czwartek, 22 lipca 2021

Franciszek A. Bielaszewski - Tak, panowie, idę umrzeć. O Hrabalu i piwoszach

 

To była druga CIENKA książeczka, którą zabrałam w podróż. 

Zastanawiam się nad tym swoim upodobaniem ostatnio do cienkich książek. Niby sobie to zawsze racjonalizuję - że do tramwaju, że do pociągu. Ale tak naprawdę to chyba po prostu wolę teraz rzeczy krótsze, a długie, obszerne jakoś mnie zniechęcają. Pomyśleć, że w dzieciństwie podczas czytania chciało się, żeby książka nigdy się nie skończyła!

Teraz można pomyśleć, że nie chodzi mi tyle o czytanie, co o odfajkowywanie kolejnych i kolejnych pozycji 😂 A przecież tak nie jest - nie umiem żyć bez czytania. Całe życie z nosem w książkach.

Widać taki czas. 

Znalazłam to kiedyś na allegro nie szukając czyli przypadkiem, bo nie miałam pojęcia o istnieniu tej książeczki. Może mi się pokazało, gdy szukałam czegoś Hrabala. A może znalazłam u sprzedawcy, u którego zamawiałam coś innego?

Niestety to egzemplarz biblioteczny, co widać wszędzie: na okładce, na grzbiecie, w środku. Biblioteka Publiczna Miasta Warszawy, Wypożyczalnia nr 43. Brzydko mieć takie książki w domu. Chociaż przecież mają też swoją historię...

Na początku nie spodobała mi się. Czytam - pierwsza strona, druga strona - ciągle te wielokropki, te fragmenty zdań. A potem zdałam sobie sprawę, że przecież tak się właśnie gada w gospodzie, a cała książka to pokłosie tych wieloletnich rozmów przy stole štamgastów czyli bywalców danego lokalu. Słynne hrabalowskie pábení - snucie opowieści dziwnej treści, jak się mawia u mnie w domu.

Piwiarnia U zlatého tygra, o której tu się od razu na początku wspomina, jako tej najbardziej związanej z Hrabalem - żeby było śmieszniej znajduje się przy ulicy Husovej, gdzie mieszkam ostatnimi czasy. I nie poszłam tam nigdy.

Ja się jakoś boję. No co ja tam niby miałabym robić? Gapić się na słynny stół i wypatrywać, kto tam teraz siedzi? Czy upewniać się, że On tam już naprawdę nie siedzi? 

W ogóle te najsłynniejsze praskie knajpy mają złą renomę w sensie traktowania turystów - a kto jest turystą, od razu widać. To już wolę wcale nie iść 😄 Ale sam czeski zwyczaj chodzenia do gospody i spędzania tam całych wieczorów wydaje mi się... interesujący. Inna sprawa, że gdy przechodzę koło stałych bywalców w ogródku mojej osiedlowej piwiarni, nie jestem zainteresowana 😁 

Może to dlatego, że czeska gospoda wytworzyła w dużym stopniu czeską kulturę. To był ośrodek życia towarzyskiego, społecznego, w gospodzie zawiązywały się amatorskie teatry (a Czesi mają ogromną tradycję takowych) i rozmaite stowarzyszenia.

Początek:

Koniec:

Półka trochę czeska, ale nie tylko. Tu muszę donieść, że trochę ostatnio poprzestawiałam i zrobiło mi się miejsce na jakieś 6-8 książek, więc z lekkim sercem posłałam zamówienie do księgarni. Bo od 2019 roku wyszło sporo pragensie, a w walizce tego nie przywiozę (chyba, że wyrzucę z niej w Pradze wszystko inne). I teraz dostałam info z czeskiej poczty, że 10 lipca paczka została wysłana do kraju przeznaczenia. A poczta polska twierdzi, że do tej pory takiej przesyłki nie zarejestrowano. Pani z księgarni (która mnie zatytułowała paní Malgorzatová 😅) zadzwoniła do czeskiej poczty, gdzie jej powiedziano, że przesłanie paczki do innego kraju trwa nieraz i dwa tygodnie. 

Fajnie. Dostanę te książki przed wyjazdem czy nie?


Wyd. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2003, 123 strony

Z własnej półki

Przeczytałam 18 lipca 2021 roku


Polecam świetny film na You Tube - PÓŁTORA KOTA /Полтора кота, reż. Andriej Chrżanowskij, 2002

Złożony z urywków wspomnień, wierszy, rysunków Josifa Brodskiego, a opowiadający o czasach jego dzieciństwa w ukochanym Leningradzie aż do momentu, gdy władza radziecka go, delikatnie mówiąc, wyprosiła z ojczyzny.

To takie preludium do pełnometrażowego filmu Półtora pokoju. Zbieram się do obejrzenia go już od kilku lat. Najwyraźniej filmy też ostatnio lubię tylko "cienkie" - tu 27 minut 😏

A skąd półtora kota? Sąsiedzi Achmatowej mieli kota-bandytę. Poetka mawiała:

- To nie kot, to... po prostu półtora kota! 

 

Są napisy angielskie dla niekumatych!

16 komentarzy:

  1. Filmu lubię pełnometrażowe, ale juz seriale moga sie ciagnąć w nieskończonośc, potem trudno sie rozstac;) Natomiast ksiązki wolę zdecydowanie te krótsze, zwłaszcza kryminały - jak mam pamietać na 500. stronie, co sie działo na poczatku?! Simenona ostatnio 'połknęłam' w chwilke, ale miał 100 stron i moge sie zabrac za nastepnego. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale oglądasz te seriale ciurkiem, czy cykasz sobie po jednym odcinku?

