czwartek, 31 stycznia 2013

Czingiz Ajtmatow - Dzień dłuższy niż stulecie

Brawo dla tej pani, która okładkę projektowała! W rankingu dziesięciu najbrzydszych książek wszechczasów zmieści się na pewno! Trudno sobie wyobrazić coś równie paskudnego, dlatego nie bójmy się rzucić nazwiskiem, ta pani wzięła za to pieniądze - Jolanta Cylwik-Chchłowska. Ja wiem, że to dawno było i w dodatku w wydawnictwie Książka i Wiedza, które nigdy z pięknych okładek nie słynęło, ale to już jest przegięcie. Ja się - sama sobie - nie dziwię, że mnie ta książka odpychała. Już na początku stycznia miałam ją oddać do biblioteki, nie przeczytałam w grudniu, prolongowałam. I teraz zabrałam się już na siłę, bo zbliża się kolejny termin.

I nieźle się zadziwiłam.
Powieść jest przecudnej urody! Jak paskudne jej zewnętrze, tak wspaniałe wnętrze. Ajtmatow to po prostu mistrz powolnej, niespiesznej opowieści o człowieku ze stepem, z przyrodą w tle.
Tym razem bohaterem jest Edigej Żangeldin, zwany Burannym Edigejem. Jeden z tych, na których wspiera się Ziemia, jak mówi sam autor. Były frontowiec, rybak, który po kontuzji odniesionej w czasie wojny nie mógł już trudnić się dotychczasowym zawodem i znalazł swe miejsce na ziemi na mijance Boranły-Buranny, zagubionej wśród stepu.

Pociągi w tych krainach jechały ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód...
A po obu stronach linii kolejowej rozciągały się tam wielkie pustynne przestrzenie - Sary-Ozeki, Środkowe Ziemie Żółtych Stepów.
W krainach tych wszelkie odległości obliczano od linii kolejowej, jak od południka Greenwich...
A pociągi jechały ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód...


Edigeja pracującego wraz z żoną Ukubałą ponad siły przy załadunku węgla na stacji Kumbel zauważa przybyły z mijanki Kazangap. Po chwili rozmowy proponuje im obojgu wyjazd na mijankę:
Skoro, powiada, spotkało cię takie nieszczęście, że kontuzja jeszcze w tobie siedzi, to po co szkodzić zdrowiu. Ja, powiada, od razu zauważyłem, Edigeju, że wykonujesz pracę nad siłę. Niezdatny jeszcze jesteś do takiego zajęcia. Nogi ledwo wleczesz za sobą. Teraz powinieneś mieć lżejsze życie, pobyć na świeżym powietrzu, popić tłustego mleka do syta. U nas na mijance każdy człowiek do prac drogowych jest na wagę złota. [..] Oczywiście, że i u nas nie ma rajskiego życia. Niełatwo tam mieszkać - dokoła sarozeki, brak ludzi, brak wody. Wodę przywożą w cysternie raz na tydzień. I w tych dostawach także zdarzają się zakłócenia. Tak też bywa. Wtedy trzeba jeździć do odległych studni w stepie, przywożić wodę w bukłakach, wyjedzie człowiek rano, a wraca dopiero na wieczór. Ale i tak lepiej być w sarozekach u siebie niż się tak poniewierać z miejsca na miejsce. [...] A jak wróci ci zdrowie, to już czas pokaże; znudzi się wam - przeniesiecie się w jakieś lepsze miejsce...

