niedziela, 28 lutego 2016

Łukasz Walczy - Dzieje konserwacji Ołtarza Wita Stwosza w Kościele Mariackim w Krakowie

Po tym Kallimachu, a wcześniej Wicie Stwoszu Rożkowym - obowiązkowa lektura ;) Kupiłam kiedyś, bo kupiłam, niby z nadzieją, że przeczytam, ale do końca w to nie wierzyłam... a tymczasem, proszbardzo. Poszło gładko.
No, może trochę anegdoty zabrakło, ale - na Boga - toż to, jak sam autor uprzedza w przedmowie, praca magisterska, aczkolwiek w rozszerzonej wersji.

Teraz już wyjaśnia się tajemnica moich odwiedzin Ołtarza w tym tygodniu ;)
Nie sposób było po tej lekturze nie pójść się pogapić. Wiele się nie dostrzeże nieuzbrojonym okiem, ale zawsze coś. Obserwowałam przy okazji młodego człowieka: przyszedł z dwojgiem nieco starszych ludzi, tamci usiedli i słyszałam, jak kobieta opowiadała o ołtarzu po angielsku. Chłopak zaś - na oko 18-letni - kręcił się w kółko, klękał na stallach, żeby zajrzeć w głąb, poświstywał... jak małe dziecko :( Tylko czekałam, że go służba kościelna zaczepi i będzie robić wymówki za nieodpowiednie zachowanie, a wtedy od starszych usłyszymy, że biedaczek ma ADHD albo inną przypadłość, na którą nic się nie poradzi... ale nie. Dziewczyna z identyfikatorem zachowała kamienny spokój :)
W zaciszu domowym obejrzałam sobie również album z fotografiami ołtarza wykonanymi z bliska, cóż za bogactwo detali, jakie wspaniałe stroje, czepce, ciżmy. Ciekawe, czy artysta zdawał sobie sprawę, czy marzył o tym, że jego dzieło będą oglądać za setki lat i dalej podziwiać.

Nie obeszło się bez zajrzenia do Estreichera. Uważa on konserwację przeprowadzoną po wojnie, po powrocie ołtarza do Polski, za niepotrzebną. Twierdzi, że dziesiątki ludzi z niej żyło po prostu, a Ołtarz tak naprawdę był w dobrym stanie, opowiadanie o fatalnych warunkach przechowywania go w Niemczech to była woda na ich młyn...

A wnioski z lektury Walczego (?) smutne - ołtarza nie powinno się otwierać codziennie, pociąganie drążkiem za skrzydło powoduje jego wichrowanie, pękanie polichromii, odpadanie pozłoty. I żadnej rady na to jeszcze nie wymyślono. A może? Trwa kolejna konserwacja, nie wiem, jaki jest jej dokładny zakres i czy pomyślano o wzmocnieniu konstrukcji. Trzeba czekać na jej wyniki. Na razie SKOZK pisze tylko o "wzmocnieniu struktury drewna".

Początek:
koniec:


Spis ostatnich publikacji z serii Biblioteki Krakowskiej (ostatnich wówczas, czyli w 2012):
Co mi przypomina, że ciągle odkładam na później zakup najnowszych... no bo przecież wiem, że tam na Jana są i czekają w szafie :)

Wyd. Towarzystwo Miłośników Historii i Zabytków Krakowa 2012, 282 strony
Seria: Biblioteka Krakowska, nr 157
Z własnej półki (kupione w Towarzystwie Miłośników Historii i Zabytków Krakowa 11 kwietnia 2014 roku)
Przeczytałam 23 lutego 2016 roku



NAJNOWSZE NABYTKI
Wokół Biprostalu z serii wydawanej przez Muzeum Historyczne m.Krakowa:
Napisali o tym w pierwszym tegorocznym numerze dwutygodnika Krakow.pl (zamieszczono wywiad z autorem) i zaraz zabrałam się za poszukiwania. Wykonałam z pięć telefonów - bez rezultatu. Nikt nic nie wiedział - ani w redakcji ani w jakichś innych instytucjach, typu V dzielnica (bo wywiad przeprowadzili panowie z dzielnicy), do których na odczepnego podawano mi numer ani wreszcie w Krzysztoforach - i to było clou programu, bo nie dzwoniłam przecież na portiernię, tylko do działu wydawnictw czy czegoś w tym guście. Pan nic o takiej publikacji nie wiedział. A tydzień później książka jest już w Księgarni Akademickiej! Profesjonalizm niektórych ludzi powala.

Za to z Cęckiewiczem poszło gładko i szybko. Ledwo znalazłam informację o tej monografii na fejsbuku (o czym za chwilę), już ją miałam w drodze z jakichsiś motyli.
Książka jest cudna, a mówię to ledwie na nią zerknąwszy. Nie mam takich pozycji w domu - mówię tu o współczesnej architekturze - interesuję się (zwłaszcza gdy dotyczy Krakowa, ofkors), ale nie przesadnie :) na wszystko czasu nie starczy... zaglądam na różne wątki na Skyscrapercity i tyle. I tak sobie myślę, że Cęckiewicz może rozbudzić pragnienie wiedzy w tym kierunku :)

A teraz o fejsie. Sytuacja wygląda tak: lata temu pewien członek SKOZK miał fotobloga tam, gdzie i ja, i tak się spiknęliśmy (wirtualnie). I on właśnie poradził mi, bym sobie założyła konto na FB, bo są tam różne ciekawe grupy krakowskie i zawsze można się dowiedzieć czegoś nowego. Konto założyłam, ale raczej go nie używałam :) Aż tu nadejszła wiekopomna chwila, że mię zlecono zajmowanie się pracowniczym FB. I wtedy odkryłam bogactwa fejsowe. I wsiąkłam. No bo nie nadążam przeglądać tego wszystkiego, a chciałabym :) W pracy siedzę na pracowniczym, bo mi się nie chce wylogowywać, przelogowywać, upierdliwe to jest... a w domu przecież staram się od kompa trzymać z daleka, w miarę możliwości... A tam stare zdjęcia, osobiste wspomnienia i opisy... wszystko to chciałoby się gdzieś zatrzymać, takie ulotne...
I tak to. Zawsze sobie człowiek znajdzie nowe zajęcie :)