      Usuń
    2. Od jakiegos czasu, czyli odkąd mam Netflixa, ciurkiem i przyznam, że bardzo to lubię, ba, inaczej cierpię ;) teraz czekam, kiedy będzie juz całośc 'Kruka..." na player.pl i wtedy wykupie dostep na miesiąc, żeby zobaczyc całość.

      Usuń
  2. A wiesz, to zależy. Generalnie rzeczywiście lepiej się czyta te krótsze, ale czasem można trafić na taką, którą się łyka, niezależnie od jej objętości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w planie kilka 2-tomowych powieści i ciągle odkładam na później, bo się boję 😂😂😂

      Usuń
    2. Witam serdecznie... tak te wielokropki... są teksty, w których ich nie używam... ale "hospoda" ma swoje "prawa"... spędziłem w praskich gospodach wiele lat... lecz z niektórymi spotykałem się w domu lub na daczy... to był Hrabal... Havel... Kadlec... Mazal... Vodicka... w zeszłym roku byłem na ślubie syna i wstąpiłem do Tygrysa... nasz tamten świat umarł z Hrabalem i odejściem większości stałych bywalców... zawsze jak jadę do Pragi to dzwonie do przyjaciół... i zwołuję na spotkanie w gospodzie U Złotego Tygrysa... jeżeli mogą to za każdym razem przychodzą... cieszymy się że znowu jesteśmy razem... lecz tak naprawdę jest w nas smutek... tęsknota za czymś czego nie ma i nie będzie... co mogę jeszcze napisać... przerosić za te "denerwujące wielokropki"... jeżeli ktoś chce... to jestem na "fejsie"... moc zdravim - franciszek .a bielaszewski

      Usuń
  3. Komentarz może nie na temat dzisiejszego blogu, ale z blogiem powiązany. Swojego czasu pisałem, że jestem pełny podziwu dla ilości posiadanych książek i zastanawiałem się, czy przypadkiem kiedyś nie zawali się pod ich ciężarem podłoga.

    W ubiegłym tygodniu byłem w miejscowości Bowmanville w Ontario, w której znajdował się obóz jeniecki dla niemieckich żołnierzy podczas II wojny światowej. Jeńcy próbowali wiele ucieczek, m. in. budując tunel, a usuniętą ziemię ukrywali na strychu jednego z budynków. Tunel został odkryty w 1943 roku przez strażników z bardzo prostej przyczyny—pod ciężarem nagromadzonej ziemi zawaliła się podłoga strychu. Czytając tą historię, od razu przypomniałem sobie o Twoich książkach…��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No super 🤣🤣🤣 Dzięki za optymistyczne prognozy!
      Pamiętam, niestety, o tym niebezpieczeństwie, ale nic z tego nie wynika... A jeszcze dodaję własne kilogramy 😂😂😂

      Usuń
  4. "Brzydko mieć takie książki w domu"?
    Ale dlaczego?
    Nie widać żeby była mocno zaczytana. I na pewno nikt jej nie ukradł przed sprzedażą, bo są dowody (pieczątki) że wycofana z księgozbioru.
    Dla mnie taki egzemplarz z historią to coś fajnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo wygląda na półce właśnie jak ukradziona 😉

      Usuń
  5. A te wielokropki nawet w takiej porcji tekstu, jak na zdjęciach są irytujące. I nie przekonuje mnie teza, że to niby ma oddawać tok piwnej rozmowy w gospodzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka jest cała tak napisana. Ale naprawdę po chwili przestało mi to przeszkadzać, jakoś dobrze oddawało kadencję nie tylko tych rozmów, ale samego sposobu myślenia nawet. Zwłaszcza, gdy się spróbuje czytać na głos.

      Usuń
  6. Ogólnie czas pędzi i się wręcz kurczy, stąd "na szybko" bardziej pasują cienkie książki. Ja też uwielbiałam grube tomiska i byłam zła, ze się książka skończyła choć czytałam ciurkiem od początku do końca i nie znosiłam przerywać czytania. Miałam mordercze instynkty gdy mi ktoś przeszkadzał 😁 Teraz ślepa jestem, a mimo to jak zacznę - muszę skończyć 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację z tym skurczonym czasem 😒 może to być przyczyna...

      Usuń
  7. Upodobania nam się zmieniają, ale np. za opowiadaniami nadal nie przepadam, zabieram do tzw. poczekalni.
    W Czechach przyglądałam się właśnie piwiarniom, mnóstwo tam kobiet także i inna zupełnie atmosfera...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za komuny jeszcze wynajmowaliśmy mieszkanie w Nowej Hucie. W "drodze do i z Krakowa" przejeżdżało się obok piwiarni, która miała ogródek. Ale nie było tam stolików, tylko wysoki drewniany płot, na którym od wewnątrz była naokoło zawieszona półka na postawienie kufla. I tam wiecznie sterczały głowy chłopów, ledwo widoczne znad płotu 🤣🤣🤣
      Nawiasem mówiąc, to byli tzw. fizyczni. Piwo miało złą sławę w tamtych czasach u nas.

      A w Pradze widuję takie półeczki przymocowane do muru lokalu od ulicy, przy chodniku. Zwłaszcza odkąd wprowadzono zakaz palenia w lokalach, bywalcy wychodzą więc sobie z kuflem na papieroska na ulicę 😃

      Usuń