środa, 14 września 2016

Aleksander Kaczorowski - Gra w życie. Opowieść o Bohumilu Hrabalu


Mało, mało, mało :) O życiu Hrabalu chciałabym jeszcze więcej, jestem nienasycona. Myślę, że ten ostatni zakup, Praga z Hrabalem, uzupełni jeszcze różne luki. Ale już planuję, że będę łazić po Libni za trzy tygodnie. Oj, żeby tylko nie padało! Trzymajcie kciuki!
Aktualnie czytam taki wywiad-rzekę z Hrabalem i ładnie mi się tu wszystko wypełnia. Doszło do tego, że skoro Hrabal był takim miłośnikiem Mahlera, to zaopatrzyłam się we wszystkie symfonie :) i nawet włączyłam którąś, ale jednocześnie oddając się lekturze, no a to do niczego nie podobne, albo albo. Zaczytałam się i nic nie słyszałam :) Z kolei w czasach, gdy jeszcze chodziłam do filharmonii, w trakcie słuchania muzyki zamyślałam się i też już nic nie słyszałam. Moje relacje z muzyką są pokręcone :)



Początek:
Koniec:

Wyd. CZARNE Wołowiec 2004, 179 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 6 września 2016 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ film polski INSPEKCJA PANA ANATOLA, 1959
Reż. Jan Rybkowski
Cały na YT:


Trzecia część popularnego pod koniec lat pięćdziesiątych cyklu przygód pana Anatola - sympatycznego poczciwca, wplątującego się w coraz bardziej zwariowane intrygi. Krytyka dość zgodnie oceniła "Inspekcję..." jako utwór ustępujący "Kapeluszowi pana Anatola" (pierwsza część cyklu) i zdecydowanie lepszy od chybionego "Pan Anatol szuka miliona". Na tę niezłą ocenę film "zapracował" głównie dzięki aktorom, zwłaszcza Tadeuszowi Fijewskiemu, Bogumiłowi Kobieli i Barbarze Połomskiej. Wspomogły ich znane, lecz zawsze skuteczne chwyty właściwe kinu popularnemu. Są więc roznegliżowane (na miarę końca lat pięćdziesiątych) dziewczęta, zwariowana intryga, nieco surrealistyczny humor, przywodzący niekiedy na myśl inną komedię z tego okresu, "Ewa chce spać". Nie brak też elementów satyry na polskie przywary: gigantomanię i rozmaite snobizmy - od małomiasteczkowego do "egzystencjalno-studenckiego". To wszystko sprawiło, że "Inspekcja..." (podobnie jak poprzednie "Anatole") cieszyła się sporym powodzeniem u publiczności. Ta bowiem, od kilkunastu lat karmiona produkcyjniakami i epatującymi dydaktyzmem ramotami, z ulgą powitała pierwsze po wojnie filmy czysto rozrywkowe. Akcja "Inspekcji Pana Anatola" toczy się pod koniec lat pięćdziesiątych w Paryżewie - fikcyjnym mieście gdzieś w Polsce. Inspektor PZU Anatol Kowalski przyjeżdża tu na urlop. Nie jest to jednak do końca prawda. Otrzymał bowiem od szefa polecenie zdemaskowania szajki złodziei damskich kostiumów kąpielowych. Jeszcze podczas podróży przypadkowo zamienia walizki z polonusem z USA. Kiedy przyjeżdża do Paryżewa, zostaje wzięty za Amerykanina, poszukującego dziewcząt do filmu.
[www.filmpolski.pl]
7/10

2/ film koreański PASONGSONG GYERANTAK (tytuł angielski: "Cracked Eggs and Noodles"), Korea Południowa 2005
Reż. Sang-hun Oh
Trailer:


Dae-kyu żyje beztroskim życiem singla, produkując pirackie płyty i podrywając dziewczyny. Pewnego dnia przed drzwiami jego mieszkania staje 9-letni chłopiec, twierdząc, że jest jego synem i od tej pory będzie z nim mieszkał. Mężczyźnie nie udaje się żadna próba pozbycia się malca, więc w końcu obiecuje mu, że spełni jego jedno życzenie w zamian za odejście w siną dal. Tym życzeniem jest piesza podróż przez całą Koreę! Tak zaczyna się ten koreański film drogi. W życzeniu dziecka jest coś więcej, jakiś tragiczny sekret, który zmieni życie Dae-kyu na zawsze...
7/10

5 komentarzy:

  1. Biografia jak najbardziej mnie zainteresowała. To prawdziwie ciekawa postać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedyny film koreański, jaki oglądałem, to "Wiosna, lato, jesień, zima... i wiosna" (https://pl.wikipedia.org/wiki/Wiosna,_lato,_jesie%C5%84,_zima..._i_wiosna), na rekolekcjach, i go mogę każdemu polecić, przepięknie zrobiony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmy azjatyckie to jedno z moich hobby ;) oczywiście jestem ograniczona kiepską znajomością angielskiego, ale posiłkuję się edycjami rosyjskimi, choć to dość upierdliwe w oglądaniu, bo to nie są zazwyczaj rosyjskie napisy, tylko rosyjski lektor i nakładają się dwie ścieżki dźwiękowe, robi się misz-masz, a przecież jeszcze nie zawsze zrozumiem...

