Właściwie to bym tak sobie marzyła - że jak przyniosę do domu jakąś książkową zdobycz, to ją od razu przeczytam, a jedynie w chwilach pomiędzy będę sobie wybierać coś ze starszych. Ale to się tylko tak gada, a nic z planów nie wychodzi. Siódme wtajemniczenie przeczytałam jednak prawie od razu, bo przyniosłam je z budki 22 października. Nie można się było powstrzymać - tyle lat nie miałam własnego egzemplarza! Raz chyba czytałam z biblioteki. Nie jest to takie wydanie, jak bym chciała (choć ilustracja na okładce Czeczota), ale lepszy rydz niż nic, więc wreszcie mam i szlus.
Twierdza Persil, Wielka Kołomyja Elementarna, Wielki Wander. System butelkowy, Inocynt Ankohlik, starzyk i jego koza. Opresyjna szkoła, dwa walczące ze sobą gangi i brak możliwości bycia pomiędzy, niełatwe życie chłopca, którego ojciec ze względu na charakter pracy jest przenoszony z miejsca na miejsce, utrata złudzeń. Jak się wyrasta z dzieciństwa, choćby się i nie chciało.
Koniec:
Wyd. "Śląsk" 1984, 301 stron
Z własnej półki
Przeczytałam 1 listopada 2025 roku
Najnowsze nabytki
czyli urobek z minionego tygodnia. Już by prawie było wyjątkowo mało, gdy ktoś wczoraj wieczorem złośliwie zapełnił naszą knihobudkę 😂
Jak pomyślę, ile w domu pokutuje książek takich, jak na tej dolnej półce... Czyli książek nie "do czytania", tylko głównie konsultacji. Że dla dziecka kupowane. I czas tej konsultacji często w ogóle nie nadchodzi. Owszem, trochę się już pozbyłam, ale nadal jest ich bardzo dużo, tak szkoda to wydawać. Ale tu ktoś zdobył się na męską decyzję i czy mu było szkoda czy nie - wyniósł. Brawo ten ktoś!
Więc urobek prezentuje się tak:
I nie nie nie - nie zatrzymuję wszystkich. Zemsta jest na wymianę, językowe owszem, zbieram, więc chwilowo zostają 😁, Dieta warzywno-owocowa jest tylko do przejrzenia, Poradnik dla leniwych do przeczytania i wyniesienia (nie wiem, czy jeszcze mi coś mogą doradzić, jestem leniwa z natury), takoż Mord w Meksyku, który już zaczęłam, żeby tym szybciej się pozbyć. Imperator jest o Rydzyku, więc też pytanie, czy będzie mi się chciało studiować takie grube tomiszcze, ale no, na razie zostaje. Na samej górze jakiś film Passendorfera z Siemionem i Chamcem. Hiszpański niby brałam dla koleżanki z Fabryki (jedna się uczy hiszpańskiego, druga francuskiego i łapię dla nich, co tylko znajdę ciekawego z tego zakresu), ale już się schytrzyłam - zresztą ona przecież nie jest początkująca, po co jej to - i zostawiam dla siebie, w końcu plany językowe na przyszłość mam SZEROKIE 🤣🤣🤣
A poza tym Szyszkodar już szykuje dla mnie torby z następną dostawą, więc STRACH SIĘ BAĆ.
Dzień z życia emerytki
Zgodnie ze statusem wybrałam się do lekarza. Tego, co mnie naraził na globusa koniecznością badań na czczo. Czy Wy wiecie, do czego to doszło? Wizytę miałam na 12.00, więc nastawiłam budzik na 8.00. Tak, nastawiłam budzik, tak się człowiek rozleniwił, że szkoda gadać - a nuż się nie obudzę na czas?
Mało tego, miałam termin do okulisty - czas na okulary wreszcie - na 31 grudnia na 9:30 i zadzwoniłam, żeby zamienić na późniejszą (co ja tak będę się zrywać o świcie, jeszcze w zimie). Nowy dostałam co prawda dopiero na 19 lutego, ale na 14.30 😎
Przygotowałam się do wizyty, znaczy założyłam takie wypasione majtki na wypadek, gdyby kazał mi się położyć na kozetce (na próżno) oraz naszykowałam kartkę z wypisanymi nazwami tych badań, że go poproszę o podanie mi wyników (które szły bezpośrednio do niego) i tylko sobie je szybciutko zapiszę. Pan doktor jednakże nie był głupi, żeby tracić czas na takie zabawy i mi je wydrukował. Wszystkie są w normie, drodzy państwo, wszystkie siedem. Cóż było robić, wypisał mi zlecenie na kolejne cztery (w tym kurna HIV antygen, co on sobie wyobraża? poprzednim razem pytał, czy piję) i widzimy się za miesiąc. W rejestracji mi chcieli wtrynić ranną godzinę, ale się nie dałam i znów na 12.00 😎
Takie drzwi tam mają przytentegowane do ściany, ale bez żadnej informacji, co i jak.
Po wizycie udałam się do orientalnego sklepu (co to sobie obiecałam, że co jakiś czas będę w nim kupować 50 g kolejnego gatunku herbaty).
