sobota, 8 maja 2021

Harper Lee - Zabić drozda

Wcale nie miałam tego na liście obejmującej najbliższe plany czytelnicze, ale gdzieś na jakimś blogu BBM wspomniała o tej książce, wyciągnęłam ją z półki i - przepadłam. To był powrót po wielu wielu latach. Kupiłam ją w 1984 roku i pewnie wtedy też przeczytałam. I całkiem nie pamiętałam, że to taka fantastyczna rzecz! Być może dlatego, że wtedy ani mi się śniło być matką i odbierałam to całkiem inaczej.

Uważam, że Zabić drozda powinno być swego rodzaju encyklopedią dla wszystkich rodziców - jak wychowywać dzieci i czego je uczyć. A także jakim być samemu. Dziś patrzę na tę powieść właśnie z perspektywy matki i zastanawiam się nad błędami, jakie popełniłam (kto ich nie popełnił?). Myślę, że najważniejsze w całym procesie wychowania, to nie uczyć hipokryzji. Tego się trzymał Atticus: być zawsze takim samym, czy to w domu czy poza domem, wśród ludzi. Nie mieć podwójnej moralności i podwójnych standardów.

Sprawdziłam, że książka jest ciągle wydawana i dostępna. Pytanie, czy czytana? Chyba tak. Na Lubimy czytać ma ponad 13 tys. ocen. Nie wiem co prawda, jak to się ma do innych powieści, na próbę wrzuciłam Przeminęło z wiatrem (żeby też była literatura amerykańska) - tylko 8 tys. ocen. Kraina chichów - 6 tys. No, to chyba nie jest źle.

Z amerykańskiego rozpędu chciałam wziąć teraz do czytania kolejnego Macdonalda, ale się rozmyśliłam - nie będę mieszać dwóch różnych Ameryk, z dwóch różnych dekad 😄 Za to na wieczór szykuję sobie projekcyjkę Zabić drozda z Gregorym Peckiem. Też będzie to powrót po latach.

Początek:

Koniec:

Książka niestety stoi w drugim rzędzie i gdyby nie przypomnienie jej przez BBM, to diabli wiedzą, kiedy bym się do niej dokopała. Nawiasem mówiąc, strasznie obszarpane są niektóre obwoluty. I niekoniecznie należy to przypisywać tzw. zębowi czasu 😂 choć one wszystkie są stare. Raczej była to działalność mojej córki w czasach, gdy objeżdżała mieszkanie w chodziku. Puszczona samopas - a w końcu po to się dziecku kupuje chodzik, żeby mieć chwilę czasu dla siebie - studiowała zawzięcie grzbiety książek tak do wysokości metra. No a w owych czasach jeszcze nie miałam drugich rzędów 😏

No to teraz zliczamy znajome tytuły!

Wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1971, 389 stron

Tytuł oryginalny: To Kill a Mockingbird

Przełożyła: Zofia Kierszys

Z własnej półki (kupione w antykwariacie w sierpniu 1984 roku)

Przeczytałam 7 maja 2021 roku 


Poprzednim razem odgrażałam się, że zrobię te - nie wiem, jak je nazwać - ciastka warzywne? warzywne muffiny?

  

No i zrobiłam. Moja blacha okazała się mieć 12 dołków, a nie 6, jak ta z filmiku. Może chodzi o mniejsze dołki? Ale materiału wyjściowego wystarczyło tylko na 9 sztuk. Wszystko poszło dobrze i szybko, nie jest to jakiś pracowity obiad (a robiłam w tygodniu, po powrocie z pracy), tylko bym miała jedno 'ale' - te ciastka są za delikatne, już na filmiku widać, że prawie się rozlatują przy wyjmowaniu, ja też musiałam sobie łyżką pomagać (choć potrzymałam w piekarniku 5 minut dłużej). Nie wiem, co by można dodać, żeby one były takie bardziej zwięzłe, przypieczone albo co.

