sobota, 27 września 2014

Irena Jurgielewiczowa - O chłopcu, który szukał domu

Kontynuuję projekt IRENA JURGIELEWICZOWA. Co prawda pożyczyłam z biblioteki kilka jej książek, ale jakoś wzięła mi się na razie własna.
Z tej tu półki:
Odnalazła się, bo pisałam wcześniej, że nie wiem, gdzie jest. A gdzież mogła być, skoro została kupiona w tym roku? Tylko na najnowszym regale!

To niewesoła historia. Powstała w 1947 roku, po wojnie. I o następstwach tej wojny traktuje. Oto idzie przez las mały chłopczyk, Piotruś. Wojna pozbawiła go rodziców i domu. Wędruje przed siebie, choć brak mu już sił i tylko myśl o wróżce Miłoradzie, o której niegdyś opowiadała mu mama, dodaje mu odwagi. Na szczęście spotyka kowalową - ciotkę Martę, jak kobieta każe się nazywać i od tej pory idzie razem z nią, do jej domu, w której czekają dwie małe dziewczynki. Niestety po dotarciu na miejsce okazuje się, że Kasi i Trusi już tam nie ma. Oszalała z bólu ciotka Marta pozostawia gospodarstwo na głowie Piotrusia i udaje się na poszukiwania córek. Piotruś bardzo się boi zostać sam w obcym domu, ale oswoić się ze wszystkim pomagają mu kotka Pamela i pies Kitaj.
Kowalowa wraca z niczym, ale Piotruś znajduje napis zostawiony przez starszą z córek, wskazujący miejsce ukrycia wiadomości dla matki. To kłębek błękitnej wełny, którego jednak nie udaje się odnaleźć w żadnym kącie domu. Piotruś wpada na pomysł, że mogą mu pomóc zwierzęta, potrafiące wcisnąć się do każdej szczeliny - jak jednak im wytłumaczyć, czego mają szukać? I wówczas chłopczyk udaje się po pomoc do wróżki Miłorady, wszak mama zawsze mówiła, że ona opiekuje się dziećmi i zwierzętami. Malec chce, by go zaczarować tak, by mógł się ze zwierzętami porozumieć. Wróżka zmniejsza go do postaci prawie krasnoludka, ale ostrzega, że żaden człowiek nie może go zobaczyć, bo inaczej nigdy już nie powróci do swej postaci.
Dzięki odnalezionemu kłębkowi wełny Piotruś już wie, że dziewczynki wywieziono do Szarego Kraju i postanawia odnaleźć je i przyprowadzić do ciotki Marty. Wyrusza w daleką i niebezpieczną drogę wraz ze swym przyjacielem Kiwajem. Czekać go będzie mnóstwo niebezpiecznych przygód, ale poradzi sobie z każdym niebezpieczeństwem, jeśli wezwie na pomoc odwagę, rozum i serce i będzie pamiętał o radzie wróżki: POMAGAJ.

Przypomniała mi się historia rodzinna o jednej cioci, która wracała do domu w Ełku po wojennej zawierusze, z obozu. I w lesie niedaleko domu spotkała małą dziewczynkę i rozpoznała w niej własną córeczkę. Za każdym razem wszyscy płaczemy, gdy się o tym wspomina... Dziś nie ma już ani tej cioci ani jej córeczki, która wcześnie odeszła na raka :( Znowu się poryczałam.


