niedziela, 28 września 2025

Václav Nývlt - Dva miliony svědků

Ciężko się skupić na czymkolwiek w obecnej sytuacji, myśli ciągle krążą wokół i choć kryminał ciekawy, wieczorem czytałam jedną - dwie strony i litery mi się zlewały, oczy zamykały... po czym Ojczasty wstawał na sikanie i tyle było spania 😁 a po takiej pobudce znowu Myślenice na wiadomy temat.

A tymczasem ciekawe. Nawet szukałam innych kryminałów tego autora o niewymawialnym nazwisku, ale nie ma. Za to jest film, ktoś tam nawet twierdził, że najpierw był film, a na jego podstawie powstała książka (i że to widać), ale trochę się machnął, bo film jest z 1965 roku, a książka z 1962. Václav Nývlt był wybitnym scenarzystą, może dlatego pracując w filmie i telewizji wpadł na pomysł kryminału, w którym ginie znany aktor podczas emitowanej na żywo inscenizacji zatytułowanej Historia z pięcioma mordercami. Tenże aktor jest przywiązany do fotela i okazuje się, że ktoś podłączył prąd, tak że wynikło z tego krzesło elektryczne. Podejrzani? Cóż, wszyscy obecni wówczas w studiu, a tych była trzydziestka. Kapitan Suda z młodym pomocnikiem zaczynają śledztwo próbując zorientować się w skomplikowanych stosunkach i układach wśród twórców i personelu.

Ciekawostka: kamerzysta chciał coś kapitanowi pokazać w studiu, ale kamery nie są nagrzane. Potrzeba 40 minut od ich włączenia, by można było kręcić... to ci czasy i sprzęt.

 

Początek: 

Koniec: 


Wyd. Mladá fronta, Praha 1962, 166 stron

Edice (seria): Smaragd 

Z własnej półki (kupione 16 maja 2025 roku za 10 koron z pudła w antykwariacie)

Przeczytałam 28 września 2025 roku 



W przeddzień wyjazdu sytuacja przedstawia się tak. Jutro zawozimy Ojczastego z dobytkiem (ograniczonym do niezbędnego minimum, bo cóż leżącemu po ubraniach etc.). Ja podpisuję umowę z ośrodkiem, wpłacam gotówkę za pierwszy miesiąc, a potem już przelewy. Nawet jeśli Ojczasty będzie się pytał, gdzie jest, nie sposób mu, jak wiadomo, powiedzieć. To jest takie okropne, reszta nie. Jestem u kresu. Dziś w nocy poszłyśmy z córką spać o 5.30.

Ktoś może pomyśleć - niedługo wytrzymała. Dwa lata i cztery miesiące. To faktycznie nie jest długo.Tyle że jak się przez cały ten czas nie śpi (a przecież z tego właśnie powodu zrezygnowałam z pracy, byłam nieprzytomna i bałam się narobić nieodwracalnych szkód, które wpłynęłyby negatywnie na imidż Fabryki), to jest wieczność. Do tego doszły od stycznia tego roku ataki halucynacji i niemożność odejścia z domu ani na chwilę. To znaczy - wyjście do sklepu oznaczało, że córka pilnuje, ale ja biegusiem robię zakupy, pod telefonem, żeby natychmiast powrócić, gdy się coś będzie dziać.  

Właśnie, dodajmy do tego złamaną rękę córki jako wynik obecności Ojczastego w naszym domu. Nie wiem, czy mi to kiedyś wybaczy, bo przecież od początku była przeciwna pomysłowi zabrania go do nas. I gdybym ja wiedziała, jak to się potoczy, też bym się nigdy nie zdecydowała, wiadomo. Ale kto mógł wiedzieć? Miałam zabrać miłego staruszka, jeszcze czytającego prasę i wypowiadającego się na polityczne tematy, człowiek sobie wyobrażał, że będzie snuł opowieści i rodzinne historie, na co wcześniej nie było czasu...

Założenie jest, żeby tam Ojczasty doczekał miejsca w ZOL-u tu w Krakowie czyli 5-6 miesięcy mniej więcej. Niemniej jednak na razie, nie wiedząc, czy nie zadzwonią i nie powiedzą pani, zabieraj se to swoje złoto, trudno wrócić do tego, co było przedtem - pozbyć się łóżka, zrobić remont pokoju i przenieść się tam z kanapą i telewizorem 😁 

Jak na złość przez ostatnie dni był spokojniutki, żadnych problemów, jakby czuł, że wisi nad jego głową miecz Damoklesa, więc jasne, wyrzuty sumienia, no jakżeż mu tam będzie, kto mu naleje soku malinowego do cytryny, kto poprawi kołdrę...

Ale gdy zaczął znowu odwalać numery, wszelkie wątpliwości minęły i teraz już tylko nie mogę się doczekać. Za 24 godziny będzie po wszystkim.

