poniedziałek, 26 grudnia 2022

Rex Stout - Zabić Cezara

 

Wykołowałam się, bo zabrałam dwie cienkie książki do Dżendżejowa i zabrakło mi czytania. W rezultacie poszperałam po tamtejszych półkach i wyciągnęłam coś... dziwnego, ale o tym oczywiście za dwa posty. W każdym razie tak sobie myślę, że w internetach nic o tej książce nie znajdziecie 😁

Najpierw przeczytałam kolejnego Rexa Stouta, trzeciego, ale w kolejności chronologicznej wydawania - drugiego. Musiałam po niego pojechać gdzieś na Ugorek, byłam tam pierwszy raz. Przy tym kompletnie zapomniałam, że miałam uruchomić nowy projekt czyli Wszystkie biblioteki Krakowa i w ogóle jej nie obfociłam - ale może przy zwrocie?

Chociaż wątek kryminalny był powiązany z bykiem, a hodowla i pastwiska i wiejskie spory mnie raczej mało interesują 😂 - to jednak książka nie zawiodła. Dalej podziwiam poczucie humoru narratora, a tu jeszcze było zdziwko tego rodzaju, że Nero Wolfe opuścił domowe pielesze. I nawet to przeżył!


  • Zabójcza gra
  • Zabić Cezara
  • Po moim trupie
  • Detektyw i storczyki (inny tytuł: Śmiercionośny rękopis)
  • Zanim wybije północ
  • Układanka
  • Ostateczne rozliczenie
  • Polowanie na matkę
  • Śmierć na Głuszcowym Wzgórzu

 


Początek:

Koniec:


Wyd. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2011, 222 strony

Tytuł oryginalny: Some Buried Caesar

Przełożyła: Anna Dwilewicz

Z biblioteki

Przeczytałam 24 grudnia 2022 roku


Ojczasty przy ablucjach 😎

Najadłam się nerwów, jak to mówią. W drodze do Dżendżejowa dostałam smsa od brata, że poprzedniej nocy odszedł jego pies i w związku z tym go nie będzie (brata, nie psa). No, to już było wystarczająco przykre. Ja nigdy nie miałam żadnego zwierzęcia, więc nie do końca jestem w stanie zrozumieć ten ból, ale coś tam wiem z opowieści znajomych. A brat już ma jednego pochowanego koło domu (też przedwcześnie)...

No ale na drugi dzień czekałam, że przyjedzie na obiad. Ojczasty pytał, czy będzie, ja mogłam tylko wzruszyć ramionami, no bo co wiem. Potem, po obiedzie, już nie wracał do tematu. Ja napisałam z pytaniem, jak się czuje, bez odpowiedzi, a potem wyładowała się komórka. 

Wieczorem w pociągu do Krakowa przerobiłam wszystkie (katastroficzne) scenariusze i byłam kompletnie roztrzęsiona. Mieszka na odludziu, sam, jak się coś stanie to ani nikt nie będzie wiedział. W domu szybko podłączyłam telefon i okazało się, że w międzyczasie odpowiedź przyszła. Trzeźwieję.

Nosz. Wiecie, że ta akurat opcja (że się upije) w ogóle mi nie przyszła do głowy... 

Ale całe szczęście, że tylko tyle. 

Mówię do córki, że następnego ranka będę miała migrenę murowaną - ale też obeszło się bez 😏


Tak sobie myślę, że kiedyś zabiorę ten dzbanek 😍 Z drugiej strony nie wiem, po co, bo piję tylko gorące mleko (szklankę, a nie cały dzbanek), a poza tym jakoś nie bardzo mogę przynieść w nim mleko prosto od krowy... 

No nic, dziś wypoczywam. Repertuar świąteczny 🎄 Córka kiedyś zrobiła listę filmów okolicznościowych, które każdego roku ogląda. U niej na pierwszym miejscu filmów bożonarodzeniowych jest Osiem kobiet. Ja już odmawiam ich oglądania 😂

Żadnej książki pod choinką. Czytam biblioteczną grubą powieść, bo muszę ją oddać do 2 stycznia. Wiecie, co to jest Jolabokaflod (jólabókaflóð)? Tak się w Islandii określa świąteczną powódź książek. Wszyscy sobie je kupują na prezenty i spędzają wieczór wigilijny na czytaniu. 

Mam na oku jedną pozycję w moim Ulubionym Praskim Antykwariacie, ale musiałabym poprosić Věrę, żeby pojechała ją odebrać, a nie chcę jej fatygować, bo miała ostatnio złamaną rękę i sporo z tym problemów. Więc pewnie ktoś mi ją podkupi. Trudno. Trzeba podejść do kwestii filozoficznie 😏


20 komentarzy:

  1. Ale...naprawdę...szklanka gorącego mleka? ;-) Szacun!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę o mleku, bo temat odchodzenia zwierząt...tak, to może być droga do alkoholizowania się...Kto przeżył i kochał zrozumie, innym (z całym szacunkiem) nie ma co tłumaczyć.

      Usuń
    2. Yes, szklanka gorącego mleka... a czasem i dwie 😉 musowo wieczorem. W Pradze będąc też, odkąd opanowałam obsługę tamtejszej mikrofali 😎

      Usuń
  2. Złamana ręka to nie noga, w chodzeniu nie przeszkadza, więc nie powinnaś mieć najmniejszych obiekcji w wysyłaniu koleżanki do antykwariatu. Pomyśl, jeszcze jej sprawisz przyjemność swoją prośbą, bo poczuje się potrzebną mimo obecnego kalectwa :P

    Nie wydaje mi się, by mięso z buhaja było zbyt smaczne. No ale to pewnie w tym kryminale nie ma żadnego znaczenia. A tak poza tym jakoś w ogóle nie wierzę w czterolatka, który dwa razy w roku biblię przeczytał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W chodzeniu jako takim, nie. Ale już na przykład w korzystaniu z komunikacji miejskiej trochę tak, bo to i przytrzymać się trzeba przy wchodzeniu i podczas jazdy... A to pani wiekowa.

      Istotnie smak tego mięsa nie miał najmniejszego znaczenia, chodziło o względy reklamowe. A sąsiad nawet twierdził, że o to, aby jemu przysolić - że oto kupuje się za niewiarygodne pieniądze byka-championa, aby go upiec, podczas gdy tenże sąsiad ma duże problemy ze swym stadem.

      Co do istnienia cudownych dzieci, nie mam wątpliwości - bywają. Ale że język biblijny był dla takiego malucha przyswajalny, to już... osiągnięcie 😁

      Usuń
  3. U mnie tez nadprogramowy strumień książek, bo i w prezencie i Świat książki sobie o mnie przypomniał...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sytuacji, gdy w nowych meblach nie mieszczą mi się stare książki, mogę sobie tylko pogratulować, że nic mi nie przybyło 🤣

      Usuń
  4. U mnie bez książek pod choinką w tym roku. I w sumie dobrze. Z przykrością stwierdzam, że będę musiała zacząć pozbywać się niektórych książek, bo miejsca praktycznie już nie mam. Obiecałam, że nie kupię ani jednej do czasu uporządkowania tego, co mam. I jak na razie trzymam się postanowienia. A to dla mnie naprawdę osiągniecie, bo różnie bywa z moją konsekwencją. ConGame

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, to już znasz ten ból. Ja uporządkowałam wszystko w pierwszym lockdownie, już wcześniej przestałam kupować (poza czeskimi oczywiście). A teraz cały ten porządek szlag trafił, bo znaczna część księgozbioru zmieniła lokalizację - i kto to teraz na nowo do katalogu powpisuje???
      Znaczy ja chętnie, ale poproszę znów jakiś lockdown 😁

      Usuń
    2. Na szczczęście nie mam tak wielkiej biblioteki jak Twoja, którą po cichu podziwiam i zazdroszczę. Ale metrażu nie umiem powiększyć, a chowanie książek w różnych dziwnych miejscach (skrzynia pod tapczanem, normalnie przeznaczona na pościel etc) przestało być zabawne. Dlatego pozostaje mi podziwiać zdjęcia czyichś wnętrz zapełnionych książkami i pozbycie się tych egzemplarzy, do których wracać nie będę lub na pewno nie przeczytam (te przeklęte zakupy podczas pandemii, gdzie kupowałam zupełnie bez sensu lektury, po które w normalnych warunkach bym nie sięgnęła). Jedynym problemem jest gdzie wynieść te wszystkie niepotrzebne książki. Wyrzucić jakoś niefajnie, a u mnie, poza półką w jednej z bibliotek, gdzie można podrzucać niechciane książki, innych miejsc brak. Cóż, urok mniejszych miejscowości się kłania. ConGame

      Usuń
    3. Wiem, że ludzie próbują sprzedawać (na OLX czy na allegro), ale to jest zabawa dla tych, którzy mają duuuuuużo wolnego czasu. Natomiast na Śmieciarce spotykam komentarze, żeby zanieść do szpitala albo do domu opieki. I rzeczywiście, przypominam sobie, że będąc raz w odwiedzinach w jednym szpitalu widziałam cały regał zapełniony książkami.

      Usuń
    4. Bardzo fajny pomysł z tymi domami opieki i szpitalem, muszę sprawdzić, czy u mnie też byłoby zainteresowanie książkami w tych instytucjach. Kiedyś w moim mieście była tzw współdzielnia, gdzie można było zostawiać książki, planszówki, przeczytane czasopisma, a nawet niepotrzebną zastawę stołową itd. Niestety współdzielni już nie ma. A teraz byłaby jak znalazł. ConGame

      Usuń
  5. I cóż, że po świętach... życzę wszystkiego dobrego.
    Szklanka gorącego mleka to jest to. Ja do tego jeszcze mocno wypieczoną bułkę z masłem i serem żoltym.Kto tak nie ma, nie wie co traci.
    U mnie w czytaniu "Ucho igielne '. Ostatnio wzięło mnie na Mysliwskiego.Jakos pasuje mi to, że u niego opowieści toczą się leniwie, a że mnie też niezbyt wychodzi jakieś energiczne działanie, to jest mi po drodze z taką prozą.
    Bratu wcale się nie dziwię. Ja po stracie dwóch psów (w ciągu kilku miesięcy), gdybym piła, to miałabym kaca giganta. Teresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się bratu nie dziwię. I dlatego, mimo że kiedyś nie wyobrażałam sobie domu bez zwierząt, obecnie nie zamieszkuje ze mną żaden. Za dużo trudnych emocji, gdy odchodzą. ConGame

      Usuń
    2. => Teresa
      Ja do dziś wspominam smak bułki z żółtym serem - nie, to nawet nie była chyba bułka, tylko chleb, też popity mlekiem - poczęstowano nas u sióstr zakonnych, gdzieśmy się pojechały z koleżanką czegoś dowiedzieć i douczyć. Było to ponad 20 lat temu. Wcześniej nie cierpiałam sera, a od tej pory jadam często (choć niby migrenogenny).

      Za Myśliwskiego kiedyś się zabiorę, bo do tej pory to jedną czy dwie przeczytałam. Ojczasty jest jego wielbicielem.

      Usuń
    3. => ConGame
      Właśnie. Jak sobie robisz dziecko, to przynajmniej masz nadzieję, że Cię przeżyje.
      Ze zwierzętami jest inaczej. Bierzesz psa i masz świadomość, że za 15 lat już go z Tobą nie będzie. I że będziesz cierpieć całkiem jak po odejściu bliskiej osoby.

      Usuń
  6. Ale jak go masz (kota czy psa) to wiesz, że miał dobre życie, nikt go nie męczył, nie znęcał się, nie robił na nim doświadczeń....Wychodzę z założenia, że ja ich (zwierzaków) na świat nie sprowadzam, a jak mogę któremuś zmienić cały świat to tak zrobię. Moje zawsze same do mnie przychodzą 🙂😺🐕🐕 Współczuję Twojemu bratu 💗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie - wydaje mi się, że można wprowadzić takie rozróżnienie: gdy weźmiesz "bezpańskie" zwierzę, żeby dać mu dom i gdy kupujesz szczeniaczka z hodowli. Ale oczywiście, gdy coś mu się dzieje, cierpisz jednakowo.
      O kosztach nie wspominając... Człowiek może iść do lekarza i do szpitala w ramach ubezpieczenia, za zwierzę trzeba zawsze płacić. Opowiadała mi koleżanka, jak wydała ponad 10 tys. na uporczywą terapię, która nic nie dała, bo i dać nie mogła - ale weterynarz sugerował... A i ona zrobiłaby wtedy wszystko, by psa ratować.

      Usuń
  7. ta tradycja islandzka to raczej legenda niż rzeczywistość. poszło to jakoś w viral, ale rozmawiałam z Islandczykami i czytałam opinie mi nieznanych w internecie i to nie do końca tak wygląda, jest tak jak u nas raczej pod tym względem. ale brzmi ładnie ta historia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, jest to piękne, nawet jeśli nie jest prawdziwe 😁

      Usuń