Skoro mamy taki okrągły rok, pomyślałam, że trzeba to uczcić jakąś lekturą sprzed stu lat, prawda. Aliści katalog powiedział mi, że z roku 1925 mam jedynie dwie książki: pierwsza to Kronika Krakowa od 1918 do 1923 (no gdzież będę czytać kronikę!), a druga to 2-tomowe Tajnosti pražské, które nie dość, że są powieścią z 1848 roku, to jeszcze mają w sumie 816 stron - jasna sprawa, że kupiłam to w jakimś zaćmieniu umysłowym (mój permanentny stan ostatnio), a dodatkowo jeszcze dłuuuugo się za to nie zabiorę 🤣 Aha, od razu wyjaśniam, że chodzi mi nie o książki napisane sto lat temu, bo gdzież się będę za tym uganiać, tylko posiadane w wydaniu z 1925 roku.
No więc skoro sto lat temu odpadło, to spróbujmy z rokiem 1935. Katalog mówi zero, nul. Toż samo z rokiem 1945. A więc 1955. O, tu już mamy 57 możliwości.
Z tego najbardziej przystępna wydała mi się Błękitna filiżanka Gajdara 😂 Nie będę przecież czytać Utworów dramatycznych Mickiewicza, na Boga! Ani występujących dalej Pism wybranych Kornela Ujejskiego, tomy 1-2!
Na wszelki wypadek sprawdziłam rok 1965.
Niewiele mniej - 49 sztuk. Rzuca się tu w oczy Korespondencja Erazma z Rotterdamu z Polakami jako dość oczywisty kandydat do wyniesienia (nie na ołtarze). Po raz enty zdumiewam się swoim dobrym niegdyś mniemaniem na własny temat 🤣 Bo że Ojczasty to czytał (z domu przywiozłam), w to nie wątpię, ale ja nie mam takich intelektualnych zapędów.
To jeszcze spróbujmy rok 1975, żeby było chociaż sprzed pół wieku.
Tu już jest z czego wybierać, 105 sztuk. Na początku zresztą kryminał przyniesiony z budki przedwczoraj (data dodania dotyczy wcześniejszej książki, którą wydałam ostatnio na Śmieciarce; nowe nabytki wpisuję w miejscu starych).
Na dzień dobry stanęło na pozycji Mrs Eugenia Iwanowna z roku 1965. Czyli dziś świętujemy 60-lecie polskiego wydania tej krótkiej radzieckiej powieści.
Dziwnej trochę. Tak w ogóle to nabyłam ją niegdyś na allegro, myśląc, że chodzi o takie sowieckie naśmiewanie się z głupich kapitalistów, wypuszczano takie pierdy w czasach dawno minionych, ale w 65 roku to już przecież nie, prędzej za Stalina. Coś w tym stylu mam, ale nie pamiętam tytułu, więc dopiero jak na to natrafię przy odkurzaniu to sobie machnę 😂
Więc w tym wypadku nie o to bynajmniej chodzi. Tytułowa bohaterka swoje w życiu przeszła: ucieczkę z ogarniętej rewolucyjną pożogą Rosji, wielką biedę na Zachodzie i opuszczenie przez męża, rozważanie podjęcia z głodu jedynej "kariery" możliwej młodej kobiecie w jej sytuacji (oprócz rzucenia się do rzeki). Nagle jednak trafia się szczęście w postaci spotkania sławnego archeologa pana Pickeringa, który oferuje jej najpierw pracę w charakterze asystentki, a potem i rękę starego kawalera. Genie, jak nazywa ją nowy mąż, wciąż straszliwie tęskni za opuszczoną ojczyzną i namawia męża, by w ich azjatyckiej podróży zajechać do Gruzji. Któż jednak zostaje im przydzielony jako przewodnik? Tak, oczywiście były mąż, którego miała za nieboszczyka, poległego gdzieś w szeregach Legii Cudzoziemskiej. I tu zaczyna się pojedynek tego osobliwego trójkąta... A wszystko na tle niesamowitej kaukaskiej przyrody, zabytków i obyczajów, naturalnie mocno podlane winem.
Początek:
Koniec:
Wyd. PIW Warszawa 1965, 108 stron
Tytuł oryginalny: Evgenia Ivanovna
Przełożył: Jerzy Jędrzejewicz
Z własnej półki (kupiona 16 marca 2015 roku, a więc w charakterze bonusu występuje 10. rocznica nabycia)
Przeczytałam 27 lutego 2025 roku
Na froncie walki z ręką sytuacja się wyklarowuje. W środę chirurg nakazał natychmiastowe podjęcie fizjoterapii, coby się ręka nie zastała (coś mówił o grożącym w takich wypadkach zespole Sudoku, a przynajmniej tyle kojarzyłam 😂 w rzeczywistości Sudecka). Oczywiście skierowania na NFZ nie dał, bo się czeka pół roku. Prywatnie. Jak długo?
- Na ile finanse pozwolą.
Gdy wracałyśmy do domu, mówiłam do córki z nadzieją, że się to zamyka w kwocie stówy za sesję. O ja naiwna 😉 Zaraz zaczęłam wydzwaniać w okoliczne miejsca: pierwszy telefon (Balicka) 190 zł; drugi (Bronowicka) 200 zł, trzeci (Zarzecze) 250 zł. Przy czym zasada jest taka, że im krótsza wizyta, tym więcej kosztuje 🤣 Wtedy ojciec mojej córki przypomniał sobie, że syn sąsiadów jest fizjoterapeutą, a córka znalazła go na fejsie wśród znajomych innej sąsiadki. I tadam! Nie tylko, że przyjmuje w przychodni na osiedlu, ale jeszcze za 140 zł. I ma świetne opinie. Ja, co chciałam płacić nie więcej niż stówę, jestem szczęśliwa, że płacę tylko 140 🤣 Córka złapała z nim język, zresztą okazało się, że są na ty. Jest już po dwóch pierwszych sesjach i co prawda łapa boli po tych wszystkich torturach, ale już ją wyprostowała i przyjęła do wiadomości, że z ortezy ma zrezygnować (jak kazał chirurg - za dwa tygodnie znów rentgen i kontrola).
Dwie wizyty spowodowały, że przestała się bać tą ręką poruszać; ba! nawet już sobie chodzi a to do biblioteki a to do sklepu 😍 Wreszcie może normalnie założyć kurtkę, a nawet poprosić o jej zapięcie.
Brat napisał, żeby brać faktury, bo wystąpimy o refundację.
??? Akurat... no ale biorę.
Ale ale. Jeśli znacie książki powstałe lub pierwszy raz wydane sto lat temu, to dawajcie tytuły, może się skuszę!
Apdejt
Na Wiki mają hasło 1925 w literaturze i co prawda na polskiej wersji jest tego tyle, co kot napłakał, ale warto szukać na innych językach. Tak więc wynotowuję sobie:
- Kaden Bandrowski - Miasto mojej matki
- Makuszyński - Bezgrzeszne lata
- Bułhakow - Zapiski młodego lekarza (tylko że ja chyba tego nie mam? to przynajmniej mogę obejrzeć film "Morfina")
- Proust - Nie ma Albertyny (no ale przecież najpierw musiałabym przeczytać poprzednie tomy)
Nobel - George Bernard Shaw