poniedziałek, 6 stycznia 2025

Wisława Szymborska, Czesław Miłosz - Pod dyskretną opieką Wielkich Mocy. Listy i nie tylko


Taki drobiażdżek. W godzinę do ogarnięcia, i to przy dokładnym wpatrywaniu się 😉 Miłe, bo Szymborska z tymi wyklejankami była sympatyczna. Miłosz natomiast to sztywniak i choć próbował wejść w poetykę, nie mogło mu się to udać. 

Nie widzę powodu, żeby cokolwiek tu jeszcze dodawać. Rzecz na raz. Jeśli ktoś chce mieć na półce, bo Miłosz, bo Szymborska, to proszę bardzo 😁




 



 



Wyd. Znak, Kraków 2024, 258 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 2 stycznia 2025 roku


Ponieważ przewijał się tam stary adres Szymborskiej - ul. Chocimska 19/39 - wybrałam się na rekonesans. Ale cóż to? Blok się ogrodził! No i przez to nie mogłam stwierdzić, które to jej mieszkanie było - wszystkich jest 40, więc jej na ostatnim piętrze, ale od której strony liczone? To są mieszkania od ulicy:


A to od drugiej strony, gdzie też jest wejście.

I bądź tu mądry, człowieku.

Pozdrawiamy!


 

No więc tak:

1/ laptop

Ten stary, córki, pół godziny się włącza i od jakiegoś czasu mówię, że przydałby się nowy. A ta, że nieeee, a po co... W rezultacie bijemy się o złotą patelnię, która z nas teraz potrzebuje siedzieć na kompie. Aż tu nagle, bodajże w poniedziałek 30 grudnia, ta ciumra mówi a może byśmy kupiły, teraz jest wietrzenie magazynów... Moim zdaniem to magazyny już przed świętami zostały wywietrzone, ale przeglądamy internety i w końcu decydujemy się wziąć jakowyś chromebook za tysiaka, nie wiemy, czym to się je, no ale głównie do internetu potrzebny, to niech będzie. Życzyłam sobie z odbiorem w sklepie, żeby zapłacić gotówką i niby tak strona zapewniała, ale jak przyszło co do czego, to nieeeeee tylko kartą, więc zmieniłam na kuriera, bo co będę jeździć jak ta głupia. W czwartek kurier przywiózł i córka spędziła upojne dwie godziny próbując ogarnąć ustrojstwo, po czym cichutko zapytała, czy możemy to oddać. Bo niczego tam nie ma, nawet folderu nie można stworzyć. No i co było robić - wycieczka do sklepu jednak mnie czekała... Zwrot nastąpił bez problemu, piniondze mają oddać w przeciągu 2 tygodni, ale nie w tym rzecz, tylko w tym, że był to zakup grudniowy, ja już sobie nie tylko grudzień, ale cały zeszły rok podliczyłam - i co teraz??? Nie zgadza mi się księgowość! 🤣

Przy okazji przeszłam się po sklepie i najtańszy laptop (nie żaden chromebook) był za 1700 zł, ale reszta co najmniej od 2 tysięcy z hakiem. No to nie zaoszczędzimy... choć na razie w tej kwestii panuje w domu milczenie...

2/ lampki choinkowe

Były kupione w kwietniu 2023 roku (za Chiny nie pamiętam, dlaczego? na Wielkanoc czy co?) czyli posłużyły na Boże Narodzenie 2023, a w 2024 po paru dniach powiedziały, że basta. Kurna, chińskie dziadostwo - ale żeby na jeden sezon? Wyszło na to, że chyba musimy choinkę już rozebrać, bo nawet gdyby kupić nowe, to jak zdjąć stare, najpierw trzeba przecież wszystkie bombki, zwane bańkami i inne dekoracje pościągać! No, ale tak przykro jakoś, a z drugiej strony choinka bez światełek to jakiś ciemny dziad w kącie. Wobec tego kupimy. Przeglądamy allegro: ona chce zimne. Dobrze, niech będą zimne, ja zgodna jestem. Tamtych było 300, ale jakoś tak mizernie wyglądały, więc weźmiemy 500. Zanim przyszły, córka zdołała stare ściągnąć, twierdzi, że żadna bombka się przy tym nie stłukła, nie wiem, bo mnie nie było w domu. Powiesiła nowe tak po wierzchu, podłączyła do kontaktu... no cóż, powiedzieć, że teraz oświetlamy drogę do bloku, to nic nie powiedzieć 🤣 Ciekawe, ile pożyją. I OCZYWIŚCIE muszą mieć osiem trybów i OCZYWIŚCIE ten stały, bez durnego mrugania, musi być ostatni. 

3/ konsul meksykański

Z konsulem było tak, że na pobliskim osiedlu domków zamieszkiwał, był konsulem honorowym, z tego, co pamiętam, bodajże inżynierem z zawodu, który tam w Meksyku pracował niegdyś. Jak córka była mała i siedziałam z nią w domu, bywało, że dorabiałam sobie a to pilnowaniem synków Makłowicza, gdy starzy wychodzili na imprę 😂 a to sprzątaniem właśnie u konsula raz w tygodniu pięć godzinek. Ten dom rozpoznawałam zawsze po fladze. No, a teraz, gdy chodzę na przebieżki, bywam i tam i nie mogłam sobie przypomnieć, który to był dokładnie, bo flagi dawno już nie ma. A chodziło mi o to, że chciałabym wiedzieć, czy żyją ci państwo jeszcze - oni wtedy już chyba byli oboje na emeryturze. Ostatnio jednak znalazłam w papierach artykuł z gazety, gdzie był podany numer domu, więc na ostatnim spacerze przyglądałam się i zobaczyłam, że w kuchni jest uchylone okno - ale to oczywiście o niczym nie świadczyło, mógł tam już mieszkać kto inny. Jakiś starszy pan otwierał furtkę w bocznej uliczce i ja za nim pognałam, żeby zapytać. Pan mi bardzo chętnie udzielił informacji: oboje państwo żyją, pan eks-konsul napisał jakieś wspomnienia (spytałam, czy tylko napisał, czy też wydał - wydał, ale to wspomnienia z wojennych czasów), tyle że teraz już ma kłopoty z pamięcią, wiadomo, co to oznacza. Zamieszkał z nimi brat żony, tak że jakoś w trójkę przędą. Ucieszyłam się, bo raczej byłam skłonna przypuszczać, że nie ma ich już na tym świecie (a drugi, jak wiadomo, nie istnieje).

4/ pani z kiosku

Pani z kiosku, gdy jej poszłam złożyć noworoczne życzenia, jak zwykle powiedziała, że nikt nic nie kupuje. 

- A niech to pani zamknie w cholerę!

E nie, bo co ja będę robić, nikt mnie do pracy nie weźmie (osiemdziesiątka na karku), będę tylko leżeć na kanapie i tak umrę.

Proponuję to i owo, różne zajęcia outdoorowe (że tak to nazwę), no bo chodzi w końcu o ruch, ale nie, nic jej nie odpowiada. Jak nie musi, to nie wyjdzie z domu. Z Uniwersytetu Trzeciego Wieku zgodnie zrezygnowałyśmy, komu by się chciało 😉 Mówię, żeby na początek wyrzuciła telewizor. To nic nie zmieni, bo ma bogatą bibliotekę, więc będzie czytać.

Więc oto wołam o ratunek dla pani z kiosku: weźcie coś wymyślcie, jak ją z domu wyciągnąć, co zaproponować. 

5/ kino

Zgodnie z planem poszłam do kina w Sylwestra i okazało się, że tam wszystko jest inaczej, normalna sala kinowa z fotelami i ciepło, a nie tak, jak zapamiętałam sprzed lat 🤣 A że bilet dla seniora kosztuje... 12 zł, to będę uczęszczać. Tylko jest jedno ale (zawsze musi być jakieś ale): czekam w korytarzu studiując jakieś pismo, wychodzą ludzie z poprzedniego seansu i nagle! rany boskie! pani Marysia! 

