

 

Ale ale! A' propos czarnej wołgi. Oto wyjaśnienie genezy powstania legendy:


 

Wyd. Harde Wydawnictwo 2024, 298 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 4 lipca 2025 roku 

 

W kwestii lektur

Podawaliście w propozycjach również Lato leśnych ludzi, nie wpisałam go na listę, bo myślę błeeee Rodziewiczówna, starocie jakieś. Aż tu nagle w budce pojawia się mała książeczka we wtórnej oprawie, zaciekawiona zaglądam, co to będzie - a to właśnie to! Wydanie II, nie wiem, z którego roku, nakładem Gebethnera i Wolffa. No to trzeba zabrać 😁

Ale zerknąwszy na pierwszą stronę jestem deczko zniechęcona... 


Kto czytał, niech się podzieli wrażeniami! Czy to aby nie będzie jak Stara baśń? Boję się za to zabrać 🤣
 


W kwestii zakupów

Nie powiodło się z sukienkami, średnio z odkurzaczem, to może chociaż jakieś duperele do domu? Czyli milion rzeczy, bez których można się doskonale obejść, normalnie minimalizm leży i skrzeczy 😂


To szare po prawej występowało jako UWAGA kuchenny ręcznik do rąk. Hm. Kiedyś coś podobnego, ale w formie rękawicy, kupiłam w Castoramie, że do wycierania kurzu. Schowałam do szuflady i oczywiście kompletnie o tym zapomniałam, dopiero teraz coś mi zaczęło świtać, że halo, skądś znam... Mo nic, ręcznik został zawieszony (na nowym wieszaczku), tylko na razie zapominam go używać, siła (nie)przyzwyczajenia 😂



W kwestii rowerów

Córka się uparła, że będzie jeździć i namówiła ojca, żeby jej wyciągnął z piwnicy rower (zawieszony na haku pod sufitem). Ja byłam przeciwna, że sobie może zrobić ziazi w tę złamaną rękę, ale nie podyskutujesz... Stanowczo postawiłam veto, że nie będzie go trzymać w mieszkaniu, no to wymyślili sposób: przypina go do balustrady na ojcowej klatce (u nas się nie da, bo parter, przeszkadzałoby).   

W piątek była się się na nowo zarejestrować w Urzędzie Pracy, ponoć teraz już nie trzeba się meldować co miesiąc? Cztery godziny w kolejce, bo dwa okienka tylko czynne. 

Tymczasem ja z okazji nabycia karty na tramwaj (wreszcie!) wybrałam się z wózkiem zaopatrzyć w parę książek knihobudki na Biprostalu i Orlenie i oto ujrzałam tak zaparkowane rowery. Nowa moda? Wygodniej?



W kwestii podręczników językowych 

Czytałam rozmowę z pewnym młodym człowiekiem baaaardzo nastawionym na naukę i on wspomniał, że błyskawiczne wyniki lingwistyczne uzyskuje między innymi dzięki dobrym podręcznikom. W komentarzach pod wywiadem pojawiły się pytania ale halo, powiedzcie chociaż, jakie to podręczniki i oto jeden z komentatorów wrzucił taką odpowiedź.

Bardzo dużo PRL-owskich podręczników do nauki języków, było znakomitych. Ponieważ książek było mało a chętnych dużo, o wielu tytułach ludzie nie wiedza.

Leszek Szkutnik celował w angielskich podręcznikach. Wyszła tez kilkutomowa pozycja "Essential English"( w USA kosztuje teraz fortunę). I jeszcze legendarny ang -Dobrzycka, Kopczynski.
Do włoskiego polecam - Włoski dla Polaków, Danieli Zawadzkiej..
Do francuskiego - Platkov, Jaworowski - Mówimy po francusku, lub Francuski dla początkujących. I na koniec, świetny podręcznik do łaciny - Łacina bez pomocy Orbiliusza Lidii Winniczuk.
 