Z nowości robiłam też risotto z mrożonymi warzywami, ale nawet nie zalinkuję przepisu, bo nie polecam. Smak rosołu i tyle.

 

Zapowiadali, że 6 maja zacznie się rejestracja na szczepienie rocznika mojej córki. Ponieważ, z niewyjaśnionych do dziś powodów, w nocy z 5 na 6 nie udało mi się w ogóle zasnąć, około 3 nad ranem przypomniałam sobie o tej rejestracji i wykręciłam 989. Wstukałam Pesel, wstukałam kod pocztowy i dostałam propozycję zaszczepienia się w dniu 28 czerwca, w hali EXPO czyli na końcu świata. Nie przyjęłam. Druga propozycja opiewała na 29 czerwca, tamże. Nie przyjęłam. Trzecia na 30 czerwca, dalej w EXPO. Czwartej już nie było, automat poinformował mnie za to, że od 6 rano będą konsultanci.

No to zadzwoniłam rano. Miła pani najpierw mi dała adres na Lema, ale gdy spytałam o WKS Wawel (który jest o rzut beretem od nas), uruchomiony dwa dni wcześniej punkt powszechnych szczepień czy jak to się tam nazywa, wyznaczyła mi termin - na pojutrze czyli na 8 maja czyli dziś. 

Córka co prawda powiedziała, że ona żadną Astrą nie idzie się szczepić, ale oczywiście idzie. Idziemy, bo prosiła mnie o towarzyszenie, ta moja niepełnosprytna 😎

I teraz moje pytanie - po co podaje się kod pocztowy, skoro automat wyznacza ci miejsce na drugim końcu miasta za 2 miesiące, w momencie gdy są do dyspozycji terminy blisko ciebie za 2 dni? 

A tej nieprzespanej nocy do dziś nie odespałam i się nie zregenerowałam. To już nie na moje lata 😕 

PS. Luuuudzie! Zapomniałam z tego wszystkiego, że skoro już tak leżałam bezczynnie w łóżku przez całą noc, to się przy okazji nadmiaru czasu spisałam. Ale teraz nie rozumiem - skoro podawałam rozmaite dane dotyczące mojej współlokatorki (czyli córki) - to czy ona ma się spisać osobno, czy już właściwie jest odbębnione?

41 komentarzy:

  1. Pinkas, Główny Inspektor Sanitarny powiedział:"wytworzymy emocjonalne zapotrzebowanie na szczepionkę". I udało się, tak przerazili ludzi, że się udało. Nie masz żadnej refleksji? Lekarze i naukowcy na całym świecie, którzy są innego zdania niż główny przekaz, którzy mówią o skutecznym leczeniu są zamilczani, ośmieszani, oczerniani, zwalniani z pracy. Czy to też







    (brak rzetelnej debaty) nie budzi refleksji? Świetna szczepionka po kilku miesiącach? Serio? Bierzesz udział eksperymencie, bo nawet Bill Gates mówi, że oczywiście potrzeba na badanie kilku lat, ale rządy państw zdecydowały się spróbować. Rządowe kanalie i ich satelity mają z tego przynajmniej grube profity, a ty? Zobaczysz za dwa, trzy lata. Przeczytałaś ulotki? Te oryginalne? Pralki nie kupisz bez gwarancji, a dajesz wstrzyknąć sobie preparat, za który nikt, łącznie z producentem, nie bierze odpowiedzialności? Już zbyt dużo ludzi zmarło po szczepieniach. Życzę wam zdrowia, ale strach ("emocjonalne zapotrzebowanie") odbiera ludziom racjonalne myślenie. A pandemia będzie trwała tyle, ile ma trwać, bo bydlaki używają jej do swych celów. Na przykład przed wyborami w zeszłym roku wirus w cudowny sposób odpuścił. Lena