Nie znudziło się Edigejowi i Ukubale, choć życie na mijance rzeczywiście było ciężkie, a najcięższa może samotność. Bo cóż taka mijanka? Budka zwrotniczego, kilka baraków pobudowanych obok torów, a przeznaczonych dla rodzin pracowników i to już wszystko. Naokoło pusty step. Ciągła walka z upałem w lecie i mrozem i śniegiem na torach w zimie. Ale mijały lata, na świat przyszły dzieci, pojawili się też prawdziwi przyjaciele: Abutalip z żoną Zaripą i dwoma synkami. Abutalip był kiedyś nauczycielem, ale w czasie wojny dostał się do niewoli i jak by tego było mało, uciekł z niej i walczył w szeregach partyzantki jugosłowiańskiej. Co to znaczyło w Związku Radzieckim, wiemy. Wszak obowiązkiem żołnierza było raczej polec niż iść do niewoli. Nie mógł już uczyć radzieckich dzieci, a po konflikcie Broz Tity ze Stalinem sytuacja w ogóle była patowa. Toteż i on znalazł schronienie na mijance Boranły-Buranny... ale do czasu.

Te wszystkie wydarzenia dawnych lat wspomina Edigej prowadząc osobliwy kondukt pogrzebowy w step: zmarł właśnie wielki przyjaciel Kazangap, ten, który nauczył go życia w stepie i na mijance, ten, który go tam ściągnął i który przez te wszystkie lata podtrzymywał go na duchu. Przepracował na mijance 44 lata i gdy nadeszła jego godzina, Edigej postanowił pochować go na Ana-Bejit, starym cmentarzysku w stepie, odległym o 30 kilometrów od mijanki i owianym dawną legendą. Droga do Ana-Bejit wypełniona jest wspomnieniami tych wszystkich lat, pociągów, które czekały na wolną drogę w stepie. ludzi, którzy czekali na lepsze życie...

Ech, jakież to piękne było! Jakie przejmujące opisy stepowej przyrody. Wielekroć zatrzymywałam się przy lekturze i wczytywałam w nie, były tak żywe, tak plastyczne, że stawały mi przed oczami całe sceny. Pamiętam niestety ze szkoły dokładne omijanie opisów przyrody przy okazji lektur i zadaję sobie teraz pytanie, czy spowodowane to było ówczesnym brakiem wrażliwości czy też te opisy były.. takie sobie?

Ja wiem, że naciskamy wszyscy na czytanie z własnej półki... ale polecam gorąco: lećcie do najbliższej biblioteki i domagajcie się Dnia dłuższego niż stulecie! Nie pożałujecie!

Wydawnictwo Książka i Wiedza 1986, wyd. I, 406 stron
Tłumaczył Aleksander Bogdański
Tytuł oryginalny: I dolsze wieka dlitsia dień, Kyrgyzstan, Frunze 1981
Z biblioteki na Królewskiej
Przeczytałam 31 stycznia 2013.


PLAN NA LUTY 2013
1/ Literatura polska: Michał Bałucki - Byle wyżej
2/ Reportaż: Mariusz Szczygieł - Niedziela, która zdarzyła się w środę, tym razem coś nowszego, ale wpadło w ręce w bibliotece
3/ Cracoviana: Michał Rusinek - Opowieści niezmyślone
4/ Seria NIKE: Robert Musil - Trzy kobiety
5/ Projekt SIMENON: Georges Simenon - Maigret et la jeune morte
6/ Projekt AJTMATOW: Czingiz Ajtmatow - Łaciaty pies biegnący brzegiem morza
7/ Projekt AJTMATOW: Czingiz Ajtmatow - Żegnaj, Gulsary!
8/ Seria KIK: Wil Lipatow - Wiejski Sherlock Holmes
9/ Literatura dla dzieci i młodzieży: Astrid Lindgren - Dlaczego kąpiesz się w spodniach, wujku? (Lindgren stała koło Linde - Biały kamień - na półce w dziecięcym oddziale na Rajskiej; się wzięło; jak można było nie wziąć)
10/ Literatura światowa: Robert Musil - Niepokoje wychowanka Törlessa
11/ Projekt MARININA: Aleksandra Marinina - Nie mieszajtie pałaczu - jeszcze nie wiem, co to znaczy :)
Siedem sztuk czyli większość - z własnej półki. I tego się trzymajmy w Nowym Roku.

