czwartek, 27 kwietnia 2023

Dziennik Anny Frank

 

Książkę mam od bardzo dawna, ale przeczytałam dopiero teraz. I byłam pod wrażeniem. Dojrzałości tej dziewczynki, również jej polotu literackiego, ale przede wszystkim tego, jak można żyć - i to przez długi czas - niejako w oku cyklonu. Pozornie cisza, spokój (omijając drobne sprzeczki czy awanturki, których nie sposób uniknąć, żyjąc w osiem osób na ciasnej przestrzeni i bezustannie z sobą obcując), a przecież ciągle ze świadomością, że śmierć czyha w każdej chwili. A mimo to próbując normalnie żyć, uczyć się, pracować, kochać, czasem nienawidzić. Gdy rodzice urządzają sceny dzieciom za czytanie nieodpowiednich dla ich wieku książek, zastanawiasz się, dlaczego? Jaki to ma sens? Przecież i tak wszyscy umrą, więc po co się kłócić o nieistotne drobiazgi. 

Ale czy całe nasze życie nie jest podobne do życia rodziny Frank gdzieś tam w oficynie? My też nie wiemy, ile nam czasu pozostało i kiedy śmierć nas zgarnie, może w jednej chwili. Marnujemy dni, miesiące, lata na sprawy, które porzucilibyśmy bez wahania, gdyby ktoś nam powiedział - masz przed sobą jeszcze tydzień. I koniec.

Tymczasem żyj tak, jak by to był ostatni dzień twego życia, mówią. Potrafilibyście? Ja nie. Człowiek się zawsze karmi nadzieją, tak jak Anna Frank, mimo momentów zniechęcenia, jednak wierzyła w przyszłość.

Początek:

Koniec:

Przyszłości jednak nie było.

Poprzednia właścicielka (książka kupiona w antykwariacie) - Pietrzakowa bez imienia.


Wyd. PIW Warszawa 1960, 287 stron

Tytuł oryginalny: Het Achterhuis

Przełożyła (z niemieckiego): Zofia Jaremko-Pytowska

Z własnej półki (kupione 9 stycznia 1985 roku za 80 zł)

Przeczytałam 19 kwietnia 2023 roku

 

NAJNOWSZE NABYTKI

Wczoraj wieczorem pojechałam odebrać ze Śmieciarki słowniki. Myślałam, że ten francuski jest dwa razy większy od egzemplarza, który posiadam jeszcze z licealnych czasów. Tymczasem w domu, przy porównaniu, okazało się, że owszem, dwa razy większy, ale gabarytowo - haseł ma tyle samo (50 tys.) i tych samych autorów - nowsze wydanie po prostu (z 1993, podczas gdy tamto z 1977 - Ojczasty mi kupił, gdy zaczęłam się uczyć francuskiego w liceum).

Słownik japoński przeglądałam w tramwaju i faktycznie hige to broda lub wąsy, a watashi to ja. Wszystko się zgadza! Córka już dostała prikaz, żeby jutro zanieść na półkę w Jordanówce ten mój stary francuski słownik (ma mniejszą czcionkę, więc wybór, który zachować, był prosty), więc sami widzicie, że staram się, żeby jak najmniej książek przybywało 😁

Pojechałam też w inne miejsce wyfasować kilka książeczek dla dzieci, wiecie po co 🤣 Na tegoroczną Pragę jestem już zabezpieczona!

Ale wróciłam do domu o 22.00, a skończyło się tak, że w ogóle nie mogłam zasnąć. Raz, że nie pierwszy raz się przekonuję, że nie mogę późno wracać (między innymi z tego powodu nie kupiłam na maj żadnego biletu do teatru w Pradze). A dwa - te emocje okołoprzeprowadzkowe et caetera...

Wspólnie z bratem wymodziliśmy memorandum dla Ojczastego, wyliczając wszystkie zalety (i skrzętnie omijając wady) jego przeprowadzki do Krakowa. Ponoć już był bardziej ustępliwy. Więc ja, zamiast spać, kombinowała, co gdzie przestawić, gdzie powiesić jakieś zasłony, żeby córka mogła uprawiać swój nocny żywot nikomu nie przeszkadzając i takie tam. W rezultacie zasnęłam po czwartej nad ranem, a budzik zadzwonił o wpół do siódmej. Mało zabawne.

Tak że ten - idę chyba zaraz do łóżka.

Zostawiam Was z:

a/ kartką, którą znalazłam w jednej z szuflad w Dżendżejowie, niewątpliwie jest mojej produkcji, tylko nie wiem, czy dla brata (mieszkał jakiś czas z rodzicami) czy dla Ojczastego

b/ kolejnym japońskim profilem na You Tube - Kurashi no koto. Oczy mi się już tak kleją, że nie mam siły szukać w tym japońskim słowniku, co to znaczy 😉

 

Ten szklany czajnik przypomniał mi, że ja kiedyś miałam coś podobnego, pamiętam wręcz garnek szklany - co się z tym stało? Może jest w piwnicy? Nie mogę się doprosić ojca mojej córki, żeby tam zrobić dokumentny porządek, a nie tylko powynosić trochę bambetli z brzegu...

