Po raz wtóry nie dlatego, że takie fajne, tylko że taka skleroza 🤣 Słuchajcie, czytam i już po niedługim czasie tak jakby wiem, w czym rzecz... No przecież taka bystra to ja nie jestem, więc zaczęłam się zastanawiać, czy to możliwe, żebym film taki enerdowski oglądała kiedyś - bo skąd niby wiem? W końcu dla świętego spokoju zajrzałam do wyszukiwarki blogowej i otóż - film nie, ale książkę czytałam ledwie 8 lat temu 😂 Mało tego - nawet osobisty egzemplarz posiadałam i to mniej zniszczony od aktualnego. Wydałam, a teraz skądyś (znaczy z knihobudki którejś) przywlokłam na nowo, no bo przecież kolekcjonuję jamniki i kluczyki 😁
Wtedy nie bardzo mi się Sprawa Fatimy spodobała, dziś - ujdzie w tłoku. Widać na starość wymagania się zmniejszają. Co jest dość niesamowite to to, że przeczytałam/ skończyłam czytać dokładnie tego samego dnia i miesiąca.
Na wypadek, gdyby ktoś miał tę lekturę przed sobą, daję małe zdjęcie ostatniej strony 😉
Wyd. Czytelnik, Warszawa 1973, 231 stron
Seria z jamnikiem
Tytuł oryginalny: Der Fall Fatima
Przełożyła: Janina Szymańska
Z własnej półki
Przeczytałam 10 listopada 2024 roku
Wracając jeszcze do świątecznych blaszanych puszek, donoszę, że dziś rano w Lidlu widziałam takie, jak poniżej, to są komplety po 3 sztuki za 25 zł.
I pozostając w kuchennych klimatach. Tak się szczęśliwie złożyło, że ktoś na Śmieciarce wystawił do wzięcia prawie identyczny mikser jak mój (ten żółty). Napisał, że dla sentymentalnych lub na części, ale zapytałam, czy działa - działa - więc pojechałam po niego i dzięki temu teraz nie muszę łazić po żadnych sklepach, a co gorsza podejmować decyzji 😂 Oczywiście nie wiadomo, ile ten z kolei jeszcze pożyje, ale na razie sprawa załatwiona, mogę skreślić punkt z listy. Szukałam w internecie, co zrobić ze starym, okazało się, że nawet po takie drobiazgi przyjeżdża Elektrobrygada i dziś właśnie go odebrali (dzień wcześniej piszą sms-a, o której będą), więc i ten problem z głowy.
Co mi z kolei przypomniało, że w Czechach (a przynajmniej w Pradze) nie ma czegoś takiego, jak u nas wystawianie gabarytów koło domu, że przyjedzie śmieciarka i zabierze za darmo. Tak że - narzekamy, stawiamy Czechów za wzór w wielu dziedzinach, ale niektóre rzeczy u nas są rozwiązane lepiej.
W drodze po mikser prawie dałam się nabrać, dopiero gdy podeszłam bliżej zobaczyłam, że to prawdziwe sztuczne krowy* 😁
* słynne stwierdzenie mojej córki, gdy po raz pierwszy zobaczyła krowę na polu
Takoż ze Śmieciarki zafasowałam jeszcze opiekacz, ale nie wiem, co robić z tymi wkładkami, znaczy jakieś gofry?
