Oj, to mi się podobało!
Do tego stopnia, że natychmiast się rozejrzałam w ofercie Ulubionego Praskiego Antykwariatu Online (w którym zresztą tę pozycję nabyłam niedawno) i zapakowałam do koszyka cztery inne książki tego autora, przed sierpniowym wyjazdem je zamówię i odbiorę już na miejscu hip hip hurra. Ivan Kraus jest satyrykiem i tego rodzaju twórczość chyba na obecnym etapie językowym najbardziej mnie pociąga.
Wcześniej znałam już jego brata Jana, on prowadzi(ł?) program satyryczny w TV i coś tam na You Tube oglądałam, a także w moich początkach przywożenia z Pragi czegoś po czesku na półce opatrzonej nazwą Film w innym antykwariacie znalazłam rodzaj rozmowy między nim a inną aktorką, Evą Holubovą (którą bardzo lubię). No, to kupiłam wtedy i czeka.
A tę rzecz nabyłam tak z okładki na stronie antykwariatu :) spodobała mi się, choć muszę już po lekturze przyznać, że sugerowała (okładka owa) więcej humoru, tymczasem treść jest owszem, w kluczu satyrycznym, ale napisana z dużą dozą melancholii, by nie powiedzieć smutku. Losy dużej rodziny, poczynając od pobytu w Oświęcimiu ojca, a kończąc na emigracji dzieci w czasie, kiedy przecież - wydawałoby się - miało być już tylko lepiej, bo skończyła się wojna, więc te losy to nie były przelewki.
Zresztą, można to zrozumieć już od pierwszej strony, gdy autor opisuje pierwsze spotkanie matki z jej bratem po 30 latach....
A teraz idę na fejsie dochodzić, gdzie oni wszyscy mieszkali :)
Początek:
Koniec:
Wyd. Academia Praha 2001, 126 stron
Z własnej półki (kupione 20 maja 2019 roku w Pradze w antykwariacie za 44 korony)
Przeczytałam 14 lipca 2019 roku
A co jest na pierwszych stronach, ze książka zaczyna się od 11? Przedmowa?
OdpowiedzUsuńJest tekst autora o tym, że gdyby umiał pisać nuty, napisał by bluesa i co by było dalej 😀
UsuńA na okładce - domyślam się - Adolf Born :)
Usuń