niedziela, 16 listopada 2025

Ondřej Neff - Klukoviny a tátoviny

 

Ondřej Neff, rocznik 1945. Głównie pisarz s-f (pierwsze opowiadanie napisał w wieku 10 lat). Ale nie tylko - inaczej bym w ogóle o nim nie pisała 😁 Jestem aktualnie w posiadaniu dwóch jego dzieł satyrycznych czy humorystycznych (i mam nadzieję, że to drugie też będzie takie fajne). Nabyłam je w sierpniu 2020 roku, kiedy nie można było pojechać do Pragi, więc się pocieszyłam paką z Ulubionego Antykwariatu. Nazwisko znałam, ale nie imię, bowiem jego ojciec Vladimír też był pisarzem (ten z kolei tworzył historyczne powieści i też mam dwie, bo na podstawie pierwszej powstał serial, może sobie kupię w przyszłym roku? a tytuł drugiej wydał mi się zabawny) i ponoć syn odziedziczył po nim poczucie humoru i lekkie pióro.

Jeśli chodzi o moje wrażenia z lektury to potwierdzają to zdanie. Znaczy nie znam jeszcze pióra Neffa ojca, ale syn faktycznie pisze lekko i zabawnie. Co znaczy tytuł? Klukoviny to określenie chłopackich wygłupów, natomiast słowo tátoviny wymyślił sobie autor najwyraźniej. Czyli wygłupy taty. Bowiem rzecz jest o relacji ojciec a 6-letni synek. Najwyraźniej w dużej mierze autobiograficzne, bo zgadzają się daty: książka jest z 1980 roku, syn mu się urodził w 1970, a w latach 70-tych Neff pracował jako fotografik. O tym właśnie czytamy dość dużo w książce, tata dostaje tę pracę nie mając zielonego pojęcia o fotografowaniu, mało tego - ma też napisać podręcznik na ten temat 😁 Wcześniej pracował w domu handlowym (i to się zgadza z biografią) i zamęczał synka historyjkami o panu Duchku, który łapał tam złodziei. Matýsek przez grzeczność słuchał, ale w końcu wyszło na jaw, że nie był w ogóle zainteresowany. W nowej pracy tata wyfasował super ekstra aparat marki Mamiya i straszne toczył z nim boje. Myślałam, że sobie markę wymyślił (mam i ja), ale okazuje się, że jak najbardziej japońska Mamiya istnieje 😁


Ten rodzaj kreski w ilustracjach mi coś/kogoś przypomina, ale nie wiem, kogo.



A co to spotykamy w rozdziale 24? Łańcuszek! Ileż wspomnień obudził! Kto brał udział w czymś takim? Wysyłało się 6 kartek z 6 wpisanymi adresami, na ostatnim miejscu wpisywało się siebie i potem czekało na widokówki. Tata wylicza, że 
Matýsek dostanie 46 656 kartek, a mama reaguje klasycznie:

- Gdzie to damy? Już widzę, jak się tu wszędzie będą poniewierać. To ciekawe, że każda wasza zabawa kończy się tak, że ja muszę sprzątać. 

Początek: 

Koniec:


Wyd. Středočeské nakladatelství a knihkupectví, Praha 1980, 129 stron

Ilustracje: Jiří Pavlík

Z własnej półki (kupione za 19 koron 6 sierpnia 2020 roku online w Ulubionym Antykwariacie)

Przeczytałam 15 listopada 2025 roku


 

Z życia emerytki w Krakowie

Czwartek czyli dzień oglądania mieszkania, które może ewentualnie kupi mój brat. O tym już wiecie z poprzedniego postu, przejdźmy dalej. Odebrałam z paczkomatu herbatę z allegro (kupiłam półkilowe opakowanie jednej tureckiej, co to ją brałam w orientalnym sklepie po 50 gramów 😁) i przy tej okazji podziwiałam mieszkańców naszego osiedla, jak dbają o to, żeby za dużo śmieci nie przynieść do domu, jak już odbiorą swoją paczkę... Co za naród.

