poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Anna Mularczyk-Meyer - Minimalizm po polsku

 Niewątpliwie coś musi być na rzeczy, że sięgnęłam po kolejny poradnik na temat minimalizmu. Nadmiar ubrań, książek, papierów musi mi doskwierać, prawda?

I faktycznie doskwiera. Przy czym gdyby podzielić ten nadmiar na dwa podstawowe działy (ubrania/książki) to okaże się, iż ubrań jest za dużo i jednocześnie za mało (czytaj nie mam się w co ubrać), z czego jasno wynika, że po prostu te, które są - nie spełniają moich oczekiwań. Książek z kolei jest za dużo w stosunku do powierzchni mieszkania, ale znowu żadnych pozbywać się nie chcę. 

Ale wolnego miejsca w domu chciałabym choć troszeczkę...

Przeczytałam pierwszą część poradnika, zachęcona również tym, że autorka mieszka w blokowym mieszkaniu, jak ja - i poradziła sobie z małą przestrzenią.

W jej wypadku porządkowanie i minimalizowanie nie ograniczyło się tylko do rzeczy, ale przeszło jakby na wyższy poziom. A to oznacza minimalizowanie potrzeb także kulturalnych i duchowych. Wszystko zaczyna się od najważniejszego pytania, które trzeba sobie zadać: czego potrzebuję w życiu, co czyni mnie szczęśliwą. Okazuje się, że najczęściej sami tego o sobie nie wiemy.

Autorka potrzebowała CZASU. Choćby na pielęgnowanie rodzinnych i towarzyskich relacji, odkładanego zawsze na później. Potrzebowała wolniejszego tempa życia. Wymagało to podjęcia bardzo trudnych decyzji - na przykład rezygnacji z etatowej pracy, co, trzeba przyznać, jest swego rodzaju heroizmem 😀 Bo nie chodziło o to, by zamienić 10 godzin pracy w firmie na 10 godzin pracy w domu - chodziło o to, by pracować mniej. A więc zarabiać mniej - ale za to mieć CZAS. Dla siebie i innych.

Niższe zarobki nie stały się problemem, gdy ogarnęła już wcześniej minimalizm w kwestii potrzeb i opanowała dawny zakupoholizm. 

Oczywiście to nie jest rozwiązanie dla każdego, nie każdy zresztą mógłby pracować na własny rachunek w swoim zawodzie. Autorka jest tłumaczką i przewodnikiem, więc miała pod tym względem łatwiej (choć i tak wszyscy naokoło się dziwili, że rezygnuje z etatu). Zresztą nie każdy potrzebuje aż takich rozwiązań. Ale generalnie autorka namawia do głębokiego przemyślenia, co chcielibyśmy robić w życiu - i nie odkładać na potem. Ani na weekend, ani na urlop, ani na emeryturę. I podaje jeden charakterystyczny przykład, który wstrząsnął nią osobiście. Był to przypadek jej dentysty, ewidentnie pracoholika. Mieszkał w zabytkowej willi w malowniczej dzielnicy Krakowa, ale do rana do wieczora widział świat tylko przez okno gabinetu w przyziemiu. Nie miał czasu nawet na wakacje. Aż tu nagle znalazł się w szpitalu w śpiączce, a potem zmarł po ciężkiej chorobie. Być może dlatego, że nie umiał zachować równowagi między życiem zawodowym a prywatnym.

Autorka pisze, że jesteśmy ciągle atakowani milionem bodźców również w sferze kulturalnej, duchowej i że również tutaj przydaje się minimalizm. Wszystkiego nie zobaczymy, nie przeczytamy, nie odsłuchamy. Co prawda Rosjanie twierdzą, że owszem, całej wódki świata nie wypijesz, ale starać się trzeba, jednak Mularczyk uważa, że tego rodzaju starania przynoszą kolejne stresy i rozczarowania (i nie mowa tu o alkoholu). Wygaszanie pragnień, taki jest tytuł jednego z rozdziałów. A z tym tez mam problem. Ciągle przecież powtarzam, że muszę przeczytać swoje książki, zanim umrę, obejrzeć filmy...