Język Francuski dla początkujących - Maria Szypowska.
Le Français mon amour - Godziszewski, Jomini - Balinska, Szkutnik.
No i kazdy z początkujących kursów, ma również wersje dla zaawansowanych. Także spokojnie można się rozwijać.
 

Jak dobrze pamiętam niektóre z nich! A nawet jeszcze posiadam! Trzymam bardziej z sentymentu... 

Jeśli chodzi o mój angielski, dalej nic poza paroma minutami na Duolingo. No nie mam melodii. Do niczego zresztą. Zaraz przyjdzie Męska Siła do Podnoszenia spod Prysznica, będzie kąpanie Ojczastego, a tak już sobie marzyłam, że może odłożymy do jutra... 


środa, 2 lipca 2025

Maria Ziółkowska - Szukaj wiatru w polu

Święcie, święcie byłam przekonana, że niedawno czytałam coś tej autorki. I szukam - i nic. Zdaje się, że ją pomyliłam z Chądzyńską czy kim?

Jest to w każdym razie czwarta książka Ziółkowskiej, przyniesiona w tym roku z knihobudki. Na bogato 😁 Pozostałe to: Ty pójdziesz górą + Powróżyć, karty stawiaćKocha, lubi, szanuje.

Wybrałam do czytania tę, bo była na wierzchu 🤣 Ach, coraz większy bałagan z tymi książkami. No i uznałam, na podstawie pierwszej strony, że nada się do Lektur na wakacje. W końcu, gdy Franek ucieka z PDM-u, jest koniec roku szkolnego.

Właśnie - PDM. Nie znałam takiej nazwy: Państwowy Dom Młodzieży. Zawsze myślałam, że to po prostu Dom Dziecka.

Ten PDM jest przedstawiony w dość wesołych barwach, muszę powiedzieć. Czy tak wyglądała rzeczywistość? Nigdy nie znałam dziecka z takiego domu (no bo u nas go nie było). Życie w Domu Dziecka kojarzy mi się z przemocą, taka to publicity w prasie 🤔

Franek z wielkim sentymentem wspomina poprzedni PDM, w Sopocie, gdzie zza okna dobiegał szum morza. To trochę tak, jak każdy z nas myśli o dzieciństwie - fajnie było, znajome kąty. Ale jego największym marzeniem jest - odnaleźć swoje korzenie: czy jego rodzice żyją, a jeśli nie, to może ma chociaż dziadków. Ma już 14 lat i pod wpływem pewnego zdjęcia, które mu pokazała PDM-owska kucharka, opowiedziawszy przy tym historię góralskich zaręczyn, uparł się, że narzeczona ze zdjęcia to może być jego matka. Szkolny kolega Szczepan pożycza mu pieniądze i razem ruszają po kryjomu w podróż - Szczepan nie chce pokazać się matce z dwóją z biologii, więc wybiera się do wujka, który jest nauczycielem tego przedmiotu i na pewno go podkształci, a Franek? Franek będzie szukał śladów swej przeszłości w kolejnych instytucjach, w których przebywał od czwartego roku życia, aż w końcu zjawi się u domniemanych dziadków w Poroninie.

Kibicujemy Frankowi, widzimy, że dobry z niego chłopak, tylko gubi go fantazja i ta okropna łatwość, z jaką kłamie, sam nie wiedząc, po co i dlaczego. Co oczywiście później się na nim mści. 

Autorka występuje w powieści jako pisarka z Oliwy, która zainteresowała się Frankiem i poświęciła wiele czasu, by wyprostować jego ścieżki. I ten wątek coś mi przypominał, że niedawno czytałam powieść dla młodzieży, gdzie autorka jest bodajże dziennikarką specjalizującą się w tematyce młodzieżowej... czekajcie czekajcie, coś mi świta...