Ponieważ ze środy został obiad (makaron z różnymi tam warzywami) i każda z nas mogła go sobie odgrzać, kiedy chciała, mogłam na spokojnie jechać na Przyprawę. Przyprawy to było coś, czemu się mocno poświęcaliśmy, gdy córka była mała, a potem wróciłam do nich już sama w czasach prowadzenia fotobloga z zagadkami o Krakowie. No, dawno to było i troszeczkę brakuje tych emocji 😉 Nie mogę przecież tylko o Pradze marzyć... Aczkolwiek gdy dowiaduję się o jakimś praskim miejscu interesującym, to jestem bardziej podekscytowana niż czymś tam w Krakowie. Jednak Praga jest dwa razy w roku, a Kraków cały czas, dlaczego bym się miała ograniczać w robieniu kroków do najbliższej okolicy? 

Miałam zanotowany pewien adresik i w czwartek uznałam, że JADĘ. Daleko, bo Prokocim - Bieżanów. Najpierw po wysiadce z tramwaju zobaczyłam, że jest tam filia Biblioteki Kraków i to mnie drogo kosztowało, bo pożyczyłam, całkiem niechcący, książki, krucafuks! Miałam swoje czytać, tak?

Ale zaraz za biblioteką znalazłam poszukiwany obiekt. Jest to kompleks mieszkaniowy, grodzony, więc zdjęcia robiłam zza siatki. Po porannym zdziwku co do umiejscowienia ciągu kuchennego w mieszkaniu dla brata rzecz pasowała jak nigdy. Chodzi oczywiście o BALKONY 🤣🤣🤣


    
      

Właściwie cel Przyprawy został osiągnięty, ale jeszcze było widno, więc udałam się lokalizować. Oczywiście knihobudki 😁 Pierwsza była w parku Lilli Wenedy, zapełniona jedynie czasopismami i mapami - żeby nie odejść z pustymi rękami wzięłam mapę Korei 😂 Teraz mogę poszukać, gdzie Wiola mieszka! Ten park spenetruję, gdy będę oddawać książki w bibliotece. Po drodze podziwiałam inwencję pań ze spółdzielni osiedlowej (bo wieść gminna niesie, że to zazwyczaj właśnie pracownice wybierają wzory i kolory)...

Ale przynajmniej ustawili wiatę dla rowerów... u nas się tego nie mogłam doprosić, to za drogie.

 

Druga budka była na skwerze o nazwie Motylem jestem 😁 Tu trochę książek było, ale na szczęście nic dla mnie (tak że wróciłam z Przyprawy można rzec z pustymi rękami). Chociaż raz! 


Skwer upamiętnia Irenę Jarocką (a czy miała ona coś wspólnego z Krakowem, to nie wiem, nieistotne w sumie).





 Skwer jest otoczony blokami i domami jednorodzinnymi, od których oddziela go ciek wodny będący dopływem Drwinki (ulica się nazywa Nad Potokiem). Jak mówi ciotka Wiki, Drwinka w przeszłości pełniła ważną rolę płynąc koło szlaku na wschód, którym pędzono bydło. Co prawda powoli likwiduję sporą część moich cracovianów, ale zaczęłam się zastanawiać, czy mam jakąś pozycję traktującą o wodach krakowskich... chyba nie... o praskich mam oczywiście 😂 W listopadzie skwer nie prezentuje się zbyt okazale, w cieplejszych porach roku może żyje, zwłaszcza, że jest tam również siłownia plenerowa. Rozumiem, że te okrągłe płyty chodnikowe to nawiązanie muzyczne 😉

Dzień jest już bardzo krótki, więc czas poszukać drogi do tramwaju. Prowadzi ona obok domu z lat 70-tych z fantastyczną mozaiką i balustradami balkonów. Weźcie i znajdźcie, kto tam mieszkał? Sportowiec jakiś, lekkoatleta? Internety mówią, że podobno lekarz...


 




Nieco dalej wieża ciśnień, takie obiekty mnie zawsze pociągają i w Pradze się właziło na górę (mimo lęku wysokości).




Tam też wrócę na kolejną Przyprawę, obejrzeć cały park po rewitalizacji (wywędrowała tam fontanna z Rynku). Ale może lepiej na wiosnę? 