A' propos bambetli - od Koleo dostałam informację, że wprowadziło usługę Bambetle Plus 😂 Wy wsiadacie do pociągu byle jakiego, a Koleo odbiera wasze bambetle spod wskazanego adresu, a następnie dostarcza je, dokąd chcecie. Jeśli chcecie skorzystać i podróżować jak pańcia - tutaj więcej informacji.

30 komentarzy:

  1. Chyba takiej serii PIW-u z zielonymi okładkami jeszcze nie widziałem.

    Życzenia trochę a la Szymborska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka była pierwotna okładka, to już najstarsi górale nie pamiętają 😂 Bo to od introligatora.

      Niby tak, ale co, na własną inwencję mnie nie stać? Miało się pomysły i przed Szymborską 😁 Ty sam mi niedawno przypomniałeś o tym wyklejankach i nawet coś tam powycinałam z gazet (właśnie odkryłam pudełko z tymi wycinkami), ale kto wie, czy jeszcze mi się będzie chciało dłubać...

      Usuń
    2. Aaa... od introligatora.... to dlatego takich zielonych nie widziałem :D

      Też mam dużo różnej makulatury na kartki i zero zapału do lepienia. Ale cały czas wierze, że kiedyś może ten zapał się pojawi i co i raz dorzucam nowe rzeczy, które mogą do kartek się przydać.

      Usuń
    3. No to jeszcze nie wszystko stracone 😁

      Usuń
  2. Podobnie teraz mają w Ukrainie, mieszkanie w piwnicy czy schronie nie jest fajne...
    kartka a'la Szymborska bardzo mi się podoba, brawa za pomysł!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W piwnicy czy schronie to w ogóle koszmar. Oni w sumie mieli dość komfortowe warunki, poza koniecznością mycia się w misce i ograniczeń związanych z funkcjonowaniem biura i magazynu niżej (trzeba było w określonych godzinach zachowywać ciszę, nie spuszczać wody w toalecie etc.).

      Usuń
  3. Dziennika Anny Frank nie czytałam. Jedyne co mi się z nim kojarzy, to wspomnienia z Japonii z lat 90. Kiedy się przedstawiałam, to większość Japończyków mówiło: a, Anna, to tak jak ta od Dziennika.

    Co prawda mnie nie dotyczy, ale z ciekawości zajrzałam na stronę Koleo i muszę przyznać, że jestem mile zaskoczona. Świetna usługa i jaka wygoda. Mam nadzieję, że w praktyce też świetnie się sprawdza.

    A co do japońskiego. Nie przejmuj się szukaniem w słowniku, ja Ci przetłumaczę ;-)
    W wolnym tłumaczeniu: "O życiu codziennym", "Jak żyjemy". Kurashi to rzeczownik od czasownika kurasu - żyć, pędzić życie. Koto to sprawa, ale często nie tłumaczy się dosłownie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za tłumaczenie 😍 Spodobał mi się ten profil, obejrzałam chyba trzy filmiki, ale planuję więcej. Jest tam taki miły klimat wyciszenia, spokoju.

      Usługa kosztuje, ale w pewnych okolicznościach na pewno z niej skorzystać i nie być związanym bagażem i jego dźwiganiem. Gdyby się tak dało w Pradze - gdyby mi ktoś zabrał z hotelu walizkę obciążoną książkami i dostarczył do domu w Krakowie, to chętnie bym zapłaciła 😁
      Nie pamiętam który z przewoźników, z którymi tam jeżdżę - może Leo Express - oferował za dodatkową opłatą do biletu, że odbiorą Cię z domu (czy w pobliżu domu) tu w Krakowie i nawet kiedyś patrzyłam, jak to działa. Okazało się, że niestety musisz wstać grubo wcześniej, bo oni przyjadą po Ciebie powiedzmy godzinę przed, i stamtąd dopiero pojadą na dworzec po resztę "normalnych" pasażerów.
      W sumie i to może być niegłupie... Ale z Leo Expressem już nie jeżdżę, bo przestali oferować trasę Kraków - Praga w wersji bus + pociąg, jeździ tylko pociąg o masakrycznej porze.

      Czyli w Japonii książka (i postać) bardzo znana. Czytam na japońskiej Wiki, że właśnie w latach 90-tych została opublikowana jakaś complete edition, a w ogóle w Holandii uważano, że Japończycy nie mają prawa do Anny Frank, skoro byli sojusznikami faszystowskich Niemiec...

      Usuń
    2. Rzeczywiście, na japońskiej Wiki tak piszą. Tłumaczenie z angielskiego wydano w 1952, potem w 1994 i 2003 wydania uzupełnione, czyli tzw. całkowite. Faktycznie, zapomniałam zupełnie, że Japonia podczas wojny po stronie Niemiec stała...