Pani Marysia to zmora wszelkich instytucji kultury w Krakowie. Moja też, wiecznie mnie nachodziła i truła. Pani Marysia bowiem ma ambicję zaliczyć wszystko, tylko dobrze byłoby za darmo, no bo ma ograniczone fundusze. Co ja się nasłuchałam, jak to nasza sekretarka nigdy jej nie dała biletu na Opera Rara, a sama tam ze znajomymi chodziła, ona widziała 🤣 Bo pani Marysia tak czy siak dopnie swego i się wślizgnie, a to zapłaci wejściówkę, a to jakoś inaczej... a to ewentualnie uprosi biletera, żeby ją wpuścić 😁 Znają ją we wszystkich kinach na mieście i myślę, że dla świętego spokoju nieraz wpuszczają. 

Więc jak zobaczyłam panią Marysię, to w trymiga zasłoniłam się tą gazetą. Boże, zdążyłam zapomnieć o jej istnieniu na tej emeryturze! Ale nie był to koniec, bo potem, gdy już siedziałam na sali, słyszę, że pM mówi do biletera, że ona teraz by weszła tylko na początek filmu, bo coś tam. Bo pewnie była poprzedniego dnia, ale spóźniona - to też dla niej charakterystyczne, bo się nie wyrabia ze wszystkimi kulturalnymi ofertami 🤣 Znowu się zakryłam... Usiadła na szczęście gdzieś z przodu i faktycznie po kwadransie może wyszła. 

W każdym razie zdałam sobie sprawę, że pani Marysi nie uniknę i czeka mnie prędzej czy później czarująca rozmowa. No, ale trudno. Może udam, że jej nie poznaję, że mam demencję? Albo że ja to nie ja? 🤣

Natomiast jeśli chodzi o sam film czyli W pokoju obok, to niestety - nie. Poszłam na Almodovara, a Almodovar to hiszpański i hiszpańskość. Zostały z niego tylko kolory, tego nie neguję, ale całej reszty nie ma. Obie aktorki, gwiazdy takie, drewniane, dialogi drętwe, film się dłuży i mało nie zasnęłam (ale weźcie poprawkę na mój deficyt snu). No nuda, bo sam temat to za mało, w końcu to nic nowego i odkrywczego, dyskurs o prawie do godnej śmierci, do wyboru. Ale wszystko tak bezsensownie pozszywane i jeszcze ni z gruchy ni z pietruchy ten ich dawny kochanek ze swoimi wykładami o kończącym się świecie... Oczywiście każdy, kto Almodovara lubi, będzie chciał film zobaczyć, tak jak ja, więc nie odradzam, tylko raczej uprzedzam - chcecie się wynudzić przez prawie dwie godziny, idźcie 😁

A ja się teraz muszę poważnie zastanowić, na co iść w styczniu, żeby być bardziej usatysfakcjonowaną. Tymczasem może sobie obejrzę w domu Kikę albo co 😁

 

Następnym razem o ewentualnej tragedii praskiej (nie sztokholmskiej), Śmieciarce i bibliotekach.

 

Sobota 4 stycznia: 11.819 kroków - 7,7 km

Niedziela 5 stycznia: 7.637 kroków - 5,4 km

Dziś nie piszę, bo jeszcze wyskoczę do budki, ktoś tam przyniósł masę książek i muszę ponownie skontrolować i poukładać, wszak minęły już dwie godziny od poprzednich porządków 😂



piątek, 3 stycznia 2025

John Castle, Arthur Hailey - 714 wzywa pomocy

Co to, jak to, spytacie. A to mianowicie tak:

Żeby 12-latce dać jako nagrodę sensacyjną amerykańską powieść, to chyba można usprawiedliwić jedynie permanentnym stanem niedoborów w księgarniach w owych latach 🤣
 

Od dawna już mnie kusiło, żeby do tego wrócić - bowiem tak, wtedy przeczytałam i podobało mi się nawet. Bardzo możliwe zresztą, że czytałam jeszcze raz później, bo stan książki na to by wskazywał... W każdym razie ocalała i jakimś cudem czy może raczej sentymentem kierowana ją przywiozłam z Dżendżejowa.