 

Początek:


Koniec:

Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa1974, 222 strony

Seria "cieniowana"

Z własnej półki

Przeczytałam 1 lipca 2025 roku
 

Jak wspomniałam w komentarzu pod poprzednim postem, olałam sprawę odkurzacza. Spakowałam do pudła, upchnęłam w szafie i niech teraz czeka na powrót mojego brata z Madagaskaru, co nastąpi za 3 tygodnie 🤣

Ale trochę zniechęcona do zakupów poszłam oddać sukienki ostatnio nabyte. Że należy brać tylko to, co podoba się już na pierwszy rzut oka i co pasuje. Bo z jedną z tych sukienek była taka historia, że wzięłam dwa rozmiary, żeby w domu przymierzyć. Oba za ciasne w cyckach, jak zwykle. Znaczy opięte zbytnio. Nawet posłałam córkę do innego sklepu, żeby mi kupiła kolejny rozmiar - kupiła - przymierzam - jeszcze ciaśniejszy 🤣 Jak bonia dydy! O kilka centymetrów! Ja nie wiem, czy oni mylnie metki przyszywają czy co. 

Pod spodem rozmiar MNIEJSZY, na wierzchu WIĘKSZY 😂
 

Poszłam jeszcze do krawcowej, czyby mi nie obcięła trochę z dołu - bo to długa sukienka - i nie zrobiła z tego klinów pod pachą. Owszem, może. Koszt - dwa razy tyle co cena sukienki 😁 No dobra, bo to była tania sukienka, ale taka fajna, bawełniana, na ramiączkach. I w dodatku krawcowa idzie na urlop, więc teraz nic nie bierze. Mówi, że może się materiał rozciągnąć, więc, żeby chodzić w niej po domu (póki nie zdecydowałam, czy oddaję czy nie - z metką). I nawet któregoś popołudnia założyłam. Ale tak mnie ten odkurzacz wkurzył, że powiedziałam sobie DOŚĆ WYGŁUPÓW. Teraz już tylko przemyślane zakupy 😂

Pobrałam z tablicy ogłoszeniowej na osiedlu kwiatuszka, przykleiłam u siebie na słupie (tak, mam słup w mieszkaniu) i good. Całe szczęście, że jest tak gorąco, na żadne zakupy się nie wybiorę 😄 Czytam sobie o motoryzacji w PRL 😎


poniedziałek, 30 czerwca 2025

Sempé, Goscinny - Le petit Nicolas a des ennuis

Córka pożyczyła z działu obcojęzycznego na Rajskiej dwa Mikołajki, skusiłam się na jednego z nich. Mikołajek ma kłopoty po naszemu. Zdjęcie czytelnika było w środku 😉

I wiecie co? Jak się to czyta teraz, w poważnym wieku (i w XXI wieku), to okazuje się, że to jest jedna wielka przemoc domowa i fizyczna i co gorsza psychiczna.  Coś strasznego. 

Z tym, że śmieję się z tego; nie chciałabym zostać źle zrozumiana - dostrzegam problem, ale wiem, że tak kiedyś było i nie ma się co oburzać.  

Jakie to szczęście, że Mikołajka pokochało się dawno temu, gdy nie było nic dziwnego w tym, że rodzice wymierzają klapsy dziecku (najłagodniejsza kara to pozbawienie deseru - dziś może byłoby to działanie prozdrowotne - lub wcześniejsze pójście spać), bo się samemu je dostawało. Ach, ten strach przed powrotem mamy z wywiadówki 😁 

Niemniej jednak zastanawiam się, kiedy podniosą się głosy, że Mikołajki należy wycofać z księgarń i bibliotek! 

Początek:

Koniec:

Wyd. Éditions Denoël 2000, 135 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 29 czerwca 2025 roku 


Skończyła mi się jakiś czas temu karta na tramwaj i w wyniku pewnych obliczeń muszę czekać z nabyciem kolejnej do 4 lipca (generalnie chodzi o to, żeby nie płacić za pusty okres, gdy będę w Pradze). Nie mogę się więc na razie udać do bardziej oddalonych bibliotek po wakacyjne lektury polecone przez Was. 

