Jedyne, co mam do dodania, to że wczoraj wieczorem objawiłam w knihobudce czyste (bez tych okropnych foliowych okładek) egzemplarze obu powieści o rodzince Leśniewskich - co za przypadek? - ale tym razem nie miałam najmniejszej pokusy. Do knihobudki wynoszę już ostatnie książki ze stosów i zastanawiałam się, czy domagać się od Szyszkodara nowej dostawy, ale w obecnych okolicznościach (patrz niżej) i w obliczu zbliżającej się Pragi chyba zrezygnuję.
Ciekawostka obyczajowa 😁
No co, to było normalne!
Początek:
Koniec:
Wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1978, 157 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 12 lipca 2025 roku
Gówniane to życie.
Będąc wczoraj o 4.30 w toalecie zauważyłam na suficie (trudno było nie zauważyć) świeżą mokrą plamę. Ale co można zrobić o tej porze? Wróciłam do łóżka. Godzinę później już brałam Magiczną Tabletkę, bo z nerwów naturalnie objawił się globus. W końcu wstałam i stwierdziłam przy kolejnym sikaniu 😁 brak zimnej wody, niezbędnej do spłukania. Weszłam na stronę spółdzielni, czy jest jakiś komunikat o awarii. Nie było. Zadzwoniłam więc. Tak, było zalanie na II piętrze, dlatego zimna woda zakręcona (żeby nie można było spłukiwać toalety). Nie można się dostać do mieszkania na III piętrze.
Mieszkanie na III piętrze jest po nieboszczce, namawiałam brata w zeszłym roku, żeby je kupił i by się tam Ojczastego przeflancowało, ale nic z tego nie wyszło. Stoi puste, słyszałam jednak plotki, że kupili je sąsiedzi z naprzeciwka dla syna. Poszłam więc do nich, nic o zalaniu nie wiedzieli, ale wzięli klucze i poszliśmy - istotnie, woda nie tylko w WC, ale i w przedpokoju i w dużym pokoju. Zabrali się za sprzątanie, a ja wróciłam znów dzwonić do spółdzielni. Przysłali dwóch panów. Okrutne dźwięki zaczęły dochodzić z pionu kanalizacyjnego, ale o 9.00 woda wróciła, wszystko wydawało się OK.
W porze obiadowej znów usłyszałam to okropne coś z pionu - a także zobaczyłam, że plama na suficie w WC ogarnęła już całą głębokość. Tym razem ponoć zalało/wylało na VII piętrze. Taaa.
Ale po południu niby w porządku, nawet wybrałam się do miasta załatwić zaległe sprawy. Wracam około 18.00 zadowolona jak nigdy, bo wszystko załatwiłam, kupiłam też comiesięczne tysiąc koron 😎 więc i to z głowy i już w tramwaju obiecywałam sobie, że w nagrodę obejrzę kolejny odcinek Skradzionego dziecka, bo się wciągnęłam ostatnio.
A tu najpierw mi córka mówi, że z balkonów wyżej leje się woda, a potem zaglądam do łazienki..
Chryste panie, tego jeszcze nie grali. Pędem po schodach gdzieś na górę, bo słyszałam męskie głosy. Sąsiad z V piętra z hydraulikiem. Zeszli do piwnicy i facet udrażniał rurę, a my z córką usiłowałyśmy zbierać do miski tę "wodę" u nas. Wtedy zrozumiałam, skąd woda lejąca się z balkonów - sąsiedzi też u siebie zbierali. My, nie mając balkonu, przez okno. Hydraulik w końcu udrożnił, woda spod prysznica zeszła, zostało bagno. I ogromny strach. Bo o co chodzi?
Przedwczoraj wylało na V. Przyszedł gość i przepchnął - ale ten cały czop po prostu zszedł niżej, stąd późniejsze wylania na niższych piętrach. A kręcąc tą żmiją z samej góry poruszyli pokłady kamienia zalegające od 50 lat w rurze i one schodziły niżej i niżej i coraz niżej blokowały światło rury. Gdy ja wróciłam z miasta, pod prysznicem stała woda, a w czasie gdy szukałam hydraulika, ktoś spuścił wodę czy odkręcił kran i proszę, zaczęło już spływać na cała łazienkę i do przedpokoju. Takie to atrakcje, jak się mieszka najniżej.
Rura ta pod ziemią ma oczywiście większy przekrój, ale diabli wiedzą, czy te "kamienie" też nie zapchają wylotu - czyli w każdej chwili mogę mieć powtórkę z rozrywki. Tyle mojego, że widziałam, gdzie się zakręca i zimną i ciepłą wodę w piwnicy i zapowiedziałam, że jeśli tylko u mnie coś, natychmiast lecę pociągnąć za wajchę. Cztery wajchy w sumie. Sąsiad z siódmego co chwilę przychodził dopytać o sytuację, że jak by co to on powiadomi innych, dlaczego znowu nie ma wody 😉
Mam też w pokoju naszykowane trzy ręczniki do tamowania potopu (wczorajszy, jedyny, który był pod ręką, bo córka ma na nim fizjo, musiał biedak iść do śmieci).
Dobra wiadomość w tym wszystkim, a' propos fizjo, jest taka, że wczorajsza godzina była przedostatnią, pan Staszek orzekł, że jeszcze jedna i szlus, że jest dobrze. Noooo, to ja będę znów bogata 🤣
Tymczasem jest już po 10.00, a ja boję się iść myć...
Wiecie, to cudem jakimś nie było gówno jako takie, tylko ścieki, no... nawet nie śmierdziało... widać ostatnie, co ktoś używał, może w kuchni albo co... lepiej o tym nie myśleć, ale nie da się... co za obrzydliwość... w dodatku w tej wodzie pływały takie małe robaczki, wijące się... późnym wieczorem jeszcze dwa na podłodze znalazłam... fuj!
Sąsiad z V chce wystosować petycję do spółdzielni o wymianę tego pionu. Niby się kiedyś już o tym mówiło, ale do niczego nie doszło. O to też strach się bać, jak to może wyglądać i co się może wydarzyć.
Żyjemy na bombie. Epidemiologicznej również.
Takie kanalizacyjne katastrofy sa straszne! Faktycznie w tym wszystkim nalezy sie cieszyc ze tylko brudna woda, bez innych dodatkow. Najgorsze ze mieszkajac w blokach jest sie podpietym do innych mieszkan, wspolnych rur co zmusza cierpiec chocby w Twym mieszkaniu byly funkcjonalne.
OdpowiedzUsuńCzasem jest tak ze bardziej sie oplaca wymienic caly pion na nowy zamiast latac stary i truchlec by sie znowu nie zatkal.
Oj, ostatnio z wszystkich stron donoszą o zalaniach a o zatkanych rurach jeszcze nie wspominali.
OdpowiedzUsuńWspółczuję i życzę żeby spółdzielnia załatwiła sprawę gruntownie.
Dygresja - w naszym drugim mieszkaniu w czasach PRL zrobili istotną oszczędność - nie można było zakręcić kaloryfera. Rezultat był taki, że w naszym mieszkaniu na 10 piętrze było przez większość czasu okropnie gorąco.
Przez większość dnia zostawialiśmy otwarte okno (a za oknem zima), ale na noc trzeba czasem było zamknąć, bo wiatr.
Wpadłem na pomysł - schodziłem do piwnicy i zakręcałem ogrzewanie w całym pionie, a raniutko - odkręcałem.
Niektórzy lokatorzy składali skargi do spółdzielni, ale jakoś mnie nie przyłapali.
Przeżyliśmy tam chyba 5 lat.
Miałam trochę Boglar w bibliotece, próbuje sobie przypomnieć czy sama czytałam, ale dzieciaki idą z duchem czasu i praktycznie każde pokolenie ma swoich autorów.
OdpowiedzUsuńU nas niestety także i gówniane ścieki śmierdzą, zwłaszcza gdy nad nami synowie do sąsiadów zjadą i wtedy bez spirali ani rusz, mają wymieniać rury w bloku, ale kiedy?
My tez na bombie, bo już dwa razy nas zalało...
Normalnie horror!!
OdpowiedzUsuńDlatego się cieszę, że mieszkam na samej górze. Nikt mnie nie zaleje, chyba że jakieś oberwanie chmury, którego dach nie przetrzyma. Ale to już dopust Boży, na który człowiek nie ma żadnego wpływu.
OdpowiedzUsuńJa bym takie nieponiszczone przez bibliotekarki wydania obu Leśniewskich chętnie przygarnął, ale skoro one były wczoraj, to pewnie już ich nie ma, no i nie będę ci zawracał głowy w trakcie fekalnego potopu zagrażającego w każdym momencie :D