wtorek, 6 października 2020

Paweł Reszka - Czarni

Doczekałam się swojej kolejki w bibliotece. I nie dziwię się, że ta książka Reszki, podobnie zresztą jak inne jego reportaże, cieszy się taką popularnością.
Temat kleru jest w Polsce bardzo nośny, bo wiadomo: pedofilia, ostentacyjne bogactwo, seks.
Mój stosunek do wiary jest wyrównany (po prostu jej nie mam), ale do Kościoła ciągle nie. 
Nie miałam co prawda żadnych traumatycznych przeżyć - ot, najzwyczajniej w świecie byłam przez całe dzieciństwo zmuszana do uczestnictwa w praktykach religijnych, które niekoniecznie mają coś wspólnego z wiarą - klepanie zdrowasiek, klęczenie w kościele, ale także w domu podczas kolędy, całowanie relikwii (błeee), wpajany szacunek dla księdza jako istoty prawie boskiej, paciorek, nudne kazania, podczas których myśl błądziła zupełnie gdzie indziej, nie jeść śniadania, bo do komunii, w piątek ryba. No taki standard w katolickiej rodzinie, choć reprezentowany ten katolicyzm jedynie przez jedną stronę.
Więc właśnie kontakt z instytucją, a nie z wiarą.

I dopiero dzisiaj dla takich maluczkich jak ja wychodzi na jaw, jak bardzo ta instytucja szkodzi.
Nie mówię tu o tym, jak szkodzi polski KK krajowi, to odrębna sprawa.
Szkodzi wierze, bo wiele osób od Kościoła się odwraca, ale część z nich również traci wiarę. I samej sobie. 
Kościoły na Zachodzie pustoszeją, bo nawet ludzie głęboko wierzący wybierają inny sposób praktykowania (do czego w znacznym stopniu przyczynił się ten nasz święty). W Polsce katolickie tradycje, folklorystyczne bardziej niż duchowe, ciągle jeszcze trzymają się mocno, wspomagane deklaracjami idącymi z góry i prowincjonalnością typu co ludzie powiedzą, gdy dziecka nie poślę do komunii
Ale też powoli powoli zaczyna się ruszać. Co charakterystyczne, w książce pojawiają się kilkakrotnie wypowiedzi księży o tym, jak źle się czują wychodząc na miasto w sutannie. Że poza odczuciem bycia cały czas na cenzurowanym, spotykają się z negatywnymi reakcjami. 
Ale jak się to zaczyna? Skąd decyzja?
Właściwie wszyscy księża o seminarium mówią to samo. Nie chcę tu cytować drastycznych kawałków, wybieram takie bardziej stonowane. Więc może jedno zdanie podsumowujące ten temat formacji przyszłego księdza.
Ale jeśli przebrnąłeś przez 6-letni koszmar przycinania wszystkiego, co odstaje i przy tym nie straciłeś powołania (albo nie miałeś siły wrócić do punktu wyjścia mierząc się z reakcją rodziny), to zostajesz tym księdzem i - fakt, możesz się poczuć bogiem.
Okazuje się jednak, że ciągle pozostajesz smarkiem, którym można dowolnie dysponować.
No cóż, to korporacja, mocno zhierarchizowana. Walka jest beznadziejna. Ślubowałeś posłuszeństwo. Więc wóz albo przewóz. Godzenie się z tym, że nie będziesz mieć własnego miejsca. Że jeśli po drodze z kimś się zaprzyjaźnisz, to i tak ten kontakt prędzej czy później będzie zerwany.
Konsekwencją jest oczywiście samotność.
To było chyba dla mnie największym szokiem przy czytaniu.
Że nigdy nie zastanowiłam się, jak wygląda to życie księży po godzinach.
I skąd się biorą potajemne relacje z kobietami (nie tylko przecież z potrzeby seksu). Albo nałogi.
Książka Reszki odkryła przede mną drugi świat, ten niepodejrzewany. 
Pewnie, że zawsze można powiedzieć - sam chciał. Albo: wiedział, na co się pisze.
Ale czy 18-latek naprawdę wie, co go czeka, gdy pełen ideałów (zakładając te najlepsze intencje) idzie do seminarium?
Niektórzy chcą uzdrawiać instytucję. 
Bo spora część deficytów wynika z ograniczeń przez nią stawianych.
Nigdzie nie było powiedziane (kiedyś tam, za czasów Chrystusa), że księży musi obowiązywać celibat.
Że nie wolno im rozgrzeszać rozwodników żyjących w kolejnym związku.
Pamiętam, jak płakała moja przyszywana ciocia, która rozwiodła się z mężem-pijakiem i po jakimś czasie poznała porządnego człowieka. Wzięli ślub cywilny. Ona była wierząca i bardzo chciała sakramentów, i spowiedzi, i komunii. Nie, bo nie. Jeździła na Jasną Górę, licząc  że tam dostanie rozgrzeszenie. Naiwna, żądać opozycyjnego do przepisów myślenia od paulinów...
Czemu to ma służyć, pytają niektórzy księża. 
I co robić, żeby Kościół się zmienił.


