sobota, 1 maja 2021

Tatiana Ustinowa - Moj licznyj wrag

Dość straszne, prawda? Po pierwsze, że taki zniszczony egzemplarz. A po drugie, ta ilustracja okładkowa. Porzygać się można bez wątpienia. W dodatku robi jakieś takie wrażenie, jakby chodziło o fantasy (co już samo w sobie jest odstraszające). Niestety, wydawnictwo EKSMO specjalizuje się w takich paskudnych okładkach i tłumaczę to sobie jedynie tym, że najwyraźniej Rosjanki (bo to kobiety są targetem) mają okropny gust, któremu się schlebia takimi obrazkami. 

Co zaś do stopnia zniszczenia - cóż, kupiłam używane na allegro. Gdy wróciłam do rosyjskiego po dekadach, które upłynęły od szkolnych czasów i gdy mi się to czytanie po rosyjsku tak spodobało - puściłam się na całe majty. Najpierw coś tam nieśmiało kupowałam na allegro, a gdy już miałam nawiązany dobry kontakt z pewnym panem Wiktorem, przeszłam na obsługę pozasystemową 😀 Pisałam do niego, co bym chciała albo on przysyłał mi listy tego, czym dysponował. I dawaj! Zamówionko i paczka! Podobna sytuacja zdarzyła mi się z rosyjskimi filmami na DVD, też najpierw coś kupowałam od pani Marioli przez allegro, a potem przeszłyśmy na bezpośredni kontakt. Nigdy się nie zawiodłam, choć przecież na początku było to ryzykowne, że zrobię przelew na Berdyczów. Potem już było tak, że pani Mariola jeździła do Rosji i przed wyjazdem pytała, co ma mi przywieźć, sporządzałam listę życzeń, a ona po powrocie wystawiała mi rachunek 😏

Gdy teraz sprawdzam w katalogu książek etykietę po rosyjsku, wychodzą mi 152 sztuki! Niby nie jest to zawrotna ilość, ale jednak niemało. Przeczytałam do tej pory trochę mniej niż połowę, a winny jest tej sytuacji oczywiście czeski 😎 Kiedyś starałam się przeczytać jedną książkę po rosyjsku miesięcznie, dziś jest to książka po czesku. Przy czym ilością nabytej czeszczyzny biję rosyjski na głowę, ale tego dziś sprawdzać w katalogu już nie będę. Strach pomyśleć, co by było, gdybym... kiedyś zapadła na kolejny język.

To jest czwarta Ustinowa, jaką przeczytałam (a mam jeszcze siedem!). Ktoś mi tu skomentował pod poprzednią jej książką i tak wpadłam na myśl, żeby wyciągnąć z półki kolejną. Czytanie w cyrylicy trwa jednak dłużej niż w alfabecie łacińskim, tydzień mi zeszło. No, przyznam się do tego, jaka jestem... dziwna. Mogłam już skończyć dwa dni temu, to specjalnie odkładałam - bo bym już nie zdążyła napisać posta na blogu, a przestrzegam pilnie zasady, że skoro przeczytałam książkę w kwietniu, to post również musi ukazać się w kwietniu. Porządek musi być! Więc skończyłam ostatnie strony dziś rano czyli 1 maja i oto publikuję już w maju 😂

Za to wczoraj czyli jeszcze w kwietniu - pochwalę się - dokonałam cudu czyli skończyłam przepisywać kalendarzyk. Ten mały, noszony w torebce. Co roku muszę przekopiować telefony, adresy, imieniny etc. I w 2020 na przykład zrobiłam to bodajże w sierpniu 😏 To oznacza, że do tej pory woziłam ze sobą dwa kalendarzyki. No, a w tym roku proszę, jak się szybko wyrobiłam! Dzielnioszka, jak mawiał mój Ślubny (gdy obiad zrobiłam, co było wydarzeniem).

