środa, 17 grudnia 2014

Irena Jurgielewiczowa - Byłam, byliśmy

Duże nadzieje wiązałam z tym tomem wspomnień, gdy go odkryłam w bibliotece i potem przeglądałam w drodze do domu. Może zbyt duże? Trochę się zawiodłam. Zwłaszcza wobec zachwytów z okładki (który to już raz daję się na nie nabrać)...

Czego się spodziewałam? Skoro to wspomnienia pisarki, to może historii dochodzenia do pisania, kształtowania się powołania, drogi artystycznej, okoliczności, które spowodowały wydanie pierwszej książki, znajomości z innymi literatami... Tymczasem książka dotyczy pierwszych dwudziestu lat życia i całej historii rodzinnej przed pojawieniem się na świat autorki. Od razu powiem: historia rodziny nie zostawiła we mnie najmniejszego śladu, nic interesującego w niej dla siebie nie znalazłam. No taka jakaś nieczuła jestem i niewrażliwa na cudze losy, czy co. Żeby nie było, że to dlatego, że z Krakowem nie ma nic wspólnego! Nie nie. Nie jestem aż tak ograniczona :)
Zasugerowałam się jakąś wzmianką odkrytą podczas pobieżnego przeglądania książki o rozwodzie rodziców i rozdźwięku, jaki on spowodował w młodej osobie autorki, automatycznym opowiedzeniu się za matką i odkryciu dopiero po latach racji ojca. I ten temat mocno mnie zaintrygował, na niego czekałam - przez prawie całą książkę - właściwie na próżno. Bowiem okazało się, że Jurgielewiczowa postanowiła przerwać (czy zakończyć) swe wspomnienia w momencie, gdy wchodzi w dorosłość, gdy zakochuje się z wzajemnością - uważając, że teraz to już byłyby wspomnienia Ich Dwojga - a więc nadużycie z jej strony. Czyli cała "afera" rozwodowa rodziców tak naprawdę dopiero jeszcze przed nią. Poczułam się jak dziecko, któremu zabrano wręczony przed chwilą prezent!

Co mi też przeszkadzało w lekturze, to nieustanne analizy dokonywane przez autorkę, dzielenie włosa na czworo. Za dużo też w niej polityki, jak na moje nerwy. Ale to świadczy o tych różnicach międzypokoleniowych, o których sama Jurgielewiczowa wspomina. Świadczy na moją niekorzyść oczywiście. Jedną z immanentnych cech inteligencji, o których pisze autorka, jest zainteresowanie dla spraw kraju, państwa. Kolejny raz się potwierdziło, że należę do ćwierćinteligencji (pracującej), niestety. Dla własnego lepszego samopoczucia wmawiam sobie, że to dlatego, iż nie mam i nie mogę mieć wpływu na to, co się dzieje, na ludzi, którzy znajdują się przy korycie u steru władzy... zresztą Jurgielewiczowa sama zauważa olbrzymi rozziew między poziomem polityków (administracji) międzywojennych a późniejszych, i to nie tylko PRL-u, bo to wiadomo, ale również już z czasów III Rzeczypospolitej.

Najwyraźniej jednak nie jesteśmy z Ireną Jurgielewiczową z jednej bajki i muszę się z tym pogodzić, choć mi przykro, bo naprawdę myślałam, że może będzie to jedna z ulubionych książek, że rozejrzę się za tym, by mieć własny egzemplarz. Cóż, tak się nie stało, trudno.


Autorka z bratem Stanisławem

Początek:
i koniec:


Wyd. Akapit Press, Łódź BEZ DATY!!! 267 stron + ilustracje
Z biblioteki na Rajskiej
Przeczytałam 16 grudnia 2014 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
1/ dwudziesty czwarty film ze Stanisławem Lubszinem - NIE STRIELIAJTIE W BIEŁYCH LIEBIEDIEJ (Не стреляйте в белых лебедей - Nie strzelajcie do białych łabędzi), reż. Rodion Nachapietow, 1980
Na YT jest pierwsza część filmu, ale nie znajduję kolejnych :(


Z rosyjskiej Wikipedii dowiedziałam się, że to ekranizacja powieści Borysa Wasiliewa (ze Smoleńska), ale chyba nie tłumaczonej na język polski. To również autor "Tak tu cicho o zmierzchu". Film ma na Filmwebie zaledwie jedną ocenę, ale dość wysoką - 7/10 - zresztą z rosyjskiego streszczenia widzę, że mi się spodoba. Bohaterem jest Jegor Połuszkin, zwany w swej wiosce Biedonoscem - za co by się nie wziął, wyjdzie jakaś bieda. Obdarzony talentem prawdziwego artysty, nie przystaje do praktycznych wieśniaków. Wreszcie jednak znajduje pracę swych marzeń - zostaje leśniczym.

