Rany, ja się nigdy nie nauczę, żeby nie brać do ręki głupot takich! Miało być zabawnie, ale to chyba dla tych, co wcześniej nic naprawdę zabawnego nie czytali 😢 To jest kategoria dla bardzo niewymagających... nieraz się mówi aaa, przeczytam sobie coś odmóżdżającego... co to właściwie znaczy? Że ma być lekko, łatwo i przyjemnie, prawda? To już naprawdę lepiej wrócić do jakiejś starej Chmielewskiej.
Wyd. Skarpa Warszawska 2024, 299 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 17 stycznia 2025 roku
Na styczniowy seans wybrałam Agenta szczęścia, bo Emilię Perez córka mi znalazła do obejrzenia online, to co się będę 😁
I kto oczywiście wlazł do kina w jakiś kwadrans po rozpoczęciu projekcji?
No pani Marysia ofkors. Ta kobieta jest porąbana 🤣 Zapewne biegła z jakiejś innej kulturalnej imprezy i nie zdążyła. Chyba, że ze stołówki, bo raz coś na ten temat mówiła... Ciekawe, co teraz zrobi, żeby obejrzeć niewidziany początek - tu już się nie wprosi, bo to była ostatnia projekcja Agenta szczęścia w tym kinie.
Nazbierałam ulotek przy okazji, ale powiem Wam, że nic mnie specjalnie nie nęci, jakieś puchy są... może nowy film Ozona? No, ale to mam miesiąc na myślenie, na co by tu iść 😉
A w ogóle to po dwukrotnej bytności w kinie okazuje się, że chodzę tam, żeby się zdrzemnąć, najwyraźniej. Bida z nędzą, takie mam niedostatki snu, że zaraz przysypiam. Co ciekawe, gdy oglądam film w domu tak się nie dzieje, ale może dlatego, że jednak w kinie to ciemność, skupienie na ekranie, a w domu to jak mnie zaczyna rozbierać - wstanę zrobić sobie herbatkę etc.
Co ostatnio obejrzałam (w domu):
- wspominałam o serialu Palm Royale... po pierwszym odcinku pytałam córkę, czemu mi to każe oglądać, ale potem się wciągnęłam 😁 lata 60-te (ach, te stroje), pewna arywistka, była Miss czegoś tam, postawiła sobie za cel stać się częścią socjety
- Doktor Żywago to już wiecie. I dobra, nie będziemy się śmiać z idealnie wygolonego podbródka Omara Sharifa, które całe tygodnie jedzie z rodziną w pociągu pełnym takich jak on nieszczęśników... grunt, że to wspaniałe widowisko, jedno z ostatnich takich
- Konklawe obejrzałam i byłam usatysfakcjonowana, nieźle trzymało w napięciu, zwroty akcji itd. aż tu nadszedł koniec i niestety zepsuł wrażenie, dolepiony ni z gruchy nie z pietruchy, ale to już niech każdy sam się przekona
- Sztuka pięknego życia, melodramat z "kreacjami" nominowanymi do Oscara - jak dla mnie żadnej chemii między bohaterami
- w ramach powrotów Filadelfia, zawsze piękny film
- koreański April Snow (2005), miałam nadzieję na jakiś miły melodramacik, a tu bardzo smutna historia: para bohaterów spotyka się w szpitalu, bo ich małżonkowie mieli wypadek samochodowy i tak wyszła na jaw zdrada; chciałoby się im odpłacić pięknym za nadobne; rozdarcie między sprzecznymi uczuciami: potrzebą lojalności i zranieniem przez najbliższą osobę. Och, chyba muszę wrócić do Spragnionych miłości...
Z okazji śmieciarkowej byłam w jednej z kamienic przy ul. Mogilskiej i zapytałam, jak się tam mieszka. Ciężko się mieszka. Z jednej strony okna na podwórko, tam cisza absolutna, ale z drugiej: tramwaje, ruch samochodowy, karetki co chwila prujące na sygnale. Ni ma letko, gdy się mieszka przy głównej trasie prowadzącej z Krakowa do Nowej Huty. Dobrze mamy na osiedlu 😁
Orzeczenie o niepełnosprawności, ciężka sprawa. Rzecz w tym, że lekarka rodzinna wpisała jako główny powód otępienie. No i teraz domagają się bumagi od neurologa. Skąd ja im wezmę neurologa? Na razie w piątek przyjdzie ta rodzinna wypełnić inny papier, zobaczę, co mi powie - pewnie prywatnie trzeba takiego neurologa na domową wizytę zamówić. W urzędzie zasugerowałam, że jedyne, co może neurolog zrobić z takim głuchym i ślepym pacjentem, to stuknąć go młoteczkiem w kolano, ale urzędniczka twierdzi, że mają swoje sposoby... Okazało się, że moja naiwność nie ma granic: myślałam, że skoro zaznaczyłam we wniosku, że pacjent nie może się stawić na komisję, to komisja stawi się u pacjenta. Nie nie nie - komisja nigdzie nie jeździ, komisja orzeka na podstawie papierów. Więc ten papier od neurologa to podstawa.