W ogóle taki leń mnie ogarnął (wakacyjny? a może trochę depresyjny? nie doczekam chyba tego wymarzonego czasu, gdy zostaniemy z córką we dwie), nic mi się nie chce, ani nawet porządków z tymi stosami do knihobudki zrobić. Nic nic nic. Nie umiem się zdobyć na powrót do lekcji angielskiego. I po co ja to wszystko zgromadziłam (nie tylko do angielskiego, ale i do niemieckiego na potem i różne inne). Tak jest teraz w lecie, co dopiero będzie na jesieni? Weźcie coś poradźcie..

I jeszcze różne niepowodzenia... Ten odkurzacz, o którego nabyciu donosiłam z satysfakcją... Satysfakcja minęła, gdy go zapragnęłam opróżnić z zebranego kurzu i śmieci: otwarłam pojemnik, ale go nie umiem zamknąć z powrotem. Mam wszystko wyczyścić i oddać w sklepie, że rezygnuję? 


Ta górna część powinna się dokręcić - ale kręci mi się w kółko. Czemu wszystko mi wbrew???

sobota, 28 czerwca 2025

Petr David, Vladimír Soukup, Zdeněk Thoma - Praga

To albumowe wydawnictwo było w ostatniej dostawie Szyszkodara, jasnym jest, że wyciągnęłam w pierwszym rzędzie i zawłaszczyłam. Jest to tłumaczenie czeskiego wydania, ale wiecie, co jest śmiesznego? Nie ma nazwiska tłumacza!

Jako przewodnik to się za bardzo nie przyda - pomijając gabaryty - nie podaje lokalizacji omawianych miejsc/zabytków. Zabrałam się za lekturę od deski do deski z myślą zobaczymy, czy znajdę coś nowego. I co? Tak. Jakieś Kozie Grzbiety. Tam ani nie byłam, ani się nie wybierałam, nazwa była mi obca. I tak chyba póki co pozostanie, bo chodzić samej po dzikich ostępach, to nie. A z kolei wybrać się z Věrą oznacza skazać się na śmierć z wyczerpania, ta kobieta ma kondycję 😂



Ze wstępu proponuję ostatnie zdanie pierwszego akapitu. Chyba muszę wykuć na pamięć i nim odpowiadać na niezliczone pytania ale jak to, znowu do Pragi, dlaczego, po co 🤣 No tak to już jest, kogo Praga złapie, tego nie puści.

 

Nie jest tak, że wszędzie już byłam (uuu, co to to nie), ale tak jak ten pałac Michnów: widziałam z zewnątrz, środka nie znam. Ten akurat pojawił się w tym roku na Open House i nawet miałam go na liście rezerwowej, ale nie zdążyłam. 


Natomiast do Zbraslavskiego zamku wybierałam się całkiem poważnie w zeszłym roku na wyprawę, też nie wyszło, ale powinnam mieć gdzieś notatki sporządzone na tę okoliczność (jak dojechać, czego szukać), więc może teraz w sierpniu? Poza tym wypisałam sobie parę drobiazgów (na przykład w zeszłym roku pojechałam pociągiem - pamiętna to podróż, bo okazało się, że należy wcisnąć guzik, żeby na tej stacji pociąg się zatrzymał, a ja nie wiedziałam - na stację meteorologiczną, a nie wiedziałam, że tam też jest zamek, z czego wyniknie powtórka). Tak więc album Praga spełnił pokładane w nim nadzieję, nawet, gdy ktoś będzie w Pradze po raz siedemnasty 😂 

Wyd. Świat Książki, Warszawa 2006, 208 stron

Tytuł oryginalny: Skvosty Prahy 

Z własnej półki

Przeczytałam 27 czerwca 2025 roku

 

Wakacje. Cóż znaczy to słowo dla emerytki?

