sobota, 23 maja 2020

Mariusz Surosz - Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów


Ja to już czytałam prawie dekadę temu, ale to jest nowe wydanie, uzupełnione o kilka biogramów-historii.
Sama nie wiem, czemu to tak męczyłam - niby temat, który mnie przecież interesuje, niby historie z życia, co mnie pociąga bardziej niż te z głowy, z fantazji... a jednak długo to międliłam, po kawałeczku. No w ogóle mam problem z czytaniem ostatnio. Przez to ciągłe odkurzanie i katalogowanie zaczynam chyba tych książek nienawidzić! Że tyle czasu spędzam na ich obsłudze, a nie na ich konsumpcji!
Naprawdę nie mogę się już doczekać końca. A koniec nastąpi 29 lipca, ale jedynie pod warunkiem, że utrzymam tempo jednej półki dziennie. Wydaje się niewiele i gdyby szło tylko o ich zdjęcie, odkurzenie i ustawienie z powrotem, to rzeczywiście byłaby pestka. Ale to katalogowanie! Każdy tytuł trzeba najpierw wyszukać. Jeśli jest już ujęty, dopisać brakujące dane; jeśli nie, zrobić nowy rekord - a w obu przypadkach wkleić informację o jego aktualnej lokalizacji. To jest takie nudne!
Zdarzają się dni, że półki nie zrobię (migrena czy coś innego). Wtedy następnego dnia muszę zrobić dwie, co mi już psuje cały dzień od rana. Niesamowite, że człowiek sam sobie nałoży to chomąto... Trzyma mnie przy życiu (a dokładniej przy tej robocie) tylko myśl, że potem to już będzie takie proste odnalezienie każdej książki.
Więc - byle do sierpnia :)

No a dziś o tej porze powinnam się zbierać na ostatni spacer po Pradze. A jutro odjeżdżać z dziesiątkami nowych wrażeń i tysiącami nowych zdjęć... może poszukać jakiegoś ładnego czeskiego filmu na wieczór, żeby sobie choć trochę brak tych wrażeń zrekompensować? Ostatnio siedzę głównie w serialach (oczywiście czeskich). Jeszcze niedawno unikałam tego, lubiłam w półtorej godziny mieć początek i koniec jakiejś historii. Koronawirus zmienia przyzwyczajenia i obyczaje :)
Ciągle nie skasowałam praskiej rezerwacji na sierpień (a mam je dwie, tak na wszelki wypadek), chyba powinnam, żeby wiedzieli, żeby nie zajmować miejsca, skoro im już turystyka powoli rusza... ale nie mogę się zdobyć. To jest to złudzenie, ta nadzieja gdzieś tam z tyłu głowy, że może jednak się pojedzie... choć rozum mówi co innego.





Koniec:

Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018, 371 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 13 maja 2020 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Zwlokłam wreszcie całą zawartość paczki z Pragi, która poszła omyłkowo do pracy, zamiast do domu. Duże formaty już upchałam na półkach, co wymagało roszad i zmian w katalogu. Mniejsze jeszcze czekają na podłodze, ale to już kwestia dni :)


Mianowicie powoli, stopniowo otwierają się krakowskie biblioteki, wobec czego będzie można oddać wypożyczone knigi i zrobi się miejsce na półkach. Byłam już w trzech filiach i oddałam 11 sztuk. Na Królewskiej trafiłam pechowo na końcówkę przerwy technicznej, więc stałam w kolejce przed budynkiem biblioteki, ale gdy już wybiła 14.00 poszło to bardzo szybko: na lewo pani przyjmuje przy stoliku z komputerem zwroty, na prawo wydają zamówione pozycje, ale tam nawet nie zaglądałam, zresztą pan z płynem odkażającym w rękach pilnuje porządku :)
W nadchodzącym tygodniu planuję oddać dwie kolejne książki, a gdyby otwarli filię na Dietla i na Sienkiewicza, mogłabym zwrócić jeszcze cztery.
Największy problem będę miała z trzema czeskimi książkami pożyczonymi w Nowej Hucie. Co prawda pani przez telefon mi mówiła, że przedłużą, ale bez zaglądania na moje konto. Gdy zobaczy, że pożyczyłam je w lutym, to nie wiem, czy prolonguje. A nawet jeśli, to i tak miesiąc mnie nie uratuje - w końcu trzeba będzie tam pojechać. Na rowerze... Wstępnie sobie umyśliłam, że to zrobię któregoś dnia prosto z pracy, połowa drogi TAM będzie zaoszczędzona. Ale wrócić trzeba będzie przez calusieńki Kraków, ze wschodu na zachód. Matko jedyna, czy ja dam radę?

2 komentarze:

  1. Ja też w końcu ruszyłam do bibliotek. Zapach-jak w szpitalu. U nas książki kładzie się do koszy lub pudeł, po trzech dniach dopiero są zdejmowane z konta. W tej sytuacji wypożyczanie (na szczęście) nie kusi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za plecami pani widziałam szereg stołów ze stosami książek. Zdaje się, że każdy stół jest przeznaczony na inny dzień. Jak się zapełni ostatni, to książki z pierwszego odłożą na półki. Chyba :) Taką widzę logikę.
      Ja mam nadzieję, że się odzwyczaję znowu od pożyczania. Byłoby dobrze, bo przy tym odkurzaniu tyle odkryłam ciekawych własnych... :)
      Ale jeszcze straszną masę tych bibliotecznych w domu mam, co gorsza, sporo nie przeczytanych.

      Usuń