Teraz jeśli chodzi o samą książkę. Te poprzednio czytane jakoś mi się bardziej podobały. Bo jest taka zasada u Ustinowej, że to jest pomieszanie romansu z wątkiem kryminalnym, i obowiązkowo happy endem. Ale w tym wypadku to szczęśliwe zakończenie było tak... fantazyjne, że chyba obliczone na mało wymagające czytelniczki - takie lubiące baśnie. Aleksandra pracuje w telewizji, jej mąż ma dostać swój własny program, wszystko wydaje się toczyć w najlepszym z możliwych kierunków, kiedy sprawa się rypnie: mąż ma romans z bezpośrednią przełożoną Aleksandry i w ten sposób bohaterka traci nie tylko męża, ale i pracę, a jeszcze wisi nad nią groźba utraty mieszkania. I teraz, pomijając całą resztę wątków i historii, Francuz, którego ona poślubia (niby to fikcyjnie, na złość), okazuje się nie tylko wielką miłością jej życia, ale i wielkim arystokratą, magnatem i przedsiębiorcą, co pozwoli zemścić się na wiarołomnym eksie w bajeczny sposób. No ha ha ha. 

Tak że czytało się dobrze, w ogóle podoba mi się to rosyjskie czytanie, ale na koniec zdechło. Przegięła Ustinowa.

Początek:

Koniec:
A półka (jedna z półek) z rosyjskimi kryminałami (głównie) wygląda tak. Nadźbane w dwóch rzędach, musiałam wyciągnać część pierwszego, żeby zrobić zdjęcie. Tym razem wiem, nie ma co pytać, które tytuły znacie 😉

Wyd. EKSMO, Moskwa 2003, 316 stron 

Tytuł oryginalny: Мой личный враг 

Z własnej półki (kupione 29 czerwca 2010 roku za 6 zł na allegro)

Przeczytałam 1 maja 2021 roku 


Moja mama przed 60 laty miała pełne ręce roboty pierwszego maja. W jednej żakiet, drugą wtrynia pod ramię obcemu facetowi 😃

A ja dziś mam wolne. I to chyba od wszystkiego, bo łeb mnie boli.

Do tego stopnia, że patrzę na listę dziesięciu chyba książek, które mam naszykowane na najbliższy czas, i nie mogę się na żadną zdecydować. Niech to.

W sumie dobrze, że pada, bo by mi było żal, że nie pójdę na spacer. Dobrze, że nie muszę nakarmić kur. Dobrze, że nie mam zmiany na fabryce. 

Powiedziała... matko, jak się nazywała ta dziewczynka, co zawsze doszukiwała się dobrych stron we wszystkim?

/migrena to jedno, ale skleroza drugie/

POLLYANNA, powiedziały internety!


32 komentarze:

  1. Czytasz niesamowite ksiazki, o duzej roznorodnosci tematow, okresow. Godne podziwu - i zycze duzo nowych zdobyczy.
    Ksiazki maja w sobie cos co jesli sie pokocha zostaje na cale zycie. I jak dobrze iz obecnie istnieja zrodla do zakupu tych mniej spotykanych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, nie ma co porównywać z dawnymi czasami. Oczywiście zawsze były antykwariaty, ale w większych miastach. W takim małym miasteczku, z jakiego ja pochodzę, były za komuny dwie małe księgarnie i to wszystko, tak że nawet nie ogarniały bieżącej produkcji wydawniczej. Zresztą i dziś nie wszystkie książki trafiają do księgarń, a i ilość tych ostatnich się coraz bardziej kurczy. Handel przechodzi do internetu...
      Sama mam takie książki, które z tych czy innych względów nigdy nie trafiły do normalnej dystrybucji. Gdzieś się psim swędem o nich dowiedziałam i szukałam kontaktu z autorem na przykład.