Plan styczniowy zrealizowany - ale tylko ten zasadniczy. Na Sagę rodu Forsyte'ów już nie starczyło czasu. Aż się dziwię. Myślałam, że nie pracując, siedząc w domu, no bo gdzież można chodzić w zimie - przeczytam Bóg wie jakie ilości. Tymczasem wyrobiłam swoją normę i tyle, ani jednej pozycji więcej. Widać moj organizm domaga się siedemnastu książek miesięcznie i basta!
Od jutra szczęśliwie wracam za biurko, wczoraj odbyłam rozmowę z nowym szefem i jestem oczekiwana :) o warunkach finansowych nie było mowy z racji choroby księgowego, pozostaje mieć nadzieję, że się nie pogorszą. To znaczy jeśli zostaną takie same - to i tak się pogorszą, bo zdaje się ZUS poszedł w górę od stycznia... siedzę przed komputerem, a boję się zajrzeć i sprawdzić, jak ta sprawa wygląda, co sobie będę humor psuć :)


Z FRONTU NOWYCH REGAŁÓW
Nie mam już siły do Pana Stolarza. Miał być w poniedziałek, w końcu dziś - o 16.00. Lecę z wywieszonym ozorem, jak plastycznie mawia moja mama, do domu, żeby zdążyć jeszcze obiad zrobić (a byłam w urzędzie wznawiać działalność i dostałam numerek z 55 osobami przed sobą, myślałam, że padnę trupem!) - a tu zastaję wiadomość, że Pan S. zostaje dziś dłużej w pracy i może kiedy indziej? A ja mam poodsuwane, dywan zrolowany, z półek do przewieszenia porozkładane w drugim pokoju stosiki, no burdel niemożebny. Nie może być! W końcu umawiamy się, że czekam na niego do skutku. Po osiemnastej z pracy może wyjedzie. Siedzę tu jak na szpilkach, no ale może skończy się ta epopeja regałowa.
Nawiasem mówiąc, co za pogoda dziś, co za pogoda. Słońce pięknie świeciło, ciepło, pootwierałam teraz okna - zupełne przedwiośnie. Ajtmatow by to wspaniale opisał :)

25 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przygarnę chętnie, ale pod warunkiem!
      Że Ty z kolei przygarniesz Marininę jedną oryginalną :) przynajmniej wiem, że przeczytasz!

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ha ha, też się zastanawiałam nad przejściem z Doncowej na Marininę... i okazuje się, że IDZIE DAĆ RADĘ :)

      A Wujka w spodniach ja kojarzę z dzieciństwa, że czytałam, ale najwyraźniej tylko raz, z biblioteki, bo nie pamiętam żadnych szczegółów. Nie miałam w każdym razie własnej.

      Usuń
  2. To ze stolarzem masz jak za "starych, dobrych" peerelowskich czasów z każdym fachowcem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcesz powiedzieć, że TERAZ bywa inaczej?
      Wszak Pan Stolarz nie pamięta tamtych czasów, jest jak najbardziej dzisiejszy i teraźniejszy :)

      Usuń
    2. Tak, z akcentem na "bywa" :-)

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Myślę, że w Krakowie by z tym problemów nie było, w swoim czasie w każdej galerii królowały takie meble vintage poprzecierane, a więc są fachowcy, którzy to robią.
      No ale jak byś chciał mieć coś pozłocone, to polecam panią Laurę Łącz. Była taka aktorka kiedyś ostatnio się natknęłam w sieci na wywiad z nią o meblach i ona właśnie wyspecjalizowała się w odnawianiu ich i złoceniu :)

      A taki kredens z lat pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych doskonale pamiętam z własnego domu, królował w kuchni zanim przyszła moda na kompletne zestawy kuchennych szafek.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    6. To prawda, ale z Wielkanocą chyba nigdy nie ma takiego szału, jak przed BN :)

      Usuń
  3. Ja akurat była w pracy, gdy na chwilkę ta piękna wiosna się zrobiła. Tak powiało czymś ciepłym, zajaśniało słonkiem, uśmiechnęło się wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały miesiąc siedziałam w domu i ani jednego takiego dnia, który zachęcałby do wyjścia, a dziś proszę...

