środa, 22 października 2025

Karel Poláček - Kouzelná šunka

Przeurocza książeczka z małym opowiadankiem zatytułowanym Zaczarowana szynka. Na czym polegał czar? Bohater, mały pijaczyna, podzielił się ostatnim ćmikiem ze spotkanym nocą staruszkiem, a że był to Pan Bóg - dostał ofertę spełnienia jednego życzenia. Pan Cipra spojrzał na szyld wymalowany na pobliskim domu i zażyczył sobie... piękną szynkę. I rzeczywiście w domu na stole czekała wielka różowa szynka, ku radości żony i dzieci, które kroiły sobie wielkie kęsy. Następnego dnia szynka znów była cała, w końcu była przecież zaczarowana! Najpierw rodzina Ciprów jadła sama, potem zaczęła stosować handel wymienny z sąsiadami, aż w końcu powstał sklepik, gdzie każdy mógł nabyć wielki kawał pachnącej szynki za marne 5 koron. To się nie mogło podobać rzeźnikom i sklepikarzom w okolicy... 

Łatwo przyszło, łatwo poszło - taki morał. 


Książeczkę kupiłam ze względu na cudowne (zaczarowane?) ilustracje Adolfa Borna (zmarłego w 2016 roku). Akurat odkurzam półki z czeskimi książkami dla dzieci i widzę, jak wiele z nich zostało przez niego zilustrowane. A na Lubimy czytać widzę jeszcze co innego: że w Wydawnictwie Literackim w 1984 roku wyszła książka Poláčka pod tytułem Zaczarowana szynka, która ma 360 stron. Nie wiem, niestety, co jeszcze zawiera. Jest w jednej z bibliotek nowohuckich, ale wcale nie chce mi się po nią jechać 😂 A ja Poláčka mam kilka książek w oryginale (w tym dwie już czytałam, brawo ja!) i wypadałoby sprawdzić, czy to, co znalazło się w polskim wyborze, mam po czesku.


 

 

 

Wyd. Vyšehrad 2013, 45 stron

Ilustracje: Adolf Born 

Seria HARMONIE 

Z własnej półki (kupione online 20 września 2025 roku za 33 korony minus 20% - to była jedna z tych droższych)

Przeczytałam 18 października 2025 roku 


Wycieczki tego rodzaju nie bawią, tylko męczą. Ale przynajmniej w tamtą stronę było luksusowo, bo mało ludzi 😁 Tyle, że to Regio, więc co chwila przystanek. Przypomniało mi się, jak jeździłam do Dżendżejowa w weekendy i jak tego zaczęłam już nienawidzić... Przez te dwa i pół roku, co przestałam jeździć, na trasie powstał nowy przystanek kolejowy, ciekawostka. Tzn. tak myślałam, ale teraz sprawdziłam i dowiedziałam się, że... tylko zmienili nazwę 😂


 

Na miejscu zero kontaktu z Ojczastym, bo jedyne, co mówił, to "chcę spać". Okazało się, że nie bez kozery, bo swoim starym zwyczajem i z ułańską fantazją wstał w środku nocy i poczłapał do łazienki, gdzie nastąpił pewien incydent, w rezultacie którego konieczna była kąpiel, a w dzień była powtórka z rozrywki... no tak, miał prawo być niewyspany... Oczywiście ani nie wiedział, że tam byliśmy, choć głaskałam go po głowie i ręce, ale najwyraźniej brakło mu przytomności, bo dodać dwa do dwóch i wysnuć wniosek, że to raczej nie opiekunka... W zeszłym tygodniu przeniesiono go do 2-osobowego pokoju, pan Jan, co z nim mieszka, nie wstaje, ale jest kumaty (choć mówił do mnie siostro), twierdzi przy tym, że mu Ojczasty nie przeszkadza, gdy woła (na przykład woła, gdy zapełni kaczkę - ponoć mnie!), natomiast pacjentka zza ściany się skarżyła na nocne hałasy... 


Jakie to wszystko beznadziejne... Poprosiłam córkę, żeby - gdyby ze mną tak było - zrobiła mi koktajl z dużą, naprawdę dużą ilością tabletek i szlus. W imię miłosierdzia. 

Poszliśmy z bratem na spacer i usiłowałam go wysondować, czy nie pomyślał, że na starość powinniśmy mieszkać blisko siebie. Niedawno rozmawiałyśmy z córką na ten temat i ja wysunęłam pomysł, żeby kupić duże mieszkanie, gdzie każdy z nas miałby swoją przestrzeń. Brat skwitował to:

- Chcesz, żebyśmy się pozabijali?

Nie wiem, kogo miał na myśli jako ciężkiego we współżyciu - siebie czy którąś z nas. 

No to mieszkania obok siebie. Tu już nie byłby przeciw - ale nie w Krakowie. Bo za mieszkanie, które w Kielcach na przykład kosztowałoby milion, w Krakowie trzeba zapłacić trzy. A czy ja chcę się wyprowadzać z Krakowa? Nie chcę. Mam stąd połączenia do Pragi 😁


Ludzie zjeżdżają na tych linach i chodzą między drzewami - nikt by mnie nie namówił 🤣

 

O, ten blok w głębi po prawej - tam na samej górze mógłby mieszkać, twierdzi brat. Jakiś penthouse z wielkim tarasem. A co ja bym robiła w Kielcach, ludzie! Czy tam mają knihobudki?



1 komentarz:

  1. U mnie nie ma knihobudek i bardzo ubolewam...
    Czasem lepsze jest wrogiem dobrego. Moja sąsiadka ma dwoje dzieci, i syn, i córka mają swoje domy, ale przesiadują w małym mieszkaniu sąsiadki, wracając do domów na noc. Teraz ona chora, ale tez jest u siebie, każdy woli osobno...

    OdpowiedzUsuń