poniedziałek, 7 listopada 2022

Katarzyna Tubylewicz - Samotny jak Szwed?

 

Skończyłam tę książkę, co mam do jutra termin zwrotu, bo ktoś sobie zamówił, ale powiem Wam, że strasznie nieuważnie czytałam. Jednak myśli błądzą wokół prac w domu.

A dziś wracałam z Fabryki (oczywiście z kolejnym krzesłem) i w tramwaju rzuciła mi się w oczy reklama, że w Polsce padła kolejna wielka wygrana w Jackpota (czy coś takiego), mianowicie 96 milionów. I zaraz pogrążyłam się w marzeniach, co ja bym za te sto baniek... I wyobraźcie sobie, że szkoda by mi było opuszczać moje mieszkanie po tych wszystkich cierpieniach remontowych 😂😂😂 Ale potem jednak pomyślałam trzeźwiej, że co prawda domu nie chcę, bo za dużo koło tego chodzenia, ale może w jakiejś kamienicy na parterze z wyjściem do ogrodu? Bo ja właściwie tylko jeden pokój więcej potrzebuję 😁

/no i oczywiście jakiejś kawalerki w Pradze/ 

A Wy co byście zrobili, gdyby Wam spadło z nieba tyle kasy?

Wróćmy jednak do rzeczywistości. Czyli do Szwecji. Jak wiadomo, to moja miłość. W sensie Dzieci z Bullerbyn, oczywiście 😁 Nie żebym się tam wybierała, bo poza Pragą świat nie istnieje (znaczy że w moim wieku, już na nic innego nie mam czasu), ale sentyment pozostanie na zawsze i może nawet kiedyś zacznę się uczyć szwedzkiego (choć duński z Gangu Olsena zabawniejszy).` 

To moja druga Tubylewicz po Moralistach. Tym razem autorka skupiła się na kwestii osławionego upodobania Szwedów do samotności. Czy może raczej wybrała część z przeprowadzonych przez siebie rozmów, które pod ten temat można było podciągnąć.

Zacytowała myśl Pascala, w której coś jest...

Wszystkie ludzkie nieszczęścia biorą się stąd, że człowiek nie potrafi usiedzieć samotnie w pokoju.

Osoba samotna w takim kraju jak nasz jest postrzegana jako ta gorsza (nie potrafiła ułożyć sobie życia). Ale i w Szwecji samotność, choć często praktykowana (40% społeczeństwa mieszka samotnie, w tym wiele par - tak, są w związku, ale wolą mieszkać osobno), staje się dużym problemem społecznym. 


 

Początek:


Koniec:

Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2021, 270 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 7 listopada 2022 roku


Pisałam kiedyś (przez ten remont zdaje mi się, że było to wieki temu, w jakimś innym życiu), że byłam u dermatolożki i ta stwierdziła, że na czubku głowy jest znamię, które należy usunąć. To znaczy to coś, co myślałam, że smarując jakowymś specyfikiem je rozpuszczę 😂 I dała mi skierowanie do Poradni Chirurgii Ogólnej czy jakoś tak. Rzecz mi się wcale nie uśmiecha, no ale patrzę, niedługo będzie miesiąc, to skierowanie straci ważność - więc wyszukałam takową poradnię i zadzwoniłam zarejestrować się. 

Po pierwsze błąd, bo okazało się, że tylko recepta jest ważna miesiąc, a nie skierowanie - i spokojnie mogłam czekać dalej.

A po drugie te cholery dały mi termin na 29 listopada! Tyle się mówi o kolejkach, a tu proszę, już za chwilę. I to jak na złość, bo powtarzam, nie spieszy mi się i liczyłam na jakieś trzy miesiące co najmniej 🤣

Jedyna pociecha (a raczej nadzieja), że chirurg wyznaczy mi termin tego zabiegu na bardziej odległą przyszłość... Ale wiadomo, że zawsze wszystko jest na odwyrtkę.


Że nic nie piszę o kuchni?

Hm.

Robią. Przyjechali godzinę po umówionym czasie, zamontowali cokoły i drzwiczki do regałów, co tam jeszcze teraz dłubią, to nie wiem, bo już nie mam nerwów zaglądać do kuchni. Nerwy straciłam, gdy Pan Stolarz powiedział, że góra słupka po dzisiejszej przeróbce (z powodu karnisza, który wchodzi w światło drzwiczek) poszła do lakierni.

Ale żeby nie było, że tylko narzekam - regały wyglądają mi cacaniutko 😍

Tymczasem zdjęcia z wczoraj. Jak powiedziałam, tak zrobiłam czyli było spaghetti, choć odcedzane z jednego garnka do drugiego 😁


Ale zjedzone w godziwych warunkach, bo udało nam się stół przetransferować!

...

I tu nastąpiła trzygodzinna przerwa w pisaniu, wywołana hiobową wieścią: słupek będzie skończony w czwartek, a nie jutro ani pojutrze, bo Pan Stolarz jedzie do Warszawy. 

Z kuchni już można korzystać w pełnym zakresie, ale co mi z tego, skoro rozdziału NOWA KUCHNIA nie udaje się zamknąć 😕


Wtorkowy poranek ledwo żyję

Zgasiłam światło normalnie, o 23.00, ale coś usnąć nie mogłam, więc wstałam i zabrałam się za noszenie książek 😁 Bez sensu, no ale. Do drugiej nad ranem mi zeszło, a potem STOP, bo mi dostęp do reszty półek w sypialni zagradzały szafeczki. Znakiem tego, trzeba je będzie dziś opróżnić, żeby skończyć z książkami. Ale oczywiście już nie spałam. Taaaaaa. Będę dziś trzeźwa doprawdy.


Ale zobaczcie, co Heniek nawyprawiał.


Najpierw przykręcił fronty, a potem lazł z półką i oczywiście nie dolazł 😂 Próbowałam już i tak i siak, nie ma rady, trzeba będzie drzwiczki odkręcić z jednej strony, za co oczywiście ani myślę się zabierać.

On się wcale nie nazywa Heniek, ten "przynieś, wynieś, pozamiataj" Pana Stolarza, ale ja go tak od razu nazwałam, bo mi przypomina podobnego gościa, który całe życie przepracował u wujka w zakładzie pogrzebowym. Był trochę nie do końca sprawny intelektualnie, ale silny, postawny chłop i robotny.

21 komentarzy:

  1. A plastikowe pojemniki, widzę, nadal się przydają. Może to już tak na stałe zostanie? :D

    Tubylewicz może bym coś kiedyś przeczytał, rozejrzę się w bibliotece jak oddam Rymkiewcza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te plastikowe pojemniki były już opróżnione i czekały na zwrot do Pepco, co nastąpiło wczoraj 😁 Zostały mi te cztery, które są już zagospodarowane szalikami i T-shirtami. Ale oczywiście też stoją na wierzchu jeszcze.

      Jeśli też Cię choć trochę ciekawi Szwecja, to pewnie!

      Usuń
  2. U nas kilka miesiecy nikt nie wygral wiec do wygrania jest prawie Millard dolarow, nie chce takiej wygranej. Skandynawowie to dziwne narody, tez wole dunski chociaz szwedzki jest latwiejszy dla nas w wymowie. Fachowcy wszedzie tacy sami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dlaczego nie chcesz? 😂 Czemu ludzie boją się dużych pieniędzy? Moim zdaniem, gdy ktoś wie, czego chce, to mu nawet wielka forsa nie przeszkodzi 🤣 A ile przy tym można dobrego zrobić!

      Dziwne... kompletnie odmienne kulturowo, ale wszystko bierze się z czegoś.

      Usuń
  3. Jakaś plaga z tymi wysokimi wygranymi, w Australii tydzień temu było A$160 mln, wygrały 3 osoby, każda dostała A$ 53,333,334 - czyli totek musiał dołożyć A$2 z "własnej kieszeni". W USA były do wygrania jakieś miliardy.
    Samotność Szwedów - wielka moda nastała na rozpisywanie się o problemach społecznych i psychicznych przeróżnych grup społecznych.
    A ja nie mogę znaleźć ciekawej powieści w "starym" stylu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem, dlaczego totek miał dokładać - nie dzieli się puli między zwycięzców?
      Powieści w starym stylu nie czytałam już daaaawno. A też się trochę tęskni. Kurczę, muszę się znowu wyzwolić spod jarzma bibliotek 😉

      Usuń
    2. Bo pula była 160 mln a oni w sumie wypłacili A$160,000,002 .

      Usuń
    3. Ach, już rozumiem 😁 Byli stratni dwa dolary 😂

      Usuń
  4. Między byciem samej(samemu) a samotnością jest wielka odległość. Lubię być sama, ale mieć świadomość, że z bliskimi jest wszystko OK, najlepiej jak śpią za ścianą i ja mam czas dla siebie. Dlatego lubię wstawać wcześnie rano.
    Jak wygram to się zastanowię (najpierw trzeba zacząć grać, hi hi 😄 ), na pewno pozbyłabym się kredytu w pierwszym rzędzie. Potem zabezpieczyłabym dzieci, ale wszystko po cichu, nie przyznałabym się otoczeniu do wygranej 😃 jeszcze mi życie miłe 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, masz rację. O tym też jest mowa w książce. Są przytaczane angielskie terminy, które dobrze to oddają: 'solitude' i 'loneliness'. Przy czym jeśli masz świadomość, że są jacyś bliscy, to już samotna nie jesteś 🙂

      Jedyne, co jest pewne w moim przypadku wygranej, to że skończyłabym z pracą natychmiast. Szkoda życia na to 😏 A potem już tylko l'embarras du choix!
      Ale pewnie masz rację z tym nieprzyznawaniem się. Poza tymi, którzy by człowieka nachodzili o pożyczkę/darowiznę, są jeszcze tacy, którzy posuną się nieco dalej...

      Usuń
    2. Kiedy grałam w totka to sobie marzyłam, że natychmiast odejdę z pracy jak wygram, ale nie wygrałam, za to doczekałam emerytury i to był najszczęśliwszy moment w tym (moim) przedziale wiekowym 😃 Wygrana by się jednak przydała... 😀

      Usuń
    3. Coś w tym jest. Ja też do Pana Stolarza mówiłam, że dzień zakończenia prac to najszczęśliwszy mój dzień w tym roku, zaraz po dniu, w którym otrzymałam decyzję o emeryturze 🤣
      To zresztą ciekawe, bo zawsze myślałam, że lubię swoją pracę... no i fakt, lubię w gruncie rzeczy (gdzie znajdę lepszą, zresztą?), ale chciałoby się wreszcie mieć czas dla siebie.

      Usuń
  5. Ja w kwestii tych pieniędzy. Najłatwiej snuć takie rozważania, gdy się ich nie ma;) Ale powiem Ci, że gdybym wygrała tyle kasy, to...no i tu się mylisz, wcale nie kawalerka w Krakowie;)... ja po po prostu zrezygnowałabym z pracy. I tyle. I oddała się tylko przyjemnościom. To znaczy czytaniu, teatrowi i Krakowowi (w hotelu). I pojechałbym do Rzymu i Kopenhagi (kiedyś jeszcze dodałabym Moskwę i Petersburg).

    I w pełni się zgadzam, że wyjazd do Warszawy to hiobowa wieść:))) Moje pierwsze słowa tuż po opuszczeniu Dworca Centralnego brzmiały "nosz ku...", gdy wpadł na mnie pędzący na hulajnodze kretyn. I dobre samopoczucie po Krakowie poszło precz;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, bo snujesz te rozważania bez żadnej odpowiedzialności 😂
      Hoteli nie lubię, więc wolałabym mieszkanie. Ale fakt, mieszkanie to i utrzymanie i sprzątanie, trzeba wszystkiego dopilnować, nawet, gdy robisz cudzymi rękami. Ale dla mnie decydujące dla kawalerki w Pradze byłoby to, że stworzyłabym sobie tam drugą praską bibliotekę, żeby mieć pod ręką wszystkie te książki...
      Pracę oczywiście rzuciłabym w pierwszej kolejności! O tym nawet nie trzeba ani myśleć ani mówić 🤣

      Co do Moskwy. Miałam kiedyś taką historię. Jedna dziewczyna czuła się bardzo bardzo wdzięczna za coś tam, co zrobiłam dla niej (w ramach pracy). I dopytywała się usilnie, czy mam jakieś marzenie (bo niby spełniłam jej). Ja tak na odczepnego, że owszem, ale nierealizowalne - chciałabym kiedyś pojechać do Moskwy. A ona: - A ja właśnie jestem aktualnie służbowo w Moskwie i mam tu wynajęte mieszkanie, więc serdecznie zapraszam!
      Taki numer!
      😛

      Usuń
    2. O widzisz! Czyli to prawda, żeby uważać o czym się marzy, bo może się spełnić:)

      Usuń
  6. BBM:Kuchnia prezentuje się znakomicie!! A wygranej u mnie nie będzie, bo nie gram. Nie mam szczęścia do gier losowych. Kilka razy to sprawdziłam i utwierdziłam się w tym przekonaniu- darmocha mnie nie lubi! ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, ja spróbowałam raz - w celu wygrania funduszy na tę kuchnię właśnie 😉 I wygrałam, bodajże 34 zł to było. Stwierdziwszy, że w ten sposób to będę miała kuchnię za 20 lat, dałam spokój graniu 🤣

      Usuń
  7. Nie wiem czy Szwedzi lubią samotność, może i tak, bo dobre książki piszą, a do czytania lub pisania potrzeba spokoju ;-)
    Mówiłaś, że pralka w łazience, a pod oknem co stoi?
    Biblioteczka cudna, a ta półka na bank da się zainstalować bez odkręcania drzwiczek, jeden bok do góry, potem drugi, nad wspornikami, robiłam tak w lodówce.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, pod oknem stoi SUSZARKA - to od niej cała ta bonanza się zaczęła. Do czego pewnie jeszcze wrócę w podsumowaniu (jeśli ono kiedykolwiek nastąpi).
      Co do półki, to nie myśl sobie, że nie próbowałyśmy. Ale problem polega na tym, że między wspornikami a zawiasami jest za mała przestrzeń i nie możemy wymanewrować. Bo półka jest nie w połowie szafki, tylko wyżej. Podjedziesz z jednej strony do góry, to z drugiej zawias (albo wspornik) przeszkadza w podniesieniu.

      Biblioteczka dała więcej miejsca na książki, niż tu go wcześniej było, nawet przeniosłam dwie półki z pokoi. Ale to oczywiście nie oznacza, że znów mogę szaleć z zakupami, broń Boże 😂

      Usuń
  8. Chociaz nie calkiem skonczona Twa kuchnia to juz prezentuje sie bardzo pieknie. Mysle ze bedziesz zadowolona rezultatem.
    Szwedzi.... wyczytalam jednego razu ze oni i cala reszta krajow skandynawskich maja bardzo wysoka procentowosc zaburzen psychicznych, w tym samobojstw, spowodowanych klimatem - dluuuugie, ciemne zimy, krotkie lato, brak dni slonecznych, ciagla ponurosc. Jestem sklonna wierzyc temu bo widze - spolecznosc mieszkajaca w tropikach czy bardzo slonecznych terenach jak moj, sa ciagle pogodni, usmiechnieci, nawet wciaz spiewajacy i tanczacy i nawet gdy maja klopoty zyciowe przyjmuja je lekko .
    Loterie - tyle co byla u mnie taka rekordowa, majaca w puli prawie 2 miliardy, ale nikt nie wygral co spowoduje ze nastepnym razem bedzie jeszcze wieksza. Przy okazji wyliczono ze po odtraceniu podatkow, trzech roznych, szczesliwcowi dostaloby sie do reki tylko 1/3 z tego, troche powyzej 700 0000 $. Ale i to bym przyjela z radoscia. Oczywiscie gralismy bo czemu nie, ludzie wygrywaja wiec jest mozliwym.
    Co bym zrobila z ta suma? Zalozylabym fund dla wnukow a reszte dala dzieciom sobie zostawiajac malutka czesc jako zabezpieczenie. Taki fund to spora suma ktora rzadza wyznaczeni adwokaci a wnuki moga czerpac z niej pod ich nadzorem na uzasadnione wydatki, jak edukacje. Uzgadnia sie kiedy nalezy przekazac w ich rece.
    Zycze dalszych wspanialych rezultatow z kuchnia i urzadzaniem sie w NOWYM.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację z tą bezpośrednią zależnością układu psychicznego i odporności od klimatu! Choćby kolega z pracy - w pierwszych latach pobytu w Polsce już w listopadzie zaczynał okres depresyjny. Po wielu latach jakoś zwykł 😂

      Wierzyć mi się nie chce, że z wygranej zabiorą dwie trzecie! No, ale dobrze, z czegoś ten budżet państwa musi powstawać i czymś się karmić 😉 zwłaszcza, gdy nie z mojego 🤣
      U nas chyba nie ma jeszcze takich funduszy, jak ten, o którym piszesz dla wnuków. Pewnie pojawią się z czasem, gdy społeczeństwo się bardziej wzbogaci.

      Usuń