Ale urzędniczka wspomniała przy tym o możliwości uzyskania świadczenia wspierającego i tu już się we mnie odezwała chytra baba z Radomia, więc pojechałam złożyć kolejny wniosek - bo to gdzie indziej. Dwie wyprawy, dwie kolejki, wniosek złożony, ale czas zacznie płynąć dopiero od dostarczenia tego orzeczenia z pierwszego urzędu. A to Bóg wie kiedy (i czy w ogóle) nastąpi, no bo ta papierologia. Dziwić się, że kolejki do specjalistów.
A na osiedlu znów grasują dziki. Trochę się boimy wychodzić do budki wieczorem. Z drugiej strony one i w biały dzień rozrabiają 😂 Córka mówi, żeby w przypadku bliskiego spotkania wskoczyć na najbliższy samochód... taaa... ja i wskoczyć...
Ze wspomnianej budki ostatnio znów zafasowałam stos zeszytów - dziewczyna przyniosła różne różności, bo się wyprowadza. Bardzo lubię sobie tam ucinać rozmówki, przy okazji słyszę, jaka to fajna inicjatywa. Rozmawiałam już z paroma osobami na kolejny temat - że przydałoby się takie miejsce na zostawianie rozmaitości w dobrym stanie, które innym mogą się przydać: drobne AGD, sprzęty domowe, wazoniki i talerzyki etc. Najlepsza byłaby taka wiata śmietnikowa z paroma regałami postawiona gdzieś na osiedlu. Ale na to spółdzielnia nie pójdzie, marnie to widzę. Rzecz w tym, że KTOŚ by musiał tego codziennie doglądać i robić porządek, wiem przecież po książkach, że ludzie porozwalają wszystko przeglądając i zadowoleni pójdą sobie, a co dopiero w przypadku innych rzeczy 🤔 No, a ten KTOŚ (czyli ja) na razie chyba by się nie podjął dodatkowego obowiązku...
Następnym razem:
- o kolejnych wytypowanych do wydania książkach
- o skwerze z nartami
- o brakach farmakologicznych
- o kompasie w Muzeum Narodowym
Czwartek 16 stycznia: 10.726 kroków - 6,4 km (był Dzień Pieszego Pasażera, gdy wracałam z kina - z buta; jakiś mieszkaniec Podkarpacia zaparkował na torach tramwajowych i poszedł w pizdu 🤣)
Piątek 17 stycznia: 13.162 kroki - 8,6 km
Sobota 18 stycznia: 7.152 kroki - 4,5 km
Niedziela 19 stycznia: 5.250 kroków - 3,1 km
Poniedziałek 20 stycznia: 6.056 kroków - 3,7 km
Dawno nie bylam w kinie, ostatni raz jeszcze gdy zyl maz. Nawet wtedy chodzilismy rzadziej bo pandemia bardzo zubozyla repertuary, tworzenie filmow i tak jakos zostalo ze obecnie nie widze w kinach niczego interesujacego. A gdy chce mi sie ogladac film to korzystam z Netflix albo Prime wybierajac cos dawnego, sprzed epoki pandemicznej, co bardzo wygodne bo nie musze opuszczac domu z tej okazji.
OdpowiedzUsuńDawniej w kinie Mikro byłam jak w domu... to było to najbliższe i najulubieńsze. Potem nastąpił zastój i praktycznie do kina chodziłam jedynie w Pradze. A teraz chciałabym tak raz w miesiącu się wybrać. Pewnie, że oglądanie w domu jest najwygodniejsze, ale jednak co duży ekran to duży ekran 😁
UsuńTo Ty na Widoku mieszkasz?
OdpowiedzUsuńNo tak 😁 Jeździłaś tędy do pracy, nie?
Usuń