sobota, 29 grudnia 2018

Leonardo Sciascia - Dzień puszczyka


To są te dwie książki Sciascii, które lubię najbardziej - Dzień puszczyka i Każdemu, co mu się należy od mafii. Każdą czytałam ze trzy razy. Z półki kusi jeszcze (bo też cienki) Kontekst, z nim miałam do czynienia chyba tylko raz i nie podszedł mi, może warto wrócić i przekonać się, co teraz.
Jest sobotnie popołudnie, dawniej wymarzony czas. Dziś też w jakimś sensie wyczekany - że nie trzeba wstawać i iść do pracy, ale z drugiej strony ten ogrom czasu do zagospodarowania. Absurdalne to jest, bo czasu zawsze było za mało. Teraz dolega niemożność zajęcia się czymkolwiek. Zaczęłam oglądać Chirurgów i przerobiłam pierwszy sezon, ciekawe, na ile mi starczy zapału... nie, nie, zapał to nie jest dobre słowo, może - cierpliwości?
Za kwadrans będzie gotowa zupa, którą gotuję na trzy dni, żeby nie myśleć więcej o kuchni. Zjem, i wrócę do łóżka. Zaczynam się poważnie obawiać, że nie wyjdę z tego o własnych siłach. Na dzień dobry powinnam żreć witaminę D, to oczywista oczywistość, ale nie wystarczyło mi energii, żeby wstąpić do apteki. Za dwa tygodnie mam wizytę u mojej pani endokrynolog, opieprzy mnie za to.
I taki to koniec roku.



Początek:
Koniec:

Wyd. PIW Warszawa 1967, 124 strony
Tytuł oryginalny: Il giorno della civetta
Przełożyła: Halina Bernhardt-Kralowa
Z własnej półki (kupione w antykwariacie 1 kwietnia 1985 roku za 100 zł)
Przeczytałam 19 grudnia 2018 roku

2 komentarze:

  1. O, przeczytałabym...tę drugą czytałam bo mam w Kolibrze....i spodobała mi się w niej intryga....

    OdpowiedzUsuń