Początek:
Koniec:
Wyd. Czerwone i Czarne Sp.k., Warszawa 2019, 375 stron 
Z biblioteki 
Przeczytałam 4 października 2020 roku

4 komentarze:

  1. Napisałaś prawdę Też pamiętam koszmar związany z wizytą księdza po koledze. To siedzenie jak na szpilkach bo może już idzie Mówisz że coś drgnelo, że może coś się zmieni Na to trzeba lat, bo dopóki ludzie się nie zmienią to będzie jak jest Społeczeństwo musi zrozumieć że ksiądz to nie Bóg tylko pracownik taki jak inni Temat rzeka z bardzo brudną wodą Pozd.Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, tak było - nasłuchiwanie, które drzwi się otwierają na klatce, an którym już jest piętrze :) Plus oczywiście obowiązkowy poczęstunek (którego, podejrzewam, i sam ksiądz miał serdecznie dosyć). Ale żebym zapamiętała jakąś rozmowę z rodzicami o tym, jak jest, co w życiu, jakie problemy - o, to nie. Z nami, dziećmi, to wiadomo - zeszyt od religii pokazać.
      Temat rzeka z bardzo brudną wodą - ładnie to ujęłaś :)
      Ja myślałam do tej pory, że jak nastąpi wymiana generacyjna, to będzie inaczej. Na przykład ja "musiałam" posłać córkę do chrztu i komunii, bo mama by chyba umarła, gdyby nie. No standard taki. Więc dla świętego spokoju i żeby jej nie robić przykrości. Ale moja córka już by tego robić nie musiała ze swoim dzieckiem, wiadomo. Więc przypuszczałam, że linia podziału będzie przebiegać w tym miejscu. Tymczasem nie, guzik. Brat niedawno mówił, że jedzie na Śląsk na chrzest dziecka swojego chrześniaka. Ja pytam, ale jak to, przecież to młodzi ludzie etc. "No ale rodzice chcą." Czyli dziadkowie. Czyli osoby z mojej już generacji.
      No jak się to ma skończyć?
      Bo oczywiście inna sprawa w przypadku wierzących naprawdę. Ale tu jest tylko linia najmniejszego oporu bądź tradycja.

      Usuń
  2. Kazania to w ogóle koszmar Jakieś dyrdymaly wypowiadane z ogromną egzaltacja. Pustoslowie, którego prawie nikt nie słucha i nie zapamięta z tego nic.T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jest tam o tym w rozdziale "Lenistwo". Mnóstwo gotowców w internecie, okazuje się, a także całe książki z przygotowanymi homiliami. Któryś z księży opowiada, że znał takiego, który książkę zaniósł do introligatora, żeby mu ją pociął na osobne kartki, bo po co ma dźwigać do kościoła całą, zabiera tylko właściwe na dany dzień kazanie :)
      Jest też sporo wypowiedzi na temat poziomu intelektualnego księży, o tym, jak nie czytają, nie chodzą do teatru czy kina, oglądają w TV pierdoły - no nie rozwijają się w ogóle. Bo najłatwiej usiąść z piwem przed serialem. Toteż niewiele mają do przekazania.
      A księżowski ton... ech!

      Usuń