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja ukochana książka!! Nie wiem, ile razy ją czytałam, bo czytałam ją zawsze i wszędzie. Była dla mnie jak miś- przytulak dla małego dziecka. Była lekarstwem na smutki i relaksem po trudnym dniu. Mogłabym o niej poematy pisać, ale w tym tłumaczeniu- i tylko w tym. Kolejny tłumacz odarł treść z niepowtarzalnej atmosfery. Duże rozczarowanie!
    Powiem Ci, że zaskoczyłaś mnie zwróceniem uwagi na książkę z pozycji matki, bo chociaż podziwiałam Atticusa i jego relacje z dziećmi, to nigdy własnego macierzyństwa pod tym kątem nie oceniałam.
    Bardzo Ci dziękuję, że uhonorowałaś moją książkową miłość. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przed Twoim wpisem tam gdzieś nawet nie wiedziałam, że przetłumaczono ją po raz drugi. Ciekawa jestem, dlaczego. Ale nie aż tak, by szukać tego nowego tłumaczenia :) Tym bardziej po tym, co piszesz.

      A moje obecne spojrzenie... widzisz, jak się zmienia nasza recepcja książek z latami :)

      Usuń
  3. Nie mam pojęcia, komu i do czego potrzebne było kolejne tłumaczenie. Może względy formalne... p. Kierszyz nie żyje. Nie wiem, czy są jakieś prawa autorskie do tłumaczeń...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi to przyszło do głowy.

      Usuń
    2. BBM@
      Do tłumaczeń prawa autorskie stosuje się na takich samych zasadach, jak do oryginały. Wygasają dopiero w 70 lat po śmierci tłumacza.
      A nowe tłumaczenie może być też po to, by lepiej oddać ducha i treść oryginału. Dlatego na przykład od nowa przekłada się teraz u nas Prousta. Chociaż spokojnie można tłuc wersję Boya, bo jest już w domenie publicznej od kilku lat.

      Usuń
    3. Niby tak - z tym lepszym oddaniem ducha oryginału. Choć dla mnie Kubuś Puchatek pozostanie już na zawsze Kubusiem, a nie żadną Fredzią. Podobnie ze Szwejkiem.
      Z tym Proustem mnie zastrzeliłeś! Czy już wyszedł chociaż pierwszy tom, czy też to wszystko jest w toku?

      Usuń
    4. Ba! Dwa pierwsze mam już nawet kupione.
      W Dwutygodniku jest ciekawa rozmowa z tłumaczka pierwszego tomu:
      https://www.dwutygodnik.com/artykul/8064-jedenascie-lat-z-proustem.html
      A tu masz link do strony łódzkiego wydawnictwa Officyna, któree projekt firmuje
      http://www.officyna.com.pl/seria-13

      Usuń
    5. Ha ha, ja też zawsze wymawiałam Swann jako 'suon' :) no i wiadomo dlaczego - nigdy nie dotarłam do szóstego tomu!

      Usuń
    6. Akurat większość nowych tłumaczeń dotyczy wierchuszki klasyki, która u nas nie cierpiała bardzo jeśli chodzi o jakość pierwszych przekładów. Ja na ten przykład jestem ciekaw Ani wg Beręsewicza. Jest to o tyle ciekawe, że ja Ani Montgomery, to do tej pory ani ani, a przeczytać chciałbym, bo już parę razy w teleturniejach były pytania z. Nie jestem więc skażony przedwojennym tłumaczeniem. Czy będę porównywał? Chciałbym, ale ni czasu, ni kompetencji, a od wydania pewnie już to ktoś kumaty zrobił i opisał, więc tylko trzeba znaleźć :D
      A, path czytałem przydałby się nowy przekład wraz z redakcją, bo jeśli nieogarniętego jezykowo bolało, to jak bardzo musiało to być złe :D