To mi się pięknie wstrzeliło w taką sytuację. Po powrocie z Pragi chciałam nadrobić zaległości w ściąganiu audycji z czeskiego radia. I oto ZONK - cóż się okazuje? Czeskie radio zlikwidowało możliwość ściągania ich programów - można już tylko odsłuchać online. Bardzo się wkurzyłam, bo przecież chcę ograniczać siedzenie przed laptopem w domu do minimum, podczas gdy takie ściągnięte nagranie mogę sobie odsłuchać o dowolnej porze. 

A potem pomyślałam, że nie ma tego złego... w końcu nagromadziłam już tych nagrań całą furę, to jedyna okazja, żeby wreszcie ich słuchać, a nie zładowywać ciągle nowe 😏

Początek:

Koniec:

Wyd. Black Publishing, Wołowiec 2014, 189 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 29 sierpnia 2021 roku

 

Stosunek autorki do książek nie jest moim stosunkiem 😜 Mianowicie pozbyła się większości. Zaczęła od tych dla dzieci i młodzieży. No przecież w życiu bym nie wydała! Mnie do tego baaaardzo daleko! Ale tak na początek właśnie sobie myślę - czy te historie literatury i słowniki pisarzy jest sens trzymać? Skoro wszystko jest w internecie?


 

Byłam u Ojczastego i nie da się ukryć: albo sprzątasz albo się oszczędzasz. Nawet jak usiłujesz doszorować po miesiącu kuchenkę, to pochylasz się do przodu, a nie w pozycji na baczność, tak? Niestety, już wczoraj wieczorem odczułam skutki, a w nocy nie mogłam się ułożyć, żeby nie bolało. Żadnego pucowania w najbliższym czasie!

W Dżendżejowie przed dworcem PKP powstało Centrum Komunikacyjne, jak to szumnie nazwali. Jak widzimy, nie ma to nic wspólnego z minimalizmem. No cóż, pomyślałam, Unia daje - trzeba brać. A' propos, jak tam w Dżendżejowie z LGBT?

Cztery perony dla autobusów, ławki, kosze, zadaszenie, zamykana poczekalnia, WC. Obok parking, 48 miejsc dla rowerów również pod zadaszeniem, znów ławki, zegar słoneczny, kolumienka z płaskorzeźbami... No wypas.

Faktem jest, że kontrast z poprzednim przystankiem autobusowym jest spory 😁

No ale. 

Powstaje oczywiście pytanie, po co to i dla kogo w kilkunastotysięcznym miasteczku? Zajrzałam do internetów, które powiedziały, że będą stamtąd odjeżdżać autobusy miejskie (chyba 2 linie) oraz przewoźnicy prywatni, którzy gdzieś tam jeżdżą na wioski, pewnie tylko busami. Oczywiście nie mam pojęcia, jaki ruch może być w tym miejscu (nie było żadnego w niedzielne popołudnie około 17.00, ale to normalne, w tygodniu jest inaczej). I również oczywiście ciśnie się na usta przymiotnik przeskalowane.

Z drugiej strony baron Haussmann też miał wizję, która wówczas mogła się wydawać mocno przesadzona (o kosztach nie wspominając). A wyszło na jego. Co prawda córka się mało nie posikała ze śmiechu, że porównuję Dżendżejów do Paryża, ale przecież trzeba równać do najlepszych, n'est-ce pas? 

Być może władze miasta zakładają, że ludzie będą wracać do komunikacji publicznej, rezygnując z samochodów. Rzecz jak najbardziej chwalebna, tylko wymagająca czego? No właśnie regularnej komunikacji publicznej, i to nie dwa busy dziennie. Ale małymi kroczkami...

