czwartek, 25 września 2025

Tadeusz Wittlin - Diabeł w raju

To jest jedna z tych niewielu książek znalezionych w knihobudce, gdzie po przeczytaniu wiesz na 100%, że ją zachowasz. Że pewnie kiedyś będziesz chciał wrócić, gdybyś zapomniał, co człowiek człowiekowi potrafi zrobić. No, system - ale system składa się z ludzi. Takich, jak ten chłopek, który dostał pieniądze za to, żeby bezpiecznie przeprowadzić autora przez granicę z Litwą podczas ucieczki z Warszawy - i bezpiecznie go wyprowadził: prosto na posterunek sowieckiej straży granicznej. No nie można go za to winić, kiedyś Sowieci dowiedzieli się, że zawodowo się trudni przemytem ludzi, skatowali i obiecali, że wypuszczą, jeśli będzie pracował dla nich. Za każdego sprowadzonego uciekiniera dostawał od nich dodatkowo czerwońca czyli 10 rubli, ludzkie pany.

Wittlin dostał na parodii sądu karę śmierci jako szpieg i dywersant (wcześniejsza  kontrrewolucja polegająca na tym, że w czasie ubiegłej wojny polsko-niemieckiej był dowódcą partyzantów, którzy zniszczyli dwa sowieckie czołgi), a przy tym jako dziennikarz był współpracownikiem pism faszystowskich i sędzią na usługach ustroju kapitalistycznego - sami rozumiecie, że nic poza czapą mu się nie należało. Ale honorowo, bo przez rozstrzelanie! Po odwołaniu się zmieniono mu karę na 12 lat łagru i dawaj na Syberię. Z tym, że miał chłop szczęście, bo w końcu przyszła amnestia dla Polaków, jeśli deklarowali się wstąpić do wojska walczącego z Niemcami.

Jest tak, jak napisał we wstępie gen. Anders: Wittlin dokładnie opisuje warunki i działanie systemu, ale w sposób satyryczny, dlatego ta lektura jest inna od Sołżenicynów etc. i dlatego też Wam ją polecam, jeśli znajdziecie w bibliotece.

Nawiasem - miałam już książkę o dokładnie tym samym tytule, ale autorstwa Henry Millera... 

 




Zazwyczaj reprodukuję pierwszą i ostatnią stronę, tym razem pierwszą i drugą, żebyście wiedzieli, jak to było z tym Wittlinem-Guliwerem, dlaczego nie mógł się podnieść. 
 



Wyd. Polonia, Warszawa 1990, 247 stron

Okładka oczywiście Młodożeńca 

Z własnej półki

Przeczytałam 21 września 2025 roku



Siedzimy dalej na tykającej bombie. Z tym, że zwykła bomba rozpirzy wszystko i nawet nie trzeba tego sprzątać (znaczy służby jakieś rumowisko posprzątają), a jak ta nasza bomba pierdyknie, to będzie co robić.

Znów nas zalewa. Every fucking day, że się popiszę moją zaiste niesamowitą znajomością angielszczyzny 🤣

Ale wiecie co, jest nadzieja, że niedługo wrócę do porządnych regularnych lekcji, o czym zaraz też napiszę. 

Młody pan, który do nas przyjeżdża z Awarii, ustanowił mnie Naczelną Osiadaczką i udzielił numeru telefonu (żeby nie trzeba było przez dyspozytornię za każdym razem) - nie omieszkałam go poinformować, że został zapisany jako Awarie Przystojniak, niech chłopak chociaż tyle ma z życia 😂 A dlaczego Osiadaczką? Bo zazwyczaj musi się dostać do mieszkania na II piętrze, gdzie lokatorzy - jak wiadomo wszystkim - mają nocną szychtę (tak, już wszyscy u nas chrząkają hm hm, są "w pracy" - choć przecież praca to jest i to zapewne nielekka) i ja czatuję, kiedy się pojawią, żeby Przystojniaka wezwać pilnie. Bo oczywiście jak się coś dzieje to wieczorem lub w nocy, prawda. Rano przepychają pion na 5. piętrze. Popołudniu woda zaczyna się lać na 1. i u mnie, na 3. sucho, wiadomo, że z 2. piętra - ale ich już nie ma. Właściciel tego mieszkania twierdzi, że nie ma kluczy (no, na pewno oddał wszystkie lokatorom, jaaaasne), ale też mówi, że nie ma prawa wejść do mieszkania pod ich nieobecność, bo posądzą go o jakąś kradzież. Takie są stosuneczki w tym naszym świecie nowoczesnym...

Teraz przynajmniej mam też telefon do tego lokatora - ale co z tego, gdy wczoraj wieczorem oznajmił, że jest z mamą u lekarza i będzie za godzinę (był za dwie). A żona? Żona jest w lokalu, nie może przecież wyjść. Cała klatka czeka, bo przecież zakręcona woda, co nie zmienia faktu, że jezioro u niego przesącza się cały czas niżej. No, ta bezpośrednio nade mną to w ogóle ma prysznic w przedpokoju (tam postawiła wiadro, które się bardzo prędko napełnia) i w dużym pokoju, na co ja patrzę ze zgrozą, bo jak zacznie z jej podłogi (gdzie leży parę szmat jedynie) kapać do mnie, to nie będę miała gdzie spać, tam stoi moja kanapa (leje się na styku płyt). 