      Usuń
    7. Nie wiem co autokorekta zrobiła z ostatnim zdaniem :D

      Usuń
    8. Anię czytałam w młodych latach i nawet chciałabym wrócić, ale do starej wersji, która czeka na półce. Nową zostawiam nowym czytelnikom. O ile Anię wtedy lubiłam, o tyle nigdy mnie nie pociągały pozostałe powieści Montgomery, więc ich nie znam i nawet nie planuję poznać, do Ani wrócę jedynie przez sentyment (ach, ta młodość, ten szczęsny czas).
      Domyślam się, że to 'path' odnosi się właśnie do jakiejś innej Montgomery :)

      Usuń
    9. Drogą dedukcji doszedłem - paru czytadłom :)

      Usuń
    10. Wiem, wiem, za kilka miesięcy wątek będzie miał 3 lata, ale dopiero teraz go zobaczyłem i komentuję-na temat Prousta.

      Otóż będąc w lipcu 2001 roku w New York City (tak, jeszcze udało się nam wjechać-i zjechać-z dachu World Trade Center), wpadliśmy też do "Polskiej Częstochowy" w Pensylwanii i tamże za niezmiernie niską cenę kupiłem wszystkie tomy "W poszukiwaniu straconego czasu", wiele z nich w tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Również posiadam to dzieło w języku angielskim ("Remembrance of Things Past"), przetłumaczone przez C. K. Scott Moncrieff (twierdzi się, że bardzo rzadko tłumaczenie przerasta oryginał-i jakoby Moncrieff to osiągnął).

      Niestety, do tej pory nie zabrałem się za czytanie, bo zawsze zostawiam sobie to "na deser". Wiem, że "W poszukiwaniu straconego czasu" było przez krytyków okrzyknięte jako najlepsza książka XX wieku. Niektórzy czytelnicy tak byli tą pozycją zafascynowani, że postanowili nauczyć się języka francuskiego, aby ją mogli przeczytać w oryginale. Mam nadzieję, że gdy ją zacznę czytać, nie odłożę po kilkunastu czy kilkudziesięciu stronach.

      Usuń
    11. Rozumiem, że ta "Polska Częstochowa" to jakiś polski sklep?
      Też Prousta zostawiam sobie na deser (w starym tłumaczeniu), ciekawe, kiedy wreszcie skonsumuję 😁 Mam po francusku pierwszy tom, ale nie nie nie.

      Usuń
    12. Polska (a raczej Amerykańska) Częstochowa to jest specjalne Sanktuarium w USA, wraz z polskim cmentarzem, na którym spoczywają m. in. znani Polacy. Odwiedziło go kilku prezydentów USA. Zostało założone przez paulina, Michała Zembrzuskiego (który nas wtedy oprowadzał-też mam wideo, powinienem go dawno już zamieścić na YouTube). W środku był sklepik, w którym jakimś cudem były na przecenie te książki.

      Więcej o Amerykańskiej Częstochowie: https://pl.wikipedia.org/wiki/Narodowe_Sanktuarium_Matki_Bo%C5%BCej_Cz%C4%99stochowskiej_w_Doylestown

      Rozumiem, że też jeszcze nie czytałaś tej książki?

      Usuń
  4. Nie, córka już się osobno spisywać nie musi. Tak jak w latach poprzednich to sumie bardziej spis wszystkich mieszkań i ich lokatorów, niż spis samej ludności. Chociaż dla bezdomnych GUS też cos tam przewidział i niby jest nimi zainteresowany.

    A córka czyta? Pozwalałem mocno nieletniej bratanicy buszować po moim księgozbiorze w nadziei, że zainteresowanie fizycznością książek przejdzie u niej z wiekiem w zainteresowanie czytelnictwem. Niestety bratowa miała inną wizję rozwoju córki (komórka od najwcześniejszych lat z zachętą "Masz, sobie pograj", tablet, komputer) i moje poświecenie na nic się zdało, bo książce ciężko wygrać z atrakcjami nowoczesnej elektroniki.

    Z półki znam Topora i "Kochanka" Duras (obie książki pożyczane z biblioteki). Możliwe, że czytałem też "Spokojnego Amerykanina" Greene'a.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobra wiadomość :) Nie żeby wymagało to spisanie dużo czasu czy trudu, no ale lepiej, że już jest z głowy. Jednak pytanie: czyli jak Ty się spisałeś, to już babka nie musi?

      Córka czyta, ale nie jakoś fanatycznie :) Przy czym, gdy na coś się zaweźmie, to chyba by chciała, żeby jej WYPRODUKOWAĆ kolejne tego typu. Na przykład udało mi się zarazić ją rosyjskimi książkami dla dzieci/młodzieży, to teraz wiecznie jest tekst DAJ MI COŚ DO CZYTANIA, a potem ALE RUSKIE. Tych jednak mam ograniczone zasoby :)
      Myślę, że najważniejsze było, że się jej od dzieciństwa czytało. Komputer pojawił się w domu dopiero w 2 czy 3 klasie, a internet jeszcze później. O komórce nawet nie ma co mówić, miała może 14 lat, gdy dostała od ojca (ja byłam do końca przeciwna).

      "Masz, pograj sobie" to teraz zdaje się najpopularniejsza metoda na odrobinę świętego spokoju rodziców. Ja mogę się pocieszać, że chodzik był lepszy, bo się zapoznawała z książkami :) :) :)

      Usuń
    2. "Masz, pograj sobie" wynika głownie z lenistwa rodziców. Albo włączanie bajki i sadzanie dziecka przed telewizorem. Bratowa sama nie czyta i wychowała córkę pod siebie.

      Tak, babkę spisałem razem z sobą. Zresztą powinnaś pamiętać jak było przy poprzednim spisie, gdy po mieszkaniach chodził rachmistrz. On (albo ona, zależy jak trafiło) też przychodził pod adres, a nie do konkretnej osoby i spisywał wszystkich lokatorów mieszkania. Wtedy nawet nie byłem jeszcze zameldowany u babki, ale z nią mieszkałem więc zostaliśmy spisani razem.

      Usuń
    3. "Powinnaś pamiętać" - ha ha ha. Tak jakbym ja coś w ogóle pamiętała!

      Usuń
    4. A ile ma teraz lat bratanica?

      Usuń
    5. Hm. W teorii jeszcze nie jest za późno, ale...

      Usuń
  5. Pamiętam świetny film na podstawie tej książki, ale teraz chyba wolałabym przypomnieć sobie z literatury.
    Gdzieś widziałam nazwę muffiny wytrawne:-)
    Tym razem półka mnie pokonała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się, że Cię pokona :)
      Tak sobie myślę, że książkę pierwszą z prawej to możesz znać - tylko tytuł jest widoczny połowicznie... w swoim czasie była popularna (mnie jednak nie przypadła do gustu).

      Usuń
    2. Trudno znać wszystko, życia nie starczy, a oprócz literatury dla dorosłych muszę być na bieżąco z książkami dla młodych czytelników...

      Usuń
    3. Jasne, Jotko. Zresztą często naszymi lekturami rządzi Wielki Przypadek :)
      Czy starasz się czytać WSZYSTKIE książki, które kupujecie do biblioteki? Czy to w ogóle jest możliwe?

      Usuń
    4. Nie jest możliwe, ale staram się choć pobieżnie zapoznać z treścią lub opracowaniami, recenzjami w sieci.
      jotka

      Usuń
  6. Drozda czytałam i oglądałam, wszak to klasyka.

    Z półką jest tak że niektórych autorów czytałam, ale były to inne utwory,niż te na półce.

    Ja teraz z wielką przyjemnością czytam Czasopismo przyrodnicze, Rocznik piąty z 1931 roku. Zabawa przednia, bo np. dowiedziałam się co należy zabrać jadąc nad morze, aby dobrze wykorzystać pobyt. Otóż koniecznie bierzemy bruljon w cerate oprawny z przywiazanym ołówkiem chemicznym. Oprócz kajetu mamy w torebce scyzoryk. A do większej walizki wkładamy słoiki, pudełka od cygar i formaline.