      Usuń
  2. Przeczytalam w liceum, po rosyjsku, Szolochowa " Судьба человека" i na tym skonczyla sie moja umiejetnosc czytania powiesci po rosyjsku. Czytalam Rosjan po polsku. Kocham Dostojewskiego. Lubie ich literature, ale... wiem, ze nie kazdy lubi owa emocjonalnosc wschodu.
    Moze owe okladki dla kobiet, ta mrocznosc, ptaszory porywajce delikatne kobiety w pasie to wynik wschodniej emocjonalnosci? Bo to, co przedstawilas, to cos na styl zachodniego Harlequina, tyle tylko ze z domieszka pewnej makabry, ktora lubi ( byc moze ) wschod?
    Jakby co, to ja sie nie znam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też po polsku, dopóki się nie zainteresowałam Doncową i gdzieś nie wyczytałam, że w oryginale jest o wiele żywsza i bogatsza językowo niż w polskim tłumaczeniu. Pożyczyłam jedną po rosyjsku z biblioteki i zaczęłam walczyć :) Trzy tygodnie! Bo na początku nawet litery musiałam sobie przypomnieć! To było w 2008 roku. Tak mi się spodobało, że zaczęłam kupować własne. I poszło :)
      Ale czytam tylko takie kryminałki, za klasyków rosyjskich w oryginale się nie biorę, to już sobie zostawiam w polskich wydaniach.

      Usuń
  3. Jeden jedyny raz wzięłam się za powieść w oryginale, bo trafił mi się taki egzemplarz a tłumaczenie w tamtym okresie było niedostępne. Był to Doktor Żywago. Wydawało mi się, że względnie dobrze znam język. Moje zarozumialstwo było bezgraniczne, bo prawdziwe było jedynie to, że mi się wydawało!! ;) Po zmordowaniu pierwszej strony dałam sobie spokój, bo starczyłoby mi tłumaczenia do końca życia a i w zaświatach byłoby co robić... Więcej grzechów nie pamiętam... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz - właśnie dlatego nie biorę się za klasykę!
      Takie kryminały napisane są współczesnym, prostym językiem, czego nie zrozumiesz to się domyślisz, a nawet jak nie, to też dobrze, świat się nie zawali :)
      Doktor Żywago jest bardzo ciężki, więc zaczęłaś najgorzej, jak mogłaś. Najgorzej się tak zrazić na początku.

      Jak się zastanowię, to chyba w żadnym języku klasycznej literatury nie czytałam. Po francusku Maigrety i w czasach, gdy należałam do biblioteki Instytutu Francuskiego, różne powieści, ale XX-wieczne, nie żadne Stendhale.
      Po rosyjsku, wiadomo :) Plus oczywiście Mistrz i Małgorzata, ale to się rozumie samo przez się.
      Po włosku... no tak, tu prawie żadnych kryminałów, tylko literatura piękna - ale też XX wiek. Boska komedia raczej pozostanie nie przeczytana.
      A czeski to na razie początki. Na Szwejka się tylko rzuciłam z klasyki, ale nie było trudno, mając za sobą kilkukrotną lekturę po polsku.

      I skończyły mi się języki :)

      Usuń
    2. Skończyły... a ja czytałam o Twoich umiejętnościach ze szczerym podziwem!:)

      Usuń
    3. Umiejętności... kryminalne :)
      Co mi przypomina, że mamy napisać na czeski artykuł prasowy na wybrany temat i temat właśnie już mam wybrany: "Seryjny morderca znów w Pradze" :)

      Usuń
  4. Jezus Maria! Jeśli dałaś za ten kryminał więcej niż złotówkę, to przepłaciłaś straszliwie :D Ostatnio widziałem w koszu na śmieci harlequina w lepszym stanie (mżyło, więc nie wyciągnąłem).