      Niestety, to była bardzo przykra wiadomość z ostatnich dni - Kim Ki-duk zmarł na powikłania po covidzie. Świetny reżyser, choć jako człowiek ponoć miał to i owo za uszami. Dodatkowo podawano, że zmarł w Rydze, co mnie dość zaintrygowało i szukałam więcej informacji, okazało się, że chciał tam kupić dom. Chyba się nie dziwię - widziałam raz stary film radziecki z akcją tamże i starówka ryska wyglądała przepięknie! To znaczy bardzo zaniedbana (wówczas, dziś może jest inaczej), ale niesamowity klimat.

      Usuń
    2. Faktycznie, przykra wiadomość... to właśnie on reżyserował "Wiosna, lato, jesień, zima... i wiosna". Miał dopiero 60 lat, jeszcze mógł dużo osiągnąć. Ten paskudny COVID może każdego powalić... dwa dni temu zmarł z powodu COVID zdrowy jak koń amerykański kongresman-elekt Luke Letlow w wieku 41 lat!

      W drugiej połowie lat siedemdziesiątych XX w., w najlepszym warszawskim kinie „Relax” grano „Dersu Uzała”, do tej pory pamiętam ogromną planszę reklamującą ten film. Niestety, nigdy nie poszedłem go zobaczyć z tej prostej przyczyny, iż był to film radziecki—to znaczy automatycznie niewarty oglądania. Dopiero udało mi się go obejrzeć wiele lat później—fenomenalny, wygrał Oskara za najlepszy film zagraniczny—co było zasługą reżysera Akira Kurosawa. Fabuła filmu była oparta na autobiograficznej książce o tym samym tytule autorstwa Władimira Kławdijewicza Arsienjewa. Arsinjew miał szczęście zakończyć życie w 1930 roku w wieku 57 lat podczas jednej z wypraw naukowych. Piszę „miał szczęście”, bo inaczej pewnie podzieliłby los, jaki niebawem spotkał jego żonę i córkę w nowej sowieckiej ojczyźnie (poniższe informacje pochodzą z „Wikipedia”):

      „Władimir Arsienjew umierając w wieku 57 lat pozostawił żonę Margeritę N. Arsienjewną. Została ona aresztowana w 1934 i w 1937 oskarżona o przynależność do podziemnej organizacji szpiegowsko-dywersyjnej, której przywódcą miał być jej zmarły mąż. 21 sierpnia 1938, po trwającej 10 minut rozprawie, sąd wojskowy skazał ją na śmierć. Wyrok został wykonany natychmiast. Córka z tego małżeństwa – Natalia, została aresztowana w kwietniu 1941 i zesłana do Gułagu.”

      A mówiąc jeszcze o Akira Kurosawa. W tym roku udało mi się kupić dysk DVD z jego ostatnim filmem pt. „Madadayo” („Jeszcze nie!”) z 1993 roku. Film był przedstawiony przez Japonię do Oskara, ale nie zdobył nominacji. Jest to częściowo dramat, częściowo komedia, a jego akcja ma miejsce przed wojną, w czasie wojny i po wojnie, gdy Japonia była okupowana przez USA. Polecam!

      Usuń
    3. Dersu Uzała, genialny film... również o tym, że starych drzew się nie przesadza...
      Losy rodziny Arsieniewa typowe dla lat 30-tych w Związku Radzieckim, niestety. O tym też wspominane wcześniej "Dzieci Arbatu".
      Tego filmu Kurosawy, o którym wspominasz na końcu, nie znam, nawet o nim nie słyszałam. Zresztą widziałam ledwie około dziesiątki jego filmów. Aczkolwiek oceniłam je na 8-10 punktów (w 10-punktowej skali) jednak poetyka Kurosawy odpowiada mi mniej niż innego japońskiego twórcy, Yasujirō Ozu. Tego po prostu uwielbiam :) Chyba najpiękniejszy jego film to "Tokijska opowieść" (Tokyo monogatari), to dla mnie kwintesencja Japonii.
      Mam też duży sentyment do Takeshi Kitano, ale tylko do części jego produkcji. Na przykład "Hana-bi".

      Usuń