Teraz jeszcze tylko - byłoby dobrze, gdyby ta poczekalnia jednak miała otwarte drzwi, a nie była zakluczona na amen 😁 (no tak, co zrobić z bezdomnymi?) oraz gdyby na drzwiach toalety nie wisiała kartka Nieczynne do odwołania. Bo Centrum Komunikacyjne jest czynne już od miesiąca.

35 komentarzy:

  1. Nadmiar doskwiera... kolejny poradnik minimalizmu...
    Moja logika mówi - znaczy tych poradników minimalizmu jest nadmiar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 😂😂😂
      Ten poprzedni, jaki czytałam, traktował głównie o sprzątaniu - powiedzmy, że nie do końca o to chodziło...

      Usuń
  2. Rozumiem ze minimalizm czesto jest musem a nie wyborem, nikt mi nie musi tego oznajmiac.
    Sama tego doswiadczylam, dostosowywalam sie i bez poradnika.
    Nie znaczy ze lekcewaze bo moze byc pomocny innym ale jakos wydaje mi sie ze zycie samo podpowiada, ze nie jestesmy istotami bezradnymi i zagubionymi.
    Mocno pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem jesteśmy 😁 a czasem ktoś nam musi podsunąć odpowiednią argumentację...

      Usuń
  3. Och i ach! Jakie strasznie piękne to CK i jakie strasznie duże. W Łodzi jest nowoczesny dworzec Łódź Fabryczna. Wygląd imponujący,ale ruch w nim nie imponujący.

    Każdy z nas jest inny. Jednemu pasuje ascetyczne wnętrze, inny lubi mieć obok siebie bibeloty. Jeden swoje ubrania zmieści na kilku półkach w szafie, inny ma wielką garderobę. Po prostu każdemu to co lubi i z czym czuje dobrze i bezpiecznie. Szczególnie starszym ludziom trudno pozbyć się pamiątek, które dla młodych są szpargalami.

    Czytałam dzienniki Andrzeja Łapickiego. Kawał historii, również mojej.Niestety jestem zawiedziona. On kreuje się na osobę wszechwiedzącą,bez mała zbawca narodu. Jak do tego dołożyć ogromną pogardę w stosunku do innych, to obraz Łapickiego jest nieszczegolny. Plus opisywane wojenki na szczytach władzy, układy i układziki. Jakoś tak po tej lekturze poczułam się bylejako.Zdrowiej spokojnie.Teresa.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje życzyć temu Centrum dużego ruchu 😀 wspominają o przerzuceniu tam również autobusów dalekobieżnych. Z tego powodu myślę, że część mieszkańców, tych, którzy mają bliżej do Rynku niż do PKP, nie będzie zachwycona. Plus ci, którym te dalekobieżne nagle zaczną smrodzić pod oknami, podczas gdy do tej pory przelatywały głównie przez Rynek (gdzie i tak muszą wrócić). Wszystkim jednak nie dogodzisz, wiadomo.

      Muszę zapamiętać o tym Łapickim, żeby przez przypadek nie pożyczyć i nie psuć sobie wizerunku przystojniaka-intelektualisty 😂 Niech zostanie w pamięci jako postać z filmu jedynie!

      Tego typu poradniki są dla tych, którzy czują, że coś jest nie tak. W większości przypadków cierpiąc też na brak miejsca 😉 Parę dobrych rad i przykładów tzw. z życia się wtedy przyda. Niekoniecznie wszystkie. Zobaczę jeszcze, co napisała w drugiej części.
      A' propos szpargałów, ona ich trzymanie nazywa "izbą pamięci" - i coś w tym jest. Czy naprawdę musimy przechowywać resztki starych kolekcji, do których od dawna nie zaglądamy? Osobiście na przykład posiadam mnóstwo widokówek z Rumunii i innych, nawet nie pamiętam, jakich - leżą zapakowane w stare gazety. Po co, na co?