Podoba mi się dalej, mimo, że to taki stary rupieć (rok pierwszego wydania 1958) i bardzo bym sobie życzyła obejrzeć również film, ale pogubiłam się w opisach i w końcu nie wiem, czego szukać, jakiego tytułu. Oczywiście liczę tu na Was 😍

Początek:


Wyd. Iskry, Warszawa 1974, 177 stron

Tytuł oryginalny: Flight into Danger

Przełożył: Jan Zakrzewski

Z własnej półki

Przeczytałam 1 stycznia 2025 roku


Dzielnie zaczęłam Nowy Rok z godzinnym angielskim. W tym celu musiałam kompletnie przestawić plan dnia i powiem Wam, że niby to tylko godzina, a już wszystko się wali. Bo chcę to robić do południa, kiedy głowa świeża, może coś się uda zapamiętać. A dopołudnie jest bardzo krótkie, między śniadaniem dla Ojczastego a obiadem dla wszystkich (którego to obiadu jakoś nie donoszą na srebrnej tacy). I nagle już jest 15.00 i przebieżka i zaraz ciemno i do dupy z takim interesem.

No, ale walczę. I próbuję urozmaicać tę naukę, a to piosenka, a to Duolingo (słuchajcie, to jest jakaś masakra, już 55 dni tam siedzę, a ciągle mi każą wpisywać, jak jest brat albo różowa sukienka), a to mój Angielski w tłumaczeniach, a to wyciągnęłam podręcznik metody Callana (przyniosłam kiedyś z budki cztery tomy) i tak po troszeczku z każdego.


Wczoraj zapragnęłam jeszcze jakichś lekcji angielskiego z YT i pierwsze, co znalazłam, to English with Lucy, ładna taka dziewczyna 😁 więc obejrzałam jej pierwszą lekcję:


W wyniku takiej zmasowanej akcji w notatniku na złote myśli trochę zbyt szybko zapełniają się kolejne strony 🤣

Aha, ten Słownik tematyczny wyżej. Otóż w jednym zdaniu było wyrażenie at the moment i chciałam się upewnić co do jego znaczenia, sięgam po wielkiego Stanisławskiego, a tam at the moment akuratnie nie ma... Rozglądam się, gdzie by tu i pada na ten tematyczny. A w nim jak najbardziej było! Zaraz się zrobiłam niesłychanie wdzięczna knihobudce na Konarskiego (w tej bramie), bo stamtąd go kiedyś pobrałam, toteż pojechałam tam popołudniu i zostawiłam dwie fajne książki w podzięce 😁

I co wtedy? I wtedy odkryłam, że gdzieś z boku czeka na mnie Wszystko dla naszej mamy - w ogóle tego nie znałam (podobnie jak autorki), ale ilustracje Butenki są wystarczającą rekomendacją, więc jest już moją własnością i teraz będzie czytać moja córka, a potem ja (jak się odrobię z bibliotecznymi), pewnie się do tej pory rozleci kompletnie. Rok 1963. Czy ktoś z Was to zna?

A Nienacki z mojej knihobudki. Zabrałam, żeby sobie podmienić, a okazało się, że w domu nie było, taka niespodzianka 😉

 

Mam jeszcze (jak zwykle) dużo do napisania, ale mnie córka popędza, żeby jej oddać laptop 🤣 Właśnie, o nieudanym zakupie nowego laptopa też. Tak więc następnym razem o laptopie, o lampkach choinkowych, o kinie i o konsulu meksykańskim. Ach, i o pani z kiosku! Papatki!
 

Poniedziałek 30 XII: 9.185 kroków - 5,6 km

Wtorek 31 XII: 8.444 kroki - 5,2 km

Środa 1 stycznia: 11.046 kroków - 7,1 km

Czwartek 2 stycznia: 7.377 kroków - 4,3 km

Piątek 3 stycznia: 8.480 kroków - 5,3 km