Koniec:
Wyd. Firma Wydawnicza DELTA, Kraków 2014
Ilustracje: Marek Czernek
Przeczytałam 22 maja 2024 roku
Praga, dzień siódmy
Dzień pochmurny, czasem z mżawką, czasem z deszczem. Pierniczyć pogodę, pojadę szukać kolejnych usedlosti, co je mam w kapowniku. I nawet znalazłam, a na parkingu niedaleko podeszli jacyś państwo i zapytali, czy tutaj można parkować, bo nie ma żadnego znaku, a mają tu samochód z trzema rowerami. Po polsku zapytali i nawet w pierwszej chwili nie zdziwili się, że odpowiedź dostali też po polsku 🤣 Ale najdziwniejsze jest to, że w kilka godzin później na mieście przechodziłam przez pasy, a tu naprzeciwko szła kobieta prowadząc rower i się tak do mnie śmiała szeroko... Pomyślałam, że to jakaś miejscowa mnie z kimś pomyliła. Dopiero poniewczasie zorientowałam się, że to była ona!
Och, patrzę, policja, znaczy się jakaś ambasada. No i faktycznie, ta, która ma w tych dniach z wiadomego powodu flagę do pół masztu 😁 I dobrze im tak! Akurat kierowca czekał z mercem na dole i po chwili wyszedł dyplomata, ale żaden z nich nie lał łez, jak nasz Duda 🤣
Oprócz byłych usedlosti miałam w planie wreszcie zrobić porządną sesję willi Vosmíka, który był rzeźbiarzem i na początku XX wieku wybudował sobie dom z pracownią w secesyjnym stylu. Willa niestety jest od wielu lat w katastrofalnym stanie (nikt tam nie mieszka). Zrobiłam jej szereg zdjęć zza płota z myślą napisania kiedyś o niej na praskim blogu - po raz pierwszy zeszłam o ulicę niżej, gdzie jest wejście do willi i okazało się, że to nieprawda, co piszą internety, iż jej aktualnym właścicielem jest jakiś tam adwokat, bo znalazłam tabliczkę "Majitel domu - Městská část Praha 5". Nabrać mnie chcieli!
Z cyklu vlepki.
Nie rozumiem, jak te samochody nie pospadają...
Nie szłam dziś na obiad, bo bałam się, że nie zdążę do kina, więc zapodałam zdrowy i dietetyczny posiłek w McDonald's 😂 Zdążyłam za to zerknąć do antykwariatu, a tam w korytarzu...
No właśnie, wróciły pudła po 10 koron. Wybrałam sobie cztery książki i udałam się do kasy, planując z miłym uśmiechem zapytać wyniosłej i niemiłej pannicy, czy te książki są z powrotem ich priorytetem 😁 Niestety, nie było mi dane, bo pannica świeciła nieobecnością!
Film był o kryzysie wieku średniego, tak to podsumujmy. Bohaterka zasuwa w agencji reklamowej, zasuwa w domu, gdzie trzeba oporządzić dwoje dorastających dzieci i męża-artystę, na którego musi zarobić, no i pewnego dnia ma kryzys, rzuca wszystko ecc. Więc nic odkrywczego, ale zawsze to przyjemność posiedzieć w kinie na czeskim filmie, zwłaszcza, że rozpoznawałam praskie lokacje. Raz się nawet mocno zdziwiłam, że poznałam - jedna scena była kręcona w kawiarni, do której kiedyś zabrała mnie Viera, bo pracowała tam jej wnuczka. Tak mi się zdawało, że to tam, a potem w końcowych napisach było, że rzeczywiście.
Na popołudnie miałam kompletnie inny plan, ale gdy wyszłam z domu okazało się, że nawet nieśmiało słoneczko wygląda, więc plan uległ zmianie na rzecz odhaczenia kolejnego punktu z listy czyli przejażdżki łodzią w celu przetransportowania się na wyspę zwaną Cesarską Łąką. Přívoz za każdym razem musi być!
Niespodzianka - na brzegu wisiało co prawda obwieszczenie, żeby przygotować do kontroli bilety, ale uznałam to za taką formalność - nigdy wcześniej nikt biletów mi nie sprawdzał na tych łodzi. A tu ZONK - pan marynarz skrupulatnie odczytuje telefony przed wpuszczeniem na pokład. No, ja musiałam wyciągnąć mój papierowy miesięczny 😂
Przeszłam całą wyspę wzdłuż, niby tylko niecałe dwa kilometry, ale dokładając do tego dopołudniowe łażenie plus most kolejowy, którym też musiałam się przejść, bo ważą się jego losy, to już jest coś. Konkretnie boję się zdjąć skarpetkę z prawej nogi, czy tam nie ma jakiegoś bąbla 😂
Gość od treningu ma fajną fuchę - bidoki namachają się wiosłami, a on tylko hop hop hop hop wolniej, szybciej! przez megafon. Na wyspie są kempingi, głównie zajęte przez Niemców, oczywiście mniej lub bardziej wypasione kampery, ale moje serce skradł ten tutaj. Jedna para tak 50-60 lat siedziała sobie na leżakach obok auta, pani robiła na drutach, pan scrollował telefon. Może to jest ten rodzaj prawdziwego odpoczynku?
Są też takie konstrukcje, nie wiem, co to ma być.
Na wyspie króluje sport - nie bez kozery, w końcu to tam właśnie został rozegrany pierwszy mecz futbolowy na czeskiej ziemi (w 1893 roku), gra się tam w golfa, siatkówkę plażową, badmintona i co tylko kto chce. A mnie wspomnienia sprzed lat przyciągnęły do przystani, gdzie są barki mieszkalne. Byłam tam już nie wiem, ile lat temu i doskonale pamiętam rozmowę z jakąś Niemką, która tam mieszkała.
Przyjrzałam się jeszcze budowie nowego mostu, który ma być gotowy pod koniec przyszłego roku. Będzie super, bo tylko dla komunikacji miejskiej (plus rowerzystów i pieszych), co niesamowicie przyspieszy połączenie między lewobrzeżnym i prawobrzeżnym południem Pragi. Padła propozycja, żeby go nazwać imieniem Madeleine Albright, ale ponoć nie zgodziła się na to jej rodzina.
Zlokalizowałam kolejną knihobudkę, ale nic w niej dla mnie nie było ciekawego. Dobrze to czy źle? Ja się już trochę "martwiłam", że tym razem książki zmieszczą mi się do walizki, ale jednak mi to nie grozi. Policzyłam dobytek - osiemnaście sztuk 😂 Ale za to jak tanio!
Tradycyjnie na koniec motyle. Otóż jeden z nich już świeci! Prace postępują w szybkim tempie.
A' propos. Tam też układają nowy chodnik i zgodnie z zapowiedzią pojawiły się spitfire'y. Ma ich być tyle, ilu było czechosłowackich lotników (ale zaraz to jeszcze sprawdzę) (sprawdziłam - 359).