 

A teraz tradycyjnie urobek z minionego tygodnia czyli

Najnowsze nabytki

Cóś strasznego. Ale będę od teraz dzielić nowe nabytki na te, które mają zostać i te, które mam wydać z powrotem po przeczytaniu 😁 Tylko tak jak mówiłam, potrzebowałabym osobną półkę (a najlepiej regalik) (no, może regał) na te do przeczytania już...

 

To, co zostawiam, bo kryminał albo Czarne albo młodzieżówka albo coś tam jeszcze innego 😁


 To, co planuję wydać po przeczytaniu czyli (w teorii) ma zniknąć kiedyś jak sen złoty:


 

Trzy sztuki przyszły na wymianę (moje egzemplarze bądź były inaczej wydane, bądź sfatygowane). Seria Złoty liść jest fajna i nie to, że zbieram - były w budce jeszcze inne - ale jeśli chcę mieć coś, co i w tej serii wyszło, to wolę. Czyli tu jakby nic nie przybyło, jedne przyszły, drugie wyszły.


Językowe to właściwie jeszcze inna kategoria - na razie trzymam, może kiedyś wydam, jak się upewnię, że nie będą mi potrzebne, ale na razie łapczywie bierę, bo mam za dobre mniemanie o swojej przyszłości naukowej 🤣  


To chyba wszystko, co? No, dziś jeszcze nie wychodziłam, więc nie znam sytuacji na froncie 😁

piątek, 14 listopada 2025

Antoni Marianowicz - Uważaj na zakrętach

Drobiazg z serii wydawanej w latach 70-tych (może nie tylko - wyobraźcie sobie, że kiedyś przyniosłam z budki książkę o tym, co wychodziło w PRL-u i tam na pewno znalazłabym odpowiednie informacje, ale przecież nie mam czasu za tym szperać, jasny gwint!) przez nazwijmy to Radiokomitet. Miałam z tym po raz pierwszy do czynienia w szkolnych czasach, bo Niziurski, więc myślałam, że coś młodzieżowego 😂 Pewnie seria ma jakąś nazwę, ale jaką? Koniczynka? Puzzle?

No proszę - znalazłam 😁 Seria z Koniczynką. Otwieram nowy dział. Bo mam takie cztery, a może nawet więcej, tylko gdzieś upchnięte?

 

Antoni Marianowicz to nieobce mi nazwisko, miałam Noc hieny (wydałam), ale nie pytajcie, co to było, bo nie pamiętam, owszem, czytałam, ale ze 40 lat temu 😉


 Tutaj mamy historyjkę o szanowanym profesorze w średnim wieku, który wracając do domu z weekendu ma awarię samochodu. Objawia mu się starsza pani, która twierdzi, że jest emanacją jego auta i że takie rzeczy się zdarzają, gdy samochód chce ostrzec swego właściciela przed niebezpieczeństwem. Tym razem chodzi o niezwykle atrakcyjną młodą kobietę, która usiłuje złapać podwózkę do Warszawy - jeśli profesor ją weźmie do auta, grozi mu katastrofa: całe (uporządkowane) życie mu się wywróci na nice 😂

Tak - ostrzeżenie przed romansami, do których panowie mają skłonność, zwłaszcza na pewnym etapie życia, kiedy tak by się chciało potwierdzenia własnej atrakcyjności. Motylem jestem. Historia stara jak świat.

Ciekawe, czy widowisko jest do znalezienia. 

Początek: 


Koniec:

Wyd. Wydawnictwa Radia i Telewizji, Warszawa 1978, 87 stron

Z własnej półki

Przeczytałam 12 listopada 2025 roku


 

W poprzednim poście zamieściłam zdjęcie kawałka tych nowych apartamętów, co je stawiają obok naszego osiedla. Na jednym z  balkonów była choinka i się zastanawiałam, czy to wiecha 😁 A potem szłam wzdłuż drugiej strony/ulicy i zobaczyłam, że po prostu drzewa tu i ówdzie posadzili 😂


No i dobrze (ciekawe, ile pożyją). 

Tymczasem w środę dzwoni mój brat... Aha, najpierw jeszcze wcześniejsza sytuacja: wiecie, że ja go namawiam, coby zamieszkał gdzieś blisko. A tu kiedyś mi każe oglądać plany wznoszonego budynku w Dżendżejowie i zadaje takie pytanie:

- Ja bym Ci kupił tu mieszkanie, co Ty na to. 