W TYM TYGODNIU OGLĄDAM
Jeden (słownie jeden) film. To i tak sukces, bo bolał mnie łeb i oglądnęłam mimo to.
Francusko-belgijski - ZUPEŁNIE NOWY TESTAMENT (Le tout nouveau testament), reż. Jaco Van Dormael, 2015
Trailer:


Gdzie mieszka Pan Bóg? W Brukseli. Z rodziną, którą tyranizuje. Największą przyjemność sprawia mu bezmyślne oglądanie telewizji, dokuczanie żonie i wymyślanie praw, które coraz bardziej komplikują ludziom życie. Do czasu. Jego córka Ea nie może go już znieść i postanawia się zbuntować. Wykrada ojcu z komputera hasła i wszystkie tajemnice, dzięki którym będzie mogła urządzić świat zupełnie od nowa.
8/10



DOMOWO
Pobrałam z półki jedną ze starych książek kucharskich, no bo trzeba coś innego od czasu do czasu zapodać, prawda?

Przepisy w Potrawach na cały rok, podzielone są na pory roku. Przejrzałam więc zimę i wybrałam do realizacji w najbliższy wolny dzień zapiekankę wiejską:

Już na etapie lektury przepisu czegoś mi tu brakowało. Ale dobrze, jedziemy z tym koksem. Dokonałam zakupów (pół główki włoskiej kapusty i tacka z mięsem mielonym).
I do roboty.
I co Wam powiem - robi się fajnie :) To naprawdę mega przyjemne uczucie, gdy coś się dłubie w kuchni - oczywiście pod warunkiem, że nie jest to skomplikowane, jak w tym przypadku. Podsmażyć kapustę z cebulą (ach, mój pierwszy raz!), osobno mięso, ugotować makaron, wymieszać, do piekarnika.
Hm. Ale po wyjęciu z piekarnika wyglądało zasadniczo tak samo, jak przed włożeniem. Tyle że makaron, ten na wierzchu, się podpiekł.
No i na talerzu wszystko się rozłaziło.
Wyraźnie brakuje tu czegoś do spojenia całości. Żółty ser? Czymsiś zalać?

Tak więc rezultat taki sobie.
Pomijam, że autorka NOTORYCZNIE nie podaje czasów. Zapiec, upiec, podsmażyć, udusić. Ale jak długo? W jakiej temperaturze? No przecież jako analfabeta kulinarny muszę to wiedzieć!

Córka się naśmiewała nad talerzem i stwierdziła, że wygodniej będzie jeść toto łyżką, bo z widelca spada.
Ale za to znalazłam w książce argument na poparcie swoich słów, że ja z tych książek kiedyś korzystałam. Ona w to nie wierzy. Więc proszę:
Robiło się.

9 komentarzy:

  1. Córka Boga w tym filmie ma na imię Ea? Toż to imię MĘSKIEGO bóstwa! Nie no, gender wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze strony imiona.info:

    Pochodzenie imienia żeńskiego: nordyckie
    Pochodzenie imienia męskiego: celtyckie

    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...okej :D

      A skoro już linki: Ea (bóg)

      Usuń
    2. No tak, ja wiem :) choć do zawodów z Tobą w tej kwestii nie stanęłabym nigdy w życiu :)

      Usuń
  3. No to teraz rozumiem Twoją wizytę w Mariackim:). Przykre to, iż korzystanie niszczy dzieło, trzeba mieć nadzieję, że nasi genialni naukowcy coś wymyślą. Nie pamiętam, czy już ci pisałam- złożyłam zamówienie na kilka książek do MNK :) i :( znowu przybędzie kolejna partia, a półek w biblioteczce już nie ma, trzeba będzie zrobić jakąś roszadę/ wydać coś w dobre ręce.
    Nieadekwatność starych przepisów kucharskich przejawia się dla mnie tym, iż dawniej kostka masła miała 250 gram, dziś na ogół ma 200 gram, więc do wszystkich starych przepisów dodaję gramaturę, podobnie miara płynów, jaką była szklanka jest dziś wielce nieprecyzyjną, bowiem szklanki kiedyś były większe niż dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie roszady to skutkuję potem tym, że się nie pamięta, gdzie co stoi - skoro stało od lat i nagle zmieniło miejsce ;) Ale lepsza roszada od wydania książki :)

      Co do miar, to często pojawiają się w przepisach różne nieistniejące dziś opakowania. I np. "pół paczki". I bądź tu mądry. Coś bym chciała na Wielkanoc znaleźć nowego, chyba czas już zacząć szukać :)

      Usuń
    2. O, "pol paczki" to moja ulubiona miara! Otoz mam przepis na czekolade domowa, w ktorej stoi "pol paczki mleka w proszku". I badz tu madry. Chodzi chyba o tzw. mleko niebieskie z lat osiemdziesiatych. Ilez ono mialo gram? 500? 400?

      Usuń
  4. A robiłaś paschę kiedyś? To taki lekki deser z sera twarogowego, słodki ale nie za słodki. Moja rodzinka uwielbia (niestety, bo co roku muszę go robić, jak nie wyjeżdżam na święta). A w tym nie wyjeżdżam, więc siedzę cichutko, może zapomną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O deserach nie myślę, bo przecież obowiązkowy mazurek przywiezie moja mama :)

      Usuń