      Usuń
  4. Masz bardzo ambitne plany czytelnicze na luty, to mi sie podoba. A ja mam blokadę twórczą, tę samą co miesiąc temu :) I jeszcze podoba mi się, że czytasz książki wydane wcześniej niż w zeszłym roku, to rzadkość w dzisiejszych czasach, chociaż jest wśród blogerów spora grupka odszcvzepieńców :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ sama już jestem w latach posunięta, to i książki wolę stare :)
      choć nie jestem ortodoksyjna i nie uważam, że teraz, panie, to już nic dobrego nie wychodzi :)

      Usuń
  5. Twój Pan stolarz mnie rozbraja:)))Niezły z niego element. Gratuluję nowego szefa, ja bez pracy (nie liczę tych 2godzin co mam) i finanse kiepskie. A tam...
    Nabytki ciekawe, Lindgren jestem ciekawa i Szczygła, o projektach się nie wypowiadam, bo ja jakoś w z rosyjską literaturą w tyle jestem.

    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Stolarz wiecił dziury w ścianach (nośnych! czyli niosło się po całym bloku!) o 20.45. Od razu sobie powiedziałam, że jak ktoś z sąsiadów będzie stukał - udaję, że mnie nie ma w domu :)

      A ja swoje chude siedem lat już miałam... gdy urodziłam dziecko i zanim ono poszło do szkoły, byłam w domu. Dopiero potem - ono w przybytek nauki, ja na fabrykę :)
      Aliści nie jest powiedziane, że chude lata znów nie nadejdą... a już na pewno na emeryturze (jak doczekam)...

      Usuń
    2. O, to zupełnie jak mój sąsiad. W ostatnią niedzielę - tydzień temu- wiercił w ścianie po 21.00. Skończył równo o 22.00, a już byłam gotowa do akcji:D Moje dzieci idą spać ok.20.00.

      Mam nadzieję, że chude lata się u mnie skończą, choć pracę to tutaj można mieć jedynie po znajomości. Nie wiem czy wrócę do szkoły. Właściwie to chciałabym mieć normalną i pracę:)

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    3. Pytanie za sto punktów: co to jest normalna praca?
      :)

      Usuń
  6. Dzień dłuższy niż stulecie...Jakie ten Ajtmatow ma ładne tytuły. I treść widzę, że przepiękna. Lubię taką literaturę - nieśpieszną, uważną na człowieka i przyrodę. Mnie się na świecie prawie wszystko podoba, nie gustuję, pewnie dlatego, w fantastyce, a zwyczajność jest moim zdaniem najbardziej niezwykła.
    Pan Stolarz... A pamiętasz Murphy Brown? Ja, chcąc mieć Pana Malarza na oku zainstalowałam go w domu. O, Panie mój! Fachowiec,owszem, ale popłakałam się kiedy postawiłam na stół olbrzymią, upieczoną na obiad karkówkę a on wziął nóż i widelec , przysunął półmisek do siebie i zapytał czy ma coś zostawić dla mojego męża!
    Ukłony dla szefa:) Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, fachowiec z wyżywieniem, toż to cała epopeja. Pamiętam z domu rodzinnego, gdzie tzw. malowanie (czyli w Krakowie remont) robiło się obowiązkowo co 4 lata... trzeba było gości przyjmować właśnie z obiadem, bo inaczej wychodził taki do domu na obiad i ... nie wracał tego dnia, a czasem jeszcze następnego. No ale moja mama by nie wpadła na pomysł serwowania półmiska. Porcja na talerz i wio. Ty chciałaś być elegancka, to Ci się dostało za swoje :)

      Usuń
  7. Ajtmatowa nie czytałam ale myślę żeby mi się spodobał ;) A Pan Stolarz jest fenomenalny - ot, fachowiec :P

    OdpowiedzUsuń