/Czy ja o tym pisałam już czy nie? Nie pamiętam./

Ja na to oczywiście, że w życiu. Generalnie chodzi mi o to, żeby zamieszkał blisko on, a nie ja 😂 Gdzież ja się z miasta wyprowadzę! No nic, on gada, że ma tam upatrzone jedno mieszkanko dla siebie, bodajże niecałe 60 metrów.

Tymczasem dzwoni w środę i każe mi oglądać apartamęt właśnie w tym kompleksie, co wiecha, koło nas! Tym razem 90 metrów. I żebym się umówiła i obejrzała. Apartamęt okazuje się właśnie tym, gdzie na tarasie są choinki (na zdjęciu z poprzedniego postu) 🤣 

Tak więc stawiłyśmy się z córką wczoraj na placu budowy (trwa wykończeniówka, odbiór prawdopodobnie grudzień/styczeń). 

Mieszkanie ma 4 pokoje, ten największy oczywiście z przewidzianym aneksem kuchennym (chyba się już osobnych kuchni nie buduje). Taras, balkon, garderoba, dwie łazienki. I słuchajcie - już z rzutu mi się coś nie widziało, a na miejscu się potwierdziło: to jest miejsce na kuchnię i... boczna ściana (okienna) nie ma 60 cm, żeby ciąg kuchenny zamknął się na tej ścianie! To jest dla mnie coś niesamowitego, że architekt płakał, jak projektował, bo wystarczyło okno dać 30 cm dalej, z tą ścianą międzyokienną i tak się wiele nie zrobi.

O kaloryferach to już nawet nie ma co gadać... pani wyjaśniła, że można jeden zlikwidować i zrobić drugi większy, jakiś ciekawy (bo deweloper montuje byle co). 

Moja koncepcja jest taka, żeby zlikwidować mniejszą łazienkę przy wejściu (po co bratu dwie) i tam zrobić aneks. Ciągle otwarty, ale z zabudową w kształcie litery U - przekonałam się u siebie, że jeden dłuższy ciąg jest mało wygodny, dużo latania. Oczywiście są inne minusy - szafki narożne, ale to by dawało więcej przestrzeni w całym pomieszczeniu. Ta łazienka jest za ścianą na wprost, którą należałoby w tym wypadku zlikwidować. Rzut dostępny na stronie jest bez wymiarów, niestety i nie mogę przystąpić do konkretnego planowania 😂 a normalnie mnie świerzbi! Przyślą dopiero po niedzieli z biura.

Co mówiła pani? Że owszem, ludzie tak robią, ale to jest nieoficjalne, bo nie powinno się podłączać kuchni do pionu łazienkowego. I coś wspomniała o 5-letniej rękojmi dewelopera, która mogłaby w tym przypadku przepaść (brat oznajmił, że ma rękojmię w d...).

Taka jestem tym podekscytowana, że oczywiście nie mogłam usnąć wczoraj (dzisiaj). No bo nie dość, że najwyraźniej jednak przebolał wysokie ceny w Krakowie w stosunku do swoich okolic, to jeszcze wybrał mieszkanie o rzut beretem od nas! Gdybyż to się udało!

Ha! ja już nawet zaplanowałam, że na tej ścianie kuchennej durnowatej byłyby regały na książki, filmy etc. - częściowo moje 🤣 No bo co, zawsze bym sobie mogła podskoczyć, gdyby mi któraś była potrzebna 🤣 A' propos filmów: oczywiście cena tych apartamętów jest wysoka, bo będą tam różne pierdoły w rodzaju recepcji, pokoju do pracy, pokoju dla dzieci (to nas na szczęście nie interesuje), siłowni, pokoju na spotkania mieszkańców (z kuchnią) i... sali kinowej. To mnie interesuje jak najbardziej 😂 żeby wpaść z własnym filmem i obejrzeć na wielkim ekranie 😍 Rezerwacja przez aplikację.

Późniejsza rozmowa z bratem wyjaśniła, jaką on ma koncepcję. Żeby mieszkanie wykończyć (twierdzi, że 3 miesiące wystarczą, ha ha ha) i wynająć na parę lat, najlepiej komuś przyjeżdżającemu z zagranicy, stabilnemu 😉 A potem, jak już zdecyduje się sprzedać dom, to by się tu przeprowadził.  