      Tymczasem zabieram się za opróżnianie (czyli przeglądanie) tego pudła, które mi uwolniło półkę. Akurat robótka na deszczowy dzień, przedostatni dzień wakacji 😆 Wróciłam właśnie z marszu pod parasolem i coraz bardziej się wciągam. Nie wiem tylko, jak to w zimie będzie, gdy trzeba raczej chodzić powoli, żeby się nie poślizgnąć.

      Usuń
  4. A zadałaś sobie pytanie, po co trzymasz niektóre książki?
    ja chciałam zatrzymać niektóre dla syna, wnuków, ale okazuje się, że każde pokolenie ma swoje książki, filmy, ubrania. Tego nie przeskoczysz, nawet papier już nie ten, ilustracje wyblakły, trzon rozłazi się, bo nici sparciały. Nawet z biblioteki dzieci nie chcą wypożyczać starych wydań...encyklopedie staja się nieaktualne.
    Zostawiłam sobie kiedyś książki do ponownego przeczytania, ale tyle jest nowych, ciekawych, a czasu coraz mniej...
    Władze miały do wydania kasę, więc wydały!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że zadałam! Otóż okazuje się, że - trzymam je dla siebie 😁 Owszem, mam też książki, które kupowałam z założeniem, że dla córki. A teraz uważam, że mnie się też przydadzą ha ha.
      W tej kwestii właściwie należałoby zadać sobie to pytanie, biorąc każdą z osobna do ręki...

      Usuń
    2. Mam tak samo jak Jotka. Milion książek dla dzieci i wnuczek. Chłopcy dorośli, nie korzystali, mieli swoje zainteresowania. Wnuczki jeszcze bardziej są z innego świata. I co ja mam biedna zrobić, skoro ich nie wyrzucę (książek), do oddania się nie nadają, bo stare i nieaktualne, zniszczone, wyblakłe - mówię o zwykłych egzemplarzach, nie o białych krukach. Ja je wszystkie kocham 💗 Wariatka, co?
      Z ciuchami będzie łatwiej, już tylu nie używam odkąd jestem "na wolności", że nadchodzi czas pozbycia się ich. Jeszcze tylko nie wiem gdzie oddać.
      Wcisnęłam się do Jotki, przepraszam, to był odruch 😍

      Usuń
    3. Ja będąc w Dżendżejowie zapytałam sąsiadki w sprawie ciuchów i okazuje się, że mają tam cały krąg wymian 😁 Czyli mam gdzie dać, tylko wozić mi się za bardzo nie chce. A w ogóle to wiadomo, że w momencie, gdy coś wytypujesz do wydania, chcesz się tego pozbyć natychmiast, a nie żeby leżało i czekało i nie daj Boże mówiło "może się jednak przyda"...

      Zwykłe, często podniszczone książki też kochamy, nie? Mam sporo takich, co do których nie wiem, czy rzeczywiście kiedyś zajrzę, mam wątpliwości. Ale powstrzymuje mnie to, że gdybym jednak je chciała przeczytać, to potem nie będzie skąd wziąć ani żeby pożyczyć: stare PRL-owskie wydania, dawno pousuwane z bibliotek.

      Usuń
    4. Dokładnie tak jest z książkami, powkładałam w pudła kupione w Ikei i wetknęłam na półki. Przecież ich nie oddam! Dawno temu kupowałam po 2 egzemplarze ukochanych książek, jeden czytałam na okrągło, a drugi stał na półce, żeby się nie zniszczył 😁
      Kiedy na Ursynowie mieszkałam i dzieci były male, to wszystkie ciuchy były przechodnie, nie tylko "dzieckowe", ale i nasze, wymieniałyśmy się jak którejś się znudziły. Tym sposobem jeden ciuch miał wiele "żyć", a i potem jeszcze był przerabiany. Ale to dawno było...