A jednak 😁 Pozostaje nazwą czegoś niespodziewanego, czegoś innego, czegoś, co może odmieni całe życie? W dzieciństwie wyjazd na kolonie, a potem na wczasy z rodzicami i bratem. To zostaje gdzieś głęboko ukryte, te emocje i oczekiwania... 

Dziś mogę jedynie wracać do wakacyjnych książek czy filmów. Tak mnie naszło nostalgicznie, gdy przed chwilą przeczytałam post na Starych polskich książkach o lekturach na wakacje. Chyba muszę sobie zrobić listę 🤣 I co tam, że po raz enty!

PS. Praga nie jest wakacjami, Praga jest spełnianiem marzeń na raty, to zupełnie co innego.

Tymczasem oglądam te filmy (z wakacjami nie związane) z listy pięćdziesięciu, polecam przy tej okazji Nasze miejsce na ziemi (The Biggest Little Farm). Inna sprawa, że wchodząc na stronę z filmami ciągle coś nowego odciąga moją uwagę albo ktoś z Was u siebie poda tytuł i tak mnożą mi się zapisane w przeglądarce linki, a końca temu nie widać. Ja nie chcę umierać!

Ostatnio zauważyłam kilka dodanych filmów rumuńskich i napaliłam się, po czym odpalam pierwszy, bo miał zachęcający tytuł w rodzaju Brygada kryminalna wkracza do akcji (na ile zrozumiałam po rumuńsku)... cóż się okazuje, nie ma dostępnych ŻADNYCH napisów, nawet rumuńskich... fajnie, że ktoś tam to wstawił, inni skorzystają, ale ja nie, buuuuu. Teraz się boję resztę tych rumuńskich sprawdzać 😂

DAWAJCIE TYTUŁY WAKACYJNYCH LEKTUR! Młodzieżówek, nie żadnych czytadeł na plażę 😂

Wakacyjnych filmów też! 

Zacznę od najbardziej wakacyjnego tytułu ever: Kapelusz za 100 tysięcy. Plus seriale Wakacje z duchami czy Podróż za jeden uśmiech

Córka ostatnio odkryła, że istnieje film według powieści Niziurskiego - tyle że NIGDZIE go nie ma. Nazywa się Tajemnica starego ogrodu, a chodzi o książkę Awantura w Niekłaju.

Ale ale - słuchajcie: zajrzałam wczoraj na półkę z gratisami w Jordanówce, a tam cały stos malutkich książeczek. Przyglądam się - opracowania lektur. Studiuję tytuły - a tam obok Mickiewicza etc. i takie:

Gały wytrzeszczyłam  i te trzy zabrałam, z ciekawości, że się zapoznam 🤣 Analiza i interpretacja kryminałów czy młodzieżówek??? Do czegośmy doszli!

środa, 25 czerwca 2025

Jean d'Ormesson - Pyszne życie Kazimierza

D'Ormessona kojarzyłam jedynie tak jak niżej czyli z Chwały cesarstwa, która była w domu, ale sam tytuł mnie zniechęcał i nigdy do niej nie zajrzałam. Toteż się niewąsko zdziwiłam, gdy zobaczyłam Pyszne życie Kazimierza wśród tych książek wycofanych z biblioteki, a konkretnie gdy przeczytałam opis.

Jak tak, to bierzemy się za czytanie. 

I było ono bardzo sympatyczne. Ponieważ autor, wzorem wielu innych (choć nie potrafiłabym teraz żadnego wymienić), zaraz na wstępie zastrzega się, że to nie on, że to pocztą przyszło - przypuszczam, iż rzecz odbiega od tego, co zazwyczaj tworzył. Tak, ta nieszczęsna Chwała cesarstwa odbija mi się czkawką 😂 Więc nie twierdzę, że od tej pory będę się uważnie rozglądać za innymi powieściami d'Ormessona, co to to nie. Ale zapoznać się z życiem Kazimierza było warto, choć uprzedzam, że momentami trudno ze względu na mocne osadzenie we francuskiej kulturze - chodzi o wspomniane w zajawce dygresje - bywało, że autor rzucał nazwiskami czy faktami, których nie znałam, a przecież wiem nieco więcej niż przeciętny Polak z tego względu, że uczyłam się języka; oprócz regułek gramatycznych podręczniki zawsze przecież wprowadzają sporą dawkę wiedzy o kulturze kraju.