    Dwa razy szedłem w takim pierwszomajowym pochodzie i całkiem miło to wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale naprawdę to żarło przez większą część książki! Dopiero na końcu Ustinowa się tak wygłupiła! Przypomniało mi się: jak już wyjawiała, jaki ten nowy mąż jest wspaniały i możny, to nawet wspomniała, że się przyjaźni z Billem Clintonem :) Właściwie to ona się puściła na całe majty, nie ja!
      A dla zademonstrowania, jak dobrze się finansowo ma jedna z przyjaciółek, dała takie zdanie: "Poszukała zapalniczki w kieszeni stylowego dżinsowego kombinezonu." No, ja wiem, że to sprzed 20 lat, ale śmieszy i tak. I w ogóle ten noworuski styl. Landrover obowiązkowo na ten przykład. Toteż gdy ten Francuz w Moskwie chodził "w swetrze jak obszarpaniec" był tolerowany jedynie dla swojego francuskiego paszportu - no bo jak nie widać bogactwa po kimś, to bogaty nie jest, proste. Myślę, że ten sposób rozumowania w Rosji pokutuje nadal.

      Dwa razy??? Człowieku, to Ty nie wiesz nic o życiu! Ostatnio na czeskim opowiadałam, jak to fajnie było 1 maja - a tam sami młodzi ludzie, smarki normalnie - nic z tego nie rozumieli :)

      Usuń
    2. Dwa razy sam szedłem (z czerwoną szturmówką na dodatek), ale w tłumie gapiów wokół pochodu bywałem częściej :D

      A przy okazji tego twojego wyciągania kryminału do lektury - cytat ze zbioru wywiadów "Pokaż m swoją bibliotekę":
      Ważne żeby nie popaść w skrajność i nie układać książek w dwóch rzędach, co uważam za morderstwo (Michał Cichy)
      :P


      Usuń
    3. Cóż, uważam tak samo. No ale sąsiadka zza ściany ciągle nie chce mi odstąpić jednego pokoju. A przecież nawet by mi nie musiała płacić!

      Usuń
    4. Jakaś nieużyta kobieta całkiem!

      Usuń
    5. A skoro mowa o bezinteresowności:

      Od jakiegoś czasu próbuję namówić Czartogromskiego, by wrócił do regularnego blogowania. Albo by przynajmniej wrzucał na blog teksty pisane teraz na FB. Dzisiaj odniosłem drobny sukces – Czart przedrukował siedem ostatnich wpisów w nowym cyklu „Blotki odgubione".
      Ale pewnie nie wystarczy mu zapału do kontynuowania akcji, jeśli tylko będę jedynym czytelnikiem-komentatorem „Czartogromskich czytanek”. Stąd mój apel-zachęta: wpadnij na blog https://czartogromski.wordpress.com – rozejrzyj się, poczytaj, może akurat coś ci się spodoba, może nawet na tyle, by to skomentować. Wg mnie warto uchronić ten blog od upadku.

      Usuń
    6. Strasznie nieużyta! Po co jej ten pokój w ogóle!
      A na polecany blog zaraz pójdę, obadam :)

      Usuń
  5. Nie lubię literatury rosyjskiej, ani klasyki, ani tej współczesnej.
    Wczoraj skończyłam czytać Gorzko, gorzko Joanny Bator. Skończyłam, to nie jest do końca odpowiednie słowo.Ja tę książkę zmeczylam, ale ona też mnie zmeczyla.
    Napisana ładnym językiem, ale treść już nie tak ładna, nawet powiem przygnebiajaca. Przynajmniej ja ją tak odebrałam.Musze coś znaleźć na poprawienie nastroju,i jak zwykle padnie na Lesia. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popatrz, właśnie w tych dniach skacząc po blogach, widziałam jakiś wpis na temat Gorzko, gorzko - że się podobało i że ulubiona autorka, ta Bator. Owszem, wspomniane, że jej powieści są przerażająco realne.