      Usuń
  5. W kwestii minimalizmu - kiedyś zacząłem oglądać jakiś amerykański program, w którym specjalistka pomagała nierozgarniętej gospodyni domowej ogarnąć nadmiar rzeczy w domu. Dotrwałem do momentu, gdy kazała się pozbyć zapasu papieru toaletowego. No faktycznie było tego sporo, może z pięćdziesiąt rolek. Ale papier toaletowy nie ma raczej daty przydatności. Nie w tym roku, to w następnym, ale kiedyś się te rolki by zużyło.

    Co do Centrum Komunikacyjnego - była kasa do wydania, no to została wydana. Sensem i realnymi potrzebami nikt sobie głowy nie zawracał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, o czymś takim autorka też wspomina. Ale raczej nie w kontekście, żeby wyrzucić, skoro jest to coś, co się i tak zużyje, tylko żeby na przyszłość nie robić niepotrzebnych zapasów. Natomiast mówi, żeby pozbyć się rzeczy może pożytecznych, ale nieużywanych - nie żadne przydasie, tylko na przykład - uwaga - wiertarka. Jeśli za 5 lat okaże się, że chcemy wywiercić dziurę w ścianie, pożyczmy od kogoś. A tę, którą teraz mamy, podarujmy majsterkowiczowi, który jej będzie używał na co dzień. Brzmi to dość sensownie, choć oczywiście są ludzie, którzy pożyczać nie lubią, bo "nie będą się prosić".

      Usuń
    2. Kiedyś, gdy sąsiedzi byli bardziej zintegrowani, zżyci z sobą, to miało nawet sens*. Ale w dzisiejszych czasach... Nie wiem od kogo w bloku mógłbym pożyczyć wiertarkę, gdyby zaszła taka potrzeba. A ty wiesz? :D

      Mam komplet talerzy używany kiedyś jak u babki bywali goście. Biała porcelana ze złotym paskiem na obrzeżach. Ostatni raz chyba z sześć lat temu wyciągałem go z kredensu. Albo nawet dawniej. To już powinienem go komuś podarować (bratowa wzięłaby od razu, na 100%) i liczyć na to, że znajdę osobę, która mi pożyczy swoje gościnne talerze, jak się znajdę w potrzebie? :D
      ____

      * Chociaż moja matka nadal nie może zapomnieć sąsiadce, że pożyczyła jej kiedyś prawie nowy prodiż, a z powrotem dostała taki z przypalonym dołem.
      - Ale co mi pani tu przynosi? - spytała matka. - Mój był prawie nowy!
      - Jaki był - stwierdziła sąsiadka - taki oddaję.

      Usuń
    3. Wiertarki to nie wiem, ale nawet nie potrzebuję wiedzieć, bo i tak musiałabym ją pożyczać z męskim przydatkiem 🤣 Natomiast o całą resztę bez problemu bym poprosiła sąsiadkę z naprzeciwka, więc tak źle nie jest.
      Oczywiście takie sytuacje jak z prodiżem się zdarzają, ale cóż, zawsze byli i będą ludzie, delikatnie mówiąc, bezczelni...

      Co do odświętnego serwisu. Po pierwsze, skoro ofiarowałbyś go bratowej, zawsze mógłbyś go od niej jednorazowo pożyczyć z powrotem 😁 Po drugie, kwestia dotyczy tylko osób, które mają problem czy to z nadmiarem czy to z brakiem miejsca do przechowywania. Jeżeli Ci ten serwis nie przeszkadza, to nie masz najmniejszego powodu się go pozbywać.
      A po trzecie, to jak by co, jogi babu, istnieją wypożyczalnie tego typu sprzętu 😂 Ale kto dziś organizuje wesela w domu. Albo stypy.