W związku z tym, że rozrasta mi się kolekcyjka tych herbat, a pojemniczek miałam tylko jeden - latałam ostatnio prawie codziennie do Pepco w nadziei, że rzucą znowu dostawę takich. Bo mi pani powiedziała, że na pewno będą, bo to stała oferta. Tymczasem były tylko duże, jak na makarony czy ryże. Ale wreszcie rzucili i kupiłam mały zapasik 😁 Znaczy mam w zapasie jeszcze jeden, w którym aktualnie jest trochę słonecznika, gdybym tak chleb piekła albo co.
Ale oczywiście one nie mogą tak stać na blacie i zagracać, więc teraz czeka mnie rewolucja w szafce nad głową, żeby zrobić im miejsce. Otóż znów (przez przypadek) obejrzałam filmik na YT o porządkowaniu kuchni, ale nie z tych azjatyckich, co to dziołchy wywalają wszystko z szafek i szuflad i niby czyszczą, a tam dla niepoznaki jeden paproszek leży. Nie, to był hardkor radziecki i nawet oglądałam dlatego, żeby posłuchać języka - jakby ktoś się uczył, to się może dowiedzieć nazw tych rozmaitych kuchennych przyrządów.
No i jak tak obejrzałam, to zaraz oczywiście zachatiełos iść do własnej kuchni i czegoś się pozbyć 😁 Na pierwszy ogień poszedł opiekacz, który kiedyś przywiozłam ze Śmieciarki i nawet do tej pory nie odczyściłam w środku. Melduję, że wyniesiony do knihobudki i nawet już stamtąd zabrany (w odwecie ktoś tam wczoraj postawił ekspres do kawy). To oczywiście nie rozwiązuje problemu, bo opiekacz był w szufladzie, a miejsca na herbatę potrzebuję w szafce wiszącej - więc mój plan na dziś/jutro jest taki, żeby wynieść trochę kubków i innego szkła. Trzymajcie kciuki.
Wracajmy do reszty emeryckiego dnia. Chleb (na święta 😂) kupiła córka, więc niby wszystko było załatwione, ale zadzwoniła sąsiadka, żeby jej zrobić zakupy. Już dostała w poprzednią sobotę delikatny opierdol, bo nie może tak czekać na ostatnią chwilę, a ja nie będę stała w kolejkach durnowatych. Tym razem zawiodła ją wnuczka, która miała, ale coś tam... no dobrze.
Z obiadem nie musiałam się bawić, bo była zupa brokułowa z poprzedniego dnia, więc spoko. Coś tam porządków porobione w moich książkach, a pod wieczór seans filmowy, bo córka od dawna zastrzegała się, że w Halloween razem oglądamy Obcy - ósmy pasażer Nostromo. Kobyłka u płota. Robi wrażenie jednak, w końcu to tak stary film, a dali radę z tym całym s-f. Ja to widziałam chyba ze 40 lat temu 😁 Córka się teraz odgraża, że następny będzie Blade Runner, a ja mówię, że może Mission Impossible (bo tego nie widziałam).
Po filmie z siatami do knihobudki, z tymi książkami, co je wcześniej naszykowałam do wyniesienia. Trzy obroty! Spotkanemu sąsiadowi wyjaśniłam, że to moje przebranie na Halloween - za Matkę Polkę. A przy budce spotkane dwie dziewczyny, zasłyszałam ich rozmowę, że tak jakby planują jakieś ulepszenia, więc się wtrąciłam i od słowa do słowa już jesteśmy w kontakcie i umówione na różne akcje, być może wymianę regaliku na coś porządniejszego, w sensie zamykanego w tym naszym wilgotnym klimacie przez większość roku.
Jeszcze tylko rozmowa z bratem, poczytać coś do poduszki i lulu.
Brat był w Kielcach na badaniu i zajrzał do Ojczastego, który o dziwo miał jakiś przebłysk świadomości, bo załapał, że brat tam jest. Miał mu obciąć paznokcie, ale okazało się, że obcięte, znaczy świadczą i tę usługę. Będzie jeszcze golony, ale jak przyjdzie jego kolej wedle grafiku, powiedziała opiekunka. Która zameldowała również kolejny incydent kałowy (bez pretensji, tylko sprawozdawczo)... dała mu jakieś ziółka i przez trzy dni czyściło, że może za dużo...
Ech. Wyświetliło mi się na FB wspomnienie sprzed ośmiu lat... jaka kolosalna różnica...
A wczoraj przeglądałam stary mamy album, prawie wszyscy już odeszli, z tego zdjęcia poniżej jestem jeszcze ja (na rękach) i kuzynka w marynarskim ubranku.
Posłałam kuzynce niektóre z tych zdjęć, zadzwoniła i zaczęły się wspominki. Że bardzo lubiła chodzić z moimi rodzicami do lasu i pchać wózek z moim bratem - on był słabo zabezpieczony z przodu i z tyłu (w domu się mówiło na niego traktor) i jak tylko się pokonywało jakąś różnicę terenu, to było niebezpieczeństwo, że się dziecko zsunie. I owszem, raz jej wypadł, więc potem już mogła prowadzić wózek tylko po płaskim.
Brat, jak się o tym dowiedział, napisał no tak, teraz zaczyna mi się to wszystko składać, a potem rozpatrzę z moim prawnikiem, czy jej nie pozwać 🤣 Ja osobiście spadłam z kolei ze schodów, gdy babcia odwróciła się, żeby zamknąć drzwi od mieszkania i mama opowiadała, że babcia bała się przyznać do wypadku, że może nie będę mówić i dopiero, gdy prawidłowo się rozwijałam, powiedziała o tym mamie.









