środa, 26 grudnia 2012

Georges Simenon - Maigret se trompe

Czyli Maigret myli się.
Kolejny Maigret napisany przez Simenona w 1953 roku. Powieść kupiłam w antykwariacie 22 grudnia 1986 roku, ale tym razem nie mogę powiedzieć, że czekała 26 lat - bo pamiętam, że już ją kiedyś czytałam. Mało tego, do środka włożyłam wycinek z gazety o śmierci Simenona:
Z tyłu zapisałam datę: 15 października 1989 roku. Wygląda mi to na fragment "Przekroju".
Jednak z faktu, że książkę już czytałam, nie wynika, że pamiętałam :) mogłam więc spokojnie snuć przypuszczenia co do postaci mordercy.

A kogóż to zamordowano? Pewnego listopadowego poranka służąca na przychodne (zresztą mająca bogatą kartotekę policyjną z czasów, gdy była młodsza i ponętniejsza) pojawia się jak co dzień w luksusowym mieszkaniu przy alei Carnot - nie muszę chyba dodawać, że książkę czytałam z planem Paryża w ręce! - i zastaje swą pracodawczynię z dziurką w głowie. Wzywa policję, ale niechętnie udziela informacji, poza podstawowymi. Jej pani to młoda Louise Filon, kiedyś też notowana z powodu prostytucji, dziś najwyraźniej czyjaś utrzymanka.
Komisarz Maigret powoli składa różne elementy tej układanki. Louise zwana w środowisku Lulu oprócz tajemniczego opiekuna ma też kochanka, saksofonistę Pierrota z jakiegoś nędznego lokalu rozrywkowego. Pierrot oczywiście dał dyla i jest poszukiwany w całym Paryżu. Okazuje się też, że opiekunem Lulu jest sławny profesor-chirurg Gouin, mieszkający piętro wyżej wraz z żoną. Żona sama zgłasza się do Maigreta, żeby mu wszystko opowiedzieć i chronić męża przed zbędnymi przesłuchaniami. Otóż to ona sama zaproponowała kiedyś, by kochankę męża zainstalować w tej samej kamienicy dla wygody profesora, by nie tracił czasu na dojazdy. Profesor wydaje się być nadludzką postacią, ustawioną na piedestale przez cały szereg kobiet (z którymi zresztą szedł do łóżka, ale to nie miało namniejszego znaczenia): żonę, asystentkę, stałą kochankę (której kiedyś uratował życie robiąc skomplikowaną operację mózgu), a nawet dozorczynię, której z kolei uratował syna.

Dopiero pod koniec zaczęłam się domyślać, kto zabił Lulu... ale niezależnie od tego, postać profesora Gouin pozostaje w pamięci jako odrażający moralnie typ, prawdziwie winien, choć nie on nacisnął spust.
Przeczytałam 25 grudnia 2012.

Pod choinką czekał na mnie 4-filmowy box Aleksandra Sokurowa, więc mogę się uznać za usatysfakcjonowaną :)

Wróciłyśmy do domu i gdy córka się kokosiła w przedpokoju, ja postanowiłam jeszcze zajrzeć do skrzynki, a tam:
To był podarunek od Kasi Eire z bloga Notatki coolturalne, szeroko znanego :)
Autorka do tej pory mi nie znana, ale ponoć kryminał z wyższej półki, a koleżanka Kasi zapewnia, że świetny!
Moje zapotrzebowanie na rosyjskość zostało dodatkowo zaspokojone w wieczór pierwszego dnia świąt, kiedy to zabrałam się za ponowną lekturę Mistrza i Małgorzaty w oryginale - stęskniłam się, a co!


Obejrzałam też kolejny radziecki film Podkidysz (Podrzutek) z 1939 roku, w reż. Tatiany Łukaszewicz.


Mama wybiera się oglądać daczę na lato i prosi synka o przypilnowanie małej Nataszy, która właśnie odbywa poobiednią sjestę.
Bratu jest to wyjątkowo nie na rękę, bo właśnie umówił się z kolegą i koleżanką, że do niego przyjdą omówić różne sprawy.

Tymczasem Natasza obudziła się i wołała mamę, trochę sobie też popłakała i wreszcie jakoś sobie poradziwszy z samodzielnym ubraniem się wymknęła się z pokoju i mieszkania i wio! w świat.
Z pomocą dobrych ludzi udaje jej się przejść przez ruchliwą ulicę i dostać do parku. A tam na początek dochrapać się balonika:
Gdy zaczyna padać deszcz, dzieci z przedszkola zabierają ją ze sobą:
Co prawda wychowawczyni po fakcie zorientowała się, że ma na stanie obce dziecko i zadzwoniła na milicję, ale Natasza już zdążyła się wymknąć - bo dzieci miały się kłaść spać po spacerze w parku, a ona przecież już spała, więc przyjdzie później :)
Trafia z kolei do samotnego geologa, którego natychmiast podbija swym wdziękiem:
Ale gdy geolog spiera się z sąsiadką z komunałki-stomatologiem, kto z nich ma lepsze kompetencje do opieki nad podrzutkiem:
Natasza znów wymyka się z mieszkania za samodzielnym kotkiem i mało nie wpada pod samochód. Wtedy znajduje kolejnych opiekunów; to bezdzietne małżeństwo: Lala i Mula.
On pod pantoflem, zainteresowany jedynie czytaną gazetą, ona - wyraźnie niewyżyta macierzyńsko - natychmiast postanawia na żadną milicję ze znalezioną dziewczynką nie chodzić, tylko zabrać ją do siebie.
Jej koronny argument:
- Mula, nie denerwuj mnie!
Właśnie jadą na daczę. On wyraźnie bojący się konsekwencji, ona twierdząca, że spełnia wolę dziecka; zadaje Nataszy pytanie: "Co wolisz, żeby ci oderwali głowę czy jechać z nami na daczę?" - odpowiedź jest do przewidzenia :)
Ona porucza Nataszę opiece męża na peronie stacji, a sama oddala się, by kupić dziecku jakąś zabawkę:
On tymczasem zagłębia się w lekturze gazety, a mała - jak zwykle czymś tam zainteresowana - znów się oddala. Porywa ją tłum kibiców, którzy przybyli na stację witać drużynę Spartaka...i tak ślad po niej ginie.
Tymczasem przerażony brat odkrywa nieobecność dziecka i rusza na poszukiwania wraz z przyjaciółmi.
No ale od czego dzielni pracownicy milicji d/s niepełnoletnich - dziewczynka zostaje odnaleziona i dostarczona mamie :)

Tylko geolog jest smutny, zdążył się już przyzwyczaić do myśli o nagłym ojcostwie:
A i niedoszła mama Lala z rozpaczą stwierdza, że już drugiej takiej dziewczynki nie znajdą...

Sympatyczny obraz z czasów, kiedy nikomu się nie śniło o pedofilach, porywaczach i mordercach.

8 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sobie tę przypadłość (nie)pamięci chwalę ;) jak dla mnie, mogą nawet nowych kryminałów nie pisać :)

      Usuń
  2. Kiedyś go czytałam, ale to było niezwykle dawno temu. A filmu nie znam, pewno nie oglądałam.
    Miłej końcówki roku Ci życzę.)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za ruchliwe dziecko ta dziewczynka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ruchliwe dziecko - zdrowe dziecko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. za tyle radości, co ja mam tutaj u Ciebie, oglądając sobie te ruszczydła i dowiadując co chwila od nowościach-starościach, to i tak małe podziękowanie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń