czwartek, 13 maja 2021

Bohumil Hrabal - Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych

Pod starym postem o Hrabalu ktoś mi napisał, że poleca Lekcje tańca... Dlaczego właściwie tego nie czytałam, skoro parę lat temu pożyczyłam z bibliotek całą masę Hrabala? Trzeba to nadrobić. Zamówiłam w osiedlowej filii, poszłam odebrać - a tu egzemplarz bez obwoluty. 

No nie, jak to będzie na zdjęciu wyglądać? Wzięłam, bo głupio mi było wybrzydzać, ale wróciwszy do domu zadzwoniłam do innej filii z prośbą, żeby sprawdziła miła pani na półce, czy ich egzemplarz ma obwolutę. Miał, aczkolwiek sfatygowaną. Jeszcze trzeba było pokonać opór materii czyli systemu, bo nie chciał mi przyjąć zamówienia, skoro mam ten tytuł wypożyczony. Głupi ten system! No, ale pani mi odłożyła książkę na bok 😍 

Dzięki temu - proszę bardzo - macie tu Waldemara Świerzego. 

A to jeszcze nie koniec hrabalowskiej przygody. Ja się trochę bałam tej powieści, bo z katalogu wynikało, że ma prawie 600 stron i kiedy ja to przeczytam. A tymczasem to wydanie zawiera cztery powieści, a te pozostałe to mam osobno, jedną zresztą czytałam.  Tak że okazało się, że do przeczytania jest jedynie 68 stron 😊

Ale ale. Spójrzcie no tu niżej. Życie narzuciło mu wiele innych zawodów. Ha ha ha. Życie. Nie komuniści, którzy skazali czeską inteligencję na harówkę w kopalniach czy w bardziej lightowej wersji mycie szyb sklepowych lub palenie w kotłowni, tylko jakieś bliżej nieokreślone życie. Trudno mieć przecież pretensję do życia, prawda? I taki tekst na skrzydełku ktoś napisał w 1991 roku.


Ale co się tu denerwować na sprawy dawno minione, lepiej poczytać te Lekcje tańca, które były takim eksperymentem literackim (powstały w 1964 roku). Mianowicie jest to jedno zdanie. Mieliśmy i w literaturze polskiej powieść tak skonstruowaną - Bramy raju Andrzejewskiego. Z tym, że tam są dwa zdania, ale to drugie zawiera jedynie cztery słowa (słynne I szli całą noc). Ja tych Bram raju nie czytałam, odstrasza mnie temat (krucjata dziecięca w XIII wieku), choć wiem, że jest to tylko kostium historyczny, a chodzi o tworzenie się i oddziaływanie masowych idei, rozrachunek autora z komunizmem. Forma też mnie deczko przeraża. 

Ale Hrabal - nie, ten nie przeraża, ten zachwyca. Wielki pábitel czyli opowiadacz, taki knajpiany, gdzie przy piwie liczy się tylko ten, który opowie ciekawą historię. Bohater Lekcji tańca opowiada jedną historię za drugą, przeskakuje z tematu na temat, wspomnienia austriackiego wojska mieszają się z wytycznymi z podręcznika higieny płciowej, wartko płynie strumień świadomości, a kropki są niepotrzebne, skoro opowieść nigdy się nie kończy.

Początek:
Koniec:
Teraz mi żal, że nie mam egzemplarza na własność 😐





Wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1991, 68 stron

Seria Współczesna Proza Światowa

Tytuł oryginalny: Taneční hodiny pro starší a pokročilé 

Przełożył: Andrzej Czcibor-Piotrowski

Z biblioteki 

Przeczytałam 12 maja 2021 roku

 

NAJNOWSZE NABYTKI 

Mówiłam, że już nic nie kupuję w Ulubionym Praskim Antykwariacie, prawda? Mówiłam. Raz, że nie mam miejsca, a dwa, że w marcu zdrożała straszliwie przesyłka.

No, ale zaglądam, a tam ten przewodnik po stalinowskiej Pradze. Jeszcze go w życiu nie widziałam! Wyszedł w 2018 roku, więc powinien był rzucić mi się w oczy w księgarniach - ale jakoś nie. A skoro po raz pierwszy pojawił się w antykwariacie, to nie mogłam przepuścić takiej okazji.  Z Pragi bym go i tak nie przywiozła, bo to masakryczna cegła, 966 stron (chrzest Polski) i większy format. Jeszcze się nim oczywiście nie nacieszyłam, bo leży na kwarantannie.

Z działu pragensie dobrałam jeszcze cztery sztuki - można mnie podziwiać, bo powstrzymałam się przed zajrzeniem do literatury pięknej - i teraz taka śmieszna sprawa. Tytuł Střípky z újezdské historie nic mi niby nie mówił (Ułamki ujezdskiej historii), ale wykombinowałam sobie, że to będą wspomnienia mieszkańców ulicy Újezd na Małej Stranie.  Którą to ulicę naturalnie darzę sentymentem, choćby z tego prostego powodu, że w kawiarence Pod Guziczkiem przy tej ulicy jadłyśmy z Psiapsiółą z Daleka pyszne chlebíčky i patrzyłyśmy przez okno na zadeszczone tramwaje i ludzi umykających pod parasolami. Toteż zamówiłam. Na drugi dzień w wolnej chwili w pracy sprawdzam w internecie, co piszą o tej książce - i cóż się dowiaduję? Że to o historii jakiejś miejscowości Újezd nad Lesy! 

No nie! Już miałam skrobnąć maila do antykwariatu, żeby mi to odliczyli i że w ogóle przez pomyłkę dali to do pragensie i dlatego zamówiłam, gdy... gdy doczytałam, że Újezd nad Lesy od 1974 roku jest częścią Pragi 😁 Specjalnie zabytkowy nie jest, ale skoro tak, to już niech będzie i może nawet w sierpniu się tam wybiorę. Jeśli, to w środę między 13.00 a 19.00, bo wtedy jest czynne miejscowe muzeum 😉 Tylko żadna posiadana przeze mnie mapa Újezdu nie obejmuje i muszę sobie chyba druknąć z google maps. Mam już nawet zlokalizowany tamtejszy cmentarz - bo ja zawsze łażę po cmentarzach.

Taka historia. 

A jutro jest moja wielka prywatna rocznica - 14 maja 2016 roku byłam po raz pierwszy w Pradze. Pięć lat minęło od tej chwili, gdy najpierw się przeraziłam "turystycznością" Pragi i chciałam uciekać, a zaraz potem zakochałam po uszy. Gdyby nie pandemia, szykowałabym się do kolejnego majowego wyjazdu, tymczasem dziś jest 631. dzień bez Pragi. Ale komu pandemia nie pokrzyżowała planów?

 

A teraz przejdźmy do spraw bardziej codziennych czyli kulinariów.

We wtorek miałyśmy na obiad tofu. Z cebulką, jak radziła Anka która jest z tofu za pan brat.

W środę natomiast trzeba było zużyć resztę pieczarek z zeszłego tygodnia. Już nigdy nie kupię na promocji w Lidlu pudełka pieczarek. Pół kilo na nas dwie to jest za dużo na jeden raz, a potem trzeba kombinować, co zrobić z resztą 😁 Powstały w każdym razie naleśniki.

Ale nie takie zwykłe naleśniki. Znalazłam bowiem na YT przepis na naleśniki z ziemniaków 😮

  

I słuchajcie, ja to jestem taka głupia, że jak na to patrzyłam, to myślałam zbrzydzona łeeee, jak to, surowe ziemniaki... I dopiero po chwili sobie uświadomiłam, że jak się smaży placki ziemniaczane, to też z SUROWYCH ziemniaków 😅 Z pieczarek miałam zrobić sos, ale mi się w trakcie smażenia naleśników odechciało, więc były takie sauté i też się zjadło. A na drugi raz będę robić naleśniki na dwóch patelniach dla akceleracji (w końcu i tak to moja córka zmywa, a nie ja). Wyszło osiem sztuk z tej ilości.

A dziś był makaron z warzywami z patelni. Powolutku kończę moje zapasy makaronowe, przewidziane chyba na 10 lat - i nie były to zapasy zrobione w marcu 2020, gdy wszyscy się rzucili po drożdże i ryż, bynajmniej nie, jeszcze wcześniejsze, wiecznie, jak były tygodnie włoskie albo chińskie czy japońskie we wspomnianym sklepie, to wlokłam do domu kolejne opakowania. I już myślałam, że do końca życia nam wystarczą, ale nie, bo córka się do makaronu przekonała ostatnio, więc co tydzień jemy.


30 komentarzy:

  1. A "Praga magiczna" - do kompletu z przewodnikiem osobistym Szczygła - już kupiona, czy masz może pierwsze wydanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co chcesz przez to powiedzieć? Że wyszła na nowo i skończą się te ceny z sufitu na archiwalne egzemplarze?

      Usuń
    2. No wyszła, wyszła:) Też miałam Cię o to pytać.

      Usuń
    3. Ładne kwiatki! Chyba nie chciałam tego wiedzieć :)
      A już miałam obmyślony nowy rodzaj prezentu, jaki sobie mam zażyczyć pod choinkę - że już nie książki, tylko jakiś abonament, subskrypcję czy co. I co teraz.

      A poza tym, cieszę się, że Cię widzę, Moniko!

      Usuń
    4. :))) Miło mi:) Jestem, jestem. Zawsze czytam, co u Ciebie, nie zawsze piszę;) Przenosiliśmy się w pracy do nowego lokalu. Przeniesienie księgarni na własnych plecach (dosłownie!) wykończyło mnie (też dosłownie!). Od poniedziałku będę miała urlop, więc robię sobie nadzieję na odpoczynek i regenerację.
      Przepraszam Pana Dariusza, że wcięłam się w nie swój wątek:)

      Usuń
    5. Ach tak - przenosiliście księgarnię własnymi ręcami?... Co to ludzie nie zrobią, żeby zaoszczędzić :)
      Czy w związku z powyższym będziesz teraz miała dalej czy bliżej do roboty?

      Usuń
    6. Tyle samo:) To w tym samym budynku. Ale miasto nie było dla nas łaskawe i w starym miejscu nie mogliśmy zostać.

      Usuń
    7. Ha ha, to ci przeprowadzka. No nic, przynajmniej dawni klienci nie uciekną.

      Usuń
    8. To prawda. Ale jednak różnica jest. Musieliśmy 2 piętra zmieścić na jednym znaczenie mniejszym. Ale już. Było minęło:)

      Usuń
  2. Nie czytałam tej ksiązki Hrabala...
    Ale bardzo lubię i cenię tego pisarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkiego też do tej pory nie ogarnęłam ;) Tym bardziej się cieszę na pozostałe.

      Usuń
  3. Dla mnie Hrabal to przede wszystkim oniryczne "Obsługiwałem angielskiego króla".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dla mnie akurat "Obsługiwałem..." jest jakieś takie najmniej hrabalowskie... ale kiedyś jeszcze sobie przypomnę, może zmienię zdanie :)

      Usuń
  4. Mało znam Hrabala. Muszę się zainteresować, co mają w naszej bibliotece...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję zacząć od najklasyczniejszej klasyki :) czyli od "Pociągów pod specjalnym nadzorem". Jeśli mają, oczywiście.

      Usuń
  5. Zapas makaronu mam chyba na 20 lat, bo lubimy i mąż wyszukuje ciągle nowe rodzaje.
    Jadłam tofu, ale niestety, zamiast tofu wole po prostu bez mięsa, niż z udawanym...
    Życzę Ci szybkiego powrotu do Pragi, a najlepiej byłoby tam na jakiś czas zamieszkać:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na 20 lat... to widzę, że są lepsi ode mnie :)
      Tofu trzeba zamarynować, bo takie samo z siebie jest kompletnie bez smaku. Ale ja nie traktuję go jako zamiennika mięsa, tylko inne źródło białka.

      Byłoby najlepiej... a może wcale nie? Może by mi miłość przeszła? Nigdy nie wiadomo. Przecież zawsze tęsknimy za tym, co daleko.
      Nie wiem, czy by Monika chciała zamieszkać w Krakowie. No, chyba, że na Salwatorze ;)

      Usuń
    2. Ja chyba jednak wolę tęsknić:)

      Usuń
    3. Znam to także, lubię wyjeżdżać, mam ulubione miejsca, ale lubię tez wracać:-)

      Usuń
  6. Nigdy nie jadłem tofu, ale to dlatego, że trudno mnie przekonać do nowinek :-) Choć ponoć jest smaczne :-) Może kiedyś :-) Co do miejsca na książki, to jak się uprzeć to i łazienkę na bibliotekę można przerobić :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. I cały kwartecik jest w jednym tomie?? No to ja to muszę namierzyć w internetach koniecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Ale ja mam dwie w tej samej serii wydane z osobna plus Postrzyżyny jeszcze w innej serii, to już mi się -jak to mawiała jedna koleżanka - NIE KARKULUJE :)
      Ale jeśli nie masz wcale, to pewnie, bierz!

      Usuń
  8. Ja tez lubie opowiastki ktore sie odbywaja niechcacy - przy posilkach albo w czasie gry w karty - czesto jedno slowo rodzi caly lancuszek smiesznych i dziwnych dyskusji. Nie jestem pewna czy podobalyby mi sie w wersji ksiazkowej jako ze te na zywo wprowadzaja inna i intymniejsza atmosfere, moje uczestnistwo.
    Masz szczescie do dobrych ksiazek - ja wypozycze np 10 a z nich przeczytam moze polowe, reszte odrzucajac.Z bibbliotek korzystam juz tak dlugo iz wyczytalam to co lubie, obecnie wiec zapycham potrzebe tym co jest.
    Twe potrawy wygladaja niezmiernie apetycznie.
    Spotkalo mnie cos ksiazkowego, opisze wkrotce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnie bywa z tym wypożyczaniem. Całkiem niedawno wzięłam trzy książki jednej autorki, o których przeczytałam na zaprzyjaźnionym blogu. Zabrałam się do pierwszej, tej, która miała być najlepsza - i zonk, nie przebrnęłam przez pierwszą stronę. Może to był zły dzień... ale tak się zraziłam, że oddałam wszystkie trzy nieprzeczytane :)
      Czekam na ten Twój książkowy wpis, bo już widziałam gdzieś, że się zapowiada :)

      Usuń
  9. Małgosiu, Twoje tofu wygląda bardzo apetycznie. Kupuję w Biedronce (tylko ją mam pod ręką) tofu w zalewie tymiankowej i chili. Powiem Ci, że bardzo mi smakuje po prostu do chleba z masłem i niczego więcej nie trzeba, porcja w sam raz na śniadanie czy kolację. Nawet teściowa czasem zje myśląc, że to pasztet :) Życzę Ci tej Pragi, bo wiem jak to jest tęsknić za ulubionym miastem :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, widzisz, ja z Biedronki korzystam bardzo rzadko, bo nie ma jej na moim osiedlu, toteż nawet nie wiedziałam, że istnieje gotowe tofu w zalewie. W Lidlu widzę tylko naturalne i wędzone i to wsio.
      Natomiast do smażenia rano przygotowuję taką zalewę, znalezioną gdzieś w internecie:
      - sos sojowy jasny, olej (po 2 łyżki)
      - sos sojowy ciemny (1 łyżka)
      - sok z cytryny, miód (po 1 łyżeczce)
      - imbir, kurkuma (po pół łyżeczki)
      - kolendra mielona (3/4 łyżeczki)
      - papryka ostra (1/3 łyżeczki)

      Usuń
  10. Wypróbuję, brzmi wspaniale :) W Biedronce jest spora oferta gotowych produktów vege, już się nie martwię, że nie będę miała nic smacznego do zjedzenia. Fakt, że głównie sama coś przyrządzam, ale takie gotowce są bardzo wygodne. Nie mam problemu, że mój vege-synek wpadnie i matka nie będzie miała go czym poczęstować ciekawym. Na razie nie chce wejść do domu, widujemy się tylko czasem na zewnątrz, bo nie chce nas narażać i mieć na sumieniu. Dopiero po szczepieniach obiecał "normalność".

    OdpowiedzUsuń