Wspominałam, że w wyniku częściowo bezsennej nocy wytypowałam cztery własne książki do wydania i nie ma się co śmiać, początki zawsze są trudne, no! Jedna jeszcze stoi, ale pierwsze trzy zawiozłam w ramach wdzięczności tam, gdzie wszystko się zaczęło, a mianowicie do tego przejścia w kamienicy, gdzie (chyba?) lokatorzy zaprowadzili sobie własną biblioteczkę. Córka mi o tym powiedziała w sierpniu, gdy wróciłam z Pragi i zaraz tam pognałam. Potem zaczęłam snuć plany, jak by tu zmusić Spółdzielnię do zakupu takowych wieszadeł na nasze osiedle... a skończyło się przytarganiem regału spod innego bloku i sporem egzystencjalnym z Panią z Kiosku 🤣 O dalszych losach przeniesionej już w nowe miejsce biblioteczki oczywiście będę informować. Zwłaszcza, że mam nowy projekcik 😂
Wytypowane do wydania książki jeszcze wyfociłam w tramwaju na wieczną rzeczy pamiątkę, no i przecież muszę je skasować z katalogu, a nie pamiętałam ich tytułów. Takie coś kiedyś można było nabyć w księgarni za 36.300 zł sztuka, a stało się to 23 lipca 1990 roku. Mam jeszcze dwie większego formatu, kupione razem z tamtymi, ale już w innej cenie: 69.450 zł. Skąd to się wówczas wzięło w polskiej księgarni, to nie wiem.
Sobota: 8.016 kroków - 4,4 km
Niedziela: 7.942 kroki - 4,5 km
Poniedziałek: 10.133 kroki - 5,8 km
Wtorek: 11.834 kroki - 6,5 km
Środa czyli dziś: 6.851 kroków - 3,9 km
Ciekawe, czy ktoś się skusi na te dzieła o twoje tomy. Będziesz jeździła sprawdzać? :D
OdpowiedzUsuńA przypadek z kryminałem pokazuje, że się musisz dobrze zastanawiać nad tym, co wydajesz ze swojego księgozbioru. Bo jednak lepiej mieć dobry egzemplarz niż gorszy.
Takie puszki to bym tylko za darmo brał.
Nie muszę specjalnie jeździć, mam to tak jakby po trasie. I zakładam, że już ich nie ma: właściwie wszystkie książki poza nudnymi lekturami szkolnymi i podręcznikami do chemii sprzed x lat znikają. O czym będzie w następnym odcinku 😂
Usuń"Takoż ze Śmieciarki zafasowałam jeszcze opiekacz, ale nie wiem, co robić z tymi wkładkami, znaczy jakieś gofry?"
OdpowiedzUsuńTo są wkładki do tostów, grilla i do gofrów. Wymienne i łatwe do utrzymania w czystości.
To ja się domyślam, tylko jak się takie ciasto na gofry robi... jak znam życie, wezmę jakiś przepis z netu i wszystko mi się rozleje w pierony i zapaprze 🤣 Ale mam chęć spróbować.
UsuńTrzeba poeksperymentować z gęstością ciasta. Każda gofrownica jest ciut inna.
UsuńNajlepsze gofrownice na rynek detaliczny produkowano w Polsce, ale niestety to było około 15 lat temu, kosztowały 100 złotych. Były duże i miały mocne grzałki z możliwością regulacji mocy opiekania. Te małe to chiński wyrób i z jakością jedzonka bywa różnie.
P.S
UsuńPoszperałem w necie - te polskie gofrownice robi dalej firma Dezal. Cena poszła czterokrotnie w górę...
Nieryba
W dawnym domu/zyciu mialam kilka takich swiatecznych pudelek po ciastkach, niektore z katarynka ktore przy kazdym otwarciu graly swiateczna melodie. Zachowalam je bo byly odpowiednie do przetrzymywania "przydasiow" jak np zapasowych guzikow . Poza tym w nastepne swieta mozna bylo uzupelniac nowymi ciastkami.
OdpowiedzUsuńNie mam doswiadczenia z goframi, w mojej rodzinie nikt nie jadal ale z tego co wiem papranina zupelnie podobna do tej nalesnikowej.
Też mam jedno po piernikach z katarynką, ale jako że stało na wierzchu, całkiem wyblakło :(
UsuńPodobna to może, ale nie taka sama, bo inaczej byłyby to dalej naleśniki, a nie gofry. Gofry kojarzą mi się z wczasami nad morzem, delikatne, puszyste - jadało się je z bitą śmietaną, owocami.
Mam taki mikser i używam :-)) Viva z Gdańska
OdpowiedzUsuń