      Ja wczoraj w końcu wybrałam - też Chmielewską :) Dzikie białko. Ale zmogłam tylko kilkanaście stron, przez tę migrenę. Okropny miałam dzień, w dodatku na czole wymacałam sobie jakieś wybrzuszenie (zauważ, że nie używam słowa na g), toteż się zastanawiałam, czy zgadzać się na operację czy też lepiej od razu się zabić :)

      Usuń
  6. 1 Maja było zawsze ładnie, zielone listki pierwsze na drzewach, kramy z towarem mało dostępnym ogólnie.Padało ewentualnie po południu, czyli po pochodzie, jakby układ z Panem B. był zawarty w kwestii pogody. I wesoło było - tak pamiętam. I jeszcze - w podstawówce pierwszy raz miałam iść z klasą w pochodzie i siostra chciała mi trochę podciąć włosy. Zrobiła ze mnie coś gorszego niż Kopernik, z jednej strony dłuższe wyszły więc równała... i tak musiałam paradować... Do tej pory jej to pamiętam.
    Próbowałam trochę w oryginale tu poczytać, ale ciężko już idzie, dukam jak analfabeta, niby nic dziwnego po dziesięcioleciach przerwy, jednak żal, bo kiedyś lubiłam, nawet fragmenty Oniegina pamiętam do tej pory, piosenki różne, wiersz deklamowane na akademiach szkolnych. Ale wiesz co? Korzyść z nauki języka była taka, że we wszystkich tzw. demoludach po rosyjsku swobodnie można było się porozumieć, co w czasie studiów stwierdziłam, gdy z międzynarodową legitymacją studencką można było podróżować. Zresztą młode lata zawsze miło się wspomina.
    Dobrej majówki (mimo zina) :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To podobnie jak z obchodami 9 maja w Moskwie :) tyle że oni ponoć rozpędzają chmury paleniem z armat :)
      Ale fakt, pamiętam i te kramy i wesołość - no bo w końcu nie jest się w szkole - wygłupy i uczestnictwo w jakichś gimnastycznych wygibasach, więc popisy, co mile łechtało ambicję.

      Tragedię z podciętą zbyt mocno grzywką przeżyłam przed studniówką... ach, lepiej o tym nie myśleć. Straszne.

      A w demoludach w życiu nie byłam, żadnych. Tak że rosyjskiego nie miałam okazji wypróbować w mowie. Za to jakoś po 89 roku już, będąc na festiwalu zespołów ludowych jako tłumacz, usiłowałam po rosyjsku rozmawiać z tłumaczem właśnie jakiejś ruskiej grupy. Natychmiast przechodził z powrotem na włoski. Chyba się bał. Logiki nie pojmiesz. Że na niego doniosą, że rozmawiał z kimś z wrogiej Polski? Ale przecież by rozumieli, o czym - a po włosku właśnie nie rozumieli... No ale zawsze mógł utrzymywać, że SŁUŻBOWO :)

      Usuń
    2. Zapomniałam dodać, że to we Włoszech był ten festiwal :)

      Usuń
  7. 1 Maja było zawsze ładnie, zielone listki pierwsze na drzewach, kramy z towarem mało dostępnym ogólnie.Padało ewentualnie po południu, czyli po pochodzie, jakby układ z Panem B. był zawarty w kwestii pogody. I wesoło było - tak pamiętam. I jeszcze - w podstawówce pierwszy raz miałam iść z klasą w pochodzie i siostra chciała mi trochę podciąć włosy. Zrobiła ze mnie coś gorszego niż Kopernik, z jednej strony dłuższe wyszły więc równała... i tak musiałam paradować... Do tej pory jej to pamiętam.
    Próbowałam trochę w oryginale tu poczytać, ale ciężko już idzie, dukam jak analfabeta, niby nic dziwnego po dziesięcioleciach przerwy, jednak żal, bo kiedyś lubiłam, nawet fragmenty Oniegina pamiętam do tej pory, piosenki różne, wiersz deklamowane na akademiach szkolnych. Ale wiesz co? Korzyść z nauki języka była taka, że we wszystkich tzw. demoludach po rosyjsku swobodnie można było się porozumieć, co w czasie studiów stwierdziłam, gdy z międzynarodową legitymacją studencką można było podróżować. Zresztą młode lata zawsze miło się wspomina.
    Dobrej majówki (mimo zina) :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Podziwiam szczerze, ale wytłumacz mi zamawianie tak wielkiej ilości książek rozmaitych, zakładasz prywatne archiwum wydań rzadkich czy prowadzisz badania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Jak mnie coś zaczyna interesować, to kupuję. Żeby było pod ręką, gdy będę chciała przeczytać. Na upartego oczywiście można znaleźć w bibliotece trochę rosyjskich wydań, ale trochę.
      Czeskich wcale, więc tu MUSZĘ mieć własne.
      Gdybym czytała ebooki, byłoby o wiele łatwiej. Na przykład ze strony biblioteki w Pradze można darmowo ściągać całą masę. No i miejsca by nie zajmowały :)