Oczywiście, nie wiadomo, co w przyszłości może powstać za tym oknem z wyjściem na taras... Tam jest tzw. giełda i chodzą słuchy od dłuższego czasu, że ten teren będzie wykupiony i wybudują kolejne bloki, więc pytanie, czy nie zasłonią tego światła, które aktualnie jest wielkim atutem mieszkania. Pani mówiła, że na razie nie wiadomo (ale też pewnie nie może zdradzać tajemnic służbowych). Teren jest miasta i przeznaczony pod handel/usługi. Niby. Ale miasto jest tak masakrycznie zadłużone, że wszystko się może zdarzyć...

Póki co o niczym innym nie myślę, tylko żeby faktycznie brat to mieszkanie kupił. Córka twierdzi, że ona sama by tam chciała mieszkać oraz sterczy w internecie przeglądając inne oferty z okolicy 😁 

niedziela, 9 listopada 2025

Alina Goldnikowa - Byle do wakacji!

Mam dwie książki pożyczone z biblioteki, obie zarekomendowane na FB, obie dla dzieci/młodzieży, obie z tej samej filii, a konkretnie z magazynu. Czyli zamawia się i czeka, aż pracownik z tego magazynu przywiezie, nie mam pojęcia, gdzie się on mieści, ale nie jest to od ręki, być może zbierają zamówienia i jeżdżą raz na tydzień? Poza tym nie zaglądam do osiedlowej biblioteki, żeby mnie coś nie skusiło, a do filii na Królewskiej owszem, zachodzę, ale tylko po to, żeby sprawdzić, czy nie ma czegoś ciekawego na stoliku do wzięcia 😎 Zazwyczaj są tygodniki typu Polityka czy Newsweek, to biorę jeden albo dwa - a potem nie znajduję czasu, żeby je przeczytać, kurde. 

Wracając do tego magazynu - ciekawa też jestem, jakie książki tam trafiły i dlaczego. Ta na przykład ma wcześniejszą pieczątkę Filia 56d. 56 to filia na os. Zgody (czyli nowohucka), d to oddział dla dzieci. Hm. A ja myślałam, że może zlikwidowano jakiś oddział i stąd te książki. Nawiasem mówiąc w tej filii jest druga książka Aliny Goldnikowej (Adresat pilnie poszukiwany) i sama nie wiem teraz... jechać i pożyczyć? No, ale nie chcę przecież pożyczać... ech.

A Byle do wakacji!? Sympatyczne. Rodzaj dziennika czy pamiętnika, który piszą na zmianę dwie 11-letnie bliźniaczki Baśka i Kaśka. Jak to czasem bliźniaczki - kompletnie różne, nawet i w wyglądzie, ale przede wszystkim charakterologicznie: jedna porządna, skrupulatna, dobrze ucząca się, druga świszczypała. Opisują, co się dzieje w szkole (i w domu), gdzie wiadomo, cały przekrój: niektórzy chłopcy rozrabiaki, jedna dziewczynka z gatunku "najlepsza w klasie", któraś płaksa okropna i z byle powodu, inna jeszcze straszna plotkara. Ale powiem Wam, że według mnie nic nie przebije Witii Malejewa w szkole i w domu!

Ten pomysł Baśki z lekcjami przez telewizor mi przypomniał, że jakoś tak w szkole podstawowej była mowa o lekcjach przez radio - znaczy nie wiem, czy w szkole była o tym mowa, czy w jakiejś książce czytałam, czy w filmie to było? Kojarzycie coś? Zdaje się, że gdzieś daleko na Północy, więc mogło chodzić oczywiście o ZSRR, ale może o Skandynawię? Zapamiętałam swoją zazdrość, że można przecież ściągać, jak nauczyciel odpytuje 😁
 


Ilustrował Bohdan Butenko 💚💚💚

    
    
    
    

Początek:

Koniec: 

Wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1969, 222 strony

Ilustracje: Bohdan Butenko

Z biblioteki

Przeczytałam 8 listopada 2025 roku 


Najnowsze nabytki

czyli urobek z minionego tygodnia. Zgroza! Jak widać od wydawnictw związanych z nauką języków nie potrafię się odkleić - nawet słownik bułgarski mi się przyda (znaczy niekoniecznie przyda, bo niby do czego? ale muszę mieć, skoro się trafił 😂). Dalej wchodzą młodzieżówki czy wręcz dziecinne, następnie kryminały ofkors, kulinarne z niewiadomych przyczyn (ale ale - zaczynam korzystać, o czym niżej), czeska po polsku (to jest ten Poradnik dla niegrzecznych kobiet). Wajrak taki piękny (będę to czytać aby?). Szachy w weekend ha ha - ale może kiedyś?


Niektóre nie mają tytułu na grzbiecie, więc wyliczam:

  • Koper - Dwudziestolecie międzywojenne, tom 1 - Arystokracja
  • Kurek - 625 linii. Za kulisami telewizji
  • Zawadzka - Dzień Staśka z Powiśla
  • Niemczuk - Stefan (seria młodzieżowa)
  • Korkozowicz - Strefa cienia
  • Karo - Kwaśnie pomarańcze

Te dwie ostatnie to seria kryminałów MON o nazwie Labirynt

A dziś rano wyszłam na kroki, a tu w budce seria dvd z książką Szekspira. Właśnie przemyśliwuję nad sprzedażą 6 tomów dzieł, z domu jeszcze, w tych starych tłumaczeniach... a wyniosłam już do budki nowe, Słomczyńskiego, zostawiając sobie tylko 4 sztuki. To teraz zdecydować, co zostaje 😁




Dzień z życia emerytki

Wczorajszy czyli sobotni. Początek - siedzę po śniadaniu przed laptopem ogarniając swoje punkty z dziennego planu, jeszcze w koszuli nocnej oczywiście*, gdy ZNÓW słyszę szarpanie za klamkę drzwi do klatki. Od razu wiem, kto to - sąsiad, któremu już nieraz wychodziłam otworzyć (uroki mieszkania na parterze). Tym razem myślę sobie NIE, NIE RUSZAM SIĘ, w dupie mam. Ktoś go najwyraźniej wpuścił, bo potem słyszę jakiś głosy na klatce, wyglądam przez domofon - rozmawia z wnuczką sąsiadki z naprzeciwka. Za chwilę puka do mnie, no to już trudno, otwieram i nic nie rozumiem z tego, co gada, że klucz do mieszkania, tak że wręcz pytam ale czego pan ode mnie oczekuje... Okazuje się, że nie ma klucza do swojego mieszkania, a żona wyszła i jego pomysł jest taki, żebym spróbowała otworzyć ICH mieszkanie MOIM kluczem 😂 O to samo prosił tę sąsiadkę przed chwilą. Wychodzi inny sąsiad z piwnicy i usiłuje mu wytłumaczyć, że to niemożliwe (Alternatywy 4 się przypominają), on, że może do spółdzielni trzeba iść 😁 Pomijam już, że jest sobota... No nic, kręci się, znów wychodzi przed blok, no to potem szarpie za klamkę, najwyraźniej nie zna swojego kodu do domofonu. Po jakimś czasie próbuję zadzwonić do jego domu (mają tylko stacjonarny) i odbiera żona, widać wróciła. Mówi, żeby się nim nie przejmować 🙄 On akurat wraca, więc po problemie. Ale później ta żona przychodzi do mnie i strasznie przeprasza, że on ma zdiagnozowane otępienie, że wszystko chowa i potem nie można znaleźć (na przykład klucze). Że jak ona wychodzi to albo go zamyka albo zabiera ze sobą, ale czasem gdzieś się zapodzieje. Że jak znowu tak będzie, to nie zwracać uwagi, on sobie usiądzie pod drzwiami i będzie czekał.

Ja pierdykam! To sobie przypomniałam, że ktoś mi niedawno mówił, żeby z nim nic nie uzgadniać (chodziło o ten pion do wymiany), bo on na wszystko przytaknie, a potem nic nie pamięta. No bieda. I gaz w domu, dodam...

* nie mogę się zmobilizować, żeby iść pod prysznic od razu po wstaniu, a chciałabym przecież zmienić rytm dnia... 