W każdym razie zabawna to rzecz, lekka, elegancka, francuska w stylu. Toteż ją sobie zatrzymuję na razie, mimo wyrwanej kartki tytułowej. 



Początek:

Koniec: 

Wyd. Prószyński i S-ka, 171 stron

Seria: Biblioteczka Interesującej Prozy 

Tytuł oryginalny: Casimir mène la grande vie

Przełożył: ??? (brak kartki)

Z własnej półki

Przeczytałam 21 czerwca 2025 roku

 

Zabrałam się za sporządzanie kajeciku na Pragę i oto skończył mi się klej. W sztyfcie. Ostatni klej przyniesiony kiedyś z pracy 🤣 A przecież muszę mieć w zeszycie listę książek i filmów, bo bym dublety nabywała... Skoczyłam więc do Lewiatana, a tam - klej w sztyfcie 12.99 zł! Matko i córko, nie miałam pojęcia, że to takie drogie 🙄 O nie, myślę sobie. Wezmę zwykły. Dwa były: szkolny i w płynie. Oba za mniej niż 2 zł. Ten drugi to nie wiem, co za jeden (na razie), użyłam szkolnego. Czyli w założeniu takiego, jaki się 50 lat temu stosowało. Ale nie całkiem, strasznie jakiś lejący był i nawet jest różnica widoczna na zdjęciu poniżej, kartki pomarszczył - ten po prawej to zeszyt majowy, jeszcze sztyftowany, widzicie, jaka gładka strona. Tak że chyba w przyszłym roku szarpnę się na sztyft 😁 

Pamiętam z dzieciństwa, gdy w ciągu tygodnia (w roku szkolnym) mieszkałam u babci - a babcia miała parę kur - że gdy potrzebowałam coś do szkoły wylepić, to rozbijało się jajko i białkiem smarowało...

Czym Wy dziewczyny kleicie te Wasze Artżurnale? 



Co prawda wiadomo, że Temu jest be i nie powinno się tam nic kupować, ale lenistwo zwycięża - lenistwo, bo gdyby poszukać, to te same towary znajdą się pewnie i na allegro (ale w gruncie rzeczy co za różnica, tak czy siak chińszczyzna przecież) - i nabyłam wieszaczki na ręczniki. Bo ręczniki często nie mają przyszytego wieszaka, a taka zakichana gospodyni jak ja to sama se nie kupi kawałka tasiemki i nie przyszyje, to mnie przerasta... więc wzięłam na spróbę, skoro samo mi się wyświetliło, bez szukania. Oczywiście dużego kąpielowego ręcznika to raczej nie utrzyma, ale takie do rąk akurat.


No, to się pochwaliłam nabytkiem 🤣 Dorzucę jeszcze, że wczoraj w Lidlu oko moje padło na odkurzacz ręczny czy jak się toto nazywa i aczkolwiek nigdy w życiu nie rozważałam możliwości nabycia takowego, to jednak wzięłam go pod pachę i poszłam z nim do domu...  Okazuje się, że jest to wygodniejsze niż wyciąganie zwykłego odkurzacza i ciągnięcie go do pokoju Ojczastego, gdy jak zwykle naśmieci wszędzie przy jedzeniu 😂 w dodatku nie trzeba do niego kupować worków.

A teraz apeluję do Nieryby, coby zabrał głos w wiadomej sprawie, bo nie wiem, czy napisał ponownie i nie dotarło czy co.