Początek:
i koniec:


Wyd. NASZA KSIĘGARNIA Warszawa 1972, wyd.III, 174 strony
Z własnej półki (kupione na allegro 25 kwietnia 2014 roku za 4 zł)
Przeczytałam 26 września 2014 roku



Makaron Soba
Kupiłam podczas orientalnego tygodnia w Lidlu i nie wiedziałam, co z nim zrobić. A przy tym ciągle kusił - nawet go do kredensu nie schowałam, tylko leżał cały czas na stole, a ja zastanawiałam się, jak też tu przyrządzić jakieś danie, żeby nie wymagało cudów-wianków w charakterze składników oraz woka w charakterze naczynia.
Tymczasem co chwilę wpadał w dłoń - wręcz kusił, by go brać do ręki, taki jakiś milutki - czekoladowy z wyglądu - i jeszcze podzielony na osobno związane pęczki, jak rozumiem takie akurat dla jednej osoby.
Przed ciężkim tygodniem czekającym mnie od poniedziałku - malowanie jednego pokoju, wizyta u ginekologa (błe), sprzątanie po malowaniu i wizyta rodziny w następny weekend w celach podziwiania - nie chciało mi się kombinować zbyt wiele z gotowaniem (tartę z pieczarkami odłożyłam na jutro), więc z wdzięcznością przyjęłam pomysł tegoż Lidla, by wieczorem przecenić brokuły z 3,99 na 1,99 zł. Dzięki temu miałam też jeden z najtańszych obiadów świata na 2 osoby :)
Koszty:
- brokuł 1,99 zł
- pół paczki makaronu Soba za 2,44 zł
- jeden ziemniak (a' 0,99 zł za kilogram)

Jeszcze się chwilę martwiłam, że zmywania będzie trochę, ale potem dokładnie sobie obmyśliłam i zrobiłam tak:
- do garnka z gotującą osoloną wodą wrzuciłam podzielonego na cząstki brokuła
- po jakimś czasie do tego samego garnka dorzuciłam ziemniaka, pokrojonego drobno
- gdy ziemniak był już miękki, dołożyłam makaron Soba - gotuje się on dokładnie 3 minuty
- po czym odcedziłam całość i przełożyłam na patelnię z rozgrzaną odrobiną oliwy
I na talerze:
Tak więc do zmywania pozostał tylko garnek, cedzak i patelnia, ale to na później, bo jak się okazało, na nas dwie to było całkiem sporo i zostało jeszcze dla którejś na kolację (na tejże patelni). Zaoszczędziłam na półmisku, bo nałożyłam od razu na talerze, jak w barze mlecznym, ale co tam!
Czas przyrządzenia obiadu wyniósł gdzieś tak około 20 minut :)

Uprzedzam: nie jest to nic wystrzałowego, ale jako awaryjne błyskawiczne danie jest idealne. Być może smak wzbogaciłby dodatek ziaren sezamu uprażonych na suchej patelni (o których to ziarnach piszą przy prawie każdym przepisie na Sobę), ale nie miałam i nie dałam. Jeszcze nawet w życiu nic nie prażyłam na suchej patelni :)


4 komentarze:

  1. A człowiek się mazgai z powodu roboty. Ileż trzeba było mieć siły, hartu....

    Takie obiadki to ja lubię -szybko, tanio i smakowicie. Muszę skoczyć do Lidla, może jeszcze będzie ten makaron.
    A ja wczoraj właśnie prażyłam nasiona dyni i słonecznika do ekspresowego smarowidła z czerwonej fasolki i suszonych pomidorów.

    Saxony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ho ho smarowidła jakieś wypaśne... ja na szczęście nie jadam chleba, więc i smarowidła mi niepotrzebne :)

      Usuń
  2. Samo życie pisze ciekawe historie, jak się okazuje po Twoim wspomnieniu o cioci.
    A danie całkiem dla mnie, bo się nie lubię narobić przy gotowaniu.
    Ja dość często gotuje makaron 8 minut a później dodaję brokuł i razem jeszcze chwilę gotuję i na talerzu polewam jogurtem z czosnkiem .
    Proste i smaczne. Mąż się tylko krzywi, bo on woli na słodko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brrr, na słodko! Nie lubię! To od czasów kolonijnych, gdy nas kiedyś tam uraczono garusem, po którym, że tak powiem, womitowałam dalej niż widziałam :)

      Usuń