      Przez całe lata, gdy powstało allegro, kupowałam masy książek, jakby się nie licząc z miejscem. Aż nadszedł ten moment, kiedy ono się skończyło. Definitywnie.
      Jedyne więc, na co sobie pozwalam, to jeszcze te czeskie, do których nie ma innego dostępu. Ale i tu widzę, że koniec pieśni :(
      Właśnie jestem z siebie dumna, że udało się w kwietniu nic nie zamówić. Ale jeśli wyjazd w sierpniu do Pragi wypali, na pewno coś przywlokę, na przykład książkę o Żiżkowie, którą sprzedają w urzędzie miasta i nie wysyłają zwłaszcza za granicę, wiem, bo już ich w tej sprawie nudziłam :)

      Usuń
    2. Ten mus to akurat rozumiem, ale z drugiej strony, przekazałam do biblioteki publicznej wiele książek z powodu małej czcionki lub niechlujnego wydania, szkoda oczu i denerwują mnie latające kartki, teraz wole delektować się pięknymi egzemplarzami, za którymi kiedyś tęskniłam, kupując w większości w antykwariatach lub z małych powielarni na kiepskim papierze.

      Usuń
    3. Czyli zastępujesz sobie brzydkie wydania ładnymi?
      Myślałam o tym kiedyś. W sensie nie, żeby tak zrobić, tylko że można tak zrobić :)
      Jednak nie będę już raczej wydawać pieniędzy na książki, zostanę przy tym, co mam. Zaczynam wpadać w straszną manię oszczędzania, gdy pomyślę o emeryturze :(

      Usuń
    4. Niezupełnie, raz zamieniłam Małego księcia w broszurowej okładce na twardą, płócienną.
      Mam jeszcze spory zapas nieprzeczytanych, które namiętnie kupowałam i czasem szukam w promocjach, do tego prezenty, a emerytura pewnie znacznie ograniczy wszelkie zakupy...

      Usuń
  9. Na wstępie szybkiego powrotu do zdrowia życzę :-) Nie posługiwałem się językiem Rosyjskim od ponad 15 lat i raczej nie siadłbym do książki napisanej w tym języku :-) Podziwiam natomiast Twój rozmach w zamawianiu książek. Na brak lektury chyba nigdy nie narzekasz :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Ja się rosyjskim nie posługiwałam, czekaj, niech no policzę - prawie 30 lat! I dałam radę! Chcieć to móc :) Zresztą przecież dla chińskiego Tygrysa nie ma rzeczy niemożliwych. Ja się jeszcze kiedyś za węgierski zabiorę!
      Na brak lektury istotnie nie narzekam, ale ponieważ ściany nie są z gumy (a powinny!) to moje zamawianie ZASADNICZO jest już przeszłością.

      Usuń
  10. Po rosyjsku wracam jedynie do klasyków, no i do kryminałów Maryniny w tłumaczeniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to brawo, podziwiam!
      Ja niestety mam gęsią skórkę na myśl o lekturze Idioty w oryginale... takie czytanie w obcym języku cieszy, gdy łatwe.
      Ale może należy sobie stawiać trudniejsze cele?

      Usuń
  11. W mojej biblioteczce znajduje się jedynie 'Камея из Ватикана' tej autorki, jednak nie miałam jeszcze przyjemności czytać.

    OdpowiedzUsuń