2/ następny film polski z okresu powojennego - CZARCI ŻLEB, reż. Tadeusz Kański, Aldo Vergano, 1949
Na YT, jak większość starych polskich filmów - w całości:


Dramat sensacyjny osnuty wokół udaremnionej akcji przemytu dzieł sztuki przez granicę polsko-czechosłowacką na zachód. Góral Jasiek (Tadeusz Schmidt) był kiedyś przemytnikiem, teraz jest żołnierzem Wojsk Ochrony Pogranicza, odbywającym służbę w swych rodzinnych stronach, w Tatrach.

3/ film czeski - jeden z najukochańszych, bo połączenie cudownej prozy Hrabala z maestrią Menzla - ŚWIĘTO PRZEBIŚNIEGU (Slavnosti sněženek), reż. Jiří Menzel, 1983
Na YT w całości - po czesku:


Mozaika krótkich opowieści o mieszkańcach Kerska, małej miejscowości niedaleko Pragi. Ze scenek codziennego życia niezwykłych i momentami groteskowych postaci wyłania się portret epoki socjalizmu.
Dziś rano stoczyłam na allegro zawziętą walkę o kolejną książkę Wiery Panowej - walkę wygraną! - i zajrzałam, co tam jeszcze sprzedawca ma w ofercie - a tu właśnie "Święto przebiśniegu" w mojej ulubionej serii literatury czeskiej i słowackiej - więc natychmiast nabyłam, jak fajnie jak fajnie jak fajnie!

4/ z Orientu znów film japoński - TOKYO FAMILY (Tokyo kazoku) - reż. Yôji Yamada, 2013
To remake filmu "Tokijska opowieść" z 1953 roku, na którym byłam kilka lat temu w kinie.
Na YT w całości z angielskimi napisami:


Starzejące się małżeństwo Hirayama, Shukichi i jego żona Tomiko wyruszają ze swojej wysepki na
Morzu Wewnętrznym do Tokio, aby odwiedzić swoje dorosłe już dzieci. Najstarszy syn Koichi prowadzi gabinet lekarski, córka Shigeko jest właścicielką salonu piękności, a najmłodszy syn Shoji pracuje w teatrze. Dzieci zajęte swoim życiem nie mają jednak czasu dla rodziców, a sami rodzice z nutą goryczy obserwują swe wyrosłe dzieci. Szczególnie relacje pomiędzy Shukichim a jego najmłodszym synem nie układają się najlepiej.

5/ i żeby w miarę być na bieżąco - MÓW MI VINCENT (St. Vincent), reż. Theodore Melfi, USA 2014
Na YT trailer, ale bez problemu znajdziecie cały film z polskimi napisami:


Vincent (Bill Murray) to zgryźliwy mizantrop, któremu dni upływają na wyścigach konnych, w ulubionym barze i w towarzystwie zaprzyjaźnionej nocnej damy (Naomi Watts). Pewnego dnia do domu obok wprowadza się Maggie (Melissa McCarthy) z synem Oliverem. Powitanie nowych sąsiadów odbywa się bez ciepłych słów i nie zapowiada początku pięknej przyjaźni. Jednak wiecznie spłukany Vin dostrzega szansę na podratowanie swego opłakanego budżetu. Zostaje może nie najtańszą, ale na pewno najbardziej ekscentryczną niańką w mieście.

4 komentarze:

  1. Szkoda że się zawiodłaś.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz bywa lepiej, raz gorzej, byle się nie zniechęcać :)

      Usuń
  2. Ja rosyjskiego uczyłam się w podstawówce i kompletnie go zapomniałam. Mam wielką ochotę, żeby sobie choć najprostsze podstawy przypomnieć. Może się uda :) A " Nie strzelajcie do białych łabędzi" można obejrzeć tutaj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam tak samo, a teraz istne szaleństwo na punkcie rosyjskiego :) więc wszystko przed Tobą!
      Dzięki za linka!

      Usuń