Na czym cały witz polega? Pion, jak wiadomo wszystkim oprócz administracji, jest do wymiany. Spółdzielnia rzuca jako pierwszy argument przeciwko - że lokatorzy się nie zgadzają na dostęp, w sensie, że trzeba będzie im w toalecie rozpirzyć tylną ściankę, a część z nich ją sobie zagospodarowała (ja też mam płytki do pewnej wysokości, a dopiero wyżej półki, które można w każdej chwili zdemontować, tak było, gdy robili ciepłą wodę). Natomiast właściciel mieszkania na 2. piętrze twierdzi, że wystarczy ten dostęp powyżej i wczoraj obszedł wszystkich z pionu i ponoć wszyscy się zgodzili, żeby podpisać pismo (zredagowane przez prawnika) z żądaniem wymiany pionu. Oprócz 9. i 10. piętra, bo tam nikogo nie było. Mam zdobyć telefon tych brakujących lokatorów...

Tak że - dziś rano woda schodzi, wszystko działa, a co będzie za godzinę lub jutro, nie wiadomo. Awarie przepychają czopy czy zatory gdzieś niżej, przez chwilę działa, po czym znów gdzieś tworzy się kolejny zator. Wczoraj wyciągnięto szmatę - ktoś wrzucił szmatę do toalety! O ręcznikach papierowych czy pampersach nie wspominając. A 50-letnia rura jest zakamieniona i już sama z siebie ma małe światło.  Na kuchence jeszcze stoi jeden z garnków z wodą, którą się łapie, gdy zakręcają dopływ...

I teraz ta druga sprawa. Po nieprzespanej nocy poprzedniej, gdzie oprócz kapiącej wody zadziałał Ojczasty, który regularnie co pół godziny siadał na łóżku i wołał Małgo! Małgo! (za pierwszym razem poszłam i okazało się, że na sedes - co odpada, takie atrakcje możemy w dzień uprawiać... to nie jest tak, że jemu się chce, on po prostu się przyzwyczaił, że w środku nocy wstaje na sedes, po czym nic nie robi), więc gdy za drugim razem chwycił kulę i zabierał się sam w drogę, zabrałam mu ją - za trzecim Małgo! Małgo! Gdzie moja laska? - za czwarty, piątym, szóstym itd. już tylko Małgo! Małgo! Wtedy sobie po raz pierwszy tak dobitnie uświadomiłam, że główną cechą jego charakteru jest to, co przypisywał jednemu z nieżyjących braci - że mówili na niego w rodzinie Kozioł, bo był taki uparty. Nie! Uparty jest on i to jak cholera! Musi postawić na swoim. Tym razem ja też postanowiłam być uparta i postawić na swoim - żadnego sedesu w nocy. Zyskałam tyle, że nie spałam ani pięciu minut 😂 Sąsiadka z góry chyba też nie, jak się tak wydzierał...

I rano - rano zadzwoniłam do tego DPS-u, na który miałam namiar (poza Krakowem) i dowiedziałam się, co załatwiać. Cena - 6.500 zł. Ale nieoficjalnie miałam wcześniej info, że ponoć biorą tylko z emerytury. Nie wiem, nie rozumiem, ale tak twierdziła osoba, która mi o tym mówiła i która miała tam babcię przez parę lat. I że przez telefon mi o tym nie powiedzą, bo to jest coś, o czym się głośno nie mówi. Dziwne jakieś, ale że tak było.

Brat tymczasem też pogmerał w internecie i znalazł coś za 5 tys. blisko niego i jeszcze na innych zasadach, korzystniejszych. I od zaraz. 

Powiem Wam, że trochę mi się to nie podoba, że coś jest nie tak w tym wszystkim, ale zmęczenie chyba wzięło górę i stanęło na tym, że w poniedziałek zawozimy tam Ojczastego i płacimy za pierwszy miesiąc. Jak się okaże, że jest nie teges, wróci z powrotem (dalej czekamy na ZOL), więc na razie nic się tu w mieszkaniu nie będzie likwidować. 

Ale jest tak: euforia (Boże, koniec tej męki!) i straszliwy niepokój i wyrzuty sumienia (jak on się tam odnajdzie, co pomyśli). Jeszcze nie śmiem marzyć szerzej i planować remontów (zresztą dopóki będą zalania, to nie ma sensu). 

Tak że dziś oczywiście - globus.

 

PS. Właśnie przyszli panowie z Awarii i już się przestraszyłam, że znów się coś dzieje, ale nie, oglądali szkody i powiedzieli, że na kamerze widać, że gdzieś tam między 1. a 2. piętrem są w rurze zadziory, ktoś wrzuci szmatę czy podpaskę, na nich się zatrzyma i tworzy się zator. Jedyne wyjście - wymiana pionu, żadne frezowanie tu nie pomoże. Ale idą to obejrzeć dokładnie na komputerze. 

2 komentarze:

  1. OMG, ale ty masz atrakcje i jeszcze takie pesymistyczne książki czytasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ale właśnie przez taki odwrócony pesymizm (pewnie jest na to termin odpowiedni) nabywam optymizmu - inni mieli/mają gorzej 😁

      Usuń