      Usuń
    3. W sumie zazwyczaj myśli się jedynie - Niemcy i Włochy, nie? 😉

      Usuń
  4. Pamiętnik Anny Frank - z pewnym wstydem wyznam, że nie czytałem, postaram się to nadrobić.
    Rząd książek w zielonych okładkach.
    Zwrócił moją uwagę, bo u mnie też taki jest chociaż krótszy.
    Sprawdziłem, w moim przypadku były to bardzo stare i zużyte książki - Quo vadis, Przeminęło z wiatrem... - oprawione w płótno przez introligatora.
    Żeby się do czegoś przyczepić, to spytam - a dlaczego Pożegnanie z bronią położone w odwrotną stronę?
    Moją uwagę zwróciła Smuga cienia - ta książka jest mi w jakiś sposób bliska bo poprzedza przyjazd Conrada do Australii - obszernie rozpisałem się na ten temat tutaj ==>
    https://ewamaria.blog/2017/01/19/19-stycznia-1888-roku/
    Trzymam palce za udane pertraktacje z Ojczastym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to też były książki kupowane antykwarycznie, w różnym stanie, i potem oprawiane. A niektóre kupowane przed wieloma laty przez Ojczastego.
      To odwrotnie postawione "Pożegnanie z bronią" zauważyłam dopiero tu na zdjęciu 😂 Ja je wcześniej wyciągałam, gdy zastanawiałam się, co czytać, ale stwierdziłam, że za mało czasu minęło od poprzedniego czytania (w 2013) 🤣 I widać źle włożyłam na powrót. Już idę poprawić!

      "Smuga cienia" właśnie pochodzi z księgozbioru Ojczastego. Planuję się za to zabrać, więc tym chętniej przeczytam, co tam napisałeś 😊

      Usuń
    2. "Smugę cienia" czytali teraz w radiu (PR2) - odcinki (21) są do odsłuchania w podcastach na stronie
      https://www.polskieradio.pl/8/4346/Artykul/3137374,joseph-conrad-smuga-cienia-czyta%C2%A0krzysztof-wakulinski-posluchaj

      Usuń
    3. Podoba mi się, jak czyta - ale dla mnie audiobooki to tylko jako środek przeciw bezsenności 🤣 Że też wczoraj tego nie widziałam, akurat by się przydało!
      Przy okazji szok, gdy zobaczyłam zdjęcie Wakulińskiego... ożesz, ale się wystylizował na Jankiela 😂

      Usuń
    4. Też zasypiam, jak mam słuchać czegoś, co trwa dłużej niż pół godziny, a się położę :D

      Usuń
    5. i nieważne czego słucham. Nawet Kwiatkowska czytająca "Na ustach grzechu" potrafiła mnie uśpić :D

      Usuń
    6. Tu chciałam dodać "a co dopiero opera!", ale sobie przypomniałam, że Ty oglądasz 🤣🤣🤣

      Usuń
  5. BBM: Karteczka świetna! A Dziennika Anny Frank nie czytałam i chyba nie podejmę wyzwania. Ostatnio unikam książek o tematyce wojennej, zbyt wiele jest okropieństw w naszym życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się!
      Ja na razie biorę na luz w kwestii wyboru lektur - w sensie nie układam żadnych konkretnych planów, zapisuję sobie tylko, gdy coś mi wpadnie w oko, żeby o tym (ewentualnie) pamiętać. Ale żadnej napinki 😁 po prostu wedle aktualnego humoru.

      Usuń
  6. A może - skoro brat deklarował jakieś nieruchomości - kupić małe mieszkanie blisko? Mogłaby by tam mieć swoją bazę córka, czasem Ty tam przekonać dla złapania dystansu, można by przenieść tam jakieś rzeczy, a jak przestanie być potrzebne to je sprzedać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być - przekimać 😉.

      Usuń
    2. Kurczę, lubię, jak się podpisujecie, no! Przynajmniej wiem wtedy, że "aha, to jest ta, która poprzednim razem mówiła..." 😂

      Taki plan też powstał, a jakże. O tym dziś albo jutro, zależy kiedy skończę czytać kolejną książkę 😁

      Usuń
    3. Niestety, nie udaje mi się zalogować 🤨

      Usuń
    4. Ciągle są z tym problemy, raz się popsuło i nie może jakoś naprawić...

      Usuń
  7. Dziennik kiedyś czytałam
    teraz chce kupić najnowsze wydanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się wydaje, że rynek handlu książkami w Polsce opiera się na Tobie i kilku innych osobach 😂

      Usuń
  8. Swita mi ze kiedys w mlodosci przeczytalam Dziennik i jak Ciebie uderzyla mnie dojrzalosc autorska tej mlodej dziewczyny.
    Smieszne ale i mnie, jak Lechowi, zaraz wpadl w oczy Hemingway do gory nogami, jakby to bylo najwazniejsze.
    Widze ze sprawa z Ojcem idzie do przodu - zycze dobrego i wygodnego zakonczenia.

    OdpowiedzUsuń