Dziś w nocy wyzywał mnie, obiecywał poskarżyć się bratu, a nawet rwał się do bitki (ja sobie tylko myślałam poczekaj, jutro o tej porze będziesz miał lepiej, uwolnisz się ode mnie) i nie, nie z powodu urojeń czy innej demencji, to było całkiem świadome, bo na coś mu nie pozwalałam* - i tak zresztą postawił na swoim, bo co mam zrobić, jak drze się w środku nocy w bloku...

* nie chcę podawać tu szczegółów, ciągle się krępuję, bo to jednak intymna sprawa, tak wywalać publicznie flaki 

Teraz przetrwać operację TRANSPORT, ciągle o tym myślę, Sąsiad proponuje, żeby wziąć wózek z piwnicy i na tym wózku go ściągnąć na dół, chyba to najlepsze wyjście będzie. Potem kwestia, jak sobie poradzą z moim bratem z usadzeniem go w  aucie, Sąsiad mówi, że jeden będzie go wciągał od środka. Jestem zdania, żeby jechał w piżamie, żeby go nie męczyć dodatkowo ubieraniem, a gdy tam zajedziemy, żeby mógł od razu położyć się do łóżka. Gdy już zaśnie, a my załatwimy formalności, obejrzymy, co i jak, pojedziemy do Dżendżejowa na cmentarz do mamy (gdzie nie byłam przez cały ten czas), a stamtąd na pociąg do Krakowa. Córka chciała z nami jechać, żeby wszystko zobaczyć, ale jak zrozumiała, że wracać trzeba będzie pociągiem, zaraz jej chęć przeszła. Maseczkę mi kazała zabrać.

Pewnie wrócę skonana, a we wtorek obudzę się z masakrycznym globusem - ale już nic nie będę musieć 😉 Dziś jeszcze boję się robić plany na potem, że go odeślą 😉 Ale kuzynka mówi, że nic podobnego, z tego żyją, więc nie odsyłają. Ach, bo się okazało, że mój brat wcale tego nie znalazł w internecie, tylko od kuzynki się dowiedział, tam była ta druga kuzynka chora na Alzheimera (tyle, że krótko, bo miała udar), więc ona to zna i mi powiedziała, co i jak.

Co natomiast jest do kitu, to że ja myślałam, że brat go odwiedzi po kilku dniach (bo ma blisko), a tymczasem okazuje się, że wyjeżdża. Był ten wyjazd październikowy zaplanowany, ale stał pod dużym znakiem zapytania, bo nie było innych chętnych, tymczasem grupka się zebrała i lecą w niedzielę, badać poziom szczęścia w Azji. Na dwa tygodnie. To mnie siekło, powiem szczerze, bo wiadomo, jak to jest, jak się nie dopilnuje, rodzina się nie pokazuje... Ale właściwie to mam już trochę na to wylane, po dzisiejszej nocy...

4 komentarze:

  1. Weź przykład z brata i zadbaj o siebie, przecież po to zapewniasz ojcu opiekę, by znów stanąć na nogi.
    Ciesz się sytuacją, nie wymyślaj problemów, bo migrena to lubi...
    Napisz, jak poszło, gdy odreagujesz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zrobiłaś BARDZO dużo i robiłaś to BARDZO długo. Ja nawet nie podjęłam próby opieki nad mamą w domu. Fakt, że była niejedząca samodzielnie i niewstająca oraz ekstremalnie zaglodzona po kilku tygodniach pobytu w szpitalu (w czasie lockdownu, więc hulaj dusza, nie na odwiedzin, nic nie robimy) być może mnie usprawiedliwia, ale bynajmniej nie łagodzi wyrzutów sumienia i gdybań.
    Szkoda, że brat nie będzie na początku doglądał taty, ale pewnie po tych dwóch tygodniach zaraz go odwiedzi. A za kilku miesięcy tata wróci do Krakowa i będziesz trzymała rękę na pulsie. Nie sądzę, że dom opieki go "zwróci", rzadko się to zdarza, choć znam taki przypadek (ale to osoba bez demencji, ekstremalnie kłótliwa i niemiła, być może zresztą celowo się tak zachowywała, bo bardzo chciała wrócić do swojego mieszkania, co jej się udało i póki co jakoś sobie radzi, z pomocą opiekunek).
    Daj znać, jak poszło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.s. Ten Nyvlt prawie jak wyspa Krk, która mnie zawsze śmieszy i cieszę się, że samogłosek ci u nas dostatek, nie trzeba się krztusić😅

      Usuń
  3. No jakie 166 stron!? Przecież widać na zdjęciu też 167, czyli wszystkich będzie najmniej 168 :P

    OdpowiedzUsuń