środa, 12 września 2012

Georges Simenon - Le revolver de Maigret

Do drzwi domu Maigreta puka młody człowiek, komisarz jest w pracy, ale szanowna małżonka lituje się nad młodzieńcem i wpuszcza go do salonu. Traf chciał, że na kominku leżał wyciągnięty poprzedniego dnia z szuflady rewolwer, który Maigret dostał od swoich amerykańskich kolegów. Gdy pani Maigretowa wyjrzała z kuchni, gdzie zajęta była obiadem, młodego człowieka już nie było. Rewolweru też nie.
Tego samego wieczoru państwo Maigretowie udają się na proszoną kolację. Jednym z zapowiedzianych gości był szkolny kolega gospodarza, zwany baronem. Baron był niezmiernie zainteresowany poznaniem komisarza, jednak na kolacji się nie pojawił. Zaintrygowany Maigret udaje się do barona, który twierdzi, że jest chory. Od konsjerżki Maigret dowiaduje się, że baron poprzedniego wieczora wywoził ciężki kufer. Zdeponował go na Gare du Nord. Policja odkrywa w kufrze zwłoki pewnego deputowanego.
Co łączy barona, młodego człowieka, zamordowanego polityka i gdzie jest rewolwer Maigreta? Zachęcam do lektury (książka została wydana po polsku w 2007 roku).
Napisane we wrześniu 1952 roku, a więc 60 lat temu.
Przeczytałam 10 września 2012.

A tu moje dzisiejsze przygody. Zobaczyłam na mieście nową książeczkę z serii przewodników wydawanych przez vis - a - vis/Etiuda, kosztowała 20 zet. Przypomniałam sobie, że sprzedają też na swojej stronie i wtedy jest taniej. Istotnie cena na stronie wynosiła 15 zł, a więc hurra! Muszę pomyśleć, na co przeznaczę zaoszczędzone 5 zł...
Udałam się dziś o świcie po odbiór osobisty, albowiem wyznaczono mi drogą mailową godziny 8.30 - 9.30. Magazyn: na Zabłociu. Ach, co za awanturniczy tryb życia prowadzę! Gdybyście widzieli ten budynek, tę windę (drżałam jak w horrorze, no ale przecież nie będę po schodach wspinać się na 6. piętro), te korytarze, te zakręty, ten labirynt, te dźwięki, te stęki! W którymś momencie jednak przygoda się skończyła (choć już myślałam, że żywa stamtąd nie wyjdę i w dodatku nie zostawiłam nikomu adresu, gdzie się udaję) - zlokalizowałam właściwe pomieszczenie i uzyskałam drogą kupna egzemplarz Zwierzyńca i Bielan, a że poprosiłam też o fakturę, cena spadła do 12,60! Jak ja pięknie oszczędzam, no coraz lepiej mi to idzie!

Nie był to koniec dzisiejszych książkowych peregrynacji, bowiem z Zabłocia udałam się z kolei na Prądnik Czerwony, po odbiór Grand Hotelu z allegro.
Jestem tam stałym gościem, bo często u nich wyhaczam jakieś cracoviana... i jedyny problem w tym, że firma ma siedzibę w szeregówce... a przed szeregówką ogródek... a w ogródku kartony z książkami po złotówce...
No to już wiecie rozumiecie...
Zaoszczędzone na Zwierzyńcu złotówki pooooszły.
Dobrze, że miałam ze sobą awośkę...
I nawet jeszcze się nie mogłam tymi nowościami nacieszyć, bo zdążyłam jedynie wrócić do domu, zjeść coś i wio do pracy. Ale dziś wieczorem je obwącham, obsmyram, obwoluty pościągam i okładki obejrzę... no obadam po prostu :)
Takie życie uzależnionych.

Swoją drogą to planuję projekt CZARNA SERIA PIW... ale muszę skończyć któryś wcześniejszy najpierw!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz