Była tu kiedyś awantura, bo wspominając o koleżance, która poszła do klasztoru, nie mogłam się nadziwić jej decyzji. Teraz, czytając te rozmowy z byłymi zakonnicami, zaczęłam się zastanawiać, co się z Anią stało, czy wytrwała, choćby zaciskając zęby, i ciągle tam jest czy też może odeszła. Bo do tej pory brałam za pewnik, że nie, że mając 18 lat wybrała już na całe życie. A tu okazuje się, że sporo sióstr rezygnuje, jedne po roku, inne po ćwierćwieczu. Podjęcie decyzji jest zawsze bardzo trudne, ale przeżyte traumy w pewnej chwili nie pozwalają dłużej trwać. Większość rozmów przeprowadzonych z eks-zakonnicami potwierdza moje wcześniejsze zdanie na ten temat - że decydowanie o takim zamknięciu w pewnego rodzaju bańce w młodym wieku jest kompletną pomyłką, te dziewczyny mają zerowe pojęcie o tym, co je czeka. Owszem, wierzę w ich wiarę, w chęć poświęcenia życia dla - nazwijmy to - idei. Ale w większości przypadków zderzają się ze ścianą, bo ich wyobrażenia maja się nijak do zastanej rzeczywistości, której nie mogą zmienić, bo przecież zawsze tak było.
Z książki wyłania się obraz sekty, choć oczywiście różne zakony mają różne zasady, niektóre mogą się wydać dość nowoczesne - ale zawsze chodzi o totalne podporządkowanie się, zniszczenie jakiejkolwiek indywidualności, pozbawienia godności i człowieczeństwa. Klepanie modlitw na komendę, a w charakterze życia duchowego wieczne szorowanie korytarzy. Taka wola Boża.
Nie chcę tu epatować drastycznymi przykładami fizycznego i mentalnego dociskania do podłogi, ale mam wrażenie, że życie w żeńskim zakonie nie różni się od życia w więzieniu. Tyle, że do więzienia nie idzie się dobrowolnie...
Początek:
Wyd. WAM, Kraków 2023, 328 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 4 stycznia 2025 roku
Ciągle z biblioteki, kiedy się spod tego stosu wykopię? A tu już mam zapisane następne do pożyczenia 😢
Snułam sobie swego czasu taki plan, że zrobię PROJEKT BIBLIOTECZNY, który miał polegać na tym, że co tydzień pojadę do kolejnej filii bibliotecznej w Krakowie, poczynając od numeru 1, i pożyczę jedną książkę. Miał w ten sposób powstać Rok Biblioteczny, nawet się zastanawiałam, czy takiego bloga specjalnego nie założyć. No, ale to na razie nierealne, zwłaszcza, że filie się kocą i jest ich więcej niż tygodni w roku (aktualnie 60). Przeczytać 60 książek w ciągu roku niby dałoby się, ale ten projekt wymaga wielkiej systematyczności: w każdym tygodniu jechać pożyczyć, przeczytać, napisać, jechać oddać. Z bólem serca na razie rezygnuję.
Drugi projekt był typu MÓJ ROK ZE ŚMIECIARKĄ albo NA ŚMIECIARCE. Miałam dokumentować swoje wyprawy 😉 Ale też chwilowo się mi nie chce. Konkretnie to nic mi się nie chce, jak już wspominałam. Te krótkie szare dni... Brat był wczoraj i zaproponował, że może wziąć Ojczastego do siebie na 2 tygodnie, żebym się zresetowała. Przemyślę. Bo nie wiem, czy nie będzie jeszcze trudniej wracać w utarte koleje...
A' propos resetu. Przyszedł mail:
Telefon podany oczywiście na infolinię, która z panem Marcinem podpisanym pod mailem nie ma nic wspólnego. Tenże pan Marcin bezczelnie dodał:
Jeśli masz więcej pytań, poszukaj odpowiedzi na [adres strony] lub odpowiedz na tego maila.
Zabrałam się za odpowiadanie... na adres maila noreply 🤣 Generalnie z infolinią uzgodniliśmy, że Marcin wyszedł z założenia, że klient może w krawacie, nie awanturujący się, więc pokornie powie sobie trudno i zabierze se sprzęt z powrotem, po co dzwonić i pytać o to hasło, prawda? Numer telefonu podałam w formularzu widocznie dla celów statystycznych. No, a przesyłka już i tak wyszła.
Tak że dziś kurier przywiózł chromebooka po raz drugi. Córka go zresetowała według wskazówek z Gooogle'a (znaczy mamy taką nadzieję, że się powiodło) i jutro znów go powiozę do sklepu, żeby odesłali. Miałabym ochotę dołączyć liścik do Działu Zwrotów, że te podróże na ich koszt zawdzięczają panu Marcinowi, który pożałował paru minut na wykonanie telefonu... ale on pewnie wypełnia procedury 😒
No i tak. Łeb mnie boli, choć pewnie nie z powodu tych perypetii, tylko tak ogólnie, albo pogody. Nie mam siły zabierać się za cokolwiek, już i tak wielkim sukcesem jest, że w ostatnich dniach skatalogowałam dwie półki i zlikwidowałam kolejne książki! Zwolniło się trochę miejsca, od razu zagospodarowałam je zdobycznymi młodzieżówkami z knihobudki 😉
Resztką sił potoczyłam się na przebieżkę po osiedlu.
Tak było, nie ściemniam. Od dołu wstająca mgła, od góry niewiarygodne kolory. Może jeszcze wyjdę, gdy dam Ojczastemu kolację - zobaczę, co z tą mgłą.
Wiecie, że:
Poniedziałek 6 stycznia: 7.574 kroki - 4,8 km
Wtorek 7 stycznia: 6.398 kroków - 3,6 km
Środa 8 stycznia: 6.150 kroków - 3,4 km
Brat mówi, że robi minimum 12 tys., ale on ma las za furtką, to się nie dziwię.
Mam w tym roku taki sam biblioteczny zamiar, ale u mnie tylko 17. Nie pamietam czy komentowalam tamten wpis, chodzilam na religious do Urszulanek i wtedy bardzo chcialam byc jedna z nich, na szczescie w siodmej klasie zmadrzalam.
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie całe polskie zachęcanie do ekologii i sortowania śmieci - zawieź do PSZOK-u.
OdpowiedzUsuńCo do książki o zakonnicach - pewnie gdyby przepytać te, które zostały w zakonie i czują się tam szczęśliwe, opowieść by była całkiem inna.