      Ja swoje szafki kuchenne przejrzę pod tym kątem, na razie wymyśliłam, że wyniosę 35-letni ruski szybkowar, nieużywany od lat co najmniej 25, chyba bym się go nawet bała. Trochę miejsca niepotrzebnie zajmuje. Plus masa kubków, podejrzewam. Jak mi się pozostałe wytłuką, zawsze można poprosić na OLX albo FB o nowe 😎

      Usuń
    4. Ja używam takiego ruskiego szybkowaru jako zwykłego garnka (tylko biorę normalną pokrywkę zamiast tej klapy z gumą) - jest bardzo dobry do gotowania dżemu, czy fasolki po bretońsku :)

      Usuń
  6. Z tymi Dziennikami Łapickiego to sprawa jest nie do końca taka oczywista.Nie,że są złe, że mogą zburzyć jego wizerunek. Bardziej drażniła mnie jego religijność(nie wiem na ile prawdziwa),cała ta otoczka towarzystwa wzajemnej adoracji koscielno - rządowej.
    Natomiast to co pisał o swojej pracy jako reżysera w teatrach Warszawy i Krakowa było ciekawe.T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że mniej więcej zrozumiałam, o co chodzi. A skoro do tego jeszcze Kościół i religijność, to już na pewno nie, po co się denerwować, wystarczy to, co człowiek na co dzień słyszy 😉

      Usuń
  7. Z minimalizmem w ubraniach nieco się przewiozłam. Pooddawałam wszystkie "jesienne" spódnice, jako że chodzę wyłącznie w spodniach, po czym sytuacja zmuszała mnie jednak do założenia spódnicy... Nie było wyjścia- założyłam czarną, przygotowaną do "ostatniego pożegnania" ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, to jest ten przypadek, gdy nam się zmieniają upodobania. Ale tego nie przewidzisz 😁
      Podczas przeglądu szafy stwierdziłam (ze zdumieniem), że mam aż trzy czarne sukienki na ostatnie pożegnanie - i w dwie się ciągle mieszczę 😂 Niestety nie dam rady dopiąć akurat tej najładniejszej, więc ta idzie do wydania...

      Usuń
    2. Nie oddawaj! Do trumny przecież można rozciąć na plecach i się zmieścisz :P

      Usuń
    3. Eee! Ale to sukienka na cudzy pogrzeb, nie na mój!
      😂😂😂

      Usuń
  8. Czyli wstrzemięźliwość w likwidowaniu nadmiaru nie musi być taka zła! :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Fakt, jesteśmy atakowani przez wiele bodźców... Ciekawa publikacja❤

    OdpowiedzUsuń
  10. U nas ten przywracany trochę na siłę, a na pewno bez głębszego zastanowienia transport publiczny, wozi po wioskach powietrze. Najczęściej. A Twoje zdjęcia sprawiły, że nabrałem ochoty na rowerową wizytę w Jędrzejowie. Kto wie, może jesień jeszcze pozwoli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to nie wiem. Być może jest tak, że ludzie nauczyli się liczyć tylko na siebie i teraz już mają w de autobusy?
      Ale jak rowerową wizytę? Mieszkasz na tyle blisko?

      Usuń
    2. Od siebie bym też sięgnął, ale to już wysiłek (ok. 100 km). Dysponuję jednakże bagażnikiem rowerowym i mogę dojechać :) A transport lokalny został stworzony jak zwykle u nas, czyli byle jak, byle był :(

      Usuń
    3. Aaa, takiś cwaniak 😂
      Swoją drogą, żeby ujechać 100 km na rowerze, to pewnie bym musiała po drodze mieć ze 3 noclegi 😁

      Usuń
    4. A próbowałaś? 100 km zawsze przeraża dopóki nie wsiądzie się na rower i nie zacznie jechać :) Zawsze jak znajomi biegacze ultra pokonają kolejną setkę, powtarzam że nie wiem czy samochodem by mi się chciało. I zawsze słyszę, że trzeba spróbować przebiec, a potem mówić, że się nie da :P

      Usuń
    5. Oczywiście, że NIE próbowałam 🤣 Myślę jednak, że najpierw należałoby się zamierzyć na 20 km, potem na 25 i tak dalej... żeby sobie krzywdy nie zrobić 😀

      Usuń
    6. No. Tak też można :)

      Usuń