    Bo pobyt nad morzem to nie tylko plaża, również zbieranie ciekawych okazów flory i fauny.

    W każdym razie,ja jadąc nad morze nie zapomnę o scyzoryku i formalinie. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No toś mnie rozbawiła :) Nie wiem, na kiedy planujesz ten wyjazd nad morze, ale powinnaś już chyba zacząć zbierać pudełka po cygarach. Ponieważ sprzedają je z zawartością, to albo będziesz obdarowywać pojedynczymi sztukami cygar znajomych panów albo - zostaniesz George Sand :)

      Czy formalinę sprzedają w aptece? Bo jeśli tak, nie musisz jej przecież wieźć z sobą, kupisz na miejscu.
      Bruljony w ceratę oprawne to chyba pamiętam jeszcze z dzieciństwa... Jak by to moja córka powiedziała - sprzed wojny.

      /córka śpi i w związku z tym nie wiem, jak się czuje po wczorajszym szczepieniu/
      /wobec tego się martwię na zapas/
      /matki są głupie/

      Usuń
  7. W spisie każdy osobno się spisuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, a Hebius twierdzi co innego ;)
      Najlepiej się dowiedzieć u źródła...

      Usuń
    2. Hebius (Dariusz) ma rację. Znalazłam w instrukcji:
      Dokonując spisu za pośrednictwem aplikacji do samospisu należy wykazać wszystkie osoby, które w dniu 31.03.2021 r. o godzinie 24:00 mieszkały pod danym adresem. Wszystkie dodane i prawidłowo spisane osoby są zwolnione z obowiązku samospisu. Oznacza to, że osoby te nie muszą samodzielnie logować się do aplikacji spisowej, aby dokonać samospisu ze swojego konta.

      Usuń
    3. No przecież jakbym nie był tego pewny, to bym głosu nie zabierał :D

      Usuń
    4. :)
      To dość niezwykłe, zabierać głos tylko wtedy, gdy się jest pewnym swego ;)

      Usuń
    5. Ale to tylko wtedy, gdy coś jest na piśmie. Bo tak normalnie, w rozmowie, to zawsze można się wszystkiego wyprzeć, nawet w żywe oczy. A już z takim komentarzem trudniej :D

      Usuń
  8. Małgosiu, mobilizujesz mnie do zaglądania w drugi i trzeci rządek książek :))) Kupiliśmy po przeprowadzce regały w Ikea i owszem, są praktyczne, pojemne, ale głębokie i nie widać co jest z tyłu. Na razie zdążyłam tylko w półki powtykać książki tematycznie/działami. Trochę się uzbierało, poza moimi są po siostrze i po tacie, a nowe przybywają dostarczane przez dzieci. I jest radość :)))
    Muffinki wyglądają apetycznie, nie robiłam jeszcze wytrawnych, muszę spróbować.
    Nie da się przeczytać wszystkich książek kupowanych do biblioteki i nie ma czasu na czytanie choć się tak może wydawać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet myślałam, żeby taki drugi rząd sfotografować i wydrukować zdjęcie na formacie powiedzmy A4 i trzymać gdzieś pod ręką. Ale ciągle myślę, a nie robię :)

      Że nie da się przeczytać wszystkich książek kupowanych do biblioteki "normalnej", to sobie doskonale zdaję sprawę :) Ale myślałam, że do biblioteki szkolnej to te zakupy nie są jakieś ogromne. I tu się chyba myliłam. Bo w końcu wystarczy kupić sto tytułów i już leżysz, no bo kiedy to przeczytasz, skoro chcesz jeszcze czytać książki dla dorosłych, co nie? Tak że faktycznie nie da się.

      Usuń