Z tego wszystkiego zamiast realizować plan oglądam pierwszy odcinek jakiegoś nowego kryminalnego serialu czeskiego 😎 A potem zabieram się za obiad, bo obiecałam pizzę. Sięgam więc po książkę, którą w tym roku skądyś przywlokłam, całą pizzom poświęconą. Chodziło mi o ciasto naturalnie, bo to, co na cieście, to przegląd lodówki. Odkręcam kaloryfer w kuchni, żeby rosło 😉 Ale tak to ufać książkom kucharskim. Najpierw są strony, gdzie instruują, jak robić to ciasto.

 

I tam stoi jak byk: ugniataj przez 8-10 minut.


 

Ok, ugniatam i rzucam. A potem, gdy już sobie rośnie koło kaloryfera, zaglądam do wstępu: ciasto do pizzy ugniata się krótko, 30-45 sekund.

🤣🤣🤣

Kto tu jest głupi - ja czy oni? 


No nic. Pizza do pieca, a my sobie Wiolę oglądamy, ona też piecze, tylko bataty.


Jeśli chodzi o zegar na sprzęcie AGD, to czekam, kiedy te cholery wreszcie ustalą, na jaki czas przechodzimy i żeby tak zostało ☹

Po obiedzie idę na kroki i widzę choinki na balkonie tego nowego kompleksu apartamętów koło osiedla, co jeszcze jest w budowie - więc nie wiem, czy to ma być wiecha czy co? 


 Widzę też, że niektórzy mieszkańcy osiedla postanowili zaoszczędzić na prądzie... Można w bloku? Można 😂


Zaglądam na siłownię - ostatnio tam nie chodzę, bo albo deszcz albo mokro po deszczu albo kobita z rowerem ćwiczy (przyjeżdża tam taka mocno zawzięta, jak się dopnie do jednego sprzętu, tak nie kończy, kiedyś ją próbowałam przetrzymać, ale się poddałam) - i ona tam jest na twisterze, a na nim by mi zależało, więc wymachuję nogami na czymś innym w oczekiwaniu, że ona tam skończy... Nie, nie doczekałam się. To dzisiaj poszłam rano, w nadziei, że jej nie będzie, i faktycznie nie było. Nikogo nie było. 

Kontroluję knihobudkę i wracam do chałupy, skończyć rozkładanie czeskich książek. Co za sukces! Wreszcie! I nawet, po trosze, są pogrupowane, na tyle, na ile się dało względem formatu. 

OD PEWNEGO CZASU ZDAJĘ SOBIE SPRAWĘ Z FAKTU, ŻE WIĘCEJ CZASU POŚWIĘCAM KSIĄŻKOM W SENSIE UKŁADANIA, PORZĄDKOWANIA, KATALOGOWANIA ETC. NIŻ SAMEMU CZYTANIU!!! 

O 17.00 wychodzę do kina, ale najpierw sprawdzam znów knihobudkę i dobrze robię, bo ktoś przyniósł kryminały z PRL-u, wracam z nimi do domu zadowolona, jak by mi kto w kieszeń napluł, a wieczorem okazuje się, że większość z nich mam 🤣 Jadę do kina, bo mam 3-dniowy maraton Watch Docs. Przychodzi dziewczyna z psem (nie z pieskiem, z dużym psem). Pozwalają jej z nim wejść pod warunkiem, że usiądą w pierwszym rzędzie. Oczywiście, gdy tylko zacznie się projekcja, dziewczyna przesiada się - gdzie? do mojego rzędu. Co mnie skutecznie zniechęciło do wyjścia przed końcem drugiego filmu, który mnie nudził, no bo nadepnę go w ciemności 😉 W domu rozmawiam na ten temat z córką: jakie mogą być powody przyjścia z psem do kina. Nie chce zostawać sam? No a co z pracą? Córka zakłada, że dziewczyna pracuje zdalnie. A co, jak musi iść do lekarza? Młoda jest, nie potrzebuje.

Po kinie jeszcze robię trochę kroków, w domu reszta pizzy na zimno, Duolingo i dwie strony z podręcznika angielskiego oraz kilka listów Joyce'a i można iść spać ze spokojnym sumieniem 😀